Kwestionowanie bezmyślnej medycyny

Obecnie daje się zauważyć zupełne szaleństwo w sprawie definicji demencji, które w mniejszym lub większym stopniu oparte są na filozoficznych i historycznych uprzedzeniach mówiących, że to raczej choroba mózgu a nie umysłu. W rezultacie firmy farmaceutyczne i ich sojusznicy z naukowego światka spod znaku determinizmu genetycznego dążą do wzięcia pod swoje skrzydła tego strasznego problemu, na który z mozołem starali się zwrócić naszą uwagę.

Jeśli jednak potraktujemy demencję jako problem umysłu i kultury, a nie samego mózgu, wówczas staniemy się zobowiązani do zbadania stresu i zaniedbania społecznego występującego we współczesnym życiu. Jaki wpływ na samotnych i starszych ludzi wywiera oglądanie godzinami toksycznych programów telewizyjnych z udziałem stałych wiadomości o poważnych przestępstwach albo programów „rozrywkowych” obsesyjnie ukazujących te same przestępstwa, tyle że barwnie utrefione? Nie należy też zapominać o silnie dezorientujących reklamach bombardujących umysły z rosnącą częstotliwością będących formą propagandy i strategii prania mózgu, które z pewnością byłyby zakazane przez Konwencję Genewską, gdyby bombardowano nimi jeńców.

W sytuacji, kiedy granice między faktem i fikcją są stale zacierane na użytek zwykłego ludu, w końcu stają się one również niejasne nawet dla specjalistów. Jeśli ktoś ma ogromne narośle w gardle, takie jak na zdjęciach umieszczanych na paczkach papierosów mających zniechęcić ludzi do palenia, wówczas taki guz jest oczywisty. W rzeczywistości jednak wiele przypadków raka objawia się w następstwie diagnozy dokonanej na podstawie zgłaszanych objawów i prowadzącej do wewnętrznych badań na poziomie mikroskopowym, gdzie występuje znacznie więcej niejednoznaczności wynikających z subiektywnych ocen opartych na prognozowaniu statystycznych danych.

Podczas gdy starsi pamiętają stosunkowo niewiele chorób z czasu swojej młodości, dziś mówi się nam, że co druga osoba może spodziewać się zachorowania na pewne formy raka w ciągu swojego życia, tak jak gdyby było to coś normalnego i niezależnego od nas.

Często ludzie cieszący się dobrym zdrowiem dowiadują się po rutynowej kontroli zdrowia, że mają raka, ponieważ mają objawy związane z tą chorobą, po czym są kierowani na badania w szpitalu. Jest też czasami tak, że ludzie cierpiący na umiarkowanie zły stan zdrowia dochodzą do wniosku, że ich pospolite dolegliwości są częścią uniwersalnego kompleksu objawów raka. Skierowani na testy, spanikowani, tacy pacjenci zachowują się jak bohaterowie znanej tragicznej baśni – powiedziano im, że na pewno mają raka, więc zaczynają podupadać na zdrowiu mimo poddania się agresywnym zabiegom o niepokojących skutkach ubocznych, aż w końcu nadchodzi koniec, którego wszyscy się spodziewali. Ile w tym jest nocebo i czy da się go uniknąć?

Wskaźnik sukcesu leku podawanego grupie pacjentów w badaniach klinicznych w porównaniu z grupą kontrolną poddawaną pozorowanej terapii, jest podstawą twierdzeń na temat jego skuteczności w leczeniu określonej choroby. W rzeczywistości prawdziwą bazą porównawczą może być jedynie grupa osób, którym nigdy nie powiedziano, że mają objawy wymagające leczenia. Tylko w ten sposób można byłoby zobaczyć naturalny rozwój i manifestację objawu lub kompleksu objawów.

Niestety, takie dane nie istnieją i nie można ich uzyskać bez ryzyka wywołania reakcji nocebo, gdy znana jest diagnoza. To kolejny przykład wyzwań, jakie niesie z sobą efekt obserwatora.

Dodatkowo musimy uwzględnić możliwość, że postrzeganie zjawisk jest zmienione przez efekt eksperymentatora, co jest szczególnie istotne, gdy lekarze o różnych temperamentach i poglądach szukają oznak na mikroskopowym poziomie niepewności.

Rzeczą oczywistą jest to, że badanie istot ludzkich jest trudniejsze niż badanie maszyn, ponieważ zarówno pacjenci, jak i lekarze, którzy ich leczą, posiadają złożone twory zwane umysłami. Dlatego materialistyczny paradygmat ma ograniczoną wartość poza inżynierią mechaniczną, dla której został zaprojektowany i gdzie okazał się użyteczny.

 

Wewnętrzny, zewnętrzny i kosmiczny hologram

Wyobraźmy sobie (najlepiej bez wiedzy naszego współmałżonka lub partnera, jeśli nie chcemy kłótni) naszą ulubioną gwiazdę filmową w urokliwym miejscu na pięknej plaży i dodajmy do tego jeszcze kilka akcentów artystycznych, takich jak szum morza, widok mew oraz morska bryza rozwiewająca jej włosy. W tym samym czasie naukowiec skanujący nasz mózg zobaczy o wiele mniej inspirujący obraz, ponieważ będzie to jedynie schemat przedstawiający wzorce aktywności neuronalnej rozjaśnione kilkoma sztucznymi i arbitralnie ustalonymi kolorami. Subiektywny obraz w naszym umyśle i mapa neuronów w naszym mózgu to dwa zupełnie różne aspekty życia.

Jeśli zamiast tej fantazji bylibyśmy naprawdę na plaży z naszą gwiazdą filmową, wówczas z jogicznego punktu widzenia można byłoby powiedzieć, że wizerunek gwiazdy filmowej w naszym umyśle i jej rzeczywista fizyczna obecność na plaży istnieją w i pochodzą z umysłu Boga i że w związku z tym nie ma istotnego rozróżnienia między nimi, ponieważ są one elementem tego samego medium, czyli umysłu Boga. Ta typowa dychotomia między subiektywnym doznaniem (obraz gwiazdy filmowej w naszym umyśle) i prawdziwym obiektem (rzeczywista gwiazda filmowa na plaży) jest zatem częściowo iluzoryczna.

Trzymając się tego jogicznego punktu widzenia, należy stwierdzić, że nie ma prawdziwego podziału między nami i rzeczywistą gwiazdą filmową jako fizycznymi obiektami, ponieważ oba istnieją w umyśle Boga i składają się z tej samej substancji boskiego umysłu. Analogią mogą być dwa wiry w rzece, które występując jako różne obiekty w rzeczywistości składają się z tego samego ciągłego medium – w tym przypadku z wody. A ponieważ są utworzone z tej samej substancji, mogą wpływać na siebie poprzez rezonans przekazywany przez wodę.

Ta analogia ukazuje interesującą możliwość, że na nasze dwa wiry można wywierać wpływ jednocześnie poprzez zewnętrzne dla nich obu oddziaływanie, które rezonując za pośrednictwem wody łączy je poprzez synchronizację. Rozwijając ten temat nieco dalej, należy stwierdzić, że przyczyny materialnych zjawisk nie zawsze tkwią w materialnych obiektach albo duchowych umysłach, ale mogą tkwić w niezależnych i bardziej abstrakcyjnych działaniach duchowych.

Odwołanie się do koncepcji jogi otwiera nas na możliwość, że ciała materialne i duchowe umysły nie są aż tak rozdzielone, jak się sądzi, ponieważ ostatecznie wszystkie one składają się z tego samego ciągłego medium – umysłu Boga, Bogini, czy jak kto woli Wielkiego Architekta Wszechświata. Bycie stworzonym z tego samego nośnika sprawia, że jedna osoba może wpływać na drugą za pomocą wzorców rezonansu wytworzonych przez umysł. Innymi słowy, mamy potencjał uzdrawiania za pomocą umysłu nie tylko własnych ciał i umysłów, ale również innych istot.

Ta idea nierozłączności obiektów materialnych jest na tyle ważna, że warto posłużyć się jeszcze jedną analogią w celu jej pełnego wyjaśnienia. Gdy oglądamy w telewizji, jak dwie osoby rzucają do siebie piłkę, widzimy te trzy obiekty jako osobne obiekty. Jednak w rzeczywistości ludzie i piłka są utworzeni z tego samego jednolitego materiału – ekranu telewizora. Nie ma prawdziwego rozdziału ani mechanicznego związku przyczynowego między tymi obiektami, ponieważ są tworzone i przemieszczane jednocześnie przez niezależne od nich siły, w tym przypadku zewnętrzne impulsy radiowe lub mikrofalowe.

W tych analogiach chodzi o to, że, jak to wyrazili już kiedyś bardziej technicznie kompetentni wizjonerzy, wschodnia filozofia i współczesna fizyka mają ze sobą wiele wspólnego. Stare newtonowskie koncepcje sił fizycznych działających na obiekty materialne w sposób czysto mechaniczny oraz matematycznie redukowalnego wszechświata mają ograniczoną moc wyjaśniania zjawisk i wymagają uaktualnienia. Koncepcja współczesnej fizyki głosi, że wszystkie obiekty są zbudowane z tego samego kwantowego prawdopodobieństwa fali lub, mówiąc mniej abstrakcyjnie, z tego samego pola kwantowego, które stało się swego rodzaju współczesnym eterem – polem energii punktu zerowego (zero-point energy; w skrócie ZPE).

Innymi słowy, starożytna idea eteru (lub aeteru), który do XX wieku wypełniał całą przestrzeń, stała się wraz upowszechnieniem się teorii względności Einsteina przestarzałym pojęciem naukowym, ale obecnie wraca do łask. Próżnia jest teraz określana jako nośnik, ponieważ nie jest już uważana za pustą, ale pełną, ponadto uważa się, że funkcjonuje poprzez sieć zagnieżdżonych hierarchii tworzących holistyczną harmonię o poziomym i pionowym porządku harmonicznym.

Tam, gdzie jogini i mistycy mówią o umyśle Boga, my możemy mówić o kosmicznym hologramie lub, bardziej precyzyjnie, o kosmicznym holografie. Ta metafora (wszystkie modele naukowe i teorie są zawsze tylko tymczasowymi metaforami) pozwala nam wyobrazić sobie obiekty i wydarzenia obserwowalnego świata zjawisk jako kontrolowane przez jednolite źródło będące czymś, co tworzy i przesuwa kosmiczny holograf.

Teraz możemy łatwiej rozważać możliwość istnienia zjawisk parapsychicznych i paranormalnych, ponieważ nasz nowy model świata, w przeciwieństwie do dogmatycznego racjonalistycznego założenia, pozwala nam objąć anomalne i eksperymentalne dane naukowe, które były do tej pory uważane za niedopuszczalne, ponieważ materialistyczny model filozoficzny zabrania ich rozważania. W naszym nowym paradygmacie transfer pozazmysłowych informacji lub energii nie jest już niemożliwy, ponieważ nie ma prawdziwego rozdziału między osobami jako obiektami bądź umysłami, albowiem są one połączone poprzez współczesny eter lub pole ZPE.

 

Implikacje nowej dyspensy

Kiedy w końcu dojdzie do integracji psychologii i medycyny w oparciu o powszechnie występującą i niepodważalną reakcję placebo, i kiedy ta synteza zostanie połączona z integracją fizyki i parapsychologii w świetle efektów obserwatora i eksperymentatora, otrzymamy wówczas zaczątek prawdziwej nauki, która obejmie całość naszych ludzkich doświadczeń i potrzeb. Być może pozwoli nam ona również wyjść poza nasze ograniczone, naiwne poleganie na tych religiach, które zawierają perły mądrości duchowej zbrukane polityką i które nieustannie tworzą zabójcze społeczne podziały. Może też pozwoli nam udoskonalić nasze systemy ekonomiczne i polityczne, które wciąż zawodzą w kwestii zapewnienia nam spokoju, zdrowia i zadowolenia, których pragniemy.

Nauka, która uczy nas – pojedynczych ludzi i instytucje – jak dobierać myśli, słowa i czyny ze względu na wywierany przez nie wpływ, może pomóc nam w osiągnięciu społecznej i ekologicznej harmonii opartej na inteligentnej i odpowiedzialnej trosce o dobro nie tylko naszych własnych ciał i umysłów, ale także innych ludzi. To zapewni nam płaszczyznę, z której będziemy mogli badać naszą wolność ekspresji i istnienia, albo inaczej, naszych dusz i ducha – tak w trzech, jak i czterech wymiarach ziemskiego królestwa, które znamy, jak i innych, których możemy być nieświadomi i których nie znamy.

 

Spośród wytworów ludzkiego ducha, zasady nigdy nie były więzami dla nikogo, z wyjątkiem nieświadomych miernot; dla wyższych umysłów są one skutecznym środkiem pomocniczym i pobudzającym.

Eugène Viollet-le-Duc

 

O autorze:

Bevis Beauvais mieszka na angielskiej wsi, gdzie uczy gry na perkusji i gitarze oraz pisania piosenek. Jest wykształcony w dziedzinie psychologii i etnomuzykologii. Lubi słuchać Beatlesów i kocha naturę. Skontaktować się z nim można za pośrednictwem poczty elektronicznej, pisząc na adres bevisbeauvais@yahoo.co.uk

 

Przełożył Jerzy Florczykowski

 

Script logo
Do góry