Raporty naocznych świadków istnienia Szambali
W pierwszym wieku n.e. Apolloniusz, bardzo ceniony i charyzmatyczny grecki mędrzec, otrzymał „wezwanie” i udał się do Szambali. Wcześniej otrzymał „wskazówki” i wiedział dokładnie, gdzie ma znaleźć to, co nazywano wówczas „Domem Mędrców” (Encyclopaedia Britannica, wydanie IX, tom 10, „Apollonius”). Nauczał doktryny „Wewnętrznego Życia”, chodził boso, nosił długie włosy i brodę i ubierał się w białą lnianą szatę. Na swoje podróże zabierał asyryjskiego skrybę imieniem Damis, który dokumentował jego wypowiedzi i czyny w prowadzonym przez siebie dzienniku. To właśnie w zbiorze 97 kodycyli Damisa zachowały się niezwykłe historie o przeżyciach Apolloniusza.
Około 200 roku n.e. cesarzowa Julia Domna, druga żona urodzonego w Brytanii rzymskiego cesarza Septimusa Severusa (rządził w latach 193–211 n.e.), zainteresowała się ważnymi wydarzeniami z życia Apolloniusza do tego stopnia, że wynajęła greckiego skrybę i sofistę Flawiusza Filostratosa (ok. 170–245 n.e.), aby napisał jego biografię, którą zatytułował Żywot Apolloniusza z Tiany.
Z tych zapisów wiemy, że Apolloniusz przebywał w tym transhimalajskim kraju przez wiele miesięcy [Filostratos, The Life of Apollonius of Tyana (Żywot Apolloniusza z Tiany), Loeb Classical Library, Londyn, 1912, osiem ksiąg w dwóch tomach; przytoczone cytaty z Apolloniusza zostały zaczerpnięte z III księgi, która jest niemal w całości poświęcona jego podróży do północnego Tybetu]. Po przybyciu do „miasta położonego pod górą Paraca” Apolloniusz przedstawił jego ówczesnemu królowi Hiarchasowi (w niektórych tłumaczeniach Iarchasowi, które to imię znaczy „Święty Władca”) list i był bardzo zdziwiony tym, że jego treść była już mu znana.
Apolloniusz zwrócił się do Damisa i rzekł: „Dotarliśmy do ludzi, którzy są prawdziwie mądrzy, ponieważ zdają się posiadać dar przewidywania”. W czasie pobytu tam był świadkiem niesamowitych rzeczy, takich jak studnie wyrzucające wiązki olśniewającego niebieskawego światła. Opowiada również z zachwytem o czymś, co nazywa pantarbes lub świecącymi kamieniami, które można pobudzać do wypromieniowywania tak dużych ilości światła, że noc zamienia się w dzień. Naukowe i umysłowe osiągnięcia mieszkańców zagubionego miasta wywarły na Apolloniuszu tak wielkie wrażenie, że tylko kiwał głową, kiedy Hiarchas rzekł: „Pytaj nas o wszystko, co chcesz, bo znalazłeś się wśród ludzi, którzy wiedzą wszystko”. Apolloniusz zapytał go, za kogo siebie uważają, na co król Hiarchas odrzekł: „Uważamy się za bogów”. Apolloniusz nie tylko widział, jak lud Szambali wykorzystuje siłę Słońca, ale...
...widział, jak lewitują dwa kubity [około jednego metra] nad ziemią wcale nie po to, by się popisywać cudami, ponieważ wszelkie tego rodzaju popisy są im obce. Wszelkie swoje obrzędy, w tym wypadku odrzucenie ziemi i pójście za Słońcem, traktują jako akceptowalne przez Boga akty hołdu.
Filostratos, The Life of Apollonius of Tyana, księga III.
O podobnych zjawiskach donosiła w XX wieku renomowana orientalistka, autorka i pierwsza zachodnia kobieta-lama Alexandra David-Néel (1868–1969), wspierając w ten sposób zapiski Filostratosa. Opisuje ona Szambalę jako królestwo „nie osadzone w czasie lub przestrzeni, tak jak jest to w naszym przypadku – Szambala jest tu dziś i będzie jutro” [Alexandra David-Néel, Magic and Mystery in Tibet (Magia i tajemnice Tybetu), Dover Publications, Nowy Jork, 1971, I wydanie z roku 1929].
O mieszkańcach Szambali Apolloniusz mówi, że „żyją na ziemi i zarazem nie na niej, chronieni bez fortyfikacji, nie posiadają niczego i jednocześnie posiadają bogactwa wszystkich ludzi” (Filostratos, The Life of Apollonius of Tyana, księga III).
Jeśli chodzi o ideologię mieszkańców, król Hiarchas prezentował kosmiczną filozofię, zgodnie z którą „Wszechświat jest żywym tworem”. The Mahatma Letters (Listy Mahatmów) podkreślają, że nie są oni ani ateistami, ani gnostykami, ale panteistami4 w najszerszym tego słowa znaczeniu, którzy wierzą, że Bóg i Wszechświat to jedno i to samo. Ich koncepcja kosmicznej ewolucji stanowi podstawę idei reinkarnacji, która jest główną częścią filozofii tych Strażników Ludzkości.
Transhimalajskie Stonehenge
W roku 1928 na wysokości 15 000 stóp (4572 m) w czasie swojej transhimalajskiej podróży Roerich został zaskoczony widokiem trzech długich rzędów wysokich, stojących pionowo kamieni z inskrypcjami, które odróżniały się od otoczenia dziwnym kształtem i konstrukcją. Ten ogromny kamienny kompleks kończył się dużym kręgiem stojących kamieni z trzema menhirami5 w środku. Roerich opisał go jako coś pośredniego między Stonehenge w Anglii i Carnaciem6 w Bretanii – stanowiskami, które wcześniej odwiedził. Jego karawana miała zatrzymać się w pobliżu tej kamiennej zagadki tylko na jedną noc, ale ostatecznie przebywali tam przez trzy dni i odkryli w pobliżu cztery dodatkowe rzędy pionowych głazów.
Zdziwiony tymi obiektami Roerich zwrócił się do swoich tybetańskich przewodników, mówiąc: „Błagam, powiedzcie mi, kto ustawił te kamienie?” W odpowiedzi usłyszał: „Nikt tego nie wie... ale ten region od niepamiętnych czasów nazywany jest Doring... miejscem stojących świętych głazów. Nasi Starożytni mówią, że nieznani ludzie przechodzili tędy bardzo dawno temu i zatrzymali się tu na kilka pokoleń, ale to miejsce nie stało się ich domem” (M.K. Roerich, Himalayas – Abode of Light). Roerich bardzo się dziwił, że podróżując przez himalajskie wyżyny natknął się na „wcielenie Stonehenge i Carnacu”.
Kolejne dziwne zjawiska w Tybecie
Na tym ogromnym terenie doszło do dziwnych wydarzeń, których część dowodzi obecności wyższych istot duchowych.
W swojej książce The Superhuman Life of Gesar of Ling (Nadludzkie życie Gesara z Ling)7 (Claude Kendall, Nowy Jork, 1931) Alexandra David-Néel relacjonuje ciekawy epizod, w którym sama uczestniczyła. Miał on miejsce w małym miasteczku Jyekundo położonym w odludnym rejonie północno-wschodniego Tybetu, gdzie spotkała tybetańskiego lamę, o którym mówiono, że od czasu do czasu znika w okolicy góry z pokrytym śniegiem wierzchołkiem, gdzie nie ma żadnych osad i gdzie można bardzo łatwo umrzeć z głodu lub zamarznąć na śmierć. Lama ten po jakimś czasie wracał do cywilizacji i, odpowiadając na pytania ciekawskich, mówił, że przebywał z „bogami w górach”.
Pewnego dnia David-Néel zapytała go pół żartem, czy w czasie swojej następnej wyprawy nie przekazałby „Władcy Gór” małego prezentu w postaci wiązki chińskich papierowych kwiatów. Kilka miesięcy później, po powrocie ze swojej wyprawy do tego tajemniczego królestwa, lama wręczył jej pamiątkę, którą przekazał mu „władca”. Był to piękny niebieski kwiat, który rośnie w południowym Tybecie i kwitnie w lipcu. David-Néel była tym bardzo zaskoczona i podkreśliła, że w tym czasie w Jyekundo panował 20-stopniowy mróz, rzekę pokrywał lód o grubości dwóch metrów, zaś ziemia była zmarznięta na kamień. „Gdzie go zdobyłeś?” – zapytała. Lama odrzekł: „Być może w ciepłej dolinie na północy”.
Również Roerich odnotował całą serię nadzwyczajnych nadnaturalnych wydarzeń. Jednym z nich było nagłe pojawienie się Rigdena Jyope (lub Djapo), władcy Szambali. Mówi się, że kiedy wkroczył do pewnej lamajskiej świątyni, nagle wszystkie świece same się zapaliły. Roerich tak relacjonuje to zdarzenie:
Doszło do nagłego pojawienia się zapachu wyszukanych perfum, jakby ze świątynnego kadzidła, dokładnie w samym sercu Gobi, gdzie na przestrzeni setek kilometrów we wszystkich kierunkach rozciąga się kamienna pustynia. Żadnej świątyni ani chaty w zasięgu wzroku, a mimo to wszyscy członkowie ekspedycji poczuli jednocześnie ten zapach. Zdarzyło się to wiele razy i ani razu nie udało się tego wyjaśnić.
Andrew Tomas, Shambhala, str. 57.