Wyniki badań, pieniądze i dominujące uprzedzenia

Cenzura „recenzji naukowej” stanowi przykład neofobii w świecie nauki, która służy ochronie zastanego porządku, a nie podniesieniu stanu wiedzy poprzez odsianie wątpliwych epistemologii i wyników, co było jej pierwotną rolą. Ten rzekomy mechanizm „kontroli jakości” sprawił, że nie tylko wiele ważnych i wiarygodnych badań zostało odrzuconych, ale w tym samym czasie opublikowano także ogromną liczbę fałszywych badań! Prace, które popierają modne idee lub zakorzenione dogmaty, mają się dobrze, nawet jeśli zawierają poważne braki albo zwyczajne bzdury!

David Kaplan, profesor patologii w Szkole Medycznej Uniwersytetu Case Western Reserve w Cleveland, stwierdził:

 

Recenzja naukowa uległa zepsuciu. Trzeba dokonać jej gruntownej reformy, a nie tylko drobnych modyfikacji. Należy zmienić system zachęt, aby autorzy byli bardziej usatysfakcjonowani i chętniej tworzyli lepsze prace, recenzowanie było przejrzystsze i uczciwsze, a czasopisma nie musiały współdziałać z ociężałym i skorumpowanym systemem, który powoduje niezadowolenie i nie dopuszcza innowacji.9

 

Czy w takiej sytuacji mogą dziwić słowa Johna Ionnidisa, który stwierdził w swojej słynnej pracy z roku 2005, że „większość wyników badań w większości dyscyplin nauki jest fałszywa”? Czy w świetle zarysowanych tu problemów może dziwić inna jego wypowiedź:

 

Przywoływane wyniki badań mogą często być po prostu narzędziem podtrzymującym stronniczość?10

 

Dr Marc Girard, matematyk i lekarz, członek zespołu redakcyjnego magazynu Medicine Veritas (The Journal of Medical Truth), napisał:

 

Przyczyna tej katastrofy jest zupełnie jasna – potęga pieniądza. W instytucjach akademickich aktualna dynamika badań sprzyja bardziej zdolności pozyskiwania grantów – zbierania pieniędzy i wydawania ich – niż naukowej wyobraźni i kreatywności.11

 

Ogólnie mający zwykle mało czasu recenzenci naukowi nie starają się odtwarzać eksperymentów i rzadko nawet proszą o surowe dane będące podstawą wniosków zawartych w danej pracy. Kto ma na to wszystko czas? Z tego względu zdaniem Richarda Smitha piszącego w Journal of the Royal Society of Medicine recenzja naukowa:

 

…oprócz kiepskiego wykrywania poważnych usterek i wręcz niezdolności do wykrywania oszustw jest powolna, droga, pożerająca dużo akademickiego czasu, wysoce subiektywna, przypominająca loterię, podatna na stronniczość i skłonna do nadużyć.12 [Pogrubienie dodane przez autora artykułu]

 

A co z fałszywymi recenzjami naukowymi? To one właśnie tworzą teatr absurdu, w którym króluje korupcja i marność. Na przykład mieszczący się w Berlinie Springer Nature, wydający wspomniany wcześniej magazyn Nature, ogłosił 18 sierpnia 2015 roku wycofanie 64 artykułów z 10 magazynów. Było to następstwo wewnętrznego śledztwa, które ujawniło sfabrykowane recenzje naukowe związane z artykułami. Po tej czystce nastąpiły:

 

…podobne odkrycia „fałszywych recenzji naukowych” dokonane przez kilka innych ważnych ośrodków wydawniczych, w tym BioMed Central z siedzibą w Londynie, oddział Springera, który rozpoczął wycofywanie 43 artykułów w marcu z powodu, jak sam zaznacza, „recenzji od fałszywych recenzentów”.13

 

Tak, to oznacza nieistniejących recenzentów, których zarekomendowali autorzy wysyłający swoje prace do oceny. Wystarczy wyobrazić sobie napisanie pracy i możliwość wskazania nieistniejącej osoby mającej dokonać recenzji, przy czym adres e-mail do korespondencji dostarczony w tym celu do wydawcy jest w rzeczywistości innym adresem autora, do którego wraca jego praca (czego wydawca nie jest świadomy), dzięki czemu może on potajemnie dokonać (korzystnej) recenzji własnej pracy pod pseudonimem!

To nie jest żart. To się dzieje naprawdę.

W odpowiedzi na fałszywe recenzje niektórzy wydawcy skończyli z praktyką powoływania recenzentów na życzenie autora.14

 

A teraz o konceptualnym penisie...

W ostatnim czasie dwóch naukowców dokonało wyjątkowego oszustwa w stylu Sokala za pośrednictwem czasopisma Cogent Social Sciences. Pod pseudonimami „Jamie Lindsay” i „Peter Boyle” oraz w imieniu fikcyjnej „Southeast Independent Social Research Group” Peter Boghossian i James Lindsay napisali celowo absurdalną pracę utrzymaną w stylu „poststrukturalistycznej dyskursywnej teorii płci”. Nie starali się nawet dowiedzieć, co to właściwie znaczy. Następnie oświadczyli:

 

Artykuł był celowo śmieszny i traktował o tym, że penis nie powinien być uważany za męski organ rozrodczy, ale za szkodliwą konstrukcję społeczną… Założyliśmy, że jeśli będziemy całkowicie otwarcie głosili, iż z moralnego punktu widzenia męskość jest z gruntu zła, a penis leży u jej podstawy, to nasza praca zostanie opublikowana w szanowanym magazynie.15 [Pogrubienie dodane przez autora artykułu]

 

 

Peter Boghossian podczas jednego z publicznych wystąpień.

 

Script logo
Do góry