Otóż stworzenia te przybyły do Afryki z nieba w pojeździe, który wyglądał jak bumerang mieszkańców Australii. Kiedy taki pojazd ląduje, tworzy wir piaskowy, który wydaje potężny dźwięk, taki jak tornado. W języku pewnych plemion afrykańskich taki wir nazywa się zungar-uzungo.
Moi rodacy nadali tym białoskórym obcym istotom wiele imion. Nazywano je Wazungu, co w luźnym tłumaczeniu znaczy „bóg”, ale dosłownie „ludzie pyłowego diabła lub wiru”.
Nasi ludzie byli dobrze obeznani z Wazungu od samego początku. Zauważono, że niektórzy, a właściwie wielu z nich nosi coś, co wygląda jak kula zrobiona z kryształowego szkła, którą cały czas obracają w rękach jak piłkę. Kiedy wojownicy próbują pojmać Wazungu, ten wyrzuca ją w powietrze, po czym łapie i natychmiast znika.
Kilku Wazungu zostało jednak w przeszłości pojmanych przez Afrykanów i byli trzymani jako więźniowie we wsiach wodzów i w jaskiniach szamanów. Osoba, która pojmała Muzungu (liczba pojedyncza od Wazungu), musiała trzymać jego szklaną kulę dobrze schowaną przed Wazungu. Dopóki była w posiadaniu kuli, Muzungu nie mógł uciec. No i kiedy Afrykanie zobaczyli prawdziwych Europejczyków, białych ludzi z Europy, przenieśli na nich nazwę Wazungu. Przed spotkaniem Europejczyków my, Afrykanie, mieliśmy do czynienia z białoskórymi Wazungu i potem przenieśliśmy tę nazwę na ludzi w Europy.
W języku Zulusów białego człowieka nazywamy Umlungu, ale to słowo znaczy dosłownie to samo co Wazungu, „bóg lub stworzenie, które wytwarza wielki wir pod ziemią”.
W Zairze, który nazywa się obecnie Demokratyczną Republiką Konga, biali ludzie nazywani są Watende lub Walende, co oznacza „bóg lub białe stworzenie”. Słowo Watende jest używane nie tylko do określania różowoskórego obcego, ale także Chitauli. Zairscy szamani mówiący ze strachem o panach, którzy kontrolują Ziemię, nie nazywają ich Chitauli, ale określają eufemistycznie Watende-wa-muinda, czyli „białe stworzenie noszące światło”, ponieważ nocą oczy Chitauli świecą jak czerwone światła w gęstym buszu, niczym tylne światła samochodu. Tak więc Watende-wa-muinda, „białe stworzenie światła” to nazwa stosowana na określenie Chitauli w Demokratycznej Republice Konga.
Istnieją ponad 24 rasy innych obcych stworzeń, które my, Afrykanie, znamy, ale ja opowiem panu teraz pokrótce tylko o dwóch.
Otóż, proszę pana, w kraju, w którym w roku 1959 doszło do mojego bliskiego spotkania, jest jeszcze jedno stworzenie. To przedziwne stworzenie i widziałem je tylko raz, a razem ze mną kilku innych ludzi, białych i czarnych, którzy mi towarzyszyli. To ogromne stworzenie przypominające kształtem goryla, który często chodzi na nogach lub podpiera się na knykciach. Stworzenie, o którym mówię, różni się jednak od niego i ma od 2,40 do 2,70 metra wzrostu, a także podobnie jak goryl bardzo silne ciało – bardzo szerokie ramiona i gruby kark. Jest pokryte gęstym, szorstkim futrem, jak żadne z pozostałych dzikich afrykańskich zwierząt.
To stworzenie humanoidalne z udami, nogami i stopami, jak również ramionami i rękami, które wygląda dokładnie jak człowiek, tyle że jest pokryte sfilcowanym, ciemnobrązowym futrem. Lud Zimbabwe nazywa je Ogo. Widziały je całe grupy ludzi, setki osób na przestrzeni wielu pokoleń. Kilka z nich widziano tu w Południowej Afryce w odległych, porośniętych gęstym listowiem i górzystych okolicach. Otóż Ogo są, kropka w kropkę, takie same jak stworzenia, które rdzenni Amerykanie z północno-zachodnich Stanów Zjednoczonych nazywają Sasquatch lub Bigfoot [Wielka Stopa].
Według mnie to ta sama istota i mamy ją tu w Południowej Afryce. To również taka sama istota, tyle że o innym kolorze skóry, jaką widuje się w Nepalu na stokach Himalajów i nazywa Yeti.
I tak oto doszliśmy do ostatniego stworzenia, proszę pana, które jest dobrze znane nie tylko w południowej, ale i w całej Afryce. Jeśli wspomni się jego nazwę, ludzie się uśmiechają. Nazywa się Tokoloshe. Każdy Afrykanin wie, co to jest Tokoloshe. Niektórzy nazywają je Tikoloshe. Przypomina misia o niezbyt przyjemnym wyglądzie i ma gruby, ostry kościsty grzebień z tyłu głowy, przy pomocy którego potrafi zwalić z nóg byka, bodąc go głową.
Stworzenie to zmusza murzynów w niektórych okolicach do umieszczania posłań na cegłach na wysokości metra nad ziemią. Występuje w całej Południowej Afryce. Tokoloshe lubi bawić się z dziećmi i dzieci szkolne z różnych stron Południowej Afryki bardzo często je widują, nawet obecnie. Czasami stworzenie to terroryzuje dzieci, drapiąc je, kiedy śpią, i zostawiając na ich plecach i udach równolegle ślady zadrapania, które infekują i mocno swędzą. Jakieś dwa lata temu jedno z takich stworzeń nękało całą szkołę w Soweto w pobliżu Johannesburga. Dzieci szkolne nazywały je pinky-pinky. To stworzenie występuje nie tylko w Południowej Afryce wśród czarnej ludności, ale jest też, proszę pana, znane wśród Polinezyjczyków na Hawajach i na innych wyspach Pacyfiku. Ludzie ci wznoszą swoje chaty, domy z trawy, na palach na takiej samej wysokości, na jakiej Afrykanie umieszczają swoje łóżka. Kiedy zapyta pan Polinezyjczyka: „Dlaczego tak budujesz swoją chatę?”, ten odpowie: „Aby uchronić się przed Tiki”.
Interesujące w tym jest to, że stworzenia identyczne jak te w Południowej Afryce występują na niektórych wyspach Oceanu Spokojnego i że nazwa, pod którą są tam one znane, brzmi Tiki, co bardzo przypomina Tikoloshe lub Tokoloshe.
Mam nadzieję, że kiedyś będę miał możliwość szerszego podzielenia się tymi informacjami z pańskimi czytelnikami, ale na razie ograniczę się do apelu: Proszę przeprowadzić dochodzenie w tej sprawie. Dajmy sobie spokój z przesadnym sceptycyzmem. Przesadny sceptycyzm jest równie niebezpieczny i szkodliwy jak łatwowierność.
Nikt nie może mi powiedzieć, że obcy nie istnieją. Niech ktoś mi wytłumaczy, skąd wzięła się ta dziura w moim boku. Niech ktoś mi powie, dlaczego po spółkowaniu z tym dziwnym stworem w tym dziwnym pomieszczeniu mój męski organ mocno spuchł i przez wiele lat nie mogłem we właściwy sposób kochać się z normalną kobietą. Dlaczego? Jeśli był to wytwór mojej wyobraźni, czy jest możliwe, by zostawił on na męskim organie blizny i pęknięcia, z których część nie zagoiła się do dziś? Niech ktoś odpowie mi na te pytania.
Musimy, proszę pana, przeprowadzić śledztwo, ponieważ występują oznaki, że obce stworzenia mieszkające wspólnie z nami na tej planecie mogą posunąć się do ostateczności. Dlaczego? Otóż, dlatego że idzie ku wielkiemu konfliktowi i każdy, kto myśli głęboko na te tematy, widzi, że ten konflikt zbliża się.
O czym mówię? Proszę pana, 30–40 lat temu niewielu ludzi zajmowało się ochroną środowiska. Niewielu ludzi przejmowało się wycinaniem tropikalnych lasów w Afryce i gdzie indziej. Bardzo niewielu ludzi obchodziło to, że biali myśliwi, w swoim czasie uważani za bohaterów, tysiącami masakrowali afrykańskie zwierzęta. Bardzo niewielu ludzi obchodziło to, że wielkie narody, takie jak Stany Zjednoczone, Rosja, Wielka Brytania i Francja, otwarcie testowały broń jądrową w wielu częściach świata.
Dziś są już ludzie, którzy splunęliby na myśliwego polującego na grubą zwierzynę, gdyby pokazał się w hotelu i oznajmił, kim jest. Dziś na polującego na grubą zwierzynę nie patrzy się jak na bohatera, ale raczej jak na mordercę. Dziś już są mężczyźni i kobiety, biali i czarni, gotowi zaryzykować życie dla ocalenia drzew, ocalenia zwierząt i powstrzymania szaleństwa testów broni jądrowej.
Czego, proszę pana, jest to wyrazem? Otóż, mówi to, że po wielu tysiącach lat dominacji obcych stworzeń ludzie zaczynają się bronić. Ludzie zaczynają troszczyć się o świat, w którym żyją i w którym widzą siebie samych. Ale obce istoty, Chitauli, Mantindane – nieważne jak je nazwiemy – nie chcą takiego porządku rzeczy. Mają zamiar ukarać nas, tak jak to zrobili wiele wieków temu.
Zniszczyli kiedyś naród, który my, Afrykanie, znamy jako Amariri. Powiada się, że królowie Amariri, wspaniałego kraju, który leżał według nas za zachodem Słońca, odmówili robienia tego, co Chitauli im kazali.
Królowie odmówili poświęcania dla nich dzieci, odmówili też prowadzenia wojen z ludźmi, aby podtrzymać ich wizerunek jako bogów.
Powiadają, że Chitauli przynieśli ze sobą ogień z niebios. Wzięli go ze Słońca i używali do wypalania wielkich cywilizacji. Wywołali trzęsienia ziemi i fale pływowe i zniszczyli wielką cywilizację czerwonych ludzi o długich zielonych włosach, o których mówi się, że byli pierwszymi ludźmi stworzonymi na Ziemi. Mówi się, że Chitauli pozwolili przeżyć zagładę Amariri tylko kilku ludziom i że są gotowi powtórzyć to w najbliższej przyszłości.
Boję się o to, co będzie się działo w innych krajach na świecie. Dlaczego, kiedy czytam o tych wszystkich trzęsieniach ziemi, które spowodowały ogromne straty w ludziach na Środkowym Wschodzie oraz w części Afryki i Indii, moje serce przepełnia trwoga? Otóż, te trzęsienia ziemi następują obecnie z nienaturalną regularnością w Egipcie, w Armenii... jedno z nich było tak potężne, że przeszło przez całą Ziemię i spowodowało upadek i obrócenie się w stertę gruzu bardzo świętej skały w Namibii, znanej jako Palec Boży, która stała tam od dziesiątków tysięcy lat. Kiedy ta skała upadła, otrzymałem wiele rozpaczliwych listów od licznych sangoma, którzy uważają, że upadek tej skały jest oznaką bliskości końca świata.
Ma pan jeszcze jakieś pytania?
Przełożył Jerzy Florczykowski
Od wydawcy:
Niniejszy wywiad ukazał się po raz pierwszy we wrześniowym numerze magazynu The Spectrum z 1999 roku.