O obcych istotach i ich wpływie na ludzkość

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 50 (6/2006)
Tytuł oryginalny: „Great Zulu Shaman and Elder Credo Mutwa On Alien Abduction & Reptilians”

Rick Martin

Wywiad z Credo Mutwą

część 3

część 1  część 2

Martin: Czytałem pana poemat, pana deklarację, w której wymienia pan imię Jabulon. Czy może pan wyjaśnić, kto to taki?

Mutwa: Jabulon, proszę pana, to bardzo dziwny bóg. Podobno jest przywódcą Chitauli. Jest bogiem, który, ku memu zdziwieniu, jest czczony przez pewne grupy białych ludzi. My, to znaczy czarni ludzie, znamy Jabulona od wielu stuleci. Dziwi mnie, że są biali ludzie, którzy czczą tego boga. Wśród tych ludzi jest wielu, którzy winą za to, co się stało na Ziemi, obarczają masonów. My uważamy, że Jabulon jest przywódcą Chitauli. On jest Tym Starym. Jedno z jego imion brzmi w afrykańskim języku Umbaba-Samahongo, czyli „pan król, wielki ojciec okropnych oczu”, ponieważ uważamy, że Jabulon posiada tylko jedno oko, które potrafi zabić, jeśli je otworzy i na kogoś spojrzy.

Mówi się, proszę pana, że Umbaba uciekł ze wschodniego lądu podczas zmagań o władzę ze swoimi synami i znalazł azyl w środkowej Afryce, gdzie kryje się w pieczarze głęboko pod ziemią. A przedziwne w tym jest to, że, jak powiadają, pod Górami Księżycowymi w Zairze jest wielkie miasto z miedzi posiadające tysiące lśniących budynków, w którym żyje bóg Umbaba lub Jabulon. Ten bóg czeka na dzień, w którym powierzchnia Ziemi zostanie oczyszczona z rodzaju ludzkiego, tak by on i jego dzieci, Chitauli, mogli wyjść na zewnątrz i cieszyć się ciepłem Słońca.

I oto pewnego dnia, proszę pana, miałem niespodziewaną wizytę, gdy przebywałem w Soweto w pobliżu Johannesburga. Odwiedzili mnie kapłani z Tybetu. Jestem przekonany, że z jednym z nich już się pan kiedyś spotkał lub słyszał pan o nim. Nazywa się Akyong Rinpochce. To jeden z czołowych tybetańskich kapłanów mieszkających w Anglii, który udał się na wygnanie razem z Dalaj Lamą. Odwiedził mnie pewnego dnia, gdy gościłem w mojej medycznej wsi w Soweto. Jedno z pytań, które mi zadał, brzmiało: „Czy zna pan tajemnicze miasto, które jest gdzieś w Afryce, miasto wykonane z miedzi?” A ja na to: „Ależ, Akyong, przecież pan opisuje mi miasto Umbaby, miasto niewidzialnego boga, boga ukrywającego się pod ziemią. Skąd pan o nim wie?” Wtedy Akyong Rinpochce, który jest bardzo poważnym badaczem dziwnych zjawisk, powiedział mi, że pewnego razu wielki lama opuścił Tybet z grupą zwolenników i przybył do Afryki w poszukiwaniu tego miasta. No i lamy i jego zwolenników już nigdy więcej nie widziano, nigdy nie wrócili do Tybetu.

W środkowej i południowej Afryce mamy, proszę pana, historie o małym, żółtym człowieku, który przybył do Afryki w poszukiwaniu miasta Umbaby, z którego nie można wrócić żywym. Co dziwne, ale nie wiem, proszę pana, czy to jest w zakresie zainteresowań pańskiej gazety, krążą bardzo, bardzo niepokojące historie, które śledzę tu w Afryce i które nie mają według mnie sensu.

[Kilkuminutowa przerwa]

Mutwa: Halo.

Martin: Tak Credo. Chciałem tylko podkreślić, że bardzo mi przyjemnie, iż zgodził się pan porozmawiać ze mną, i że rozumiem, iż sprawia to panu kłopot.

Mutwa: A ja doceniam zaszczyt, jaki mi pan czyni, znacznie bardziej, niż to się panu wydaje. Wiem też, że biali ludzie często traktują każdego, kto mówi na temat, na jaki się wypowiadam, jako dziwaka.

Proszę pana, nie powinienem wystawiać się na pośmiewisko, co niniejszym czynię, ale moi rodacy umierają! W Południowej Afryce mamy problemy nie tylko z narkotykami, ale też z przestępczością, która sprawia, że życie w moim kraju staje się tysiąckroć brutalniejsze niż poprzednio. Mamy problemy nie tylko z AIDS, proszę pana, ale też inne dziwaczne, które, jeśli się na nie spojrzy razem, dowodzą, że w Południowej Afryce dzieje się coś nie z tej ziemi. Czy interesuje to pana?

Martin: Oczywiście, proszę mówić.

Mutwa: Proszę pana, w mojej kulturze uważa się za bardzo niegrzeczne, jeśli człowiek rozmawiający z innym człowiekiem, nie daje swojemu rozmówcy szansy na wypowiedzenie się. Tak więc, kierując się szacunkiem do pana i pańskiego pisma, chciałbym zapytać pana, czy w pana kraju, w Stanach Zjednoczonych, macie dziwne historie o podziemnych budowlach, które są tam wznoszone, ponieważ my mamy takie historie w Południowej Afryce i w naszym przypadku są one naprawdę bardzo dziwne.

Martin: Tak, jest wiele historii o podziemnych kompleksach, w rzeczywistości nazywamy je podziemnymi bazami, i w  piśmie, z którym byłem wcześniej związany, poświęciliśmy cały numer na ujawnienie lokalizacji tych podziemnych budowli. Nie tylko to...

Mutwa: Dokładnie to samo mamy tutaj, w Południowej Afryce, i to od wielu lat. Ku mojej własnej satysfakcji, udało mi się potwierdzić jedną z nich, ale nie udało mi się to w stosunku do pozostałych. Widzi pan, człowiek taki jak ja, który żyje w dwóch światach, w afrykańskim mistycznym świecie oraz we współczesnym, przyziemnym, musi uważać na to, co mówi. Jakieś pięć lat temu mieszkałem w niewielkim miasteczku Masikeng z  historyczną przeszłością – było ono miejscem słynnego oblężenia Burów w wojnie toczonej w latach 1899–1902.

To właśnie w tym mieście kapitan Powell założył, proszę pana, chłopięcy ruch skautowski. Jestem pewien, że słyszał pan o nim. W czasie gdy mieszkałem w Masikeng, przychodziło do mnie wielu ludzi, zwykłych członków plemion, mężczyźni i kobiety, niektórzy zupełni analfabeci. Ludzie ci skarżyli się, że ich krewni zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Chcieli, żebym ustalił, dokąd się udali. A ja pytałem tych ludzi, którzy wcale nie znali się ze sobą, gdzie ich krewni zaginęli.

Ci ludzie opowiedzieli mi zdumiewającą historię. Niedaleko Masikeng jest słynne miejsce, o którym z pewnością pan słyszał. Nazywamy je Las Vegas Południowej Afryki. To słynny kompleks wypoczynkowy Sun City (Miasto Słońca).

Martin: Tak.

Mutwa: Powiedziano mi, że pod Sun City prowadzone są dziwne prace górnicze, głęboko pod ziemią, i że wielu Afrykanów, którzy pracowali w tych kopalniach, zniknęło i nigdy nie wróciło do domu, mimo iż ich wypłaty są nadal przesyłane ich rodzinom. Mężczyźni nigdy nie wrócili do domu, tak jak normalni górnicy.

Przyjrzałem się tej sprawie i jak głupi nie uwierzyłem im. Potem dotarła do mnie kolejna opowieść, ponieważ kiedy Afrykanin ma kłopoty, zawsze szuka sangoma, aby dowiedzieć się od niego, gdzie tkwi przyczyna jego problemów.

Otóż, ta druga historia, która okazała się szokująco prawdziwa, mówiła, że za granicą Południowej Afryki, w kraju zwanym Botswaną, trwa budowa. Prowadzili ją Amerykanie wykorzystując afrykańską siłę roboczą, przy czym robotnicy musieli złożyć przysięgę, że zachowają wszystko w tajemnicy. Budowali tam tajne lotnisko zdolne do obsługi nowoczesnych myśliwców. Nie mogłem w to uwierzyć. Znowu zaczęto mi donosić, że wielu robotników zniknęło w tajemniczy sposób – znikali zwykli ludzie, niewykształceni czarni robotnicy, proszę pana. I kiedy krewni starali się dowiedzieć, co się z nimi stało, napotykali mur milczenia.

Tym razem postanowiłem dokładnie się temu przyjrzeć, a tym, co sprawiło, że zainteresowałem się tą sprawą, była krążąca po Południowej Afryce plotka, która mówiła, że odrzutowy myśliwiec zestrzelił latający spodek i że ten myśliwiec pochodził właśnie z tego tajnego lotniska.

Postanowiłem przeprowadzić własne dochodzenie, ponieważ stawką była moja wiarygodność jako szamana i sangoma. Udałem się do Botswany. To było bardzo łatwe. Wciąż wystarczy przejść przez druty i już się tam jest. W niektórych miejscach granice nie są tak dobrze strzeżone, jak się niektórym wydaje.

Udałem się tam z kilkoma przyjaciółmi i okazało się, że w Botswanie jest taka baza, tyle że nie pod ziemią, ale na jej powierzchni. To baza lotnicza, ale czarni ludzie nie chcą, aby ich zauważono w jej pobliżu, ponieważ mówią, że jeśli ktoś podejdzie do niej za blisko, to znika, i facet, który nas tam zaprowadził, nie chciał się do niej zbliżać. Obserwowałem tę bazę z daleka. Dziwił mnie, proszę pana, lęk w stosunku do niej, ponieważ w całej Południowej Afryce i Botswanie jest pełno baz wojskowych, a tylko ta jedna budziła wśród miejscowych silny lęk. Wciąż próbuję dociec dlaczego, nawet jeszcze teraz, ponieważ w moim kraju jest stanowczo za dużo dziwnych rzeczy i mają one bardzo zły wpływ na życie naszych ludzi.

Script logo
Do góry