Mimo nie zachęcających wyników badań prowadzonych na zwierzętach przemysł sojowy sponsoruje cały szereg badań mających wykazać, że proteiny sojowe można stosować w ludzkiej diecie w charakterze zamiennika tradycyjnych potraw. Przykładem mogą być badania pod nazwą „Badanie pokarmowych wartości wyizolowanych protein sojowych podawanych dzieciom w wieku przedszkolnym” sponsorowane przez firmę Ralston Purina Company.28 Grupa niedożywionych dzieci z Ameryki Środkowej została ustabilizowana i doprowadzona do stanu normalnego zdrowia przy pomocy żywienia ich miejscową żywnością, w tym mięsem i produktami mlecznymi. Następnie, owa miejscowa, tradycyjna żywność została na dwa tygodnie zastąpiona napojem wytwarzanym na bazie SPI i cukru. Całość przyjmowanego i wydalanego azotu była mierzona w iście orwellowskim stylu: dzieci były ważone nago każdego ranka, zaś wszelkie wydaliny i wymiociny były zbierane i poddawane analizie. Badacze ustalili, że dzieci zatrzymywały azot i że ich wzrost był „adekwatny”, w związku z czym wyniki eksperymentu uznano za pozytywne.

To, czy dzieci były zdrowe na tej diecie i pozostaną w zdrowiu przez dłuższy czas, eksperymentatorów nie interesowało.

Odnotowali oni jednak, że dzieci „od czasu do czasu” wymiotowały, zazwyczaj po spożyciu posiłku, że ponad połowa z nich cierpiała na okresowe biegunki, że niektóre nabawiły się infekcji górnych dróg oddechowych, zaś część miała wysypkę i gorączkę.

Należy również zauważyć, że badacze nie odważyli się na wyprowadzenie dzieci ze stanu niedożywienia przy zastosowaniu produktów sojowych i zostali zobowiązani do uzupełnienia mieszaniny sojowo-cukrowej składnikami, których brak w produktach sojowych, zwłaszcza witaminami A, D i B12, a także żelazem, jodem i cynkiem.

 

ZAKWESTIONOWANIE ŚWIADECTWA ZDROWOTNOŚCI WYDANEGO PRZEZ FDA

Najlepszą strategią reklamowania jakiegoś produktu, który jest z gruntu niezdrowy, jest oczywiście uzyskanie świadectwa, że jest on zdrowy.

„Droga do uzyskania aprobaty FDA” – pisze apologeta soi – „była długa i bardzo trudna. Po poddaniu szczegółowemu przeglądowi danych pochodzących z badań klinicznych przeprowadzonych w ramach ponad 40 prac o charakterze naukowym z okresu ostatnich dwudziestu lat okazało się, że proteiny sojowe są jednym z niewielu rodzajów pożywienia, które posiadają tak szeroką dokumentację naukową, która nie tylko pozwoliła FDA [Urząd ds. Żywności i Leków] na wydanie świadectwa zdrowotności, ale również na ostateczne poddanie się rygorystycznej procedurze zatwierdzającej”.29

Ta „długa i bardzo trudna” droga składała się w rzeczywistości z kilku zaskakujących etapów. Pierwsza prośba, wystosowana przez Protein Technology International (PTI), dotyczyła izoflawonów, związków podobnych do estrogenów, których soja zawiera duże ilości. Jako uzasadnienie podano, że „tylko proteiny soi, które powstają jako wynik procesu przetwórczego, w wyniku którego izoflawony nie zostają utracone, spowodują obniżenie cholesterolu”. W roku 1998 FDA wykonała bezprecedensowy manewr przepisując prośbę PTI i usuwając z jej treści wszystkie wzmianki dotyczące fitoestrogenów, a następnie wstawiając w to miejsce prośbę o udzielenie świadectwa proteinom sojopochodnym – było to posunięcie stanowiące wyraźne naruszenie regulaminu tej agencji. FDA jest upoważniona do orzekania jedynie w sprawach przedstawionych przez petentów.

Ta nagła zmiana nastawienia wynikała niewątpliwie z faktu, że część naukowców, włącznie z będącymi na usługach rządu USA, dostarczyła sprawozdań dokumentujących toksyczność izoflawonów.

FDA otrzymała również na początku roku 1998 końcowy raport rządu brytyjskiego na temat fitoestrogenów, w którym oprócz nielicznych dowodów na ich korzystny wpływ jest ostrzeżenie o możliwości niekorzystnych na nie reakcji.30

Nawet po tej zmianie nastawienia do SPI biurokraci z FDA zaangażowani w „rygorystyczny proces zatwierdzający” zostali zmuszeni do chytrego ominięcia obaw związanych z konsumpcją produktów sojopochodnych, a mianowicie tego, że działają one jako inhibitor enzymów, prowadząc do zaburzeń działania tarczycy i wola tarczycowego, zakłóceń w działaniu gruczołów dokrewnych, problemów z układem rozrodczym, alergii i blokowania przyswajania minerałów.31

Pisma zawierające najbardziej zdecydowany protest nadeszły od drów Dana Sheehana i Daniela Doerge’a, naukowców pracujących na zlecenie rządu w Narodowym Ośrodku Badań Toksykologicznych (National Center for Toxicological Research).32 Ich apel o umieszczanie napisów ostrzegających na produktach sojopochodnych został zignorowany jako nieuzasadniony.

„Wystarczające dowody” wskazujące na zdolność soi do obniżenia poziomu cholesterolu, pochodzą głównie z metaanaliz prowadzonych przez dra Jamesa Andersona, sponsorowanych przez Protein Technologies International i opublikowanych przez New England Journal of Medicine.33

Metaanaliza stanowi przegląd i podsumowanie wyników wielu badań klinicznych dotyczących tego samego tematu. Stosowanie metaanaliz jako sposobu na wyciągnięcie ostatecznych wniosków stało się przedmiotem ostrej krytyki ze strony społeczności naukowej.

„Naukowcy zastępujący metaanalizą bardziej rygorystyczne badania ryzykują fałszywe wnioski i osłabienie możliwości kreatywnego wnioskowania” – twierdzi Sir John Scott, przewodniczący Królewskiego Towarzystwa Nowej Zelandii [Royal Society of New Zealand]. – „Nie można wszystkiego wrzucać do jednego worka. Małe i duże okruchy danych są zbierane przez różne grupy”.34

Istnieje ponadto pokusa, zwłaszcza dla naukowców sponsorowanych przez przedsiębiorstwa takie jak Protein Technologies International, aby pomijać badania, które mogłyby dać wnioski przeciwne do oczekiwanych. Dr Anderson z różnych powodów nie uwzględnił ośmiu opracowań i zajął się pozostałymi dwudziestoma dziewięcioma. Opublikowany w wyniku tej metaanalizy raport sugeruje, że jednostki o poziomie cholesterolu przekraczającym 250 mg/100 cm3 doświadczą „znacznego” jego spadku – od 7 do 20 procent w surowicy krwi – jeśli zastąpią białko zwierzęce białkiem sojowym. Spadek poziomu cholesterolu był nieznaczny w przypadku osób mających go poniżej 250 mg/100 cm3.

Innymi słowy, w przypadku większości z nas rezygnacja ze steków i jedzenie zamiast nich wegetariańskich burgerów nie doprowadzi do obniżenia poziomu cholesterolu. Świadectwo zdrowotności wydane przez FDA „po poddaniu szczegółowemu przeglądowi danych klinicznych” nie informuje konsumenta o tych ważnych szczegółach.

Badania wskazujące na dodatni wpływ soi na poziom cholesterolu są „nadzwyczaj niedojrzałe” – stwierdził doktor medycyny Ronald M. Krauss, szef Programu Badań Molekularnych (Molecular Research Program) i Krajowego Laboratorium im. Lawrence’a Berkeleya (Lawrence Berkeley National Laboratory).35 Mógłby jeszcze dodać, że badania przypadków, w wyniku których okazało się, że poziom cholesterolu uległ obniżeniu ze względu na zastosowanie pewnej diety lub przyjmowanie leków, wskazują na znacznie większą liczbę zgonów spowodowanych wylewem, rakiem, dolegliwościami układu trawiennego, wypadków i samobójstw w porównaniu do grupy kontrolnej.36 Wydatki na środki przeciwdziałające zbyt wysokiemu poziomowi cholesterolu nabijają w USA kabzę przemysłu wytwarzającego te środki sumą 60 miliardów dolarów rocznie, lecz jak dotąd nie ocaliło to nas od spustoszenia zachodzącego w naszych sercach.

 

KONSUMPCJA SOI A RAK

Nowe zasady wydane przez FDA nie pozwalają na umieszczanie na opakowaniach jakichkolwiek wzmianek o przeciwdziałaniu rakowi, nie zabrania to jednak przemysłowi umieszczania takich informacji w materiałach promocyjnych dotyczących tego zagadnienia.

„Soja nie tylko chroni serce” – głosi broszura spółki witaminowej – „ale wykazuje również potężne własności antyrakowe... u Japończyków, którzy jedzą trzydziestokrotnie więcej soi od mieszkańców Ameryki Północnej, znacznie rzadziej występują przypadki raka piersi, macicy i prostaty”.37

To prawda, tyle że u Japończyków, a ogólnie rzecz ujmując – u wszystkich Azjatów, znacznie częściej występują inne formy raka, zwłaszcza raka przełyku, żołądka, trzustki i wątroby.38 Azjaci na całym świecie znacznie częściej cierpią na raka tarczycy.39 Logika łączenia niskiej częstotliwości występowania raka narządów rozrodczych ze spożywaniem soi zawiera w sobie konieczność wiązania spożycia tego produktu z częstym występowaniem raka tarczycy i przewodu pokarmowego, zwłaszcza że laboratoryjne doświadczenia dowiodły, że soja jest przyczyną tych rodzajów raka u szczurów.

Ile, tak naprawdę, jedzą soi Azjaci? Przeprowadzone w roku 1998 badania dowodzą, że średnia dzienna dawka spożycia soi przez Japończyków wynosi w przypadku mężczyzn osiem gramów a kobiet siedem gramów, czyli niecałe dwie łyżeczki do herbaty.40 Słynny Instytut Chiński Cornella (Cornell China Study) kierowany przez Colina T. Campbella odkrył, że spożycie strączkowych w Chinach zmienia się od 0 do 58 gramów dziennie, przy średniej około 12 gramów.41 Zakładając, że około 2/3 wszystkich spożywanych strączkowych stanowi soja, okazuje się, że maksymalne jej spożycie wynosi około 40 gramów, czyli mniej niż trzy łyżki stołowe dziennie, przy średnim jej spożyciu w wysokości około 9 gramów, czyli mniej niż dwóch łyżeczek do herbaty. Przeprowadzone w latach trzydziestych badania dowodzą, że jedynie 1,5 procent kalorii chińskiej diety pochodzi z pożywienia sojowego, zaś 65 procent z wieprzowiny.42 (Azjaci tradycyjnie stosują smalec, a nie oleje roślinne)!

Script logo
Do góry