Kryształowa jaskinia Nagów
Na początku Mahabharaty znajduje się wzmianka mówiąca, że epopeję tę spisano „w pięknej dolinie u stóp góry Meru”. Mówi się, że ta dolina to właśnie Szambala. Należałoby też wspomnieć, że ta najdłuższa epopeja świata oryginalnie napisana była alfabetem nieśmiertelnych i że stała się podstawą głównych systemów filozoficznych Wschodu. Podanie głosi, że Dolinę Nieśmiertelnych odwiedził zarówno Siddhartha Gautama (Budda), jak i Laozi (ok. 600 p.n.e.), twórca taoizmu.
Tybetańscy kapłani religii bon przyznają, że otrzymali swoją wiarę z tego samego strumienia filozoficznego (radziecki magazyn Bajkał, nr 3, 1969). Wiara bon, najstarszy duchowy kult Tybetu, wywodzi się z manuskryptu, który kapłani nazywali „Pierwszym Pismem... Prawdziwym Nauczaniem... przekazem Odwiecznej Mądrości... który pochodzi od «Nieśmiertelnych z Szambali»” (L.C. Hamamoto, The Soul Doctrine (Doktryna duszy), Lhasa, przekład C. Chan, 1916, str. 97–99).
Z Himalajów pochodzi również inna starożytna tybetańska księga. Jej tybetańska nazwa brzmi Bardo Thodol, zaś na Zachodzie znana jest jako Tybetańska Księga Umarłych. Zgodnie ze zwyczajem czyta się ją głośno umierającym, aby ułatwić im wyzwolenie duszy po śmierci. Podanie głosi, że to niezwykłe dzieło pochodzi od rasy zwanej Naga. Lamajskie przekazy podają, że ośmiu jej członków spotkało się z królem Szambali. Wśród Tybetańczyków słyną oni z ogromnej mądrości, zaś ich istnienie potwierdzają starożytne podania północnych Indii. Mówią one, że Nagowie mają ludzkie twarze ogromnej urody, wijące się ciała i zdolność latania, gdy wyłaniają się z Patali, Świata Podziemi. Książe Arjuna, uczeń boga Kriszny, podobno odwiedził ich i z nimi rozmawiał. Podanie głosi, że mieszkają w Pałacu Węży w bajkowych podziemnych siedzibach oświetlonych kryształami i szlachetnymi kamieniami.
Jeden z obrazów Roericha nosi nazwę The Lake of the Nagas (Jezioro Nagów), z kolei inny ukazuje Nagę siedzącego na wyspie położonej na północno-tybetańskim jeziorze na wschód od gór Ałtaj. To umiejscawia Nagów w Trójkącie Szambalijskim.
Niektórzy starożytni autorzy utrzymują, że Nagowie (mężczyźni) i Naginie (kobiety) wchodzili początkowo „w związki małżeńskie z ludźmi, głównie z królami, królowymi, mędrcami i ludźmi wielkiego ducha” (Jamblich, On the Mysteries, particularly those of the Egyptians, Chaldeans and the Assyrians (O tajemnicach, głównie egipskich, chaldejskich i asyryjskich), IV wiek; cytowane w: Passport to Shambhala (Paszport do Szambali), Towarzystwo Geograficzne Zachodniej Syberii, 1923, przekład na angielski profesora Władimira Andrieja Wasiliu, 1933, str. 174). Mówi się również, że wybrani ludzie mają przywilej wchodzenia do przepastnych jaskiń Nagów połączonych tunelami, które tak jak w mrowisku ciągną się setki kilometrów wewnątrz górskich łańcuchów biegnących przez północne Indie i dalej w głąb północnego Tybetu.
Obraz namalowany przez Roericha noszący nazwę Najświętszy (Skarb gór). Na obrazie widać ogromne kryształy, znacznie większe od skupionych w górnej lewej części obrazu ludzi. (Muzeum Mikołaja Roericha, Nowy Jork, www.roerich.org)
Roerich namalował łącznie kilkaset obrazów. Przedstawiają one sceny z Rosji, Mongolii, Egiptu i innych miejsc. W jego sposobie przedstawiania perspektywy i atmosfery jest coś tajemniczego, coś, co wydaje się wskazywać na inne wymiary i obce zasady istnienia albo też prowadzące do nich wrota lub portale. Fantastyczne kamienie z inskrypcjami umieszczone na bezludnych wyżynach, Laozi na grzbiecie bawołu kierujący się na zachód ku alei drzew tworzących łuk, otwarta potężna księga o grubości dwóch metrów oraz postać stojąca na stosie drewna przyglądająca się jej stronom, ludzka czaszka ogromnych rozmiarów, subtelne przedstawienie piramid w tle kilku obrazów – wszystko to sugeruje, że Roerich odsłaniał ukryte informacje w postaci malowanych szyfrów. Być może dochowywał „Przysięgi Szambali”, która mówi, że odwiedzającym ją nie wolno ujawniać otwarcie tego, co w niej widzieli (Passport to Shambhala, str. 189).
Martwa obca istota, która okazała się być żywa
Amerykański handlarz narkotyków i broni John Spencer, który zamieszkał po I wojnie światowej w Chinach, trafił za sprawą przypadku do lamajskiego klasztoru położonego w Tuerin w południowo-zachodniej Mongolii. Padł z wyczerpania na górskim szlaku podczas ucieczki przed chińskimi władzami. Na szczęście, znaleźli go mnisi i zabrali do swojego klasztoru. W tym samym czasie mnisi gościli jeszcze jednego Amerykanina, Williama Thompsona, naukowca studiującego w ich bibliotece dalekowschodnie wierzenia religijne. Kilka dni później wracający do zdrowia Spencer natknął się w czasie wędrówki po okolicach klasztoru na mocno zerodowane schody prowadzące w dół do małych metalowych drzwi, które otworzył. Za nimi znajdowało się duże dwunastoboczne pomieszczenie. Jego ściany ozdobione były kolorowymi rysunkami konstelacji gwiezdnych, ciał niebieskich i znaków zodiaku. Zdziwiony tym widokiem przesunął ręką po powierzchni jednej ze ścian i nieoczekiwanie pobliska płyta bezszelestnie otworzyła się do wewnątrz, odsłaniając wejście do ciemnego korytarza. Zajrzawszy do niego, dostrzegł w nim w pewnej odległości blade zielone światło. Zaciekawiony wszedł do środka. Po kilku minutach dotarł do końca korytarza i wszedł do dużej jaskini wypełnionej jaskarwozielonym światłem. Wzdłuż jednej ze ścian stało 30 trumien ustawionych jedna obok drugiej w długim rzędzie. Zaczął je otwierać, sądząc, że mogą zawierać klejnoty lub inne skarby. W trzech pierwszych znalazł zwłoki mnichów ubrane w podobny strój do tego, jaki nosili jego wybawcy z klasztoru.
Jak podaje Hartwig Hausdorf w Die Weisse Pyramide, „w czwartej leżała kobieta w męskim ubiorze, w piątej mężczyzna, który pochodził, jak mu się zdawało, z Indii i był ubrany w jedwabny czerwony kaftan... w trzeciej od końca spoczywało doskonale zachowane, ubrane w szatę z białego lnu, ciało mężczyzny, a w przedostatniej ciało kobiety, której etnicznego pochodzenia nie udało mu się określić”. Co niezwykłe, zwłoki nie wykazywały oznak rozkładu, mimo iż zdaniem Spencera trumny musiały znajdować się tam od dłuższego czasu.
Rozczarowany, że nie znalazł żadnych skarbów, podszedł do ostatniej trumny i uniósł jej wieko. Ku jego zdziwieniu zobaczył w niej małe stworzenie ubrane w błyszczącą srebrzystą szatę. Jego wielka głowa była srebrzystego koloru, zaś oczy zakryte ogromnymi powiekami. Istota nie miała ust, zaś w miejscu nosa widniał krótki kikut. Kiedy schylił się, aby dotknąć jej zwłok, ogromne oczy nagle otworzyły się i spojrzały na niego, emitując przenikliwe zielone światło, które go oślepiło. Przestraszony zatrzasnął wieko i wybiegł z jaskini rozdzierając w panicznej ucieczce ubranie o wystające skały. Wrócił do klasztoru, gdzie wysoki rangą lama powiedział mu, że istota, którą widział, była podobizną „wielkiego mistrza, który przybył z gwiazd”. Lama próbował przekonać go, że tylko mu się wydawało, iż ta istota była żywa, jednak Spencer nie dał się przekonać, że to było tylko złudzenie. Wciąż przestraszony opowiedział o swoim przeżyciu Williamowi Thompsonowi, który po powrocie do Stanów Zjednoczonych opisał jego relację w amerykańskim magazynie Adventure. Kilka dni później Spencer opuścił klasztor i zniknął bez śladu. Nigdy potem już o nim nie słyszano.