Stąd z zainteresowaniem przeczytałem list pochodzący od człowieka, który był wewnątrz ogromnej, tajnej podziemnej bazy zbudowanej wewnątrz góry znajdującej się w Norwegii. Ponieważ list został napisany na papierze firmowym amerykańskiej formacji wojskowej, uznałem, że nie powinienem reprodukować go w charakterze ilustracji, bowiem naraziłbym w ten sposób mojego, chcącego zachować anonimowość, informatora na zdemaskowanie. Jedyne, co mogłem zrobić, to zreprodukować schemat przedstawiający wnętrze bazy sporządzony przez autora listu. Tę część listu zmieniłem nieznacznie, tak aby nie było widać nazwiska, rangi i rodzaju wojsk mojego informatora.

 

 

Szkic tajnej poziemnej bazy w Norwegii. Proszę zwrócić uwagę na ogrom jej rozmiarów – ponad 550 metrów szerokości. Rozmiary poszczególnych odgałęzień są wręcz gargantuiczne. Niewykluczone że jest to tylko jeden poziomów tej konstrukcji. Jeśli nawet jest tylko jeden poziom, to i tak jest ona imponująco wielka. (Źródło: Prywatny list do autora od członka sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych)

 

 

Moja jednostka rezerwy została powołana pod broń tuż przed operacją Pustynna Burza. Jesteśmy Jednostką Zimnej Pogody, w związku z czym wysłano nas do Norwegii w celu wzięcia udziału w grze wojennej NATO – operacji opatrzonej kryptonimem Battle Griffin [Bitwa Gryf]. To właśnie w czasie tej operacji wysłano mnie do wykonania pewnej pracy wewnątrz jednej z kilku „wydrążonych” gór. W tym czasie byłem [tu autor listu podaje swój stopień wojskowy] i skierowano mnie razem z [tu autor listu podaje dane pozostałych żołnierzy] do wnętrza góry. Byłem mocno podekscytowany tą pracą [usunięty fragment zdania].

Przed udaniem się do pracy w górze poddano nas badaniu i przeprowadzono instruktaż, co było dość niezwykłe, jak na pracę, która nas czekała. Powiedziano nam, byśmy nie starali się ustalać, dokąd się udajemy i jakimi drogami jedziemy. Obowiązywał absolutny zakaz zabierania ze sobą aparatów fotograficznych, nie wolno nam też było wynosić z góry niczego o charakterze poufnym. Wyruszyliśmy w towarzystwie norweskiej eskorty, ponieważ tylko oni wiedzieli, którymi drogami należy tam jechać. (Jak poinformowano nas w trakcie instruktażu, drogi krzyżują się, tworząc coś w rodzaju labiryntu, tak by wprowadzić w błąd kierowców czołgów nieprzyjaciela. Tylko Norwedzy wiedzieli, która droga prowadzi do celu. Zostaliśmy umieszczeni wewnątrz samochodu w całkowitej ciemności. Był dzień, jednak pojazd był szczelnie zakryty).

Jechaliśmy jakiś czas, a kiedy zatrzymaliśmy się, usłyszeliśmy odgłos otwieranych wrót, po czym wjechaliśmy do wnętrza góry, gdzie po około minucie ponownie się zatrzymaliśmy. (Tym razem jechaliśmy wolno). Wysiedliśmy z samochodu i rozejrzeliśmy się dookoła. Pomieszczenie było ogromne! Najmniejsze było samo wejście, ale jednocześnie na tyle duże, że z łatwością mógł przez nie przejechać duży czołg. Pomieszczenie, w którym pracowaliśmy, miało około 300 metrów długości, 30 szerokości i około 12 wysokości. Było tak obszerne, że nikt nie odczuwał ciasnoty ani klaustrofobii. Byliśmy tylko w jednej sekcji. Na końcu listu zamieszczam własnoręczny szkic przedstawiający to, co widziałem.

Cała jaskinia była wyłożona białym plastykowym materiałem, w którym znajdowały się różnej wielkości przesuwne drzwi. Z ciekawości otworzyliśmy kilka z nich, ale za nimi była tylko lita skała. [Usunięte całe zdanie].

Byliśmy wewnątrz kilka godzin, układając sprzęt, którego używała nasza jednostka w czasie operacji. Po zakończeniu pracy wyjechaliśmy, poddając się tej samej procedurze, co przy wjeździe.

 

Na tym kończy się list mojego informatora. Chociaż jego relacja jest bardzo krótka, wystarczająco oddaje ogrom pomieszczenia, do którego go zabrano. Niewykluczone, że to ogromne pomieszczenie, które widział, było tylko częścią znacznie większej podziemnej bazy. Co więcej, sugeruje on istnienie wielu wydrążonych gór. Podziemna baza, w której pracował, była najwyraźniej jedną z wielu.

 

GDZIEŚ GŁĘBOKO POD WSCHODNIM WYBRZEŻEM STANÓW ZJEDNOCZONYCH

Poniższą historię zrelacjonował mi człowiek, który pracował w Korpusie Inżynierskim Armii w czasie wojny wietnamskiej. W ramach treningu, jeszcze na ziemi amerykańskiej, zanim wysłano go do Azji Południowo-Wschodniej, skierowano go na krótki objazd po podziemnych bazach usytuowanych na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych.

Na pytanie o ich lokalizację odrzekł: „Nie pamiętam”. Ta wykrętna odpowiedź jest prawdopodobnie kłamstwem wynikającym z posiadanej przez niego klauzuli bezpieczeństwa. Jak się łatwo przekonać, podany przez niego opis obiektów jest zbyt interesujący, aby osoba, zwłaszcza związana z wojskiem, mogła zapomnieć, gdzie są one położone.

Poprosiłem go, aby opowiedział mi coś o tych bazach. Powiedział, że kiedy musieli odciąć się od zewnętrznego świata, mogli zrobić to bardzo szybko – w ułamku sekundy. Masywne, wielotonowe, wzmocnione wrota, takie jak w bankowych skarbcach, zatrzaskiwały się dosłownie natychmiastowo! Stojąca w nich osoba zostałby zmiażdżona jak pomidor pod prasą! Wszystko to działo się zbyt szybko, aby można było zareagować i uniknąć natychmiastowej śmierci.

Zapytany o dostawy żywności odrzekł, że widział w podziemnych bazach hydroponiczne ogrody przeznaczone do hodowania pożywienia na wypadek przedłużających się okresów odizolowania od świata na górze.

W tym miejscu nasza rozmowa zakończyła się. Nie powiedział już ani słowa na temat podziemnych obiektów, które odwiedził. Ta niewielka ilość informacji, jaką zdradził, mówi bardzo wiele. Można z nich wywnioskować, że istnieją plany na wypadek konieczności przetrwania pod ziemią przez długi czas, w izolacji od świata zewnętrznego. Te plany ewidentnie pochodzą z końca lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych.

 

TAJNE BAZY W LASACH PAŃSTWOWYCH W KALIFORNII?

Coś takiego usłyszałem po raz pierwszy w roku 1995 tuż po wydaniu mojej pierwszej książki Underground Bases and Tunnels. Któregoś razu rozmawiałem o moich badaniach z kobietą w średnim wieku, która znała rdzennego Amerykanina (Indianina) z Denver w stanie Kolorado. Kobieta powiedziała mi, że w latach osiemdziesiątych z tym młodym mężczyzną skontaktowali się w tajemnicy ludzie z administracji Reagana. Chodziło im o zdobycie oryginalnych nasion, nie skrzyżowanych z innymi, zdrowych nasion rodzimych amerykańskich roślin uprawnych, właściwych dla zachodnich stanów. Chcieli je zmagazynować w podziemnym kompleksie, który budowano wówczas w jednym z Państwowych Lasów w Kalifornii.

Ich rozumowanie zdawało się brać pod uwagę to, że oryginalne, rdzennie amerykańskie odmiany roślin uprawnych mają większą żywotność i dają lepsze plony w niekorzystnych warunkach klimatycznych niż ma to miejsce w przypadku mniej żywotnych, zmodyfikowanych odmian nasion dostępnych na rynku rolniczym. W przypadku katastrofy, która zakłóciłaby warunki hodowli (takiej jak wojna nuklearna, geologiczne wstrząsy, burze słoneczne, zderzenie z kometą lub asteroidą), potrzebne byłyby nasiona, które niezawodnie wytworzyłyby przynajmniej pewną ilość pożywienia oraz umożliwiły odtworzenie rolnictwa, co pozwoliłoby ludziom wyjść z podziemnych baz.

Script logo
Do góry