Nasz żyjący wszechświat

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 136 (2/2021)
Tytuł oryginalny: „Our Living Universe”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 28, nr 1

Matthew Ehret

 

Czasopismo National Geographic niedawno opublikowało bardzo słynne badanie naukowe, które rzekomo dowodzi, jak i kiedy umrze nasz Wszechświat. Oto jego fragment:

 

Fizycy są przekonani, że za niezliczone miliardy lat, po wypaleniu się wszystkich gwiazd, Wszechświat będzie zimną, ciemną przestrzenią, w której nic ciekawego się nie dzieje i nie może dziać. W miarę rozszerzania się przestrzeni i rozciągania materii dostępne jest coraz mniej energii. W ciągu eonów Wszechświat zrealizuje po prostu scenariusz znany jako śmierć z przegrzania.

 

Jest to zaiste przygnębiająca myśl i taka, którą można obśmiać, gdyż większość będzie już od dawna martwa, zanim nastanie ostateczna epoka całkowitej zagłady i unicestwienia. Jednak konsekwencje dotyczące moralności, metafizyki, a nawet polityki są znacznie większe i ważniejsze, niż można sobie wyobrazić.

Ostatecznie po co planować przyszłość? Po co poświęcać się dla spraw moralnych? Po co dbać o takie wartości, jak prawda, moralność i to, co odwieczne? A są to kwestie wykraczające poza świat zmieniającej się materii i emanujące z transcendentnego świata nieskończoności. Skoro nauka udowodniła, że rzeczywistość jest tak skończona, jak nasze doczesne życie, i że w pewnym momencie zapanuje tylko nicość, to jaki jest sens interesowania się takimi sprawami? Dlaczego nie żyć po prostu hedonistycznymi i ulotnymi „chwilami”, co jest dużo łatwiejsze niż branie odpowiedzialności za cokolwiek większego, co może w rzeczywistości mieć olbrzymi wpływ na zdrowie i dobrostan naszych dusz?

Wielu ludzi czytających te słowa może podejrzewać, że takie popularne poglądy na kosmologię, jak ten cytowany za National Geographic, są problematyczne. Ale jak łatwo udowodnić, „konsensus naukowy” w kwestii ostatecznej śmierci Wszechświata z przegrzania jest błędny.

W niniejszym artykule chcę pokazać, że dowiedzenie tego jest łatwiejsze, niż może się wydawać. Wystarczy po prostu nadać właściwe znaczenie pewnym zatajonym odkryciom dokonanym w embriologii, naukach przyrodniczych i kosmologii w XIX i XX wieku. Przyjrzymy się takim naukowcom, jak Halton Arp, Aleksander Gurwicz, Hans Driesch i Fritz-Albert Popp, których nazwiska powinny być powszechnie znane z racji doniosłych odkryć dotyczących twórczych fundamentów życia, elektromagnetyzmu i powstawania galaktyk, a mimo to nie są upowszechniane.

 

Kim był Halton Arp?

Zmarły kilka lat temu Halton Arp (1927–2013) był jednym z pionierów współczesnej astrofizyki, którego prace obserwacyjne z lat 1960. położyły podwaliny pod większość dzisiejszej kosmologii opisowej. W roku 1966 opublikował niezwykłą książkę zatytułowaną Atlas of Peculiar Galaxies (Atlas osobliwych galaktyk) przedstawiającą setki anomalnych obserwacji, które zerwały kajdany „standardowej teorii kosmologii” blokującej badania w głównym nurcie nauki. Środowisko naukowe nigdy nie wybaczyło Arpowi publikacji tych przełomowych odkryć i doprowadziło do zwolnienia go z pracy w Carnegie Institution of Washington oraz pozbawienia go dostępu do teleskopów niezbędnych do dalszych badań. Jego prac nie wolno było publikować ani recenzować, co zmusiło go ostatecznie do opuszczenia Stanów Zjednoczonych.

Chociaż skupił wokół siebie lojalną grupę studentów i badaczy z całego świata, jego prace, które całkowicie obalają podstawy kosmologii Wielkiego Wybuchu (i w domyśle Śmierci z Przegrzania), są nadal niedostępne dla większości studentów fizyki i osób zainteresowanych tym tematem.

 

 

Halton Arp i przykłady anomalnych galaktyk, które opublikował w swojej książce z roku 1966 zatytułowanej Atlas of Peculiar Galaxies (Atlas osobliwych galaktyk).

 

 

Co odkrył Halton Arp?

Na przestrzeni dekad swojej owocnej pracy Arp uderzył w piętę Achillesową kosmologii Wielkiego Wybuchu, wykazując, że ogromne przesunięcia ku czerwieni widm kwazarów (najdalej położonych i tym samym najstarszych obiektów widzianych z Ziemi) nie wynika z efektu Dopplera, w co wierzą teoretycy głównego nurtu, ale są rodzajem „wewnętrznego przesunięcia ku czerwieni” wskazującego na ich młody wiek, że są one czymś w rodzaju „galaktycznej sadzonki” lub embrionu zrodzonego niedawno z dojrzalszych rodzicielskich galaktyk znajdujących się w ich pobliżu. Te rodzicielskie galaktyki okazały się przejawiać znacznie mniejsze przesunięcia ku czerwieni, które bardziej wskazują na ich wiek i fazę ewolucji niż na oddalanie się od miejsca obserwacji i ich prędkość, jak się powszechnie uważa.

Script logo
Do góry