Czy Mitchell-Hedges był szpiegiem działającym na rzecz brytyjskiego wywiadu?

Analiza jego autobiografii ujawnia – podobnie jak test na wariografie – pewien aspekt jego życia, odnośnie którego kłamał. Twierdzi, że w roku 1913, w czasie gdy pracował dla Mike’a Meyerowitza, nowojorskiego handlarza diamentów, wyjechał do Meksyku. W listopadzie 1913 roku przybył do maleńkiej wsi położonej kilka mil za granicą Meksyku, gdzie wpadł w ręce żołnierzy generała Pancho Villi jako podejrzany o szpiegostwo, po czym odstawiono go do samego generała.

Ta relacja sugeruje, że Mitchell-Hedges musiał być jednym z najbardziej pechowych ludzi. Jego los wkrótce jednak się odmienił, bo generał uwierzył jego zapewnieniom, że nie jest szpiegiem. W rzeczy samej, został na dziesięć miesięcy żołnierzem jego armii.

Ta historia również wydaje się nieco niewiarygodna, niemniej faktem jest, że niektórzy ludzie doznają seryjnych niepowodzeń i Mitchell-Hedges mógł doświadczyć czegoś w rodzaju syndromu sztokholmskiego2. Zakładając, że to niemożliwe, czy mógł udać się do Meksyku, aby dać się złapać i spędzić tyle czasu, ile się da, i tak blisko, jak to możliwe, z wielkim meksykańskim rewolucjonistą? Wymagałoby to przyjęcia, że Mitchell-Hedges nie był poszukiwaczem przygód, ale swego rodzaju Jamesem Bondem mającym na celu przyjrzenie się meksykańskiej rewolucji od środka.

Analitycy przekonują, że w tym okresie Mitchell-Hedges kłamał, co jest przecież głównym atrybutem agentów wywiadu. W czasie gdy Mitchell-Hedges przebywał u boku generała Villi, ten stoczył 15 bitew, a mimo to Mitchell-Hedges nie wspomina w swojej książce Danger My Ally o żadnej z nich. Po co miałby pomijać szczegóły wydarzeń, które mogłyby być bardzo interesujące dla jego czytelników?

Wszyscy zgadzają się, że Mitchell-Hedges nie mijał się z prawdą, kiedy twierdził, że osobiście poznał generała Villę, opierając ten wniosek na jego ocenie generała zawartej w książce. Gwoli ścisłości Mitchell-Hedges wspomina o jednej bitwie, porannym ataku na Laredo w Teksasie, kiedy to osobiście ocalił Villę i jego ludzi. Jednak cały ten incydent to wierutne kłamstwo, albowiem nigdy nie było bitwy pod Laredo. Dlaczego Mitchell-Hedges podał ten nieprawdziwy fakt, który każdy mógł łatwo sprawdzić i udowodnić mu kłamstwo?

W historii mówiącej, w jaki sposób odszedł z armii Villi, kryje się kolejne kłamstwo. W swojej autobiografii w rozdziale zatytułowanym „Pancho Villa’s Prisoner” („Więzień Pancho Villi”) napisał:

 

Tak więc, chcąc nie chcąc, nie miałem wyboru; z upływem czasu moja sytuacja stawała się coraz bardziej rozpaczliwa. Rząd Stanów Zjednoczonych przystąpił ostatecznie do zdecydowanych działań i generał Pershing wkroczył do Meksyku z 60 000 żołnierzy [większość źródeł podaje, że było ich tylko 12 000]. Wiedziałem, że nie mogę wziąć udziału w żadnej bezpośredniej akcji przeciwko Amerykanom…

 

Chociaż brzmi to logicznie i zrozumiale, Pershing nie przekroczył granicy Meksyku w roku 1914, kiedy był tam Mitchell-Hedges. Ten marsz na Meksyk miał miejsce w roku 1916, długo po wyjeździe Mitchell-Hedgesa.

Konkludując, ogólnie uznaje się, że Mitchell-Hedges rzeczywiście poznał Villę, przy czym z jakiegoś powodu kłamał co do szczegółów tej znajomości. Dlaczego? Otóż, w roku 1914 Mitchell-Hedges wrócił do Anglii i rok później wsiadł na statek płynący do Nowego Jorku, i już pierwszego wieczoru podróży spotkał na jego pokładzie Meyerowitza! Powiedział mu, że jeszcze raz chce udać się do Ameryki Środkowej, ale Meyerowitz przekonał go, by został w Nowym Jorku i pracował u niego. W tym momencie Mitchell-Hedges znalazł się w takiej samej sytuacji jak dwa lata wcześniej, tak jakby do meksykańskiej przygody nigdy nie doszło, co było dla niektórych sceptyków wygodnym i możliwym do przyjęcia wnioskiem.

Jednak możliwość że Mitchell-Hedges był szpiegiem nie jest jałową spekulacją. Kiedy ponownie znalazł się w Nowym Jorku, Meyerowitz przedstawił go Liebowi Bronsteinowi, czyli Lwu Trockiemu. Obaj zamieszkali razem, ponieważ Bronstein miał finansowe kłopoty.

W rozdziale swojej autobiografii zatytułowanym „The Man from the East Side” („Człowiek ze Wschodu”) Mitchell-Hedges napisał:

 

Pewnego dnia pod koniec roku 1919, kiedy byłem na krótkich wakacjach w Anglii, otrzymałem tajemniczy list napisany na rządowym papierze opatrzony parafą „Ściśle Tajne”. W liście zostałem poproszony o jak najszybsze skontaktowanie się z Basilem Thompsonem, szefem służb wywiadowczych. Zaciekawiony, udałem się tam następnego dnia.

 

Z uwagi na znajomość z Trockim chciano wysłać go z misją do Rosji, ale, jak twierdzi, odmówił. Mimo iż nie podjął się tej misji, jego autobiografia bardzo mętnie podaje, co było potem, w związku z czym jest możliwe, że w rzeczywistości pojechał tam i że to nie była jego pierwsza misja. Po monitorowaniu meksykańskiej rewolucji jako niezależny obserwator lub pracownik Tajnych Służb Jej Królewskiej Mości poproszono go zapewne o obserwowanie rewolucji rosyjskiej. Jak inaczej wyjaśnić jego powtarzalne „krótkie wakacje” w Anglii? Czy aby nie były to wizyty, w czasie których składał raporty z odbytych misji?

 

Tajemnica Ambrose’a Bierce’a

Jego meksykańska odyseja stanie się jeszcze bardziej intrygująca, kiedy zdamy sobie sprawę z wykluczenia przez Mitchell-Hedgesa z jego autobiografii pewnej ważnej postaci – Ambrose’a Bierce’a. Nasz podróżnik zapomniał wspomnieć, że kiedy przyłączył się do Villi i przebywał blisko niego, w listopadzie 1913 roku poznał Bierce’a, który przyłączył się do niego w charakterze „obserwatora” i również pozostawał blisko generała. To oznacza, że Bierce i Mitchell-Hedges musieli się znać.

Bierce był sławnym pisarzem i jest dziwne, że Mitchell-Hedges nie wspomniał o nim w swojej autobiografii ani gdzie indziej. Ale to jeszcze nie wszystko. Wkrótce potem Bierce zniknął w tajemniczych okolicznościach i w pewnym momencie teorie na temat jego śmierci stały się równie popularne, jak obecne mówiące o zabójstwie Johna F. Kennedy’ego lub śmierci księżnej Diany. W rezultacie napisano o tym wiele książek.

Wiemy tylko tyle, że po liście z 26 grudnia wysłanym z Chihuahua, gdzie przebywał razem z armią Villi, wszelki ślad po nim zaginął. Uważa się, że Bierce mógł zginąć 11 stycznia 1914 roku w trakcie szturmu Ojinagi, ale krążą też i inne nie potwierdzone wersje. Tymczasem według własnej autobiografii Mitchell-Hedges należał do wewnętrznego kręgu Villi i mógł przedstawić relację naocznego świadka w sprawie zniknięcia Bierce’a. Ta wzmianka zapewniłaby sukces jego autobiografii, jednak Mitchell-Hedges wolał zachować w tej sprawie całkowite milczenie.

Co jeszcze bardziej frapujące, Ambrose Bierce postanowił wyjechać do Meksyku latem 1913 roku – w tym samym czasie co Mitchell-Hedges. W październiku 1913 roku Bierce przebywał w Nowym Orleanie, gdzie Mitchell-Hedges pracował jako kelner, zbierając rzekomo fundusze na podróż do Meksyku. Kelnerowanie jako sposób na zdobycie pieniędzy to bardzo niezwykły pomysł, zwłaszcza w sytuacji gdy Mitchell-Hedges był znany jako znakomity pokerzysta, który potrafiłby wygrać każdą ilość pieniędzy, jakiej potrzebował, znacznie szybciej niż kelnerując, chyba że chodziło o to, aby jego wyprawa do Meksyku nie była zbyt spektakularna.

Co w końcu możemy sądzić o Bierce’ie, kiedy w jego liście z 13 września 1913 roku skierowanym do jego wieloletniej przyjaciółki, J.C. McCrackin, czytamy: „Tak, jadę do Meksyku w bardzo konkretnym celu, którego nie mogę na razie ujawnić”. Czy Bierce również pełnił misję wywiadowczą, jak sądzą niektórzy, czy szukał czegoś innego? Bierce, poza tym, że był sławnym dziennikarzem i pisarzem, interesował się również magią. Meksyk był siedliskiem szamanów i magicznych obrzędów, które można było tam badać, co w późnych latach XX wieku robił Gordon Wasson i inni.

Sibley S. Morrill, autor wydanej w roku 1972 książki Ambrose Bierce, F.A. Mitchell-Hedges, and the Crystal Skull (Ambrose Bierce, F.A. Mitchell-Hedges i kryształowa czaszka) opisuje końcówkę roku 1913 i początek 1914, kiedy Mitchell-Hedges był z Villą, jako najbardziej prawdopodobny okres, w którym wszedł on w posiadanie kryształowej czaszki. Nie wdając się w szczegóły, dodaje, że „niektórzy wysoko postawieni przedstawiciele meksykańskiego rządu głoszą nieoficjalnie, iż Mitchell-Hedges zdobył czaszkę w Meksyku” i że została ona z niego nielegalnie wywieziona.

Taki scenariusz może tłumaczyć, dlaczego Mitchell-Hedges nigdy nie wyjaśnił, jak wszedł w jej posiadanie, oraz dlaczego jego córka mogła uznać za rozsądne przeniesienie miejsca jej odkrycia do innego kraju: Hondurasu Brytyjskiego (Belize).

Ten scenariusz implikuje również, że Mitchell-Hedges pozyskał czaszkę w czasie, gdy zniknął Bierce. To doprawdy interesujące, że nikt nigdy nie zapytał go, co wie o zniknięciu Bierce’a – być może z powodu kłamstw zawartych w jego autobiografii, napisanej znacznie później, które mogły powstrzymać większość czytelników przed wyciągnięciem właściwych wniosków, zanim umarł.

Możliwość, że Mitchell-Hedges zdobył czaszkę w Meksyku, jest najbardziej logicznym wnioskiem, chociażby z tego powodu, że pasuje to okresu, na temat którego kłamie, oraz do jego niechęci ujawnienia okoliczności, w jakich do tego doszło. Mogło być tak, że często plądrującym wsie i duże farmy oraz handlującym z miejscowymi mieszkańcami oddziałom Villi ktoś ją sprzedał lub podarował... albo Mitchell-Hedgesowi.

 

 

Mitchell-Hedges w Lubaantuun

 

 

Taki scenariusz dobrze tłumaczyłby jego niechęć do ujawnienia prawdy oraz informacje Morrilla w sprawie poglądu meksykańskich dostojników na pochodzenie czaszki. Nic więc dziwnego, że Mitchell-Hedges uznał, iż w staniu się pełnoprawnym właścicielem czaszki może mu pomóc aukcja, taka jak ta z roku 1943. Ten najbardziej logiczny scenariusz został jednak przebity przez jeszcze bardziej spektakularną historię.

Script logo
Do góry