Tajemnica Puma Punku

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 101 (3/2015)

Igor Witkowski

 

Gdy po raz pierwszy zetknąłem się ze śladami cywilizacji wymykającej się wszelkim dotychczas uznawanym schematom, nie przypuszczałem jeszcze, że zapoczątkują one szokującą wręcz przygodę badawczą, która wprawdzie wiele tajemnic wyjaśniła, ale też kazała postawić wiele nowych, fundamentalnych pytań. Pytań dotyczących samych źródeł cywilizacji na Ziemi.

Nie uprzedzajmy jednak faktów... Tym pierwszym śladem, który wywrócił moje rozumienie prehistorii do góry nogami, były ruiny znane jako Puma Punku położone wysoko na płaskowyżu andyjskim w bardzo niegościnnym klimacie w Boliwii. Wynika to z samej wysokości – 3840 metrów nad poziomem morza. Pierwszym pytaniem, jakie mnie nurtowało już w czasie jazdy samochodem do tego miejsca, było to, jakim cudem jakakolwiek cywilizacja mogła przeżywać w tych warunkach kiedyś rozkwit, skoro na tej wysokości jest połowa normalnej ilości tlenu, a dobowe różnice temperatur przekraczają 30 stopni, co bardzo komplikuje chociażby uprawę roślin. Wkrótce po dotarciu na miejsce miało się jednak okazać, że było to pytanie zupełnie nieistotne. Jego znaczenie zostało bowiem przyćmione przez to, co zastałem na miejscu, a był to krajobraz jakby z innej planety.

Być może niektórzy Czytelnicy już o tych ruinach słyszeli i sądzą, że problem polega na tym, iż tamtejsze kamienne bloki mają wymyślne kształty… Nie byłby to całkiem słuszny wniosek, bo owszem, kształty są w wielu przypadkach bardzo złożone, ale nie to stanowi największą zagadkę. Chodzi w gruncie rzeczy o to, że nawet współcześni specjaliści nie wiedzą, jak wiele z tych bloków można by odtworzyć dzisiaj – czyli w epoce nowoczesnych maszyn sterowanych komputerowo. To wszystko sprawia, że po jakimś czasie każdy normalnie myślący człowiek zaczyna się zastanawiać, zwłaszcza widząc te bloki z bliska, także nad tym, czym naprawdę była cywilizacja stojąca za tą zagadką. Kim byli ludzie, którzy to wymyślili? Skąd się wzięli i po co w ogóle zadawali sobie taki trud?

Wspomniałem o tym, że dopiero po bliższym przyjrzeniu się skala problemu ma szansę dotrzeć do obserwatora, aczkolwiek pozwolę sobie tu dodać, że wydana ostatnio rozszerzona wersja mojej książki Oś świata zawiera nie tylko dobre zdjęcia, ale przede wszystkim także film na płycie DVD, na którym detale można zobaczyć zarówno z daleka, jak i na zbliżeniach... Ale nie uprzedzajmy wypadków. Na początek pozwolę sobie przedstawić bardzo skrócony opis ruin Puma Punku – parę krótkich fragmentów powyższej książki (ss. 211–216):

 

W Puma Punku zastosowano m.in. seryjną obróbkę bloków o bardzo skomplikowanych kształtach z bardzo twardego andezytu szokujących precyzją, w większości nieosiągalną nawet dziś. Nie wyobrażam sobie zwłaszcza projektanta, który obecnie zaproponowałby, aby jakiś duży obiekt zbudować z bloków monolitycznych o tak skomplikowanych kształtach, ważących powiedzmy tonę i o wymiarach powtarzalnych z dokładnością rzędu jednej dziesiątej milimetra (jest to mniej więcej grubość tej kartki papieru). A dotyczy to nie tylko krawędzi i rogów wypukłych, bowiem równie dokładnie wykonane są krawędzie i styki powierzchni w profilach wklęsłych, czyli w wydrążeniach. Projektant ów musiałby być szalony.

Używane obecnie maszyny skrawające z narzędziami obrotowymi nie umożliwiają zresztą wykonania tak niemal geometrycznie idealnych krawędzi w profilach wklęsłych, zwłaszcza w narożach (styk trzech płaszczyzn), nie mówiąc o produkcji seryjnej. Tymczasem w Puma Punku znajdują się całe serie identycznych bloków, przy czym na przykład bloki w kształcie litery „H” mają, o ile dobrze pamiętam, po 86 płaszczyzn. Informacje o produkcji „seryjnej” i skomplikowanych wydrążeniach zapewne podsuną niektórym myśl, że bloki te mogły być odlewane w jakichś standardowych formach lub mógł to być rodzaj betonu, który po wielu wiekach przekrystalizował i obecnie przypomina zwykłą skałę. Nic z tego! Co do pierwszej możliwości, to odlewanie kawałów skały wulkanicznej tej wielkości wiąże się z bardzo dużymi problemami. Po pierwsze: konieczne jest utrzymanie temperatury na poziomie tysiąca stopni, co w przypadku bloków o masie rzędu jednej tony wymagałoby budowy ogromnych pieców, raczej kojarzących się z dzisiejszymi piecami hutniczymi. Po drugie: lawa stygnąc kurczy się i deformuje. Jeśli bloki mają skomplikowane kształty (tzn. nie są to jednolite bryły równomiernie wypromieniowujące ciepło czy kostka brukowa), w dodatku mogą mieć wysokość i szerokość rzędu 1 m, za to grubość na poziomie 10 cm, to bloki nieuchronnie pękają podczas stygnięcia. Odlewy mosiężne tej wielkości miewają spękania, w które można włożyć palec, a skała jest o wiele mniej sprężysta... Bloki kamienne musiałyby być schładzane w ściśle kontrolowanych warunkach, powiedzmy w czasie rzędu tygodnia.

 

 

Przykładowe obrobione bloki z Puma Punku. Zniekształcenia linii prostych są wynikiem skrótu perspektywicznego. (Copyright I. Witkowski)

 

Script logo
Do góry