Biały proszek złota
Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 26 (6/2002)
Tytuł oryginalny: „White Powder Gold: A Miracle of Modern Alchemy”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 3, nr 6
David Hudson
Copyright © 1995/2002
część 2
Zrobiliśmy następującą rzecz: wzięliśmy nasz biały proszek i, ponieważ miał być nadprzewodnikiem, umieściliśmy go na stole, i przyłączyliśmy doń woltomierz. Jak wiadomo, woltomierz ma dwie elektrody. Kiedy przyłączymy do nich drut i włączymy baterię, wskaże nam opór drutu.
Jeśli jedną elektrodą dotkniemy nasz proszek z jednej strony a drugą z drugiej i włączymy prąd, to wskazówka miernika powinna zająć taką pozycję [Hudson pokazuje na ekranie wskazanie na tablicy miernika], co oznacza doskonałą przewodliwość. Nic z tego, figa, zero, żadnego nadprzewodnictwa. Zaczęliśmy zastanawiać się, o co tu chodzi.
Z definicji nadprzewodnika wynika, że nie jest możliwe zaistnienie w nim jakiegokolwiek potencjału elektrycznego lub pola magnetycznego. Aby odprowadzić prąd z drutu, potrzeba napięcia, podobnie jak aby go doń wprowadzić. Skoro tak, skoro nie można otrzymać prądu z samego przewodu, przeto nie da się również uzyskać energii nadprzewodnictwa w przewodzie bez przyłożenia doń napięcia.
Wiem, jakie zadajecie sobie państwo w tym momencie pytanie. Brzmi ono: „Do czego więc, u diabła, nadaje się ta substancja?” Jeśli nie można do niej wprowadzić energii i jeśli nie można jej z niej wyprowadzić, to do czego, u diabła, może się ona nadawać? Otóż, okazuje się, że przez nadprzewodnik przepływa światło o jednej długości fali, jednorodne, takie jak w laserze, i że płynie ono w nim bez przerwy, nieskończenie, zaś przepływając przezeń wytwarza wokół niego pole noszące nazwę pola Meissnera, które występuje wyłącznie w nadprzewodnikach.
Pole Meissnera eliminuje z próbki wszelkie zewnętrzne pola magnetyczne. Jakiego więc koloru musi to być? Otóż, musi być białe. Cokolwiek odcina wszelkie światło od próbki, musi być białe, zaś to, co je absorbuje, musi być czarne. Jeśli to odbija wszelkie światło, musi być białe – mówię tu teraz o czystym, pojedynczym elemencie nadprzewodnikowym. Musi być biały, kiedy jest w stanie nadprzewodzenia.
Należy więc wziąć nadajnik radiowy i dostroić częstotliwość rezonansową nadprzewodnika do częstotliwości przewodu, a właściwie dostroić częstotliwość przewodu do częstotliwości nadprzewodnika. Wówczas fale elektronowe przewodu oscylują dokładnie tak samo, jak nadprzewodnik. W tym stanie para elektronów może przejść na nadprzewodnik bez żadnego dodatkowego impulsu, ponieważ elektrony przemieszczają się bez przerwy i szukają drogi najmniejszego oporu. Jeśli więc zsynchronizuje się je z nadprzewodnikiem przechodzą parami bez żadnego dodatkowego impulsu.
To wymaga oczywiście pewnych wyjaśnień, ponieważ spin połowy elektronu plus spin połowy elektronu to dwie cząstki. Kiedy jednak te dwie cząstki utworzą parę i każda z nich stanowi idealne, lustrzane odbicie drugiej, tracą własności cząstki i stają się czystym światłem. Bez sensu, prawda? Ale tak jest. Spin jednej drugiej plus spin jednej drugiej daje spin jedności, który staje się czystym światłem. Proszę mi wierzyć, że tak jest. Tak więc nie mogą one poruszać się jako pojedyncze elektrony, ale mogą przemieszczać się w postaci światła.
Elektrony wykazują pewną zwariowaną właściwość, mianowicie to, że elektron istniejący w jednej czasoprzestrzeni przechodząc do innej czasoprzestrzeni emituje lub absorbuje światło. Przenosi się z jednej czasoprzestrzeni do drugiej. Mamy więc światło, które składa się z dwóch elektronów.
Ale nie mamy jeszcze przewodnika. Przewodnika, którym popłynie prąd do przewodu i którym zeń odpłynie. Bez niego nie będzie przepływu prądu. Trzeba go uziemić, prawda? W przypadku nadprzewodnika tak nie jest. Prąd może płynąć i płynąć, i płynąć... i wcale nie musi z niego odpływać. Jeśli chcemy, aby odpłynął, musimy podłączyć doń przewodnik i dostroić jego częstotliwość rezonansową do nadprzewodnika. I kiedy oba znajdą się w harmonii, przykładamy napięcie... i ciach, i energia ulatnia się.
Tak więc, gdybyśmy chcieli stworzyć nadprzewodnik, który ciągnąłby się od Portland do Nowego Jorku, i ładowali go tu energią przez dwa lub trzy dni, nie musielibyśmy go jednocześnie rozładowywać w drugim miejscu. Wszystko byłoby w porządku, można byłoby go ładować w dalszym ciągu. A kiedy tym z Nowego Jorku potrzebna byłaby energia, dostroiliby częstotliwość rezonansową swojego przewodu, przyłożyli napięcie i wyssali całą energię z nadprzewodnika. Energia zostałaby „bezpłatnie”, bez strat, przetransportowana z Portland do Nowego Jorku na fali kwantowej nadprzewodnika, przeniesiona pod postacią światła a nie elektryczności.
Jak zmierzyć tę energię, skoro nie ma ona napięcia? W jaki sposób zbudować urządzenie, które potrafiłoby zmierzyć to światło? No i proszę sobie wyobrazić, że nie da się tego zrobić, a to z tego względu, że wszystkie przyrządy pomiarowe, jakie wymyślił człowiek, opierają się na zasadzie pomiaru różnic, zaś w nadprzewodniku nie ma żadnego napięcia, to znaczy różnicy potencjałów. Przepływ w nadprzewodniku zostaje zainicjowany przyłożeniem pola magnetycznego. Reaguje on na nie przepływem światła w swoim wnętrzu i powstaniem większego pola Meissnera wokół niego.
Następnie można odłożyć magnes i pójść sobie, i wrócić za sto lat. I okaże się, że nadal płynie w nim to samo światło, które płynęło w nim, kiedy odjęliśmy magnes. Przepływ nie ulega spowolnieniu. Nadprzewodnik nie eliminuje 99,9999 procenta, ale dokładnie 100 procent wszystkich zewnętrznych pól magnetycznych. Nie istnieje jakikolwiek opór, ruch odbywa się na zasadzie perpetuum mobile, może trwać całą wieczność.
Rosyjski fizyk Sacharow stwierdził w latach sześćdziesiątych, że szukając istoty ciążenia nigdy nie odnajdziemy jej w postaci pola magnetycznego. Ciążenie jest rezultatem wzajemnych oddziaływań między protonami, neutronami, elektronami i energią próżni. Tą energią, która znajduje się wszędzie, w całym wszechświecie, i jest ponadczasowa. Ta energia to tak zwany eter. Gdybyśmy wypompowali z wszechświata całe ciepło i całą materię, dokładnie wszystko, pozostałaby w nim jeszcze ta energia, którą nazywamy energią próżni. Kiedy protony, neutrony i elektrony wchodzą w reakcję z tą energią, wytwarzają ciążenie. Jeśli nie ma materii, nie ma również ciążenia. Interesująca teoria. Jak dotąd wszyscy ją ignorują.
No, jest jeszcze facet o nazwisku Hal Puthoff z Teksasu, który pochodzi z Bay Area w Kalifornii, gdzie rozpoczął eksperymenty ze zdalnym widzeniem. Teraz pracuje w Austin w Teksasie. (H.E. Puthoff pracuje w Instytucie Zaawansowanych Badań w Austin w Teksasie). To właśnie on opisał matematycznie teorię grawitacji Sacharowa. Opublikował ją w roku 1993 w jednym z najbardziej liczących się pism naukowych. (W rzeczywistości po raz pierwszy opublikowano ją w Physical Review A3 z 1 marca 1989 roku. Artykuł nosił tytuł: „Gravity as a zero-point-fluctuation force”4).
Posługując się matematycznymi wyliczeniami pokazuje, że kiedy materia reaguje w dwóch wymiarach, w przeciwieństwie do reakcji zachodzących w przestrzeni trójwymiarowej (z definicji nadprzewodnik to parzysty kwantowy oscylator rezonujący w dwóch wymiarach, a nie w trzech), kiedy reaguje w dwóch wymiarach, to powinna według wzorów matematycznych tracić cztery dziewiąte swojego ciężaru. Czy wiecie państwo, że to, co zostaje po odjęciu czterech dziewiątych, to dokładnie 56 procent?