Naukowa niegodziwość i promieniowanie jądrowe

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 88 (2/2013)
Tytuł oryginalny: „Scientific Dishonesty and Nuclear Radiation”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 20, nr 1

Dr Christopher Bushby

 

Istnieje problem, na który pragnę zwrócić uwagę tych, którzy oglądają świat i wybryki tych, którzy nim rządzą. To problem, który frapuje mój umysł od jakiegoś czasu i wynikł z mojego zainteresowania skutkami dla zdrowia promieniowania o niskim natężeniu.

Już wcześniej pisałem o moich badaniach i odkryciach w tej dziedzinie (Busby, 1995, 2006), a ostatnio o wpływie broni uranowej na zdrowie (Busby, UNIDIR, 2009). Kiedy prowadziłem moje naiwne dochodzenie w tych obszarach nauki, już na samym początku olśniło mnie, że istnieje niebezpieczny rozdźwięk między tym, w co wierzą politycy i ci, którzy mają wszystko pod kontrolą (lub mówią, że wierzą), a faktami, jeśli można je tak nazywać.

W roku 2003 poproszono mnie o przewodniczenie finansowanej przez Unię Europejską naukowo-politycznej grupie o nazwie Sieć Interpretacji Polityki w zakresie Zdrowia Dziecka i Środowiska (Policy Interpretation Network on Child Health and the Environment; w skrócie PINCHE). Spotkałem tam wielu wybitnych naukowców i lekarzy z całej Europy. W czasie naszych spotkań rozmawialiśmy, w jaki sposób nauka jest tłumaczona na politykę. Było to zagadnienie, które badałem i znałem w zakresie ryzyka, jakim jest promieniowanie. Myślę, że zostałem wybrany na to stanowisko ze względu na moje doświadczenie w tej dziedzinie i mój cynizm. Wykorzystywałem go, aby końcowe sprawozdanie jasno uświadomiło komisarzom unijnym (van den Hazel et al., 2006), że na styku nauki i polityki istnieje stronniczość, która wymaga naprawy (to znaczy, na wypadek gdyby jeszcze o tym nie wiedzieli).

To wszystko opisałem dość obszernie w mojej książce z 2006 roku Wolves of Water (Wilki wody). W niniejszym eseju, który jest oparty ma odczycie, jaki wygłosiłem w The Royal Society (Towarzystwo Królewskie)1 w Londynie w październiku 2007 roku na zaproszenie Rogera Coghilla w celu wyjaśnienia niegodziwości w tej dziedzinie nauki i polityki w oparciu o moje doświadczenia, postaram się rozwinąć to zagadnienie.

Pozwólcie, że zacznę od tego, że ci, którzy uważają, iż istnieje spisek, którego celem jest ukrycie prawdy w różnych dziedzinach związanych z zagrożeniem środowiska, mają w dużej mierze rację. Taki spisek rzeczywiście istnieje. Jak on dokładnie działa, nie jestem pewien, nawet w dość dobrze zdefiniowanych przypadkach, jakie tu przedstawię. Dlaczego ci, którzy są kluczowymi postaciami, zachowują się tak, jak się zachowują? Myślę, że przypuszczalnie wynika to z wielu czynników – finansowych, kulturowych, prawnych, psychologicznych i ekonomicznych, a także strachu. W Komitecie do Badania Zagrożeń ze strony Promieniowania Wewnętrznych Emiterów (Committee Examining Radiation Risks of Internal Emitters; w skrócie CERRIE) grożono jego członkom osobistymi pozwami do sądu, w wyniku czego zmienili swoje stanowisko i głosowali za przeciwną opcją (CERRIE, 2004b). Takie zagrania to z całą pewnością brudne sztuczki.

Zauważyłem, że bardzo często osoby będące w centrum wątpliwych lub nieuczciwych zachowań... to ludzie, którzy mają jakiś powód, aby wiązać swoje psychologiczne bezpieczeństwo ze swoją pozycją – zazwyczaj kluczowym stanowiskiem, którym obdarzył ich rząd. Są za nie bardzo wdzięczni i zarazem bardzo przestraszeni! Selektywne filtrowanie typów osobowości będących u władzy jest samo w sobie interesujące i jednocześnie uzmysławia nonsensowność demokracji. W końcowym efekcie zachowanie tych ludzi sprawia, że naukowe dowody są ignorowane lub marginalizowane, albo na odwrót – błędne dowody naukowe stają się podstawą polityki. Zwykle taka polityka jest konieczna dla dobra jakiegoś potężnego przemysłu lub grupy interesu bądź celów wojskowych.

Doskonałym i dobrze znanym przykładem jest BSE/CJD – choroba szalonych krów. Wszyscy wiemy, że rządowy komitet, który rozważał naukowe argumenty mówiące, że ta choroba może zarażać ludzi, nie brał pod uwagę wyników eksperymentalnych i podjął błędne decyzje, które doprowadziły do śmierci wielu osób. Pragnę zauważyć, że nikogo nie pozwano za to do sądu i żadna firma produkująca przemysłowo zatrute pożywienie dla zwierząt nie została w jakikolwiek sposób ukarana. Co ciekawe, przewodniczący tej komisji, Sir Richard Southwood, był również od wielu lat przewodniczącym Narodowej Rady Ochrony Radiologicznej (National Radiological Protection Board; w skrócie NRPB), w tym w okresie Czarnobyla. Także w tamtym przypadku się mylił, ale nie został osadzony w więzieniu. Jeśli chodzi o innych naukowców z tej komisji, czy oni również nie powinni być co najmniej oskarżeni o swego rodzaju przestępstwo, któremu na imię naukowa niegodziwość?

 

Naukowe przestępstwa i skandale w dziedzinie publicznej ochrony zdrowia

Zamierzam przedstawić kilka spraw z mojego osobistego doświadczenia, pozostawiając państwu ocenę, czy mamy tu do czynienia z nieuczciwością, głupotą, czy też kulturową stronniczością, przez co rozumiem, że oni szczerze myśleli, iż wiedzą, jaki był prawdziwy obraz i mogli pomijać dane, z którymi z jakiegoś dającego się obronić powodu nie zgadzali się. Jednak niezależnie od stanowiska, jakie przyjmiecie w każdym z tych przypadków, pragnę byliście byli świadomi, że następstwem tych działań jest polityka i prawa, które spowodowały i powodują śmierć milionów ludzi. Nie ma w tym ani słowa przesady. Śmiertelność powodowana przez skażenie radioaktywne dozwolone w następstwie zachowania takich ludzi przekracza 60 milionów osób (ECRR, 2003) i ta sprawa jest największym w historii skandalem dotyczącym zdrowia społeczeństwa. Systematyczne zatruwanie ludzkości przez nowe zanieczyszczenia radioaktywne, a obecnie przez cząstki uranu, sprawia, że plon śmierci zebrany przez ii wojnę światową wydaje się być całkiem umiarkowany.

W idealnym przypadku demokracja zależy od polityków posiadających najlepszą wiedzę o konsekwencjach swoich decyzji. Badania wykazały, że politycy są na ogół pod względem naukowym analfabetami i dlatego muszą polegać na komitetach ekspertów w celu uzyskania stosownej wiedzy. Członkostwo w tych komitetach nie jest demokratyczne, co wprowadza stronniczość (Scott Cato, Busby i Bramhall, 2000). Komitety naukowe polegają na literaturze fachowej i ignorują szarą literaturę2. Często ignorowana jest również literatura fachowa, jeśli nie jest zgodna z określonymi wcześniejszymi przekonaniami. Ich interpretacja literatury jest zawsze stronnicza i zależy od ich przynależności (Ruden, 2000, 2001, 2003; Pinche, 2005; Judson, 2006). Nawet fachowa literatura jest często tendencyjna wskutek powiązań naukowców oraz powiązań recenzenta lub wydawcy. Ponadto fachowa literatura może być nieobiektywna za sprawą wyboru tematu badań, czyli przez tego, kto je finansuje. W rzeczywistości fachowa literatura może być tak wymuskana i przeinaczona, że aż nieuczciwa – może zawierać nieprawdziwe dane i być zafałszowana. Obecnie nie ma prawa chroniącego przed taką nieuczciwością lub stronniczością porad i winowajcy nie są postrzegani jako przestępcy ani nie są w żaden sposób karani w Wielkiej Brytanii. Obecnie nie ma czegoś takiego jak naukowe przestępstwo, a moim zdaniem powinno być.

Script logo
Do góry