Wielki dylemat tektoniczny

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 139 (5/2021)
Tytuł oryginalny: „A Great Tectonic Dilemma”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 28, nr 4

Dr James Maxlow

 

Dla większości ludzi tektonika nie jest pierwszą ani nawet ostatnią rzeczą, która przychodzi im do głowy, kiedy wstają rano z łóżka. Wolą zostawić wszystkie sprawy z nią związane tak zwanym „ekspertom”. Tektonikę określa się jako procesy kontrolujące budowę i właściwości skorupy ziemskiej oraz jej ewolucję w czasie i obecnie większość uważa ją za synonim tektoniki płyt. Teorię tę akceptują powszechnie zarówno naukowcy, jak i społeczeństwo, i przyjmuje się, że łączy ona odpowiednio wszystkie cechy geologiczne Ziemi, od wieku i składu dna oceanicznego do wypiętrzania się gór, a także rozmieszczenia gatunków roślin i zwierząt w przeszłości.

Jednakże nie każdy wie, że w ciągu swojej historii nauka była zaśmiecona ogromną liczbą sławnych i mniej sławnych teorii, które przedstawiano i promowano w celu wyjaśnienia różnych spraw na temat życia, Wszechświata i wielu innych rzeczy.

Jeden z klasycznych przykładów naukowych dylematów dotyczył astronomii w okresie średniowiecza. Do XVI wieku nauka i Kościół czciły geocentryczny, czyli ptolemejski model Wszechświata.

Ten geocentryczny model trwał niewzruszony przez ponad 1500 lat i był akceptowanym opisem kosmosu w wielu starożytnych cywilizacjach promowanym w szczególności przez Arystotelesa w Grecji okresu klasycznego i przez Ptolemeusza w Egipcie okresu rzymskiego. Przedstawiał on układ, w którym Ziemia leżała w centrum Wszechświata, a Słońce, Księżyc, gwiazdy i planety krążyły wokół niej. Obecnie ten model wzbudza w nas co najwyżej ironiczny uśmiech. Dlaczego? Bo teraz mamy dostęp do współczesnej wiedzy i wiemy lepiej, jak jest naprawdę.

Celem tej wzmianki na temat klasycznej astronomii jest ukazanie obalenia „ziemiocentrycznego” modelu kosmosu na rzecz modelu „słońcocentrycznego”, który przyjęliśmy wszyscy bez pytania. Mikołaj Kopernik nie tylko przedstawił teorię wyjaśniającą naturę Słońca w stosunku do Ziemi, ale usunął też wiele doraźnych teorii niezbędnych do działania teorii geocentrycznej.

Po tym wprowadzenia pora na przejście do współczesnego dylematu trapiącego nauki o Ziemi, który jest równie wielki, jeśli nie większy od tego, przed którym stał Kopernik w roku 1514. Tak zwanej współczesnej nauce z powodu dobrze ugruntowanego systemu recenzji naukowej wydaje się, że jest odporna na tego rodzaju problemy, które występowały w nauce w przeszłości. W rzeczywistości ów system zwykle ugruntowuje wszelkie dylematy naukowe, nie pozwalając na dyskusję i publikowanie alternatywnych punktów widzenia lub odkryć.

 

Teoria dryfu kontynentalnego i tektoniki płyt

W roku 1915 Alfred Wegener podał poważne argumenty na rzecz koncepcji dryfu kontynentalnego w pierwszym wydaniu swojej książki The Origin of Continents and Oceans (Pochodzenie kontynentów i oceanów). Zauważył w niej, że kształt wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej i zachodniego wybrzeża Afryki wygląda tak, jakby kiedyś były one ze sobą połączone. Kiedy Wegener przedstawił na początku swoje argumenty na rzecz idei dryfu kontynentalnego, jako pierwszy zebrał znaczące dowody kopalne i geologiczne na poparcie swoich prostych obserwacji dotyczących rozłamu i następującego po nim ruchu kontynentów w czasie. Od tamtego momentu Wegener zaczął sugerować, że obecne kontynenty tworzyły dawniej jedną masę lądową, zwaną później Pangeą. Następnie owa lądowa masa zdaniem Wegenera rozłamała się i zaczęła się rozdzielać, „…wyłaniając kontynenty z płaszcza Ziemi”. Wegener porównał to dryfowanie do „…gór lodowych z rzadkiego granitu unoszących się na morzu gęstszego bazaltu”.

Chociaż dryf kontynentalny był początkowo przez wiele dziesięcioleci odrzucany, to jednak kiedy Wegener zaproponował swoją teorię, w rzeczywistości zainicjował nowy kierunek myślenia i spekulacji na temat pochodzenia naszych kontynentów i oceanów. Jak słusznie zauważył, obie Ameryki rzeczywiście pasowały do Afryki i Europy i należało to wyjaśnić.

Aby określić ilościowo teorię dryfu kontynentalnego, emerytowany profesor z Uniwersytetu Tasmańskiego Samuel Warren Carey zaczął w latach 1950. składać starożytny superkontynent Pangeę w ramach współczesnego modelu Ziemi. Scalając Pangeę Carey z niezwykłą starannością porównywał i dopasowywał kontynenty na modelu Ziemi o średnicy 60 centymetrów.

W swoich opublikowanych artykułach komentował:

 

Nagrodą za tę wręcz obsesyjną dokładność była frustracja. Ale w końcu jego rygorystyczne podejście opłaciło się. Ujawniło bowiem rozbieżność, która nie była wcześniej widoczna. To nie moja metoda była temu winna, ale moje założenie, że obszar Pangei miał takie same rozmiary, jak współczesna Ziemia.

 

To właśnie wtedy Carey zdał sobie sprawę, że skorupy mówią zupełnie co innego od tego, co głoszą przyjęte teorie dryfu kontynentalnego oraz tektonika płyt.

Na podstawie swoich badań stwierdził, że „złożenie Pangei jest niemożliwe na Ziemi o obecnym promieniu”. Niestety po przyjęciu i promocji teorii tektoniki płyt te bardzo ważne fizyczne obserwacje i wnioski Careya są do dzisiaj całkowicie ignorowane i zamiast nich zwolennicy teorii dryfu kontynentalnego wolą posiłkować się rysunkowymi rekonstrukcjami, takimi jak ta z roku 2017 przedstawiona na rycinie 1 ukazująca superkontynent Rodinię.

 

 

Ryc. 1. Konwencjonalna układanka superkontynentu Rodinia sporządzona zgodnie z regułami tektoniki płyt. (Merdith et al., 2017)

 

Script logo
Do góry