Zagrożenia ze strony konwencjonalnych
terapii antyrakowych

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 26 (6/2002)
Tytuł oryginalny: „Death by Doctoring”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 9, nr 5

Steven Ransom

część 1

część 2

Wzywając na pomoc nawet najmądrzejszego lekarza musimy liczyć się z tym, że polega on na naukowej „prawdzie”, której błędność stanie się oczywista za kilka lat.

Marcel Proust

 

RAK – DOBRO, ZŁO I BRZYDOTA

Medycyna XXI wieku przechwala się szeregiem terapii, które są w rzeczywistości nie mniej niebezpieczne dla człowieka niż dla raka. Oby to krótkie doniesienie dotarło do tysięcy ludzi, którzy są w tej chwili poddawani konwencjonalnej kuracji przeciwrakowej. Oby dotarło również do tysięcy lekarzy, pielęgniarek i pielęgniarzy, którzy każdego dnia bezwiednie czynią krzywdę pod szyldem konwencjonalnych metod leczenia raka. Zacznijmy zatem odliczanie. Niech się to wreszcie skończy... Uśmiercanie Poprzez Leczenie.

Każdego roku w Wielkiej Brytanii u 200 000 ludzi wykrywa się raka i 152 500 ludzi umiera na tę chorobę.1 W Stanach Zjednoczonych roczna śmiertelność w wyniku tej choroby wynosi 547 000.2 Zgony te są rejestrowane jako zgony spowodowane rakiem, lecz ile tych zgonów naprawdę można przypisać tej chorobie, a na ilu nagrobkach należałoby napisać: „Zmarł w wyniku leczenia”? Kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że konwencjonalne leczenie tej choroby to głównie napromieniowywanie, chemioterapia i długotrwałe stosowanie bardzo toksycznych leków, czyli terapie, których śmiercionośne efekty uboczne są dobrze znane, to pytanie staje się jeszcze bardziej uzasadnione. Chemioterapia jest opisywana na przykład w następujący sposób:

 

„Większość pacjentów cierpiących na raka w tym kraju umiera z powodu chemioterapii. Chemioterapia nie eliminuje raka piersi, okrężnicy i płuc. Fakt ten jest udokumentowany już od dziesięciu lat, a mimo to lekarze stosują ją w leczeniu tych guzów”. [Dr med. Allen Levin, The Healing of Cancer (Leczenie raka), Marcus Books, 1990].

 

Spróbujmy przyjrzeć się szeroko rozreklamowanej historii brytyjskiej osobowości medialnej, historii zmarłego Johna Diamonda, który optował na rzecz leczenia konwencjonalnego. Cóż mówi nam jego historia? John był znany z krytycznego podejścia do wielu popularnych terapii alternatywnych. Przyglądając się niektórym aspektom tych terapii, nieuchronnie musimy zadać sobie pytanie, czy jego krytycyzm był bezpodstawny. Często można usłyszeć, jak należący do establishmentu raka sami przyznają, że konwencjonalne metody wycinania, wypalania i rozpuszczania są brzydkie i nieludzkie, zaś ci, którzy kwestionują ogromne ilości pieniędzy wydawanych dziś na konwencjonalne metody leczenia, podkreślają dodatkowo żałośnie niski procent wyleczonych przypadków. Tylko w Wielkiej Brytanii wydaje się 2,8 miliarda funtów rocznie na konwencjonalne terapie antyrakowe, co daje z grubsza 6 800 000 funtów dziennie. Stany Zjednoczone wydają na te terapie dziesięć razy więcej.

Przysłuchujemy się również tym, którzy są przeciwni konwencjonalnym mądrościom i optują za niekonwencjonalnymi metodami leczenia raka z doskonałymi wynikami. Nie, nie mówimy tu o terapii za pomocą delfinów czy piramidy. Z szerokiego wachlarza dostępnych terapii antyrakowych niniejszy artykuł skupia się na naturalnie występującej witaminie B17, witaminie C oraz wspomagającej roli odżywiania. Szczególnie witamina B17 przyciąga ostatnio uwagę i to wbrew chóralnym protestom establishmentu rakowego na całym świecie, który stara się zataić bądź zniekształcić dane o pozytywnych skutkach jej działania.

Czy powinniśmy się jednak dziwić? W końcu nie jest sekretem, że przy globalnych wydatkach na konwencjonalne leczenie idących w setki miliardów funtów i dolarów rocznie, jakakolwiek wiadomość o skutecznej terapii przeciwrakowej, która jest oparta na bazie ekstraktu ze zwykłej pestki moreli, może być przyczyną poważnych ubytków w dobrach potężnej firmy Cancer, Inc. (Rak Spółka Akcyjna).

 

Zejście króla Karola II, 1685

Najpierw jednak tytułem wprowadzenia do tematu „Uśmiercanie Poprzez Leczenie” przenieśmy się kilkaset lat wstecz, do łoża króla Karola II3, przy którym 14 lekarzy o najwyższych kwalifikacjach starało się usilnie „ożywić” króla po wylewie.

„Królowi zaaplikowano puszczanie krwi z żyły prawej ręki w ilości pół kwarty [0,568 l]. Następnie nacięto mu bark i z nacięcia wyssano dodatkowo 8 uncji [226,8 g] krwi. Podano środki wymiotne i przeczyszczające, raz jeszcze środki przeczyszczające, po czym zaaplikowano lewatywę zawierającą antymon, krople żołądkowe gorzkie, sól kamienną, liście ślazu, fiołka, buraka, kwiaty rumianku, nasiona koperku włoskiego, siemię lniane, cynamon, nasiona kardamonu, szafran, koszenilę i aloes. Włosy na głowie wygolono i wywołano tam pęcherz. Podano proszek na kichanie z ciemiernika. Okład z burgundzkiej [czerwonej] smoły i gołębich odchodów położono na stopy. Wśród medykamentów znalazły się pestki melona, manna, wiąz, sok z wiśni, kwiat lipy, konwalii, peonii, lawendy i rozpuszczone perły. Kiedy mu się pogorszyło, podano czterdzieści kropel ekstraktu z ludzkiej czaszki, po czym uzdrawiającą dozę antidotum Raleigha (?)4. W końcu podano kamień bezoar5.

O dziwo, mimo tych wszystkich interwencji zdrowie Jego Królewskiej Wysokości zdawało się słabnąć i kiedy wyglądało na to, że koniec zbliża się nieuchronnie, lekarze spróbowali ostatniej deski ratunku wlewając mu do gardła jeszcze więcej antidotum Raleigha, perłowego syropu i amoniaku. Dalsze leczenie okazało się niemożliwe z powodu śmierci króla”.6

Możemy być pewni, że wszyscy lekarze zebrani przy łożu byli czołowymi przedstawicielami swojego zawodu – królowie i prezydenci nie zwykli korzystać z porad innych lekarzy. Zgodnie z tym, co zauważył Proust, już teraz, po fakcie, możemy doszukać się żałosnych błędów w zaaplikowanej przez nich terapii. Dziś o kroplach z czaszki, amoniaku i gołębich odchodach już się nie słyszy, lecz co powiemy za kilka lat, kiedy będziemy przyglądać się „wysoce szanowanym” terapiom przeciwrakowym roku 2002? Czy rzeczywiście posunęliśmy się tak bardzo do przodu?

 

Śmierć Johna Diamonda, 2001

„Został otruty, rozsadzony, poodcinano mu różne części, nastąpiła remisja, znowu czuł, jak guzy odrastają, dawano mu nikłą nadzieję, a potem ją odbierano”. (Nicci Gerrard, Sunday Observer, 14 maja 2001 roku).

Tysiące ludzi było poruszonych przez treści zawarte w stałej kolumnie Johna Diamonda w londyńskim Timesie, w której opisywał on nagą i brutalną prawdę o życiu z rakiem gardła. W bardzo dowcipny i prozaiczny sposób rozpatrywał różne aspekty życia z rakiem, w tym wzloty i znacznie liczniejsze załamania, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, związane z kuracją promienną, wpływ jego choroby na krąg rodzinny oraz odkrywanie na nowo cudów codzienności przyjmowanych wcześniej jako oczywistość. Dał wyraz swojemu zdegustowaniu, w związku z takimi określeniami jak „dzielny John” i „wciąż optymista”, pisząc: „Nie jestem dzielny, nie wybierałem raka, jestem sobą, kiedy staram się dać sobie jakoś z tym radę” i „Kiedykolwiek ktoś wmawia mi, jak zbawienne dla mnie jest pozytywne nastawienie, chodzi mu w rzeczywistości o to, że moje pozytywne nastawienie znacznie ułatwia życie innym”.

Był on również znany z krytyki niemal wszystkich nieortodoksyjnych terapii i swojej chęci poddania się temu, co ortodoksyjna medycyna miała do zaoferowania – usługom, które nawet on, obrońca metod konwencjonalnych, opisywał jako „płać i wykrwawiaj się” oraz „chirurgiczne ogłupianie”.

Jeśli chodzi o mnie to najbardziej utknęły mi w pamięci obrazy Johna z jego programu telewizyjnego BBC Inside Story (Historia od środka), który śledził przez rok terapię Johna i ukazał dokładnie jego cierpienia. Operacja gardła spowodowała, że stracił głos, co dla popularnego prezentera było poważnym ciosem. Później, w wyniku kolejnych operacji i terapii promiennej, stracił większą część języka a wraz z nim zmysł smaku i zdolność do właściwego przyjmowania pokarmów, co było podwójnie uciążliwe, kiedy weźmiemy pod uwagę, że był mężem telewizyjnej superkucharki Nigelli Lawson.

W swojej nadzwyczajnej książce „C”:Because Cowards Get Cancer Too (R jak rak – ponieważ tchórze również miewają raka), od której nie mogłem się oderwać, napisał:

 

Ten, kto nie zdawał sobie sprawy, czym jest dobrodziejstwo nie uszkodzonej mowy, kto jadł nie zatrzymując się, aby delektować się fantastycznym smakiem tego, co je, kto był wręcz przestępczo rozrzutny w słowach, kto traktował swoją żonę i dzieci jak coś powszedniego – krótko mówiąc, ten, kto nie zdawał sobie sprawy z tego, że żyje...7

Script logo
Do góry