Opublikowany w marcu 2003 roku w New Scientist artykuł17 cytuje Roberta Nowaka, elektrochemika i kierownika programu chemicznego w Biurze Badań Marynarki Wojennej USA [Office of Naval Research; w skrócie ONR], oraz elektrochemika Melvina Milesa pracującego w Ośrodku Badań Lotnictwa Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, którzy mówią o naciskach wywieranych na ośrodki badawcze marynarki wojennej w celu ukrycia wyników tych badań.
Od samego początku było założenie, aby wszystko wykonywać bardzo skromnymi środkami. „Rocznie wydajemy na ten program niecały milion dolarów” – mówi Nowak. – „Jeśli przekroczymy ten próg, odezwą się dzwonki alarmowe”. Fredowi Saalfeldowi [dyrektor wykonawczy ONR] i Nowakowi nigdy nie udało się wstawić tego programu jako samodzielnej jednostki w budżecie ONR. Zawsze musieli starać się o dofinansowanie z innych źródeł. „Mieliśmy prowadzić prace i wolno nam było publikować wyniki, ale sugerowano, byśmy nie rozwodzili się za wiele na ten temat” – wspomina Miles. – „Byli tacy, którzy obawiali się, że coś wydostanie się na zewnątrz, co mogłoby zagrozić finansowaniu przez kongres innych badań prowadzonych przez laboratoria marynarki. Nie nazywaliśmy nawet tego «zimną syntezą», ale «anomalnymi efektami w układach z deuterem »”.
Ale to wciąż było za mało, aby sceptycy odczepili się od nich. „Wysoko postawione osobistości ze społeczności fizyków nadal wyrażały zastrzeżenia” – przyznaje Nowak. – „Mówili, że wiedzą, iż na badania zimnej syntezy wydajemy federalne pieniądze i że zrobią wszystko, aby je zastopować”.
To, że „zimna synteza” jest nadal ignorowana przez naukowy establishment i że tego terminu złośliwie używa się w charakterze synonimu „złej nauki”, zwykle w takich zwrotach, jak „klapa zimnej syntezy”, jest jednym z największych skandali w historii ludzkości – wręcz tragedią. Podczas gdy prowadzi się wojny o ropę naftową, potencjalne źródło energii zdolne do zaspokojenia potrzeb ludzkości na całą wieczność jest ignorowane przez wszystkich, z wyjątkiem niewielkiej grupy badaczy. Jednocześnie „ślepa uliczka” w postaci programu badań nad „gorącą syntezą” otrzymuje miliardy dolarów pochodzących z publicznych pieniędzy. Jeśli jest skandal dotyczący zimnej syntezy, to właśnie tak on wygląda.
Co więcej, społeczność zajmująca się syntezą plazmy jest tak uzależniona od rządowych dotacji na badania, że nawet nowe pomysły w sprawie gorącej syntezy, które grożą szybkim rozwiązaniem tego zagadnienia, są brutalnie tłumione przez zarządzający tym biznesem establishment.
Najnowszym przykładem są ataki wymierzone w „ogniskowaną syntezę”. Fizycy plazmy, Eric J. Lerner, dr Bruce Freeman i dr Hank Oona, zastosowali innowacyjne rozwiązanie w celu uzyskania wodorowo-borowej syntezy, która w przeciwieństwie do reakcji deuter-tryt promowanej przez główny nurt zwolenników gorącej syntezy nie wytwarza zabójczych neutronów. To odkrycie napotkało jednak zacięty opór establishmentu gorącej syntezy, prawdopodobnie dlatego, że zagroziło dotacjom i prestiżowi dotychczasowych programów. Wydany w roku 2002 przez Towarzystwo Syntezy Ogniskowanej (Focus Fusion Society) komunikat prasowy18 tak opisuje próby utrącenia tego pomysłu:
23 maja dr Richard Seimon, kierownik programu naukowego syntezy energetycznej w Los Alamos zażądał od dra Hanka Oony, jednego za fizyków zaangażowanych w eksperyment, aby odciął się od wyników porównawczych, które wykazują, że są one znacznie lepsze od uzyskiwanych w tokamaku19, i aby usunął swoje nazwisko z prac opisujących ten eksperyment. Tokamak, który jest znacznie większym i znacznie kosztowniejszym urządzeniem, jest od 25 lat centralnym narzędziem w amerykańskich badaniach nad syntezą plazmy.
Seimon nie podawał w wątpliwość danych ani uzyskiwania wysokich temperatur. Protestował jedynie przeciwko porównaniom z tokamakiem, twierdząc, że te porównania były wymierzone w tokamak. Ponadto Seimon naciskał na dra Bruce’a Freemana, innego współautora badań, aby usunął z wyników badań wszystkie porównania z tokmakiem.
„Obu moim kolegom współuczestniczącym w tych badaniach zagrożono utratą pracy, jeśli nie zdystansują się od porównań z tokamakiem” – oświadczył Lerner, który jest autorem badań. – „Obaj uważnie przejrzeli i zaaprobowali oryginalną pracę, a także poparli wynikające z niej wnioski. Uważają, że zmuszanie ich do wyparcia się wniosków pod groźbą utraty pracy jest oburzające. Poza tym zakazywanie naukowcom przez własną instytucję prowadzenia dyskusji podważa podstawy naukowej dysputy...
Jeśli twierdzenia o syntezie ogniskowanej okażą się prawdziwe, to może to być tanie, czyste i niewyczerpalne źródło energii, które establishment gorącej syntezy obiecuje światu od pół wieku bez widoków na jego rychłe dostarczenie.
KONTROWERSJE DOTYCZĄCE TRANSMUTACJI
Jeśli nowa klasa reakcji jądrowych może zachodzić w warunkach niskoenergetycznych, wówczas rozsądne jest przypuszczenie, że w podobny sposób można uzyskać transmutacje ciężkich pierwiastków, ale dla konwencjonalnej chemii, nie mówiąc już o fizyce, utrzymywanie, że przekształcanie pierwiastków ciężkich może zachodzić w warunkach „chemicznych”, potwierdzające w rzeczy samej słuszność koncepcji protonauki zwanej alchemią, jest jeszcze większą prowokacją niż twierdzenie, że zimna synteza jest możliwa.
John Bockris, szanowany profesor chemii na uniwersytecie Texas A&M i zarazem jeden z czołowych elektrochemików na świecie, doświadczył tej prawdy we wczesnym okresie skandalu związanego z zimną syntezą. W roku 1989 udało mu się powtórzyć eksperyment Ponsa i Fleischmanna i odkryć istną fontannę produkcji trytu.
Potem stał się głównym celem oszczerczej kampanii wymierzonej w badania nad zimną syntezą prowadzonej przez piszącego na tematy naukowe dziennikarza Gary’ego Taubesa. Taubes pisał książkę o zimnej syntezie i miał już ustalony pogląd na nią jako na „patologiczną naukę”.20 Podszywając się pod poszukiwacza prawdy, spędził jakiś czas z Bockrisem i jego studentami na uniwersytecie Texas A&M. Doszedł wtedy do wniosku, że Nigel Packham, jeden ze studentów piszących u Boskrisa pracę dyplomową, „zaprawił” ogniwo zimnej syntezy trytem. Oskarżenie było absolutnie bezzasadne, ale Taubesowi brakowało już pomysłów i rozpaczliwie potrzebował tego skandalu. Udało mu się namówić magazyn Science do opublikowania jego nie popartych żadnymi dowodami twierdzeń, które ukazały się w numerze z 15 czerwca 1990 roku.21 Bockris skontaktował się z wydawcą Science, żądając zamieszczenia na jego łamach szczegółowej odpowiedzi, lecz spotkał się z odmową. Ostatecznie udało mu się opublikować jednokolumnowy list, w którym zaprzecza wszystkim oskarżeniom i nazywa artykuł Taubesa „opisem bazującym na plotkach”22.