„Nic normalnego”

Przerażające i dramatyczne spotkanie z przemierzającym ocean UFO przydarzyło się Paulowi Castardo i jego koledze, którzy konwojowali dwie łodzie wzdłuż wybrzeża Kalifornii. Castardo i jego kolega byli byłymi załogantami łodzi podwodnych marynarki wojennej i doświadczonymi żeglarzami, którzy dobrze znali tamte wody. Przebyli ponad 300 mil (483 km), zaczynając od Dana Point i kierując się na północ oraz zatrzymując się w różnych portach w celu uniknięcia kilku panujących wówczas w tamtym rejonie sztormów. Śpieszyli się, w związku z czym żeglowali nawet nocą, gdy było to możliwe.

Przemierzyli całą okolicę Santa Catalina Channel i byli u brzegu San Simeon, podążając za pierwszą łodzią, która straciła nieoczekiwanie zasilanie. Nie byli w stanie do niej dotrzeć posiłkując się radiem i wkrótce całkowicie stracili z nią łączność.

Gdy próbowali nawiązać z nią kontakt, zobaczyli przed sobą po prawej stronie, tuż przy brzegu, ogromne „żółtawo-pomarańczowe światło”. Z miejsca ogarnął ich niepokój.

Znali dokładnie swoje położenie i wiedzieli, że w tamtym miejscu nie ma żadnych latarń morskich, żadnych pomocy nawigacyjnych ani boi świetlnych. A mimo to światło to znajdowało się blisko brzegu na terenie znanym z niebezpiecznych skał.

„Widzieliśmy je na radarze” – powiedział Castardo. – „Patrzyliśmy na radar i wyglądało, że ma wielkość niemal tankowca. I było na samym brzegu, to znaczy według wskazań radaru znajdowało się jakieś 50 do 100 stóp od brzegu. To nie miało dla nas sensu. Spojrzeliśmy na mapę tej okolicy. Były tam same skały. Nie da się dostać nigdzie w pobliże tamtego miejsca. Dlatego byliśmy zdumieni”.

Wkrótce wydarzenia zaczęły stawać się coraz dziwniejsze. Castardo powiedział:

„Gdy próbowaliśmy się na nim skoncentrować, naszą uwagę przykuł głębokościomierz. Zaczął pokazywać 15 stóp! Trzeba wziąć pod uwagę, że byliśmy w odległości kilku mil od brzegu. Znajdowaliśmy się w miejscu, gdzie było bardzo głęboko. I mieliśmy też GPS. Wiedzieliśmy dokładnie, gdzie jesteśmy. I ni stąd, ni zowąd nasz głębokościomierz zaczął dawać naprawdę błędne odczyty. Zaczął wskazywać 15 stóp i naprawdę się zdenerwowaliśmy i przestraszyliśmy. To odwróciło naszą uwagę od obiektu, który widzieliśmy na radarze i na brzegu. Skręciliśmy mocno w lewo i wówczas obiekt zniknął z naszego pola widzenia”.

W tym momencie wydarzyło się coś dziwnego i niewyjaśnionego. „Krążyliśmy przez krótki czas, po czym zatrzymaliśmy się i postanowiliśmy wykonać kolejne pomiary przy pomocy naszego radaru” – powiedział Castardo.

Łódź unosiła się nieruchomo na wodzie. Gdy spoglądali na radar, obiekt ponownie przyciągnął uwagę Castardo. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.

„Dostrzegłem, że obiekt znajduje się teraz w odległości jednej mili przed nami, tuż pod naszym nosem. Był tam tylko przez minutę lub dwie. Nie wiemy, jak się znalazł przed nami tak szybko. Był tuż przed naszymi oczami, na wprost naszego radaru”.

Obiekt znajdował się tuż przed nimi. Próbowali go okrążyć, ale nie udało się im. Wówczas sytuacja zaczęła się pogarszać: obiekt zaczął poruszać się w ich stronę. Castardo opisał to następująco:

„Trwaliśmy w bezruchu. Nie skręcaliśmy w lewo ani w prawo. Nie wiedzieliśmy, co robić, a tymczasem obiekt sunął prosto na nas. W pewnym momencie skręcił w prawo w kierunku naszej lewej burty. W nocy nasze światła pozycyjne na dziobie są bardzo jasne. Są osłonięte, ale ilekroć fala uderza w dziób, zakłóca nasze możliwości obserwacji. Poza tym fale idą w tym kierunku, z północy na południe, więc wszystko z przodu jest mało widoczne”.

Castardo i jego kolega wpatrywali się w zbliżający się obiekt, który mijał ich po lewej stronie.

„Nie mogłem mu się zbyt dobrze przypatrzeć, dopóki nie ruszył” – powiedział Castardo. – „Tworzył kąt około 45 stopni względem łuku naszej lewej burty. Byłem kiedyś członkiem załogi łodzi podwodnej. Byłem częścią jej zespołu. Przebyłem w niej 8000 mil [12 875 km]. Jestem wykwalifikowanym obserwatorem. Spędziłem na pokładzie okrętu podwodnego na południowym Pacyfiku wiele dni i widziałem nocą dużo statków. Ten nie przypominał niczego, co widziałem do tej pory. Przede wszystkim nie miał świateł pozycyjnych na lewej i prawej burcie. A trzeba pamiętać, że przeciął nasz tor w odległości jakichś trzech czwartych mili od nas [1,2 km]. Na morzu to niewielka odległość. Mieliśmy bardzo drogą lornetkę. To było dosyć blisko. Miało rozmiary tankowca, ale nie wyglądało jak statek. To, co zobaczyłem, co zobaczyliśmy, wyglądało jak światła na stadionie. Wyglądało jak skupiska świateł stadionowych. Były skierowane na nas. Były naprawdę jasne. Jeśli można wyobrazić sobie światła na stadionie piłkarskim z mniejszymi światłami między nimi, to były ich dwa skupiska”.

Światła były za jasne dla świadków, aby mogli rozpoznać, jaki kształt miał ten obiekt.

„Do dzisiaj” – powiedział Castardo – „nie mogę zrozumieć, dlaczego nie widziałem kształtu kadłuba. Te światła były nad wodą. Żadnych świateł pozycyjnych na lewej i prawej burcie, które, jak wiadomo, podlegają prawu międzynarodowemu. W mojej ocenie to był duży statek o długości od 400 do 600 stóp [122–183 m]. Wszystko, co widzieliśmy, było bardzo trudne do zrozumienia. Minął nas bardzo prędko. Przepłynął obok nas. Zaczął kierować się niemal prosto na zachód i kiedy oddalił się na dwie lub trzy mile od nas, światła nagle przygasły i statek się zatrzymał”.

Castardo i jego kolega dalej obserwowali ten obiekt z niedowierzaniem.

„Te światła miały pomarańczową barwę i pulsowały” – oznajmił. – „Nie utrzymywały jednakowej jasności. Jaśniały i przygasały, znowu jaśniały – pulsowały. To było najdziwniejsze. Nie wiem, co widziałem. Trudno to opisać”.

Castardo oszacował, że ogółem było od 30 do 40 świateł. Nie było żadnych konwencjonalnych świateł w miejscu bulajów, świateł na maszcie czy świateł pozycyjnych.

Obiekt znajdował sie polu widzenia zaledwie przez około 5 minut. Gdy zniknął, Castardo i jego kolega zastanawiali się na głos podekscytowani, co to mogło być. Żaden z nich nie miał pojęcia, co o tym sądzić. „To nie pasowało do opisu czegokolwiek, co wcześniej widziałem” – oznajmił Castardo.

Fale były wysokie i niosły zapowiedź nadchodzącego sztormu. Było późno w nocy i nadal przebywali na niebezpiecznych wodach. Postanowili, że czas ruszać w drogę. Gdy opuszczali tamten akwen, światła wciąż tam były.

Kontynuowali swoją wyprawę. Przez trzy dni nie mogli połączyć się z pozostałymi łodziami. Castardo nie wspomniał nikomu innemu o tym spotkaniu, podczas którego, jak obecnie sądzi, miał do czynienia z UFO.

„Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że to nie było nic normalnego. Nic normalnego, to jedyne, co mogę powiedzieć…” – podsumował Castardo.4

 

Saga o UFO w Redondo Beach

Klasyczna obserwacja podwodnego UFO, która zasługuje na ponowne przyjrzenie się jej, miała miejsce 9 lutego 1956 roku w Redondo Beach w Kalifornii. Okazała się bardzo dobrze zweryfikowanym wydarzeniem, w którym uczestniczyły dziesiątki świadków, w tym wielu tamtejszych mieszkańców, nocny stróż, ratownicy z Redondo Beach oraz funkcjonariusze policji z sąsiedniego miasta Hermosa Beach. Wszystko zaczęło się około godziny 1.30, kiedy kilka osób oraz będący na patrolu Marvin Poer i John Freeland donieśli, że widzieli, jak wielka „kula ognia” spłynęła z nieba i unosi się na powierzchni oceanu jakieś 200–300 stóp [61–92 m] od brzegu Redondo Beach. Jej pojawienie się widział także tamtejszy mieszkaniec Martin Dumbrel, podobnie jak policjant z Redondo Beach Jack Hopkins oraz ratownicy Frank Rodecker i Ted Davis. W czasie gdy tłum świadków przyglądał się jej, w miejscu w którym skryła się ona pod powierzchnią, woda zdawała się „pienić”. Łuna bijąca od obiektu była tak jasna, że nadal było go widać.

Funkcjonariusz z Redondo Beach Jack Hopkins skontaktował się z miejscowym komisariatem policji i poprosił o licznik Geigera. Gdy go dostarczono, ratownik porucznik Frank Rodecker popłynął razem z innym ratownikiem małą wiosłową łodzią w stronę obiektu.

„To była duża rzecz” – powiedział. – „Miała długość jakieś 15 stóp [4,5 m] i ciągle świeciła pod wodą, dopóki nie dopłynęliśmy do niej”.

Tuż po zbliżeniu się ratowników obiekt zgasł. Zbadali obszar pod kątem promieniowania, ale niczego nie wykryli. Kiedy obiekt przestał być widoczny, wrócili na brzeg.

„Może to Marsjanie zobaczyli ciebie i wyłączyli światła” – rzucił Dumbrel, kiedy Rodecker wrócił i powiedział, co się stało.

„Albo może już podreptali na brzeg” – zażartował ratownik Davis.

Script logo
Do góry