Dopiero w drugiej połowie roku 1949 udowodniono ostatecznie dzięki wiarygodnym zapisom, że w czasie wojny rządowe agencje Stanów Zjednoczonych dostarczyły Rosjanom co najmniej trzy ładunki zawierające związki uranu. Łącznie 1465 funtów, czyli blisko trzy czwarte tony. Potwierdzono także wysyłkę około jednego kilograma, to jest 2,2 funta, metalicznego uranu, w czasie gdy całkowity amerykański jego zapas wynosił zaledwie 4,5 funta.
W operację tę zamieszany był zarząd Lend-Lease, Departament Handlu, Wydział Dostaw Departamentu Skarbu i Rada Ekonomiczna ds. Działań Wojennych. Wmieszany w to był także Departament Stanu, który odmówił wglądu w akta operacji Lend-Lease i jej następczyni Agencji Ekonomii Zagranicznej.
Pierwsze dwa ładunki zawierające uran wyruszyły z Great Falls drogą powietrzną. Trzeci wysłano ciężarówką i koleją z Rochester w stanie Nowy Jork do Portland w Oregonie, a następnie drogą morską do Władywostoku. Pierwsze dwa ładunki wysłano w marcu i czerwcu 1943 roku a trzeci w lipcu 1944. Ładunek, o którym rozmawiałem z Hopkinsem, bez wątpienia dotyczył tego z czerwca 1943 roku.
Była to nie tylko największa z naszych transakcji uranowych, jakie przeprowadziliśmy ze Związkiem Radzieckim, ale i najbardziej szokująca. Wydaje się, że nie było niczego, co mogłoby powstrzymać naszych przedstawicieli przed udzieleniem Rosjanom niezbędnej pomocy w celu opanowania przez nich tajemnic syntezy jądrowej. Przez cztery lata monopol na posiadanie bomby atomowej był naszym atutem w polityce zagranicznej. Jednak 23 września 1949 roku, dużo wcześniej niż przewidywał Waszyngton, prezydent Stanów Zjednoczonych oznajmił, że na terenie Związku Radzieckiego miała miejsce eksplozja bomby atomowej.
Z uwagi na bezpieczeństwo narodowe wiosną 1943 roku, w czasie prowadzenia prac w ramach Projektu Manhattan, nałożono embargo na eksport materiałów uranowych. Jednak gorliwcy zasiadający w Waszyngtonie ustalili, że Rosjanie muszą za wszelką cenę posiąść wszystkie składniki potrzebne do budowy własnej bomby atomowej. Już najwyższa pora, aby właściwie ocenić panujący w owym czasie silny prosowietyzm.
Na przykład Joseph E. Davies, ambasador Stanów Zjednoczonych w Związku Radzieckim w latach 1936–1939, był autorem książki i filmu zatytułowanego Misja w Moskwie, który siał wręcz skandaliczną propagandę. W wywiadzie z 18 lutego 1946 roku, jakiego udzielił waszyngtońskiej gazecie Times-Herald, powiedział: „Rosjanie mają moralne prawo szukać w samoobronie sposobu na skonstruowanie bomby atomowej, nawet gdyby mieli posłużyć się do tego wywiadem wojskowym, zwłaszcza w sytuacji, gdy zostali wykluczeni z grona wtajemniczonych, mimo iż byli jednym z Aliantów”. Był także profesor Harold C. Urey, amerykański naukowiec, który bardzo dobrze znał kulisy Projektu Manhattan. Jeszcze 14 grudnia 1949 roku w raporcie opracowanym dla Komitetu Unii Atlantyckiej stwierdził, że major Jordan powinien trafić pod sąd wojenny, jeśli z jego rozkazu usunięto cokolwiek z samolotów lecących do Rosji.
Kiedy amerykańskie dostawy zostały odcięte, w celu wymanewrowania generała Grovesa niezbędne materiały zaczęto dostarczać z Kanady. Dopiero w roku 1946 dowódca Projektu Manhattan dowiedział się od Komitetu Do Badania Działalności Antyamerykańskiej, że jego blokada została przełamana.
Zeznania, jakie złożyłem pod przysięgą, sprowadzały się tylko do jednego wniosku: objazd przez Kanadę był wspierany przez Hopkinsa. Na jego polecenie zarząd Lend-Lease wydał stosowne zezwolenie, bez którego żaden ładunek nie mógł normalnie nigdzie wyruszyć. Do transportu wykorzystywano kanały przerzutowe należące do Lend-Lease oraz zatrudniony w tej operacji personel, w tym także mnie. Ślady tego spisku ukrywano w księgach rozliczeń Lend-Lease pod nazwą transakcji „gotówkowych”. Należność za cały ten ładunek opłaciła czekiem firma Amtorg Trading Corporation.
Ponieważ początkowy etap transportu ładunków wysyłanych do Rosji nadzorowali Amerykanie, niemożliwe było ominięcie terytorium Stanów Zjednoczonych – obojętne czy była to Alaska, czy Montana. Dlatego tak ważne było zdobycie licencji eksportowej, jaką mogła wydać tylko Rada Ekonomiczna ds. Działań Wojennych. W tym celu sporządzono odpowiedni dokument ukrywający amerykańskie pochodzenie towaru. Jego treść zmieniono tak, aby możliwe było przeprowadzenie manewru z wykorzystaniem Kanady jako zasłony. Dokonali tego przedstawiciele Rady Ekonomicznej ds. Działań Wojennych, których tożsamość została ukryta przez Departament Stanu. Tak poprawiona licencja eksportowa została wydana 29 kwietnia 1943 roku i nosiła numer C-1643180.
Zapomniano jednak o dwóch bardzo istotnych faktach: (a) na towar dostarczany przy użyciu zwykłych samolotów potrzebne były faktury, (b) wojskowe siły lotnicze prowadziły swoje operacje nie tylko w Great Falls, ale i w Fairbanks. Rachunki i listy przewozowe dostarczają niepodważalnych dowodów na to, że 9 czerwca 1943 roku do Great Falls dostarczono piętnaście skrzyń zawierających uran, które następnie wysłano do Związku Radzieckiego samolotem należącym do Lend-Lease.
Ładunek pochodził z Eldorado Mining & Refining, Ltd w Great Bear Lake i został przesłany przez port Hope w Ontario. Kanadyjska licencja na eksport broni o numerze OF1666 zezwalała na tę wysyłkę. Towar przewiozła koleją firma Chicago, Milwaukee, St Paul & Pacific Railway. Jako konsygnatariusz figurował pułkownik Kotikow, przedstawiciel Komisji ds. Zakupów Rządu Związku Radzieckiego z siedzibą w Gore Field i Great Falls.
Za całą tą sprawą kryje się jeszcze inna historia. 1 lutego 1943 roku na biurko zatrudnionego w firmie Chematar, Inc. w Nowym Jorku Hermanna H. Rosenberga trafił dokument z pytaniem o możliwość dostarczenia uranu. Prośbę tę złożyła Komisja ds. Zakupów Rządu Związku Radzieckiego, która potrzebowała 220 funtów (99,8 kg) tlenku uranu, 220 funtów azotanu uranu oraz 25 funtów (11,3 kg) metalicznego uranu.
W tym czasie budowano właśnie laboratoria w Oak Ridge, które miały być ukończone dopiero za rok. Sześć dni wcześniej Rada ds. Produkcji Wojennej wydała rozporządzenie numer M-285, które określało formy kontroli dystrybucji składników zawierających uran wśród rodzimych gałęzi przemysłu, w tym zakładów produkujących szkło i ceramikę. Był to wybieg mający umożliwić eksport tego rodzaju materiałów, które mogły dzięki temu być wykorzystane do celów wojennych. Rosjanie twierdzili, że pilnie potrzebują azotanu uranu do badań medycznych oraz tlenku uranu i uranu w postaci kruszcu do hartowania stali, z której wyrabiali lufy armat i karabinów. W tej sytuacji Stanom Zjednoczonym nie pozostało nic innego do zrobienia, jak tylko zaakceptować ich prośbę, aby nie dawać im powodu do podejrzeń, że im nie ufamy.
Mataliczny uran był nieosiągalny. Jednak 23 marca na skutek interwencji Rosenberga firma S.W. Shattuck Chemical Co. z Denver wysłała pułkownikowi Kotikowowi do Great Falls cztery ładunki o wadze 691 funtów (313,4 kg) każdy. List przewozowy wystawiony przez firmę Burlington Railroad określał zawartość ładunku jako „Substancje chemiczne”. Oprócz tego Rosenberg dołączył do niego osobisty list skierowany do pułkownika Kotikowa, w którym podał jego szczegółową zawartość. Składał się on z 220 funtów azotanu uranu i 200 (a nie 220) funtów tlenku uranu. Dopóki odpowiedzialność za tę transakcję spoczywała na Lend-Lease i była ona pokrywana z amerykańskich funduszy, dopóty nikt nie wymagał żadnej licencji na eksport. Ładunek wysłano bez żadnych zakłóceń „Rurociągiem”.
Jednak Rada ds. Produkcji Wojennej, która udzielała zezwolenia na tę transakcję, zaalarmowała Projekt Manhattan. Było już jednak za późno, aby powstrzymać transakcję z firmą Shattuck. Generał Groves pogodził się z nią niechętnie i tylko pod warunkiem, że nie zdradzi się Rosjanom znaczenia tych substancji chemicznych, co oczywiście nie było dla Rosjan żadną tajemnicą.
Podczas śledztwa często w zakłopotanie wprawiały mnie pytania, dlaczego wykazy eksportowe do Rosji nic nie wspominały o uranie. Wysyłka towaru przez firmę Shattuck była legalna i miała akceptację Lend-Lease, Rady ds. Produkcji Wojennej oraz Projektu Manhattan.
Kilka miesięcy później odwiedziłem Johna F. Moynihana, byłego członka redakcji gazety Newark News. W czasie mojej służby na lotnisku w Newark, był podporucznikiem, który doszedł do stopnia pułkownika jako „odpierający ataki rzecznik prasowy” generała Grovesa. Do jego obowiązków należało wyciszanie spraw.
— Słyszałem, jak pan gubi się w zeznaniach — powiedział. — Sądzę, że mogę opowiedzieć panu o czymś, czego pan zapewne nie słyszał. Otóż, wysłano mnie do Denver w celu zatuszowania sprawy związanej z firmą Shattuck i jej transportami. Wszystko to ukryto pod nazwą „mieszanina związków soli” i umieszczono w kartotekach dotyczących zupełnie innego metalu.