Chitauli zmusili ludzi do zrobienia jeszcze jednej rzeczy – do kopania w Ziemi. Chitauli uaktywnili ludzkie kobiety i zmusili je do szukania minerałów i pewnego typu metali. Kobiety odkrywały miedź, złoto i srebro. No i w końcu nauczono ludzi stapiać te metale, aby tworzyć nowe, które nigdy nie istniały w Naturze, takie jak brąz, mosiądz i inne.
Potem Chitauli usunęli z nieba świętą mgłę przynoszącą deszcz i ludzie po raz pierwszy od momentu stworzenia spojrzeli w górę i ujrzeli gwiazdy. Chitauli powiedzieli ludziom, że nie mieli racji, wierząc w Boga żyjącego pod Ziemią. „Od tej chwili”, oświadczyli ludziom Chitauli, „ludzie mają wierzyć, że Bóg jest w Niebie, i mają tak postępować tu, na Ziemi, aby zadowolić Boga w Niebie”.
Jak pan widzi, ludzie wierzyli początkowo, że Bóg jest pod Ziemią i że jest Ona [Bóg] wielką matką, która mieszka pod Ziemią, ponieważ widzieli, jak wszystko co zielone wyrasta spod Ziemi – trawa wyrastała z gruntu, drzewa również i w rezultacie ludzie sądzili, że ci, którzy umierają, udają się pod ziemię. Ale kiedy Chitauli zwrócili oczy ludzi ku gwiazdom, ludzie zaczęli teraz wierzyć, że Bóg jest w niebie, a ci, którzy umierają na Ziemi, nie idą do niej, ale w górę do nieba.
I dziś, proszę pana, w całej Afryce, gdziekolwiek się pan uda, natknie się pan na tę niezwykłość, te dwa zadziwiające, sprzeczne ze sobą, poglądy.
Wiele afrykańskich plemion wierzy w to, co nosi nazwę Midzimu lub Badimo. Otóż słowa Midzimu lub Badimo znaczą „ci, którzy są w niebie”. W kraju Zulusów, wśród moich ziomków, ten zadziwiający rozdźwięk można znaleźć wszędzie. Są Zulusi, którzy wierzą, że zmarli są Abapansi, co oznacza „ci, którzy są poniżej, ci, którzy są pod Ziemią”. Jest też drugi pogląd, który mówi, że zmarli są Abapezulu, czyli „tymi, którzy są powyżej”. Słowo Abapansi, które jest najstarszym słowem określającym dusze zmarłych, oznacza „ci, którzy są pod Ziemią”.
Tak więc nawet dziś, proszę pana, w całej Afryce wśród setek plemion znajdzie pan to podwójne wierzenie głoszące, że zmarli idą do nieba, i drugie mówiące, że idą pod Ziemię. Mówi się, że wierzenie mówiące, iż zmarli idą po śmieci pod Ziemię, datuje się na czasy, kiedy nasz lud wierzył, że Bóg jest kobietą, wielką Kosmiczną Matką, w przeciwieństwie do poglądu mówiącego, że Bóg jest mężczyzną, który mieszka w niebie.
Mówi się, że kolejną rzeczą, którą Chitauli powiedzieli naszym ludziom, jest, proszę pana, to, że my, ludzie, jesteśmy tu na Ziemi po to, aby ją zmienić i uczynić odpowiednią dla „Boga”, by mógł On pewnego dnia zejść na dół i żyć na niej. Powiedziane jest, że ci, którzy pracują nad tym, aby zmienić Ziemię i uczynić ją bezpieczną dla boga węża, Chitauli, by mógł na nią przybyć i żyć na niej, będą nagrodzeni wielką władzą i bogactwem.
Przez wiele lat mojej nauki i wtajemniczania w misteria afrykańskiego szamanizmu, w mądrości i wiedzę, zastanawiałem się, dlaczego my, istoty ludzkie, niszczymy Ziemię, na której żyjemy. Robimy to, co robi jeszcze tylko jeden gatunek, a mianowicie afrykańskie słonie, które niszczą każde drzewo w miejscu, w którym żyją, i my, ludzie, robimy dokładnie to samo. W Południowej Afryce jest pustynia Kalahari, pod której piaskami znalazłem ruiny starożytnych miast, co oznacza, że ludzie zmienili tę ziemię, która niegdyś była zielona i żyzna, w pustynię. Innym razem, kiedy byłem razem z badaczami i ludźmi na safari w saharyjskich regionach Afryki, również znalazłem ślady niezwykle starego osadnictwa ludzi w miejscach, gdzie obecnie nie ma niczego poza nagą skałą i szumem piasków.
Inaczej mówiąc, pustynia Sahara była kiedyś urodzajną krainą i została obrócona w pustynię przez ludzi. Dlaczego? Zadają sobie to pytanie nieustannie. Dlaczego ludzkie istoty kierują się uczuciami niepewności, chciwości i żądzy władzy, dążąc jednocześnie do obrócenia Ziemi w pustynię, na której nie będzie mógł w końcu żyć żaden człowiek. Dlaczego?
Skoro wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w strasznym niebezpieczeństwie, że do tego dojdzie, to po co wycinamy olbrzymie połacie dżungli w Afryce? Dlaczego podporządkowujemy się instrukcjom, które zaprogramowali w nas Chitauli? I chociaż mój rozum wzdraga się przed zaakceptowaniem tego wszystkiego, odpowiedź brzmi: tak, tak, tak.
Wśród wielu mądrych ludzi, którzy zaszczycają mnie swoją przyjaźnią, znajduje się człowiek wielkiej wiedzy, który mieszka w Izraelu, dr Sitchin2. Według starożytnych ksiąg spisanych przez Sumerów na glinie, bogowie przybyli z nieba i zmusili ludzi, by pracowali na ich rzecz, by wydobywali dla nich złoto. Historię tę potwierdzają obecne w całej Afryce podania mówiące, że bogowie przybyli z nieba i zmienili nas w swoich niewolników, i to w taki sposób, żebyśmy nigdy nie zdali sobie nawet sprawy, że jesteśmy niewolnikami.
Jeszcze jedna rzecz, o jakiej mówią nasi ludzie, to to, że Chitauli żerują na nas jak sępy. Wywyższają niektórych z nas, innych napełniają wielkim gniewem i ambicjami i potem zamieniają ludzi, których wynieśli, w wielkich wojowników, którzy wzniecają potworne wojny. Jednak Chitauli nie pozwalają tym wielkim przywódcom, tym wielkim wodzom i królom, by umierali w pokoju. Wódz wojowników jest po to, by rozpętać tyle wojen, ile tylko możliwe, by doprowadzić do śmieci jak największej liczby swoich ludzi i by w końcu samemu zginąć okropną śmiercią.
To zjawisko przewija się wielokrotnie przez dzieje mojego narodu. Nasz wielki król Czaka Zulu przeprowadził w czasie swojego trwającego około trzydzieści lat panowania około 200 wielkich wojen, po czym został zamordowany. Zginął jako złamany człowiek z powodu śmierci swojej matki, w chwili śmierci był człowiekiem, który nie miał już siły do wygrywania kolejnych bitew.
Przed Czaką Zulu był inny król, który wyszkolił go na wielkiego króla, jakim był. Król ten nazywał się Dingiswayo i również prowadził wielkie wojny, próbując zjednoczyć Zulusów w jedno wielkie plemię. Widział białych z Przylądka i sądził, że jednocząc swoich ziomków w jeden wielki naród, uda mu się odepchnąć zagrożenie, które stanowili biali ludzie. Ale po wygraniu wielu bitew i zjednoczeniu wielu plemion zapadł nagle na chorobę oczu, która prawie go oślepiła. Ukrywał przed ludźmi to, że prawie nic nie widzi, jednak ten straszny sekret odkryła kobieta imieniem Ntombazi, królowa innego plemienia. Wzięła wojenną siekierę i jednym cięciem odcięła mu głowę, zwabiając go wcześniej do swojej chaty, gdzie go nakarmiła i napoiła piwem.
Podobnie ma się sprawa z innymi wielkimi wodzami: Napoleonem w Europie, który zmarł żałosną śmiercią na samotnej wyspie na Atlantyku; Hitlerem, również w Europie, który zginął straszną śmiercią, wkładając sobie lufę rewolweru w usta – tak się przynajmniej podaje; Hun Attyla, który został zabity przez kobietę, i wielu innych wielkich przywódców, którzy marnie skończyli po zadaniu tylu śmierci i nieszczęść innym ludziom, ile się tylko dało.
Król Czaka Zulu został zakłuty przez swojego brata, który użył do tego celu tego samego rodzaju włóczni, jaki Czaka Zulu sam opracował do jak najszybszego zabijania ludzi. Juliusza Cezara spotkał taki sam los, po tym jak, podobnie jak nasz Czaka Zulu, podbił wiele narodów.
Wojownik bohater zawsze ginie śmiercią, którą nie powinien zginąć. Angielski król Artur został zabity przez własnego syna, Mordreda, i to po długim i chwalebnym panowaniu. Podobne przykłady mógłbym wymieniać bez końca.
Otóż wszystko to, jeśli zestawi się to razem, dowodzi, że, bez względu na to, czy ludzie się z tego śmieją, czy nie, czy kpią z tego, czy nie, istnieje siła, która wiedzie nas, ludzi, w kierunku mrocznej rzeki samozniszczenia. Im szybciej i im więcej ludzi zrozumie, że tak jest, tym lepiej. Być może wówczas będziemy w stanie poradzić sobie z tym.
Martin: Czy sądzi pan, że te istoty są rozproszone równomiernie po całym świecie, czy też skupiły się głównie w Afryce?
Mutwa: Proszę pana, uważam, że te stworzenia są wszędzie na całej Ziemi, i z całym szacunkiem, mimo iż nie lubię opowiadać o sobie, muszę tu wspomnieć, że podróżowałem po wielu miejscach na świecie. Byłem też w pańskim kraju, Stanach Zjednoczonych. Byłem w Australii. Byłem w Japonii i w wielu innych krajach i bez względu na to, dokąd się udawałem, wszędzie spotykałem ludzi, którzy opowiadali mi o tych stworzeniach. Na przykład w roku 1997 odwiedziłem Australię, gdzie wiele podróżowałem, spotykając się z jej czarnymi mieszkańcami, Aborygenami. Kiedy rozmawiałem z nimi, opowiedzieli mi wiele rzeczy, które bardzo, bardzo mnie zadziwiły. To samo znalazłem w Japonii i to samo znalazłem na Tajwanie. Te dziwne historie znaleźć można wszędzie, gdzie są jeszcze szamani i tradycyjni uzdrawiacze.
Niech pan teraz posłucha, co znalazłem w samej tylko Australii. Otóż, australijscy Aborygeni, którzy nazywają siebie Coorie, co znaczy „nasi ludzie”, wierzą, proszę pana, w wielkiego boga stwórcę imieniem Byamie. Szaman Coorie, nawiasem mówiąc, kilku z nich, narysowało mi tego Byamie, a jeden z nich pokazał mi malowidło naskalne przedstawiające tego dziwnego boga stwórcę, który przybył z gwiazd. Rysunek, który położyli przede mną, przedstawiał wizerunek Chitauli. Rozpoznałem go dzięki wiedzy, jaką posiadłem w czasie mojego afrykańskiego wtajemniczenia. Miał wielką głowę i wielkie oczy, które były podkreślone przez artystę. Nie miał ust, miał długie ramiona i niezwykle długie nogi. To był typowy wizerunek Chitauli, z którym zapoznali mnie moi ziomkowie w Afryce.
Zapytałem siebie: „Dlaczego?” Oto, znalazłem się w kraju położonym tysiące mil od Afryki i widzę istotę znaną pod nazwą Biamai lub Bimi, stworzenie, które jest mi, Afrykaninowi, znajome.