Podróż przez Światłość i z powrotem

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 72 (4/2010)
Tytuł oryginalny: „Journey through Light and the Back”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 17, nr 3

Mellen-Thomas Benedict

 

W roku 1982 zmarłem na nowotwór złośliwy. Mój przypadek nie nadawał się do operacji, a jakakolwiek forma chemioterapii mogła jedynie zmienić mnie w „warzywo”. Lekarze dawali mi od sześciu do ośmiu miesięcy życia.

W latach 1970. miałem bzika na punkcie zdobywania informacji i stopniowo zaczynałem się martwić kryzysem nuklearnym, ekologicznym itd. Nie mając żadnego zaplecza duchowego, zacząłem wierzyć, że przyroda popełniła błąd i że jesteśmy tylko rakiem toczącym tę planetę. Nie widziałem sposobu, za pomocą którego moglibyśmy uporać się z problemami, które sami sobie stworzyliśmy. Uważałem, że ludzie są rakiem i właśnie to dostałem w zamian. To właśnie mnie zabiło.

Należy uważać na swój światopogląd. On zawsze oddziałuje zwrotnie na nas, zwłaszcza jeśli jest negatywny. Mój był szczególnie negatywny. I właśnie to doprowadziło mnie do śmierci. Próbowałem różnych rodzajów alternatywnych metod leczenia, ale na próżno.

W końcu ustaliłem, że była to sprawa wyłącznie między mną i Bogiem. Nigdy wcześniej nie zetknąłem się z Bogiem, ale rozpocząłem studiowanie duchowości i niekonwencjonalnych metod leczenia. Zacząłem czytać na te tematy wszystko, co tylko mogłem, ponieważ nie chciałem być czymś zaskoczony. Czytałem o różnych religiach i systemach filozoficznych. Wszystkie były niezwykle interesujące i dawały nadzieję, że po tej drugiej stronie coś istnieje. Trafiłem na oddział intensywnej opieki medycznej.

Pamiętam, jak obudziłem się pewnego ranka w domu około godziny 4.30 i po prostu wiedziałem, że to dziś. To właśnie dziś miałem umrzeć. Zadzwoniłem w związku z tym do kilku przyjaciół i pożegnałem się z nimi. Obudziłem swoją opiekunkę i powiedziałem jej o swoim odczuciu. Umówiliśmy się, że zostawi moje zwłoki w spokoju przez sześć godzin, ponieważ wyczytałem, że najciekawsze rzeczy dzieją się zaraz po śmierci. Położyłem się spać.

Następną rzeczą, jaką pamiętam, był początek typowej śmierci klinicznej. Nagle dotarła do mnie świadomość, że wstałem, mimo iż moje ciało wciąż leżało na łóżku. Otaczała mnie ciemność. Fakt bycia poza ciałem był jeszcze bardziej barwny niż zwykłe doznania. Był tak barwny, że widziałem każdy pokój w domu, widziałem dach domu, widziałem całe wnętrze domu, widziałem nawet to, co jest pod nim.

I była też Światłość w oddali. Podążyłem w Jej kierunku. Była bardzo podobna do tego, o czym wspomina wielu ludzi opisując swoje doznania. Była wspaniała. Była namacalna; wręcz czuło się Ją. Była nęcąca; chciało się do Niej iść, tak jak chce się iść w ramiona idealnej matki lub ojca. Gdy zacząłem iść w Jej kierunku, wiedziałem intuicyjnie, że jeśli do Niej dotrę, to umrę. Gdy się zbliżałem, powiedziałem: „Proszę, zaczekaj chwilę. Chcę nad tym pomyśleć; chcę o tym porozmawiać, zanim pójdę”. Ku memu zaskoczeniu całe to doznanie zatrzymało się w jednej chwili. Każdy ma kontrolę nad swoim życiem po śmierci. Nie jesteśmy na żadnej bezwolnej przejażdżce.

Moja prośba została wysłuchana i przeprowadziłem rozmowę ze Światłością. Światłość zaczęła przybierać różne formy: Jezusa, Buddy, Kriszny, mandal oraz archetypowych obrazów i znaków. Zapytałem Ją: „Co tu się dzieje? Proszę, oświeć mnie. Naprawdę chcę poznać swoją sytuację”. Trudno mi to teraz opisać słowami, ponieważ był to wówczas rodzaj telepatii.

Światłość odpowiedziała. Przekazane mi informacje mówiły, że podczas pośmiertnego przeżycia nasza wiara kształtuje obraz, jaki pojawia się przed Światłością. Jeśli jesteś buddystą, katolikiem lub fundamentalistą, otrzymasz sprzężenie zwrotne najodpowiedniejsze dla Ciebie. Masz szansę przyjrzeć się temu, lecz większość ludzi tego nie robi.

Gdy Światłość ukazała mi swoją prawdziwą postać, uświadomiłem sobie, że to, co widziałem, było Matrycą naszych Wyższych Jaźni.

Każdy z nas posiada Wyższą Jaźń lub nadduszę. To ukazało mi się w swojej najprawdziwszej formie energetycznej. Jedynym sposobem, w jaki mogę to opisać, jest to, że Wyższa Jaźń jest czymś w rodzaju przewodu. Nie wygląda może dokładnie tak, ale jest to bezpośrednie łącze ze Źródłem, które każdy z nas posiada. Wszyscy jesteśmy bezpośrednio połączeni ze Źródłem. Światłość ukazała mi Matrycę Wyższych Jaźni. Osobiście nie byłem związany z żadną religią, dlatego taki obraz otrzymałem podczas życia po śmierci.

Gdy poprosiłem Światłość, aby mnie oświeciła, zrozumiałem, czym jest Matryca Wyższych Jaźni. Naszą planetę otacza sieć, z którą połączone są wszystkie Wyższe Jaźnie. To jest jak wielka społeczność, coś jak otaczający nas kolejny poziom energetyczny – poziom duchowy.

Po kilku minutach poprosiłem o kolejne wyjaśnienia. Chciałem dowiedzieć się, czym jest Wszechświat, i byłem gotów do drogi. Powiedziałem: „Jestem gotów, zabierz mnie”.

I wtedy Światłość przekształciła się w najpiękniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem: mandalę ludzkich dusz na Ziemi. Ujrzałem to, mając negatywny pogląd na to, co działo się na naszej planecie. Gdy prosiłem Światłość o dalsze wyjaśnienia, zobaczyłem w tej wspanialej mandali, jak piękni jesteśmy w swej istocie. Jesteśmy najpiękniejszymi stworzeniami.

Ludzka dusza oraz ludzka matryca, którą razem współtworzymy, jest absolutnie fantastyczna, wyrafinowana, egzotyczna. Po prostu, nie mogę wyrazić, jak bardzo zmieniło to moją opinię o ludziach. Powiedziałem: „Mój Boże, nie wiedziałem, jak piękni jesteśmy”. Na jakimkolwiek poziomie, niskim czy wysokim, jakąkolwiek postać przybierasz, jesteś najpiękniejszym stworzeniem, jakie można sobie wyobrazić.

Wiadomości pochodzące od Światłości płynęły nieprzerwanym strumieniem. Zapytałem Ją wówczas: „Czy to oznacza, że ludzkość zostanie uratowana?” Wtedy przemówiła niczym feeria wirujących świateł: „Zapamiętaj to i nigdy nie zapomnij: każdy ocala, odkupuje i leczy sam siebie. Każdy to robił, robi i będzie robił. Każdy został obdarzony mocą do tego od zarania ludzkości”.

W tym momencie zrozumiałem jeszcze więcej. Zrozumiałem, że myśmy już siebie ocalili i że zrobiliśmy to, bo zostaliśmy stworzeni do samonaprawiania się jak cała reszta Wszechświata. Na tym właśnie polega Powtórne Przyjście. Podziękowałem Światłości Bożej z całego serca. Jedyną rzeczą, jaka przyszła mi do głowy, były te proste dziękczynne słowa: „Drogi Boże, drogi Wszechświecie, droga Wyższa Jaźni, kocham swoje życie”.

Światłość zdawała się wchłaniać mnie głębiej. Czułem, jakby całkowicie mnie pochłaniała. Światłość Miłości jest nie do opisania. Wkroczyłem do innego świata, głębszego niż ten, który znałem, i uświadomiłem sobie wiele, wiele więcej. Był to ogromny strumień Światłości, rozległy i głęboki w samym Sercu Życia. Zapytałem, czym to jest.

Światłość odpowiedziała: „To Rzeka Życia. Wypij z tej rzeki manny i napełnij nią swoje serce”.

Tak też zrobiłem. Wypiłem kilka głębokich łyków. Pić wprost z Życia! Byłem w ekstazie.

Wtedy Światłość powiedziała: „Masz pragnienie”. Światłość wiedziała o mnie wszystko, o mojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. „Tak!” – wyszeptałem.

Poprosiłem o ukazanie reszty Wszechświata – poza naszym układem słonecznym, poza całą ludzką iluzją. Światłość powiedziała mi wtedy, że mogę popłynąć ze Strumieniem. Tak też zrobiłem i Światłość zabrała mnie do Końca Tunelu. Poczułem i usłyszałem serię cichych wybuchów. Co za prędkość! Zdawałem się odpływać od Ziemi wraz z nurtem Strumienia Życia. Ujrzałem, jak nasza planeta znika w oddali. Układ słoneczny, w całym swym splendorze, przemknął obok i zniknął. Z nadświetlną prędkością przeleciałem przez centrum galaktyki, pochłaniając coraz więcej wiedzy. Dowiedziałem się, że ta galaktyka, tak jak cały Wszechświat, obfituje w różnorodne formy Życia. Zobaczyłem wiele innych światów. Dobra wiadomość dla nas – nie jesteśmy sami we Wszechświecie!

Gdy płynąłem Strumieniem Świadomości przez centrum galaktyki, strumień rozszerzał się na niesamowite fraktalne fale energii. Obok mnie przeleciały supergromady galaktyk wraz ze swą prastarą wiedzą. Na początku myślałem, że dokądś podróżuję. Ale potem zrozumiałem, że wraz z rozszerzaniem się Strumienia rozszerzała się moja świadomość, by objąć cały Wszechświat! Całe dzieło stworzenia przemknęło obok mnie. To był niewyobrażalny cud! Byłem Cudownym Dzieckiem w Cudownej Krainie!

Script logo
Do góry