Warto też zwrócić uwagę na następujące słowa wydawcy magazynu The Lancet Richarda Hortona:

 

Błędem było oczywiście myślenie, że recenzja naukowa stanowi coś więcej niż zwykłe narzędzie badające akceptowalność – a nie zasadność – nowego odkrycia… Przedstawiamy społeczeństwu recenzję naukową jako quasi-święty proces, który pomaga uczynić naukę naszym najobiektywniejszym źródłem prawdy. Wiemy jednak, że system recenzji naukowej jest stronniczy, niesprawiedliwy, niezrozumiały, niekompletny, niestabilny, często obraźliwy, zazwyczaj ignorancki, niekiedy głupi, a często błędny.6 [Pogrubienie dodane przez autora artykułu]

 

Recenzja naukowa jako „quasi-święty” mechanizm, który w jakiś sposób podobno wznosi się ponad słabości i ułomności ludzkiej natury, uzyskała status świętości. Czy praca została pobłogosławiona przez Kapłana Recenzenta Naukowego? Uważa się, że ten mechanizm jest nie tylko użyteczny, ale i funkcjonalny z pragmatycznego punktu widzenia (co jest oczywiście nieprawdą, ogólnie mówiąc) – to transcendentalna, niemal magiczna siła sprawcza krążąca w niebiańskich wieżach z kości słoniowej Nauki, która w niewytłumaczalny sposób nie pada ofiarą ludzkich słabości, gdyż chronią ją takie wzniosłe etykiety, jak „naukowcy” czy „eksperci”.

Naukowcy, rzecz jasna, nie są całkowicie ludzcy – są kimś więcej, kimś czystym, kimś, kim laik nigdy nie będzie. Studenci biorą udział w magicznym alchemicznym procesie, podczas którego przechodzą przez instytucje edukacyjne i wyłaniają się ze swojej poczwarki odmienieni ze swoimi magisteriami, doktoratami, stetoskopami i równaniami. Są Wybrańcami, czystymi, świętymi, odkupionymi, prawymi. Nie muszą udzielać odpowiedzi maluczkiemu nienaukowemu plebsowi, nie wspominając o niewiernych heretykach.

Jest jednak jasne, że nie tylko popularny obraz recenzji naukowej wprowadza w błąd, ale co więcej najbardziej prestiżowe publikacje są jednymi z najgorszych winowajców. Znaczące publikacje naukowe – na przykład magazyn Nature – mają dobrze udokumentowaną historię uprzedzeń wobec ustaleń lub hipotez, które stoją w sprzeczności z przyjętymi w nauce dogmatami.

Pisząc w British Medical Journalu (BMJ) w maju 2000 roku, kanadyjski naukowiec David Sackett stwierdził, że „już nigdy nie będzie wykładał, pisał ani rozstrzygał na temat czegokolwiek związanego z opartą na dowodach praktyką kliniczną”, ponieważ jego zdaniem „eksperci” nie dopuszczają nowych idei. Postuluje, aby wprowadzić obowiązkową wymianę pokoleń wśród ekspertów i w mojej opinii jest to świetna propozycja.

Sackett mówi, że „…droga ku prawdzie jest utrudniona z powodu działań ekspertów”.7

Na przykład ufanie „ekspertom” w przypadku onkologii jest generalnie dobrym sposobem na to, aby sztucznie przyśpieszyć wylądowanie w grobie, zwłaszcza gdy ma się nowotwór z przerzutami (medycyna alopatyczna jest notorycznie nieskuteczna na tym polu). A mimo to „eksperci” są na tak nieosiągalnym poziomie, że chyba tylko celebryci i papieże mogą to zrozumieć – są obecnie praktycznie półbogami.

Ogólnie „eksperci” są tymi ludźmi w establishmencie, którzy wspierają główne dogmaty i urzeczywistniają politycznie poprawne systemy przekonań. „Eksperci” cieszą się uznaniem, bowiem świat, który uczynił ich ekspertami, promuje ich i potwierdza ich wartość, kiedy podtrzymują już ustalone (i zyskowne) przekonania, w czym uczestniczą również media. Jeśli ktoś chce być wprowadzony w potworny błąd w jakiejkolwiek liczbie ważnych spraw, wystarczy udać się prosto do jakiegokolwiek informacyjnego medium głównego nurtu i posłuchać „ekspertów” należących do establishmentu”.

Chyba nadszedł już czas, aby usunąć z drogi tego zaskorupiałego, zesztywniałego i skorumpowanego Stróża, co pozwoli nauce ruszyć do przodu.

 

Nierzetelne badania kliniczne

Dr Marcia Angell z Harvardzkiej Szkoły Medycznej (Harvard Medical School) jest byłą redaktor naczelną magazynu The New England Journal of Medicine, w którym pracowała przez dwadzieścia lat, ślęcząc nad pracami naukowymi i zgłębiając wątpliwe praktyki, które przenikają świat badań medycznych. Stwierdza otwarcie:

 

Po prostu nie można już dłużej wierzyć w większość badań klinicznych, jakie są publikowane, ani polegać na ocenie zaufanych lekarzy czy autorytatywnych wytycznych w medycynie. Nie jest mi miło wyciągać taki wniosek, do którego dochodziłam powoli i niechętnie przez dwadzieścia lat jako redaktorka The New England Journal of Medicine.8

 

 

Dr Marcia Angell, była redaktor naczelna magazynu The New England Journal of Medicine od dawna ostro krytykuje Wielką Farmę. (Zdjęcie: vaccine-injury.info)

 

 

Z psychologicznego punktu widzenia większość „ekspertów” z dziedziny medycyny angażuje się w dobrze opłacane myślenie grupowe i potwierdzanie uprzedzeń, zawzięcie podtrzymując i broniąc swojej (lukratywnej) konstrukcji ego. Parafrazując słowa fizyka Maxa Plancka, medycyna, podobnie jak nauka, „prowadzi za każdym razem do jednego pogrzebu”.

Gdy opinia publiczna akceptuje prawdy, narracje i wyznaczonych „ekspertów” naukowego świata, wówczas badacze, których odkrycia odbiegają od ustalonych norm, mogą być nazywani głupkami, szaleńcami, wariatami, pseudonaukowcami i tak dalej, niezależnie od tego, jak skrupulatne są ich metody i jak niepodważalne są ich wyniki.

Media są kluczowe w tej dynamice kontroli, ponieważ sprzedają wersję establishmentu.

I tak zostaje zachowane politycznie poprawne status quo.

Script logo
Do góry