Waszyngton rozpoczyna rewolucję genową
Engdahl wyjaśnia, że nauka o „biologicznych i genetycznych modyfikacjach roślin i innych form życia” po raz pierwszy wyłoniła się z laboratoriów badawczych w Stanach Zjednoczonych w latach 1970. Rząd Reagana dążył do zdominowania przez Amerykę tej wyłaniającej się dziedziny. Szczególnym poparciem cieszył się biotechnologiczny przemysł rolny. Na początku lat 1980. firmy prześcigały się w tworzeniu genetycznie modyfikowanych roślin, inwentarza żywego i bazujących na GMO leków. Waszyngton ułatwiał im działanie poprzez nie ograniczony niczym korzystny dla biznesu klimat, który utrzymuje się od tamtych czasów, bez względu na to, czy u władzy są republikanie, czy demokraci.
Czołową firmą w opracowywaniu genetycznie modyfikowanych organizmów (GMO) jest Monsanto, która ma w swojej historii „długą listę oszustw, tuszowania faktów, łapownictwa”, kłamstw i lekceważenia publicznego interesu. Jej pierwszym tworem była sacharyna, która okazała się później rakotwórcza. Firma ta zajmowała się wówczas chemikaliami, tworzywami sztucznymi i okryła się złą sławę jako producent środka o nazwie „Agent Orange”, który stosowano w latach 1960. i 1970. do ogołacania z liści wietnamskiej dżungli i na którego zabójcze działanie wystawione były setki tysięcy cywilów i żołnierzy.
Monsanto oskarża się wraz z innym firmami z tej branży o bezwstydne skażanie środowiska. Firma ta ma na swoim koncie potajemne spuszczanie do wód i gruntu najbardziej zabójczych substancji i wykręcanie się od odpowiedzialności. Obecnie zdaje się nie pamiętać o swoich grzechach i na swojej stronie internetowej przypisuje sobie nazwę „rolniczej firmy wdrażającej innowacje i techniki wspomagające farmerów na całym świecie w produkcji zdrowszej żywności, lepszej paszy dla zwierząt i większej ilości błonnika przy jednoczesnym zmniejszeniu wpływu rolnictwa na naturalne środowisko”. W swojej dogłębnej analizie Engdahl dowodzi, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Mimo swojej niechlubnej przeszłości firmie Monsanto i innym gigantom GMO udało się osiągnąć niczym nie ograniczone panowanie w latach 1980., szczególnie po wyborze w roku 1989 na prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a H.W. Busha. Jego rządy otworzyły „puszkę Pandory”, tak by „żadne niepotrzebne zasady ich nie ograniczały”. W rezultacie „nie uchwalono wtedy, a także później, ani jednego nowego prawa regulującego sprawy związane z produktami biotechnologii lub GMO, mimo wielu trudnych do przewidzenia niebezpieczeństw i możliwego zagrożenia zdrowia”.
Na niczym nie strzeżonym rynku to lisy strzegą kurnika, ponieważ wprowadzono samoregulujący się system. Ten stan rzeczy utrwaliło rozporządzenie wykonawcze Busha seniora głoszące, że rośliny i pokarmy GMO są „w zasadzie identyczne” ze zwykłymi z tego samego gatunku, na przykład kukurydza, pszenica lub ryż. W ten sposób została ustanowiona reguła „zasadniczej równoważności” stanowiąca „podstawę całej rewolucji GMO”. Była to pseudonaukowa brednia, która stała się prawem i Engdahl przyrównuje ją do biologicznej katastrofy opisanej w książce Michaela Crichtona Andromeda Strain (Szczep Andromeda), tyle że tym razem nie jest to już powieść z gatunku science-fiction.
Na swój pierwszy produkt z rodzaju GMO firma Monsanto wybrała mleko, genetycznie manipulując nim przy pomocy rekombinowanego bydlęcego hormonu wzrostu (rBGH) i oznaczając je handlową nazwą Posilac. W roku 1993, w erze Clintona, FDA (Food and Drug Administration – Urząd ds. Żywności i Leków) ogłosił, że to mleko jest nieszkodliwe, i zezwolił na jego sprzedaż, zanim jeszcze dostępne były jakiekolwiek informacje o efektach jego spożycia przez konsumentów. Obecnie jest ono sprzedawane w każdym stanie USA, a jego produkcja jest reklamowana jako sposób umożliwiający wytwarzanie przez krowy o 30 procent więcej mleka. Wkrótce jednak pojawiły się problemy. Farmerzy zaczęli donosić, że ich bydło traci mleczność o dwa lata wcześniej niż zazwyczaj, pojawiają się poważne infekcje, a niektóre zwierzęta nie mogą chodzić. Ponadto pojawiły się zapalenia sutka oraz częste narodziny zdeformowanych cieląt.
Informacji na ten temat nie podawano, a ponieważ mleko z rBGH nie jest specjalnie oznakowane, konsumenci nie mogą się zorientować, co kupują. Nie poinformowano ich również, że hormon ten powoduje u szczurów białaczkę i raka i że Komisja Europejska podała, iż ludzie pijący mleko z rBGH ryzykują zapadnięcie na raka piersi i prostaty. Unia Europejska w przeciwieństwie do USA zakazała sprzedaży tego produktu na swoim terenie. Mimo wyraźnych przeciwwskazań FDA nie podjął żadnych działań i zezwala na sprzedaż tego niebezpiecznego mleka bez żadnej kontroli. Ale to dopiero początek.
Manipulowanie danymi
Engdahl omawia aferę rozpętaną wokół Pusztaia – to, jak się ona odcisnęła na jego zdrowiu, oraz skromne zadośćuczynienie, jakiego się w końcu doczekał. Pusztai był już bez pracy, kiedy w roku 1999 liczące sobie 300 lat Brytyjskie Towarzystwo Królewskie zaatakowało go, twierdząc, że jego badania były „wadliwe w wielu aspektach ich założeń, realizacji i analiz oraz że nie należy na ich podstawie wysnuwać żadnych wniosków”. Krytyka ta jest w rzeczywistości całkowicie bezpodstawna, a do ataku doszło dlatego, że jego bomba groziła wykolejeniem bardzo zyskownego brytyjskiego przemysłu GMO oraz jego amerykańskiego odpowiednika.
Jeśli chodzi o Pusztaia, po siedmiu latach, kilku zawałach serca i zrujnowanej karierze ostatecznie dowiedział się, co się stało po tym, jak ogłosił swoje spostrzeżenia. Sprawcą tego wszystkiego była firma Monsanto, która poskarżyła się prezydentowi Stanów Zjednoczonych, Billowi Clintonowi, który z kolei zaalarmował brytyjskiego premiera Tony’ego Blaira. Odkrycia Pusztaia musiały być odrzucone a on sam zdyskredytowany. Mimo wszystko udało mu się jednak zareagować za pośrednictwem szacownego brytyjskiego magazynu naukowego The Lancet. Nie bacząc na kierowane pod jego adresem przez Towarzystwo Królewskie groźby, redaktor naczelny tego magazynu wydrukował jego artykuł. Po jego opublikowaniu, zarówno Towarzystwo, jak i przemysł biotechniczny, zaatakowali The Lancet i to było ich kolejne bezwstydne posunięcie.
Uzupełniając historię Pusztaia, należy podać, że obecnie wygłasza on na całym świecie odczyty na temat swoich badań GMO i jest konsultantem zawiązujących się grup badania wpływu tej żywności na zdrowie. Wraz z nim i jego żoną ucierpiał również jego współautor, profesor Stanley Ewen, tracąc stanowisko na Uniwersytecie Aberdeen. Engdahl podaje, że praktyka utrącania niewygodnych prawd i karania demaskatorów jest zasadą, a nie czymś wyjątkowym. Żądania przemysłu są potężne, szczególnie gdy dotyczą spraw zasadniczych.
Rząd Blaira posunął się jeszcze dalej. Wynajął prywatną firmę Grainseed do przeprowadzenia trzyletnich badań dowodzących nieszkodliwości żywności GMO. Trochę później londyńska gazeta Observer dotarła do dokumentów Brytyjskiego Ministerstwa Rolnictwa, z których wynika, że testy były fałszowane i dawały „trochę dziwne wyniki”. Co najmniej jeden z badaczy firmy Grainseed manipulował wynikami, tak by „przedstawić niektóre z nasion w lepszym świetle, niż było rzeczywiście”.
Mimo to Ministerstwo zaleciło wydanie certyfikatu odmianie kukurydzy GMO, jednocześnie rząd Blaira wprowadził nowe zasady postępowania, zgodnie z którymi „każdy pracownik finansowanego przez państwo instytutu badawczego, który odważy się wypowiadać w sprawie obserwacji dotyczących roślin GMO, musi liczyć się ze zwolnieniem i oskarżeniem w sądzie o złamanie warunków kontraktu”. W ten sposób zdelegalizowano mówienie prawdy, nawet gdy w grę wchodziło zdrowie społeczeństwa. Nic nie mogło powstrzymać taranu przemysłu rolnego przed parciem do przodu.