Blaski i cienie psychiatrii

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 12 (4/2000)
Tytuł oryginalny: „Psychiatry: Shrinking from the Truth”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 7, nr 1

Rochelle Macredie

 

Coś złego dzieje się z twoim życiem: tracisz pracę, twoje małżeństwo rozpada się lub opuszcza cię kochanek. Pełen dobrych chęci przyjaciel lub krewny sugeruje ci, abyś zasięgnął porady psychiatry lub psychologa w celu uzyskania jakiejś pomocy. Ten pomysł wydaje ci się sensowny, gdyż w tym momencie nie czujesz się zbyt szczęśliwy. Może jednak przemyśl tę sprawę! Ta rada może wcale nie być taka dobra.

„Psychiatria” jest zdefiniowana jako „specjalistyczna gałąź medycyny zajmująca się diagnozą, leczeniem i zapobieganiem zaburzeniom umysłowym”.1 „Psychologia” jest definiowana jako „nauka o naturze, funkcjach i zjawiskach zachodzących w umyśle, cechach charakterystycznych”.2 Psychiatria i psychologia są pokrewnymi dziedzinami, przy czym psychologia tworzy teoretyczną, niemedyczną podstawę psychiatrii. Większość z nas sądzi, że psychologia i psychiatria są naukami takimi samymi jak na przykład chemia lub fizyka.

Zgodnie z doniesieniami prasowymi Martin Bryant, uzbrojony bandyta, który spowodował masakrę w Port Arthur w Tasmanii, oceniany był przez czterech psychiatrów. Z tych konsultacji wynikły cztery różne diagnozy: jeden z psychiatrów orzekł, że jest to schizofrenia paranoidalna, inny, że psychopatia, trzeci zdiagnozował syndrom Aspergera, z kolei czwarty nie zgodził się z tą opcją i jednocześnie uchylił się od postawienia specjalistycznej diagnozy innej niż stwierdzenie, że Bryant nie ma syndromu Aspergera. Przypuśćmy, że dam cztery próbki tej samej substancji czterem ekspertom w dziedzinie chemii analitycznej i że pierwszy uzna, iż dana substancja to siarczan miedzi, drugi, że cyjanowodór, trzeci, że chlorek sodowy, a czwarty, że czterofluorek ksenonu. Czy w tej sytuacji poważnie traktowalibyśmy przypisywanie sobie przez chemię statusu nauki? Uznalibyśmy ją za pseudonaukę i wrzucili do tego samego naukowego śmietnika, co astrologię.

Zdziwienie budzi fakt, że psychiatrię nadal uważa się za dyscyplinę naukową, kiedy jest rzeczą oczywistą, że nie stosuje ona metod naukowych. Jest rzeczą oczywistą, że w psychiatrii brak obiektywizmu, skoro diagnoza zależy od tego, kto ją postawił. Niestety, dowody wskazują na to, że obie dyscypliny, psychiatria i psychologia, nie są bardziej naukowe niż astrologia czy numerologia, a mimo to obie nadal cieszą się wysokim statusem.

Prowadzenie badań nad psychiatrią nie jest w Australii łatwym zadaniem. Na przykład nie wydaje się, aby istniały jakieś specjalne statystyki dotyczące takich problemów jak liczba samobójstw popełnianych w zawodzie każdego roku. Ogólnie rzecz biorąc mamy do czynienia z niedostatkiem danych statystycznych opartych na danych miejscowych, tak więc musimy opierać się głównie na badaniach amerykańskich. Ten brak danych nie powinien nas zbytnio martwić, ponieważ zasady, jakimi rządzi się ta profesja, są takie same, zarówno w USA, jak i w Australii.

Ogół społeczeństwa wydaje się zawsze gotów do niekwestionowanego zaakceptowania każdej teorii, która sugeruje, że wszyscy jesteśmy jednostkami dysfunkcyjnymi, i że potrzebujemy jakiejś formy psychoterapii. Jest to pogląd propagowany przez pewnych psychoterapeutów. Jak logiczny jest ten pogląd? Przypuśćmy, że wszyscy jesteśmy nienormalni i potrzebujemy psychoterapii. Tak więc z definicji wynika, że wszyscy mamy fałszywy osąd – ale wobec tego, co z tymi, którzy sugerują, że wszyscy potrzebujemy psychoterapii. Jak mamy wiedzieć, czy ich osąd dotyczący reszty z nas jest słuszny? Ten paradoks jest jednym z wielu problemów logicznych, przed którymi staje psychiatria i psychologia.

Psychiatra Walter Afield mówi, że psychiatria dąży coraz bardziej do zdefiniowania jako choroby zachowania, które nie było wcześniej uważane za patologię. Jak przykład przytacza swoje doświadczenia z niedawnej konferencji, w której brał udział, „gdzie rosyjscy psychiatrzy mówili o leczeniu problemów niedopasowania w małżeństwie w Ameryce, które w Rosji nazywa się po prostu pechem”.3

Należałoby oczekiwać, że skoro psychiatria jest specjalistyczną dziedziną medycyny, psychiatrzy będąc wtajemniczeni w znajomość funkcjonowania umysłu ludzkiego będą lepiej dopasowani do trudności życia od innych członków społeczeństwa, w tym również od innych członków profesji medycznej. Jak się jednak okazuje, psychiatrzy popełniają samobójstwa dwukrotnie częściej niż inni członkowie profesji medycznej.4 W okresie residency (okres po stażu podyplomowym, kiedy lekarz pozostaje w szpitalu w celu dalszego kształcenia się – przyp. tłum.) współczynnik popełniania samobójstw jest wśród psychiatrów niemal dziewięć razy wyższy niż wśród ogółu społeczeństwa.5

Wspólne badanie wykonane w roku 1987 przez American Medical Association (Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne) i American Psychiatric Association (Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne) dotyczące samobójstw wśród lekarzy dowiodło, że najwyższy współczynnik samobójstw występuje wśród psychiatrów; że 94 procent psychiatrów, którzy popełnili samobójstwo, uczyniło to pod wpływem cierpień umysłowych6 (od których psychiatria ma według jej twierdzeń uwalniać); i że 56 procent tych, którzy popełnili samobójstwo, uczyniło to pod wpływem przepisanych sobie samym leków działających na psychikę.7 W okresie kiedy nastąpiła ich śmierć, 42 procent zasięgało porady fachowego pracownika w dziedzinie zdrowia psychicznego.8

W jednym z przeglądów stwierdzono, że 91 procent psychiatrów zgadza się, że członkowie tej profesji mają w przeciwieństwie do niepsychiatrów „emocjonalne trudności związane z pracą, specyficzne dla ich zawodu”.9 Badania przeprowadzone wśród Anonimowych Alkoholików wykazały, że podczas gdy psychiatrzy stanowią tylko 8 procent wśród lekarzy, reprezentują 17 procent członków AA.10 Krótko mówiąc psychiatrzy byli w tej grupie nadreprezentowani.

Nadużywanie leków jest innym problemem; badanie 500 praktykujących psychiatrów, omawiane w roku 1988 w New England Journal of Medicine, ujawniło, że wśród psychiatrów jest znacznie więcej użytkowników leków psychotropowych (psychoactive drugs) i że współczynnik ich stosowania wynosi 83 procent, z tym że 48 procent tych leków przepisywanych było do użytku własnego. Współczynnik rozbitych małżeństw był równie niepokojący, z psychiatrami zajmującymi w dziedzinie problemów małżeńskich (włącznie z problemami seksualnymi) czołową pozycję wśród wszystkich innych zawodów lekarskich. W przypadku małżeństw psychiatrów istnieje większe prawdopodobieństwo krótkiego ich trwania i powstania problemów spowodowanych aferami pozamałżeńskimi.

 

LECZENIE PSYCHIATRYCZNE

Wysoki status psychiatrii jest niesłuszny, kiedy weźmie się pod uwagę, że psychiatrzy sami przyznają, iż nie są zdolni do wyleczenia tak zwanych „chorób umysłowych”, których leczeniem się zajmują,11 a tym bardziej do zrozumienia ludzkiego umysłu.

Leczenie stosowane przez psychiatrię jest albo psychologiczne, albo somatyczne. Tak zwane leczenie psychologiczne obejmuje albo poradnictwo, albo psychoterapię, podczas gdy leczenie somatyczne obejmuje podejście do problemu bardziej organiczne lub biologiczne, przy materialistycznym podejściu, że umysł to mózg. To ostatnie podejście obejmuje leczenie środkami farmakologicznymi, elektrowstrząsami lub operacje mózgu. Leczenie somatyczne opiera się na przekonaniu, że nasze złe samopoczucie jest zdeterminowane chemicznie i genetycznie. Zgodnie z somatyczną szkołą myślenia, nic nie możemy zrobić w tej dziedzinie.12

 

Leczenie Wstrząsami Elektrycznymi

Leczenie wstrząsami elektrycznymi pierwszy raz zostało zastosowane w roku 1838 we Włoszech przez psychiatrę dra Ugo Cerlettiego po tym, jak był w rzeźni świadkiem użycia szoku elektrycznego do ogłuszania świń przed przecięciem im gardła. Kiedy Cerletti zauważył, że szok elektryczny nie zabija świń, zdecydował się użyć go w celach leczniczych u ludzi.13

Leczenie to zostało wprowadzone w USA w roku 1940 i używano go z niepohamowanym entuzjazmem. Literatura z tego okresu czyni mało wysiłków w celu ukrycia faktu, że psychiatrzy świadomie powodowali uszkodzenia mózgu lub stosowali elektrowstrząsy bardziej w celu jego uspokojenia niż leczenia.14

W roku 1942 psychiatra dr Abraham Myerson powiedział: „Obniżenie inteligencji jest ważnym czynnikiem w procesie leczenia... W istocie niektóre z najlepszych wyników, jakie się otrzymuje, zdarzają się u tych osobników, u których redukujemy ją niemal do stanu niedorozwoju umysłowego. Niemożliwe jest wyobrażenie sobie tego stanu bez podstawy organicznej; muszą istnieć chociażby chwilowe zmiany organiczne w mózgu i leczenie jest związane z tymi organicznymi zmianami”.15

Script logo
Do góry