Tłamszone odkrycia w fizyce
Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 35 (3/2004)
Tytuł oryginalny: „Suppressed Discoveries in Physics”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 11, nr 2
Rochus Boerner
Copyright © 2003/2004
część 1
Podręczniki prezentują naukę jako szlachetne poszukiwania prawdy, których postęp zależy od podawania w wątpliwość ustabilizowanych poglądów. Jednak w przypadku wielu naukowców jest to okrutny mit. Z gorzkich doświadczeń wiedzą, że przeciwstawianie się dominującym poglądom jest niebezpieczne, zwłaszcza gdy te dominujące poglądy są popierane przez potężne grupy interesu. Można to nazwać intelektualnym dysydenctwem. Zazwyczaj wygląda to tak, że ktoś prowadzi badania bądź wypowiada się w sposób zagrażający potężnym grupom interesów, zwykle rządowym, przemysłowym lub zawodowym. W odpowiedzi przedstawiciele tych grup atakują poglądy krytyka lub jego osobę, cenzurując jego prace, blokując publikacje, odmawiając nominacji i awansów, odbierając subwencje na badania, podejmując działania o charakterze prawnym, nękając, umieszczając na czarnej liście i rozsiewając oczerniające plotki.
Martin Brian, „Zadeptywanie dysydentów”1
Nauka znalazła się w kryzysie. Tam, gdzie powinno panować niczym nie skrępowane dochodzenie, naturalna ciekawość, otwarta dyskusja i branie pod uwagę nowych poglądów, zapanowała nowa ortodoksja. Ta „nowa inkwizycja”, jak ją nazywa Robert Anton Wilson,2 nie składa się z kardynałów i papieży, ale z wydawców i krytyków naukowych periodyków, czołowych autorytetów i samozwańczych „sceptyków”, jak również korporacji i rządów, w których interesie jest utrzymanie istniejącego status quo. Ta „nowa inkwizycja” jest równie efektywna w tłumieniu nowych poglądów, jak kiedyś kościelna.
Naukowcy wchodzący w skład kolegiów redakcyjnych decydujący, które badania są godne opublikowania, a które nie, naukowcy zasiadający w biurach patentowych decydujący, które ze zjawisk naturalnych jest w stanie wykorzystać człowiek w ramach dostępnych technologii, a których nie, a także naukowcy zatrudnieni w rządowych agencjach decydujący, które propozycje należy wspierać finansowo, a których nie należy – to ludzie wierzący, że posiedli pełnię wiedzy o wszystkich podstawowych prawach natury, albo celowo hamujący odkrycia, które zagrażają naukowemu prestiżowi uznanych autorytetów, instytucji bądź ekonomicznym interesom. Badania sugerujące, że obowiązująca teoria jest niekompletna, pełna wad lub kompletną bzdurą, będą odrzucone z uzasadnieniem: „niezgodne z prawami natury” – sugerującym niechlujstwo lub oszustwo. U źródła takiego rozumowania leży niewłaściwe założenie, że teoria góruje nad praktyką. W rzeczywistości teoria zawsze ulega nadrzędności dowodów. Jeśli dokonano obserwacji, które po uważnej weryfikacji i teoretycznych analizach nie przystają do teorii, wówczas teoria powinna być odrzucona, bez względu na jej estetyczne piękno lub status jej zwolenników, a nawet zainwestowane w nią przez któryś z przemysłów miliardy dolarów.
Otóż w obecnym głównym nurcie nauki przeciwne poglądy pojawiają z niepokojącą regularnością. Odbiegające od normy dane są początkowo ignorowane, potem ośmieszane, a jeśli te praktyki zawodzą, atakuje się ich autora. Organizatorzy naukowych konferencji nie dopuszczają do ich prezentowania, czasopisma naukowe odmawiają ich publikacji, zaś koledzy naukowcy nie kwapią się do solidaryzowania się z nieortodoksyjnym kolegą. We współczesnym świecie nauki karty są tak rozdawane, aby uniemożliwić dokonywanie prawdziwych przełomowych odkryć. Na szali jest zbyt wiele karier, w grę wchodzi zbyt wiele partykularnych interesów, aby w nauce mogły dokonywać się prawdziwie rewolucyjne postępy. Zbyt często prawda naukowa jest określana przez autorytet ekspertów i przez zasady publikowane w podręcznikach, a nie przez logiczne rozumowanie.
Komentując mentalność okresu fin de siècle3 jako mentalność „końca nauki” oraz naukowe rewolucje, które potem nadeszły, Robert G. Jahn pisze w swoim artykule „20th and 21st Century Science” („Nauka XX i XXI wieku”)4:
U progu XXI wieku wydaje się, że nauka stanęła przed takim samym cyklem ewolucyjnego dochodzenia do zrozumienia istniejących związków. Stoimy w obliczu niedostatku fizyki eksperymentalnej, biologicznych i psychologicznych anomalii... z których większość jest ponad wszelką wątpliwość związana z własnościami i procesami zachodzącymi w ludzkim umyśle w sposób, którego nasz dwudziestowieczny naukowy paradygmat nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć...
Tak więc u zarania XXI wieku znowu mamy do czynienia z elitą, zadowolonym z siebie naukowym establishmentem, tyle że obecnie obdarzonym znacznie większym autorytetem i szacunkiem niż ten, którym cieszył się jego dziewiętnastowieczny odpowiednik. Stan kapłański wyższej wiedzy dosłownie rządzi głównymi zakresami prywatnych i społecznych poglądów oraz wydatkami na badania, rozwój, budowę, produkcję, kształcenie i publikacje na całym świecie i cieszy się zaufaniem oraz szacunkiem rozciągającym się daleko poza jego prawdziwą wartość. To właśnie establishment był tym, który pochłaniał większość środków przeznaczonych na rozbudowę i udoskonalenia nauki w połowie XX wieku, a nie na kreatywne zrozumienie podstaw jej najbardziej zasadniczych i nowatorskich aspektów.
Mówiąc jeszcze poważniej, to właśnie establishment upiera się przy gorączkowym zamiataniu pod swój intelektualny dywan nowych nietypowych zjawisk, zaprzeczając w ten sposób swojemu własnemu dziedzictwu, które stanowi, że nietypowe zjawiska są najcenniejszym budulcem, z którego tworzone są zasady przyszłej nauki.