Już ponad 200 lat temu chemik Joseph Black ostrzegał: „Zgrabna adaptacja warunków doprowadzi prawie każdą hipotezę do zgodności ze zjawiskiem. Proces ten zadowala wyobraźnię, ale nie posuwa wiedzy do przodu”4.

Niestety, ta adaptacja nie zdała egzaminu. Wydawało się, że związek między konsumpcją nasyconych tłuszczów i chorobą serca został udowodniony przez Ancela Keysa, ale kiedy przystąpiono do interwencyjnych prób, nie udało się go potwierdzić.

Przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych próby MR-FIT5 były najdonioślejszą próbą udowodnienia tego związku. Jednej z grup uczestników zmniejszono w diecie zawartość cholesterolu o 42 procenty a nasyconych tłuszczów o 28 procent oraz ogólną liczbę kalorii o 21 procent. Oczekiwano, że te ograniczenia doprowadzą do zauważalnego spadku częstości występowania choroby serca.

Okazało się jednak, że nic to nie dało. Twórcy prób MR-FIT określają ich wynik jako „rozczarowujący” i we wnioskach stwierdzają: „Ogóle wyniki nie wskazują na korzystny wpływ tej wieloczynnikowej interwencji na chorobę wieńcową”.

W rzeczywistości żadna z klinicznych prób zmniejszenia spożycia nasyconych tłuszczów nie wykazała spadku liczby przypadków choroby serca. Co więcej, niektóre z nich dały wręcz odwrotny wynik.

„Biorąc pod uwagę, że wielokrotne próby wpływu na czynniki ryzyka w chorobie wieńcowej przeprowadzone na mężczyznach w średnim wieku cechujących się umiarkowanym ryzykiem zapadnięcia na tę chorobę okazały się bezowocne, jeśli chodzi o ograniczenie zarówno zachorowalności, jak i śmiertelności, uzasadnienie takich interwencji okazuje się coraz trudniejsze. Jest to sprzeczne z zaleceniami wielu krajowych i międzynarodowych ciał doradczych, które muszą obecnie wziąć pod uwagę ustalenia z Finlandii. Zignorowanie tego może być etycznie nie do zaakceptowania”.6

To zdanie pojawiło w opisie niepokojącej próby obejmującej fińskich biznesmenów. W wyniku trwającej dziesięć lat kontynuacji pierwotnej pięcioletniej próby okazało się, że prawdopodobieństwo śmierci z powodu choroby serca wśród mężczyzn, którzy kontynuowali dietę z ograniczoną ilością nasyconych tłuszczów, było dwukrotnie większe niż u tych, którzy nie kontynuowali diety niskotłuszczowej.

Nie są to, oczywiście, jedyne negatywne próby. W roku 1998 duński lekarz Uffe Ravnskov przyjrzał się szerszemu zestawowi prób. „Rozstrzygający test to kontrolowana, losowa próba. Wykonano osiem takich prób przy wykorzystaniu diety jako jedynego sposobu leczenia, lecz nie stwierdzono spadku liczby zarówno śmiertelnych, jak i nie kończących się śmiercią, ataków serca”. Ravnskov nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, że nie było ani jednej próby, która wykazałaby korzystny wpływ zmniejszenia ilości nasyconego tłuszczu w diecie. Większość ludzi mogłaby pomyśleć, że to wystarczy i na tym koniec.

Otóż nic podobnego. W roku 1988 biuro głównego chirurga Stanów Zjednoczonych zdecydowało się uciszyć przeciwników przy pomocy opracowania konkretnego raportu dowodzącego istnienia takiego związku. Jedenaście lat później ten projekt porzucono. W obiegowym piśmie biuro oświadczyło, że „nie przewidziano należycie ogromu dodatkowych zewnętrznych ekspertyz i rozmiaru potrzeb w zakresie personelu”.

Bill Harlan, członek komitetu nadzorczego i wicedyrektor Biura Zapobiegania Chorobom (Office of Disease Prevention) przy Narodowym Instytucie Zdrowia USA (US National Institute of Health) stwierdził: „Raport zakładał z góry określone opinie i wnioski, ale kryjąca się za nimi wiedza nie była wystarczająco przekonywająca. Najwyraźniej wczorajsze poglądy niezbyt dobrze nam służą”.

Odgłosy grzęznącej w bagnie katedry wypełniają powietrze dźwiękami przypominającymi zasysanie, a mimo to nikt nie chce zrezygnować. W rezultacie wprowadza się coraz więcej wzmocnień do tej szybko niknącej sterty kamieni.

I tak pojawiły się wariacje na ten temat. Okazało się, że to nie nasycony tłuszcz per se powoduje chorobę serca, lecz że istotny jest tu stosunek tłuszczów wielonienasyconych do nasyconych. A może chodzi o konsumpcję jednonienasyconych tłuszczów albo brak kwasów tłuszczowych omega-3, a może o nadmiar omega-6? Wybierajcie. Te i wiele innych dodatkowych hipotez ma swoich orędowników.

Dziś nikt nie potrafi powiedzieć – albo nie chce – który rodzaj tłuszczu, w jakich proporcjach, dodany do jakiego rodzaju przeciwutleniaczy, jarzyn, wielonasyconego tłuszczu bądź omega-3 jest prawdziwym winowajcą. Tworzy się niesamowicie skomplikowane wyjaśnienia, ale wszystkie one rozpadają się na kawałki po szczegółowej analizie.

Aż trudno uwierzyć w tak wielką skalę antytłuszczowej propagandy, ale taka jest prawda. Pomijając obarczone wadami „Badania w siedmiu krajach” Ancela Keysa (wybrał siedem krajów do swoich badań, tak by dowieść prawdziwości swojej hipotezy), brak na to wszystko choćby skrawka bezpośredniego dowodu.

Hipoteza cholesterolowa składa się, oczywiście, z dwóch części – dietetycznej i dotyczącej zwiększonego poziomu cholesterolu. Czy pozostawienie w spokoju części dietetycznej oznacza dowiedzenie, że podniesiony poziom cholesterolu jest głównym czynnikiem sprawczym choroby serca?

 

POZIOM CHOLESTEROLU A OGÓLNA ŚMIERTELNOŚĆ

Zanim przyjrzymy się związkom między poziomem cholesterolu we krwi a chorobą serca, warto podkreślić bardzo znamienny – znacząco ignorowany – fakt mówiący, że w przypadku osób po pięćdziesiątce niższy poziomu cholesterolu grozi krótszym życiem.

Przypuszczalnie jeszcze ważniejsze jest to, że spadek poziomu cholesterolu mocno zwiększa ryzyko zgonu z różnych przyczyn, w tym z powodu choroby serca.

Niebezpieczeństwa wynikające z niskiego poziomu cholesterolu zostały uwypuklone w zasadniczych długoterminowych badaniach człowieka prowadzonych w Honolulu: „Nasze dane zgadzają się z poprzednimi ustaleniami mówiącymi o zwiększonej śmiertelności wśród starszych ludzi, którzy mają niski poziom cholesterolu w surowicy krwi, i dowodzą, że długotrwałe utrzymywanie się niskiego stężenia cholesterolu w rzeczywistości zwiększa ryzyko zgonu”.

Co zakrawa wręcz na ironię, niebezpieczeństwo wynikające ze spadku poziomu cholesterolu odkryto po raz pierwszy w trakcie badań we Framingham: „Istnieje bezpośredni związek między spadkiem poziomu cholesterolu w pierwszych 14 miesiącach [badań] a śmiertelnością w okresie następnych 18 lat”.

Wydaje się wręcz nie do uwierzenia, że codziennie molestuje się nas ostrzeżeniami przed zagrożeniami wynikającymi z wysokiego poziomu cholesterolu, podczas gdy w rzeczywistości niski poziom cholesterolu jest znacznie niebezpieczniejszy od wysokiego. Wiedząc o tym, po co ktoś miałby obniżać sobie poziom cholesterolu? Bardziej sensowne byłoby przyjmowanie leków podwyższających go, zwłaszcza gdy ma się powyżej 50 lat.

Script logo
Do góry