WODA A PARAMAGNETYZM
GS: W naszej praktyce okazało się, że odczyty wykonywane dla gruntu wilgotnego i suchego różnią się od siebie.
PC: I tak być powinno. Woda jest diamagnetykiem. Powiem panu coś ważnego na temat wody i paramagnetyzmu. Pomiary opadów dowodzą, że amerykański Midwest13 ma od 100 lat średnią wysokość opadów wynoszącą 306 milimetrów. Przed drugą wojną światową nigdy nie doświadczono tam klęski suszy, a obecnie są one tam bardzo pospolite. Wciąż tam pada tyle samo wody, co się więc zmieniło? Pięćdziesiąt do sześćdziesięciu lat temu poziom paramagnetyzmu w tamtejszych glebach wynosił 300–400 cgs, a teraz poniżej 100 cgs.
Wyniki, jakie właśnie otrzymałem od australijskiej firmy Boral, która zajmuje się tymi zagadnieniami, potwierdzają przyczynę. Firma Boral ustaliła, że materiały paramagnetyczne zwiększają o 50 procent zdolność gleby do zatrzymywania wilgoci.
Rzecz w tym, że siła paramagnetyzmu może erodować i eroduje w czasie. Współczesne metody uprawy roli przyspieszają ten proces. Nie jest to nic nowego, tyle że to zjawisko uległo obecnie znacznemu przyspieszeniu.
Pracowałem w Phoenix w Arizonie i przyglądałem się tamtejszemu zagłębiu rolniczemu. Jak Indianie uprawiali ziemię na płaskowyżach (właściwie chodzi tu o pagórki z płaskimi szczytami i stromymi zboczami, tzw. „mesy”), polegając jedynie na opadach w ilości 306 milimetrów przy braku jakichkolwiek możliwości dodatkowego nawadniania? Na jednej „mesie” była możliwość dodatkowego nawadniania, ponieważ miała 12 źródeł na szczycie, ale cała reszta ich nie miała. Pewien archeolog sugerował, że musieli nosić wodę na górę, ale to wyjaśnienie było nie od zaakceptowania. Musieli polegać wyłącznie na deszczu. Mam zdjęcia mesy wykonane przez Charlesa Lindberga. Widać na nim wyraźnie, gdzie Indianie uprawiali ziemię. Poszedłem więc do mesy i pod budynki (glinianki), gdzie ziemia nigdy nie była uprawiana. Okazało się, że poziom paramagnetyzmu wynosi tam 800–900 cgs, podczas gdy w miejscach, gdzie ziemia była uprawiana, zaledwie 50–60 cgs. Farmerzy z Midwestu wyczerpali siłę paramagnetyczną swojej ziemi w ciągu 50 lat, podczas gdy Indianom doprowadzenie gleby do takiej degradacji zajęło 300–400 lat.
Rzecz w tym, że te gleby można łatwo reenergetyzować. Proces ten może trwać na naszych nawadnianych farmach zaledwie 10–12 lat. Jest on stosunkowo tani i może znacznie poprawić urodzajność gleby. Indianie opuszczali swoje pola, kiedy ich poziom paramagnetyzmu spadał poniżej 100 jednostek i uprawa ziemi stawała się nieopłacalna. My nie musimy tak postępować.
GS: Tak, zauważyliśmy to samo w sadach, gdzie farmerzy stosują pod drzewami zraszacze. Poziom paramagnetyzmu jest w tych miejscach często o połowę niższy od poziomu w międzyrzędach lub na nie zraszanym terenie. Nie zdawałem sobie sprawy, że ta energia może ulegać takiej erozji.
PC: Tak, tak właśnie się dzieje, ale jest jeszcze coś więcej, ponieważ w okresie deszczów drzewo zbiera wodę, a następnie ocieka i właśnie to ociekanie powoduje erozję siły paramagnetycznej. Dokonałem pomiarów na Kamiennej Górze14 w Georgii zbudowanej z białego granitu. Znajdujący się na szczycie, wystawiony na działanie żywiołów granit miał 30–40 cgs, ale na dole, który jest osłonięty, było 2000 cgs. Ta siła ma tendencję do wietrzenia.
GS: Czy udziela się pan tu, w USA, biorąc udział w seminariach lub wygłaszając odczyty?
PC: Nie, ta koncepcja znacznie większym zainteresowaniem cieszy się w innych krajach. Obecnie zabieram głos jedynie na konferencjach „Acres USA”. Kiedy ostatni raz byłem w Australii wygłosiłem 18 odczytów, a kiedy odwiedzałam Japonię miałem 35 zaproszeń do wygłoszenia prelekcji. Zostałem zaproszony jako pierwszy człowiek z Zachodu do odwiedzenia jednego z ich świętych miejsc.
W wielu ich świętych miejscach wzrost drzew najwyraźniej ustawał. Przeczytali moją książkę o paramagnetyzmie i dodali trochę wulkanicznych popiołów do ziemi pod tymi drzewami. Drzewa ożyły i z tego powodu nagrodzili mnie tym zaszczytem. Wśród ludzi, którym przedstawiono mnie i moją żonę w czasie ceremonii, byli członkowie japońskiej rodziny królewskiej, czego nie byliśmy wówczas świadomi.
GS: To bardzo dziwne, że po tym wszystkim, czego pan dokonał, nadal jest pan traktowany w Stanach Zjednoczonych nieufnie.
PC: Napisałem 17 książek i ponad 150 artykułów naukowych, ale nigdy nie spotkałem się ze strony jakiejkolwiek amerykańskiej firmy z propozycją skomercjalizowania któregokolwiek z moich projektów. Uczeni głównego nurtu bez przerwy usiłują mnie zdyskredytować. Jeden z moich kolegów zaangażował się ostatnio w spór z szefem wydziału entomologii w sprawie moich poglądów. Facet był całkowicie odporny na argumenty. W końcu mój przyjaciel zapytał: „No dobrze, a co jeśli on ma rację?” W odpowiedzi usłyszał: „To byłoby naprawdę bardzo źle”. Jest oczywiste, że jeśli ja mam rację, to jest cały szereg ludzi, którzy już od dłuższego czasu jej nie mają.
GS: To zrozumiałe, ponieważ to zmusiłoby ich do przewartościowania wszystkiego, w co dotąd wierzyli.
PC: Tak, ten facet miał rację, to byłoby bardzo złe dla nich. Wydaje mi się, że w końcu zyskam uznanie, wiem, że tak będzie, możliwe że dopiero po śmierci, ale w ten sposób przynajmniej moje wnuki nie umrą z głodu. Historykom zwykle udaje się naprostować błędy przeszłości.
GS: Czy określono już liczby dotyczące zwiększenia poziomu paramagnetyzmu? Chodzi mi to, czy jest możliwe ustalenie, jaki będzie końcowy przyrost paramagnetyzmu, jeśli weźmiemy na przykład glebę o 100 cgs i dosypiemy do niej 5 ton kruszywa na hektar o poziomie 2000 cgs?
PC: Nie, ale od jakiegoś czasu zastanawiamy się nad tym. To nowa koncepcja i w rzeczywistości jesteśmy w początkowym stadium. Nikt nie prowadził jeszcze prac zmierzających do określenia tych liczb, jestem jednak pewien, że niedługo będziemy je znali. Optymalny poziom może być jednak różny w przypadku różnych upraw. Trzeba jeszcze przeprowadzić bardzo dużo badań.
GS: Przypuszczam, że istnieje doskonała gleba, na której wszystko rośnie. Według nas taka gleba powinna mieć pH równe 6,3, doskonały stosunek zawartości wapnia do magnezu, ponad 5 procent składników organicznych, zrównoważone kationy i czynne życie biologiczne. Według mnie, taka idealna gleba powinna charakteryzować się poziomem paramagnetyzmu przekraczającym 500 cgs.
PC: Generalnie zgadzam się z panem. Równowaga jest wszystkim. Bardzo żałuję, że nie ma odpowiednich środków umożliwiających zbadanie tego wszystkiego.
GS: To będzie musiało być finansowane w ramach jakiegoś prywatnego przedsięwzięcia. Jeśli można gdzieś coś zarobić, fundusze zawsze się znajdą. Firmy chemiczne wcale się z tym nie kryją – im chodzi głównie o zyski. Kiedy popyt zmusi ich do zmiany zainteresowań, ci sami faceci zaczną sprzedawać materiały organiczne. Naszym zadaniem jest przyspieszenie tej zmiany.
POTĘŻNA SIŁA UZDRAWIAJĄCA
PC: Ta zmiana już się dokonuje w dziedzinie ludzkiego zdrowia. Wielkie firmy starają się przechwycić tutaj część rosnącego rynku na sole mineralne i dodatki.
GS: Tak, przyczyną, z powodu której rośnie zapotrzebowanie na dodatki15 i środki medycyny naturalnej, jest to, że ludzie odkryli, iż są one często znacznie skuteczniejsze od pastylek, jakimi się ich faszeruje...
PC: Ja sam wyleczyłem artretyzm moich chłopaków przy użyciu paramagnetyzmu. Wyleczyłem mojego własnego raka płuc przy pomocy tej siły. Bardzo łatwo jest nim wyleczyć bóle w dolnej części kręgosłupa.
GS: Proszę opowiedzieć mi coś o tym. Od lat cierpię na bóle w dolnej części kręgosłupa!
PC: Częściowo opisuję to w książce Ancient Mysteries, Modern Visions (Starożytne tajemnice – współczesne spojrzenie). W jednym z rozdziałów opisuję, jak wykonać shantez. Shantez to stare hebrajskie słowo. Dowiedziałem się od rabinów, że kiedyś wyżsi kapłani zwykli nosić kawałek materiału zwany shantez. Taki kapłan owijał się shantezem. Był on również lekarzem i często poświęcał swój czas na opiekę nad trędowatymi. Aby nie zarazić się, musiał mieć sprawny układ immunologiczny. Domyśliłem się, że właśnie ten materiał był częścią układu uzdrawiającego.