Wirusowe oszustwo

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 152 (6/2023)
Tytuł oryginalny: „Viral Fraud”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 30, nr 5

Dr Thomas S. Cowan

 

W jaki sposób wirusolog identyfikuje istnienie nowego wirusa i udowadnia, że wywołuje on chorobę?

Chciałbym to wyjaśnić. Jeśli weźmiemy jakąkolwiek osobę z jakąkolwiek chorobą „wirusową” – na przykład ospą wietrzną, wścieklizną, odrą, AIDS lub COVID-19 – opublikowana literatura nie zawiera żadnych dowodów na istnienie jakiegokolwiek wirusa, który został bezpośrednio wyizolowany z płynów ustrojowych pobranych od choćby jednej osoby cierpiącej na te choroby.

Interesującą rzeczą w tym stwierdzeniu jest to, że każda instytucja zdrowotna każdego rządu na świecie zgadza się z tym stwierdzeniem. Podobnie żaden wirusolog lub lekarz medycyny, który pracuje lub publikuje w dziedzinie wirusologii, nie ma co do tego wątpliwości. Nie ma też sprzeciwu wobec tego stwierdzenia ze strony takich instytucji, jak CDC (Centers for Disease Control and Prevention – Ośrodki Kontroli i Zapobiegania Chorobom), Instytut Pasteura czy Instytut Roberta Kocha.

Na dowód tego twierdzenia posiadamy prawie 60 pisemnych oświadczeń instytucji rządowych z całego świata potwierdzających, że nie dysponują żadnym przykładem izolacji SARS-CoV-2 bezpośrednio od jakiegokolwiek człowieka.1

Mamy również pisemne oświadczenia niektórych czołowych autorów najważniejszych artykułów na temat „izolacji i oczyszczania” SARS-CoV-2, którzy przyznają, że nigdy nie próbowali uzyskać wirusa bezpośrednio z płynu jakiejkolwiek chorej osoby.2 Co więcej, osobista komunikacja z wieloma wirusologami potwierdza, że nie można wyizolować żadnego patogennego wirusa z płynu ustrojowego jakiejkolwiek chorej osoby. Mówią oni po prostu, że tak się nie robi.

Wyjaśnijmy jednak następną kwestię. Nie chodzi tu o to, że technicznie jest niemożliwe lub nawet trudne wyizolowanie jakiejkolwiek cząsteczki o rozmiarze i kształcie lub cechach wirusa z próbki płynu, ale o to, że się tego nie robi. Naukowcy od dziesięcioleci izolują identyczne cząstki (zwane bakteriofagami) z kultur bakterii i pokazują czyste próbki tych cząstek pod mikroskopem elektronowym. W tym przypadku wszystkie cząstki z jednej kultury są morfologicznie identyczne, wszystkie są zbudowane z dokładnie tych samych białek i wszystkie mają identyczne sekwencje genetyczne.

 

Jak coś wyizolować

Proces wyizolowywania cząsteczki mającej wielkość i cechy wirusa jest równie prosty i nie różni się zbytnio od wyizolowywania przez chemika kofeiny z ziaren kawy. Najpierw pobiera się próbkę płynu, który chce się zbadać. Następnie maceruje się tę próbkę (jak w blenderze) i filtruje przez bibułę filtracyjną, która przepuszcza wszystko, co rozpuszczalne, w tym wszelkie cząsteczki wielkości wirusa. Po oddzieleniu komórek, grzybów i bakterii pozostały płyn umieszcza się w tak zwanym „gradiencie gęstości sacharozy”, który rozdziela go na pasma według masy cząsteczkowej. Proces ten nazywany jest ultrawirowaniem.

Podczas ultrawirowania dany wirus wiruje, tworząc pasmo, które można następnie wyodrębnić z gradientu za pomocą mikropipety i sprawdzić jego czystość. W ten sposób można potwierdzić, że jedyną rzeczą w paśmie jest wirus. Następnie można zbadać wirusa, określić jego dokładną morfologię i zsekwencjonować cały genom. A co najważniejsze można następnie wystawić zwierzęta testowe na działanie tego wyizolowanego, oczyszczonego wirusa, aby sprawdzić, czy zachorują.

Te kroki to sposób, w jaki powinna działać nauka. Izoluje się zmienną – w tym przypadku wirusa – a następnie bada się jej skład. Po uzyskaniu pewności co do istnienia czystego wirusa zwierzęta testowe mogą zostać nań wystawione. Jednak ten prosty, możliwy do wykonania eksperyment nigdy nie został pomyślnie przeprowadzony nawet w przypadku jednej tak zwanej choroby wirusowej, a już na pewno nigdy nie próbowano go przeprowadzić w przypadku SARS-CoV-2 (COVID-19). Ani razu.

Kiedy pytam lekarzy lub wirusologów, dlaczego nie przeprowadzają tego prostego, jasnego, logicznego, racjonalnego dowodu, aby wykazać istnienie nowego wirusa i pokazać, że powoduje on chorobę, słyszę jedną z dwóch odpowiedzi. Pierwszą z nich jest to, że w płynie ustrojowym chorej osoby nie ma wystarczającej ilości wirusa, aby wyizolować go w ten sposób. Pytałem nawet naukowców, czy zobaczyliby wirusa, gdyby zebrano płyn oskrzelowy od 10 000 osób z „COVID-19”, ale ich odpowiedź była taka sama: „Nie ma wystarczającej ilości wirusa, aby go znaleźć”. To oczywiście nasuwa pytanie: na jakiej podstawie twierdzimy, że wirus powoduje choroby? Niestety, na to pytanie nie ma odpowiedzi.

Drugą odpowiedzią, jaką słyszałem, było to, że wirusy są wewnątrzkomórkowymi „pasożytami” – więc oczywiście nie możemy ich znaleźć poza komórkami. Na pytanie, w jaki sposób wirus przenosi się z jednej osoby na drugą, wirusolodzy odpowiadają, że „wydostaje się z komórki, trafia do kropli i przenosi się do następnej osoby”. Innymi słowy, wirus jest przenoszony, gdy znajduje się poza komórką. Mogę się tylko zastanawiać, dlaczego wirusolodzy nie mogą go znaleźć podczas tego etapu przenoszenia, mimo iż uważają, że znajduje się on poza komórką.

Stoimy tutaj przed dylematem. Oczywiste jest, że żaden wirusolog nigdy nie wyizolował żadnego patogennego wirusa z płynu ustrojowego jakiejkolwiek chorej osoby. Jak zatem wirusolodzy mogą twierdzić – w tysiącach artykułów, w tym w dziesiątkach dotyczących samego SARS-CoV-2 – że wirus został „wyizolowany”, scharakteryzowany i wykazano, że wywołuje chorobę u zwierząt?

Istnieją setki twierdzeń, że genom SARS-CoV-2 został zsekwencjonowany i że odkryto warianty tego genomu. Zrozumienie, w jaki sposób wirusolodzy czuli się usprawiedliwieni w wysuwaniu takich twierdzeń, jest kluczem do zrozumienia, w jaki sposób wirusologia utraciła swoją naukową rzetelność.

Jeśli nie postępują zgodnie z prostymi krokami, które opisałem w celu wyizolowania wirusa, na jakiej podstawie twierdzą, że istnieje nowy wirus i dowód, że ten nowy wirus jest patogenem? Odpowiedź jest prosta: wirusolodzy twierdzą, że coś, co nazywa się „efektem cytopatycznym”, jest dowodem na istnienie wirusa i jego potencjału chorobotwórczego. Również co do tego stwierdzenia nie ma sporu.

 

 

Od roku 1954 wirusolodzy pobierają nieoczyszczone próbki od stosunkowo niewielu osób z podobną chorobą, często mniej niż dziesięciu. Następnie poddają tę próbkę minimalnej obróbce i tę nieoczyszczoną próbkę wprowadzają do kultury tkankowej zawierającej zwykle cztery do sześciu innych rodzajów materiału, z których każdy zawiera identyczny materiał genetyczny jak tak zwany „wirus”. Hodowla tkankowa jest głodzona i zatruwana i naturalnie rozpada się na wiele rodzajów cząstek, z których niektóre zawierają materiał genetyczny.

Wbrew zdrowemu rozsądkowi, logice, użytej terminologii i rzetelności naukowej proces ten nazywany jest „izolacją wirusa”. Ten napar zawierający fragmenty materiału genetycznego pochodzące z wielu źródeł jest następnie poddawany analizie genetycznej, która tworzy w procesie symulacji komputerowej domniemaną sekwencję domniemanego wirusa, tak zwany genom in silico. W żadnym momencie tej procedury rzeczywisty wirus nie jest potwierdzany za pomocą mikroskopii elektronowej. W żadnym momencie genom nie jest ekstrahowany i sekwencjonowany z rzeczywistego wirusa. Jest to naukowe oszustwo.

Jon Rappoport, NoMoreFakeNews.com

 

 

Enders i efekt cytopatyczny (CPE)

Aby zrozumieć, czym jest efekt cytopatyczny, musimy powrócić do kilku kluczowych wydarzeń w historii wirusologii, które miały miejsce we wczesnych latach 1950.

Mniej więcej w tym czasie wirusolodzy zdali sobie sprawę, że dysponują narzędziami do oglądania cząstek o wielkości i morfologii wirusa za pomocą mikroskopu elektronowego. Jednocześnie zdali sobie również sprawę, że nigdy nie widzieli jednolitej cząstki pochodzącej od jakiejkolwiek chorej osoby. W gruncie rzeczy obalili podstawy wirusologii!

Na szczęście dla zawodu wirusologa niejaki John Franklin Enders uratował sytuację, „odkrywając” proces, który stał się znany jako „hodowla” wirusów, za co otrzymał Nagrodę Nobla w roku 1954. W roku 19543 i 19574 Enders napisał dwie prace opisujące sposób tworzenia kultur wirusowych (przy użyciu „pożywki o minimalnej zawartości składników odżywczych”) i ta metodologia stała się standardem dla wszystkich dowodów wirusowych na zawsze.

Należy pamiętać, że wirus jest niezwykle małą cząsteczką, którą można zobaczyć tylko w powiększeniu dostępnym pod mikroskopem elektronowym. Należy również pamiętać, że wirus jest pomyślany jako maleńka cząsteczka z powłoką białkową otaczającą niewielką ilość materiału genetycznego DNA lub RNA. Gra polega na znalezieniu tej unikalnej cząsteczki i wykazaniu, że powoduje ona zniszczenie gospodarza, na którym rośnie.

Script logo
Do góry