Kulisy wojny z terroryzmem

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 22 (2/2002)
Tytuł oryginalny: „An Overview of the War on Terrorism”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 9, nr 1

Jim Marrs

 

„Nie boimy się dzielenia z obywatelami Ameryki niemiłych faktów, obcych poglądów i filozofii oraz konkurencyjnych wartości, jako że kraj, który boi się postawienia pod nieskrępowanym niczym osądem swoich obywateli tego, co jest prawdą a co fałszem, jest krajem, który boi się swoich obywateli”.

Prezydent John F. Kennedy

 

Amerykanie zaczynają obecnie płacić cenę za przespanie lekcji historii, ignorowanie ważnych informacji pojawiających w mediach spoza ich głównego nurtu, a także ignorowanie udziału we własnym procesie politycznych przemian. Okazało się, że nagle znaleźliśmy się w stanie wojny – wojny przeciw terroryzmowi. To wojna zainicjowana zdradzieckim atakiem na Stany Zjednoczone w dniu 11 września 2001 roku, której Amerykanie wcale nie chcieli i nigdy nie przewidywali, uśpieni, podobnie jak pozostali, migotliwą złudą rozrywki.

W przeciwieństwie do poprzednich wojen nie ma w niej Berlina ani Tokio, które należałoby zdobyć, a więc nie może tu być również mowy o czyimkolwiek zwycięstwie, z wyjątkiem tych, którzy czerpią zyski z wojny. Prawdziwymi ofiarami tej wojny będą przeciętni obywatele USA i głodujący Afgańczycy.

Tę nową wojnę można porównać do przegranej wojny z narkotykami i prawie zapomnianej wojny z nędzą. Jak dotąd nie odnotowano żadnych zwycięstw na polu walki z nadużywaniem narkotyków lub spustoszeniami powodowanymi przez nędzę w naszym społeczeństwie. Nasze więzienia pękają w szwach od nadmiaru przestępców narkotykowych i jednocześnie nie widać najmniejszych oznak spadku zapotrzebowania oraz dostaw nielegalnych narkotyków, co więcej, poważnego uszczerbku doznały nasze podstawowe prawa obywatelskie. Podobnie do tych nieudanych kampanii, również wojna z terroryzmem postawi nas w możliwej do przewidzenia przyszłości przed faktem kosztownych ograniczeń swobód obywatelskich i jeszcze bardziej scentralizowanym systemem władzy i wszechobecnym strachem.

Gdzie się podziały głosy tych, którzy wątpią w korzyści tej wojny? Radio, telewizja oraz prasa prześcigają się w potęgowaniu poczucia strachu, niemal całkowicie pomijając głos wielu myślących Amerykanów, którzy zadają sobie pytanie: „Czy rzeczywiście muszę rezygnować z moich swobód, aby je ocalić?”

I tak oto, z flagami powiewającymi na antenkach naszych żłopiących benzynę samochodów oraz sercami przepełnionymi miłością do naszej ojczyzny, wyruszmy na kolejną wojnę o ropę naftową.

 

WOJNY O ROPĘ

Tak, tak, o ropę. Ropa naftowa kryje się za wszystkimi ostatnimi wojnami, poczynając od początku lat czterdziestych, kiedy to najbardziej peryferyjna i izolacjonistyczna Ameryka została nagle rzucona w objęcia drugiej wojny światowej w reakcji na japoński atak na Pearl Harbor. Amerykanie opłakiwali utratę 3000 żołnierzy i cywili na Hawajach i w uzasadnionym oburzeniu pozwolili na przekształcenie swojego kraju w gigantyczny obóz wojskowy.

Rząd federalny, który skupił w swoich rękach ogromny zakres władzy w ramach dławiącej depresję polityki prezydenta Franklina Roosevelta, jeszcze bardziej urósł w siłę za sprawą idei „narodowego bezpieczeństwa”. Wszystko to wydawało się w tamtym czasie całkowicie naturalne i konieczne.

Jednak dociekliwi adepci historii wiedzą dziś, że nawet „sprawiedliwe wojny” były wynikiem machinacji garstki bogatych i potężnych ludzi. W wyniku odcięcia latem 1941 roku Japonii od dostaw ropy stanowiący kwintesencję bywalca Wall Street Roosevelt sprowokował nieunikniony atak na Stany Zjednoczone. Obecnie jest już doskonale udokumentowane, że Roosevelt i kilku jego najbliższych doradców dobrze wiedzieli, iż Pearl Harbor zostanie zaatakowany 7 grudnia 1941 roku. Pozwolił, by to się stało, aby przekonać Amerykanów, że ich kraj musi przystąpić do wojny. (Szczegóły tych wydarzeń można znaleźć w mojej książce Rule by Secrecy (Rządy poprzez tajemnicę).

Wojna wietnamska została wywołana przez bliskich współpracowników Roosevelta i Rady ds. Stosunków Zagranicznych (Council on Foreign Affairs; w skrócie CFR), którzy od dawna nawoływali do zdobycia kontroli nad indochińskimi zasobami ropy, magnezu i kauczuku. I tym razem sprokurowano prowokację. W sierpniu 1964 roku prezydent Lyndon Johnson smagnął kongres wiadomością, że północnowietnamskie łodzie patrolowe zaatakowały Szóstą Flotę Stanów Zjednoczonych w Zatoce Tonkińskiej, krzycząc: „Nasi chłopcy unoszą się na wodzie!”

W odpowiedzi kongres uchwalił Rezolucję Zatoki Tonkińskiej, która omijała konstytucję i dawała Johnsonowi prawo do prowadzenia wojny w celu powstrzymania ataków na Amerykanów. Taki był początek prawdziwej strzelaniny, która zyskała miano wojny wietnamskiej.

Wszystko to było kłamstwem. Nigdy nie przedstawiono jakichkolwiek dowodów na ten rzekomy atak. Prawdę mówiąc, wydawcy US News & World Report (w numerze z 23 lipca 1984 roku) nazwali to „Bitwą fantomów, która doprowadziła do wojny”.

W czasie gdy USA prowadziły wojnę przeciwko Północnemu Wietnamowi, który przedstawiano nam jako szczenię komunistycznej Rosji i Chin, doradcy Johnsona z CFR doradzili mu, aby udzielił Związkowi Radzieckiemu pożyczki, i to znacznie większej od tej, jakiej udzielono temu krajowi w czasie drugiej wojny światowej, kiedy był on naszym sojusznikiem. Amerykańska pożyczka umożliwiła Rosji budowę zakładów produkujących materiały wojenne, które wysyłano następnie do Północnego Wietnamu i wykorzystywano przeciwko amerykańskim oddziałom. To dobry przykład obłudnego charakteru współczesnych wojen.

W wojnie w Zatoce (Perskiej) chodziło wyłącznie o ropę, od skośnych wierceń z szybów położonych w Kuwejcie prowadzących w głąb irackich południowych rezerw tego surowca zaczynając, a na kompletnym zniszczeniu pól naftowych pod koniec wojny kończąc. Tu z kolei znaleźliśmy nowego Hitlera w postaci Saddama Husajna, wroga sfinansowanego i uzbrojonego przez CIA, agencję, której najwyżsi dostojnicy byli od dawna związani z nafciarzami, członkami CFR i innymi globalistami (patrz Rule by Secrecy).

Ogołocony z pieniędzy w wyniku ośmioletniej wojny z Iranem, prowadzonej zresztą w imieniu USA, Saddam Husajn zdecydował się odzyskać Kuwejt, aby zwiększyć swoje dochody. Kuwejt został w swoim czasie wykrojony z południowego Iraku przez oddziały brytyjskie. Kiedy poproszono ambasadorkę USA, April Glaspie, o wygłoszenie opinii w tej sprawie, oświadczyła, że rząd Stanów Zjednoczonych „nie ma zdania” na ten temat i że sprawa Kuwejtu nie łączy się z USA. Kiedy jednak Husajn posłał swoje wojska do Kuwejtu, prezydent George H.W. Bush zmobilizował siły Narodów Zjednoczonych przeciwko niemu i wspomógł całą akcję 4 miliardami dolarów tajnej zapomogi, którą dostarczyli jego partnerzy w interesach prowadzonych z Arabią Saudyjską.

Jednakże gdy nasi patriotyczni żołnierze zbliżyli się za bardzo do Saddama, wojna została przerwana i stary partner w interesach Geroge’a H.W. Busha nadal pozostaje u władzy. Wygląda na to, że była to kolejna prowokacja. I podobnie jak w przypadku Wietnamu, mimo iż szykowaliśmy się do wojny przeciwko Saddamowi, amerykańscy podatnicy wyasygnowali 500 milionów dolarów pożyczki, którą Bush wykorzystał na zakup broni, która została użyta przeciwko naszym siłom.

Script logo
Do góry