GŁĘBOKO POD POLIGONEM RAKIETOWYM WHITE SANDS W NOWYM MEKSYKU
Na przestrzeni wielu mil wzdłuż pustyni, wzgórz i skalistych łańcuchów górskich w południowej części Nowego Meksyku rozciąga się ogromny poligon rakietowy armii Stanów Zjednoczonych. Przez wiele lat docierały do mnie strzępy informacji dotyczące podziemnych obiektów i prac prowadzonych pod powierzchnią Poligonu Rakietowego White Sands.
Poniższa relacja, którą otrzymałem pocztą elektroniczną od innego byłego oficera marynarki wojennej, stanowi doskonały przykład tego, o co mi chodzi. Podał w niej opis pochodzący z drugiej ręki, od człowieka zajmującego się wierceniem studni w Nowym Meksyku, którego zatrudniono do wykonania pewnych prac na poligonie rakietowym.
...mówił o pracy, jaką wykonywał na Poligonie Rakietowym White Sands.
Wynajęto go do wywiercenia otworów o średnicy 25-30 cm pod tamę, które miały mieć, o ile sobie przypominam, głębokość od 240 do 300 metrów. Nie miał żadnych podejrzeń w tej sprawie.
W czasie wiercenia jego urządzenie wiele razy przebijało się do pustej przestrzeni. Z wywierconych otworów wydostawało się na zewnątrz zimne powietrze. O ile sobie przypominam, powiedziano mu, aby się tym nie przejmował.
Później doszedł do wniosku, że przypuszczalnie wiercił szyby wentylacyjne.
Sądzę, że jest bardzo możliwe, iż ten specjalista od wiercenia studni został zatrudniony do wywiercenia szybów wentylacyjnych prowadzących do położonych głęboko pod ziemią tuneli i konstrukcji.
Z moich badań wynika, że Nowy Meksyk stanowi główne miejsce lokalizacji tajnych podziemnych zakładów i Poligon Rakietowy White Sands znajduje się na czele tej listy.
PODZIEMNE PROMY MAGNETYCZNO-LEWITACYJNE?
To wręcz niewiarygodna historia. Nieustannie natykam się na pogłoski mówiące o supertajnych, superszybkich magnetyczno-lewitujących pociągach4, które śmigają głęboko pod ziemią tam i z powrotem pod północno-amerykańskim kontynentem.
Kolega badacz Bill Hamilton przekazał mi poniższy, pochodzący z drugiej ręki, opis uzyskany w wyniku wymiany informacji między jego przyjacielem i znajomym jego przyjaciela.
Przyjaciel: Powiedz mi, jak się jeździ tym podziemnym wahadłowcem...?
Znajomy przyjaciela: Cholernie szybko! Podróż od wejścia w Górach Cheyenne do Pentagonu trwa niecałą godzinę. Według moich obliczeń to ponad 3200 kilometrów na godzinę.5 Dziwne, ale mimo wszystko nie odczuwa się prędkości, bo jest się w zupełnie zamkniętym pomieszczeniu bez okien. Poza tym jest jeszcze środek znacznie szybszy, tyle że nie przemieszcza się on pod ziemią.
Przyjaciel: 3200 kilometrów na godzinę? Nieźle! Co za przejażdżka. Czy odczuwa się przeciążenie, kiedy się rusza? Czy jest obowiązek zapinania pasów bezpieczeństwa?
Znajomy przyjaciela: Nie większe niż przy ruszaniu autobusu lub pociągu. Ten pojazd nie rusza od razu z prędkością 3200 kilometrów na godzinę, ale osiąga ją stopniowo, przy czym znacznie szybciej niż można to sobie wyobrazić. Nie trzeba zapinać pasów, są natomiast światła ostrzegające, że pojazd rusza, i pod koniec podróży, kiedy następuje hamowanie. Mają tam również głośniki nad głowami, przez które przekazywane są informacje. Tak naprawdę to niewiele się czuje. Kiedy lecimy samolotem z prędkością 970 kilometrów na godzinę, możemy wstać i przejść się między fotelami, jak gdyby nic się nie działo, prawda? Tak samo jest w tych magnetyczno-lewitujących pociągach.
Czy takie historie mogą być prawdziwe? Czy ta szczególna historia jest prawdziwa? Z moich badań wynika, że tak. W mojej poprzedniej książce Underwater and Underground Bases (Podwodne bazy i tunele)6 poświęciłem cały rozdział na przedstawienie rządowej dokumentacji dotyczącej planowanej budowy sieci magnetyczno-lewitujących pociągów. Po zbadaniu danych doszedłem do wniosku, że budowa sieci takich pociągów pod ziemią jest możliwa. Czy potrafię udowodnić, że do tego doszło? Otóż nie, obecnie nie jestem w stanie tego dowieść. Mogę natomiast dowieść, co też uczyniłem, że rząd Stanów Zjednoczonych jest zainteresowany budową takiej sieci pociągów magnetyczno-lewitujących.
Udokumentowałem również szeroko zakrojoną budowę w ostatnich latach i dekadach podziemnych tuneli realizowaną przez różne agencje, zarówno rządowe, jak i pozarządowe. W moich poprzednich książkach podałem również solidne dowody na istnienie budżetu tajnych operacji, który osiąga rocznie wartość dziesiątków miliardów dolarów.
Tak więc biorąc pod uwagę całość dostępnych danych, które obejmują chęć budowy przez rząd sieci pociągów magnetyczno-lewitujących, na co wskazuje odpowiednia dokumentacja, ogromne, niemożliwe do oszacowania fundusze tajnych czarnych budżetów oraz techniczne możliwości wykonywania wykopów i drążenia tuneli, a także uporczywie pojawiające się historie mówiące o supertajnych i superszybkich pociągach wahadłowych jeżdżących głęboko pod powierzchnią północno-amerykańskiego kontynentu, o których Amerykanie nic lub prawie nic nie wiedzą, doszedłem do wniosku, że istnienie tych tuneli i pociągów jest możliwe.
NUKLEARNY DŻIN POD BURLINGTON W STANIE MASSACHUSETTS
Kilka lat temu natknąłem się przypadkiem na człowieka, który doznał niezwykłego przeżycia w okresie młodości. Wiele lat temu, po ukończeniu studiów, podjął pracę w jednej z amerykańskich agencji federalnych, której nazwy nie chciał wyjawić. Jego praca była bardzo dziwna. Wchodził do całkowicie normalnego budynku w Burlington w stanie Massachusetts (niedaleko Bostonu), a następnie długo zjeżdżał windą w dół, bardzo głęboko, do tajnego podziemnego laboratorium. Jak wynika z jego opisu, laboratorium zajmowało się badaniem materiałów radioaktywnych oraz ich wpływu na inne materiały.
W jego opowieści występuje wiele interesujących aspektów: tajne podziemne laboratorium na terenie miasta, długa jazda windą do podziemnego obiektu, tajny podziemny szyb windy znajdujący się pod normalnie wyglądającym budynkiem. Jednak prawdopodobnie najbardziej interesujący ze wszystkiego jest jego opis niektórych starszych inżynierów, techników i naukowców, którzy pracowali pod ziemią. O dziwo, niektórym z nich brakowało pewnych części ciała: jednemu brakowało nosa, innemu części ręki i tak dalej. Byli tak oddani swojemu nuklearnemu dżinowi, któremu służyli, że poświęcili mu części swoich ciał, które utracili w wyniku promieniowania radioaktywnego, a wszystko to w celu rozwinięcia nuklearnych badań zimnowojennego kompleksu wojskowo-przemysłowego.
Ta opowieść jest również niemożliwa do udowodnienia, a także do całkowitego odrzucenia, podobnie jak inne historie, które przekazali mi moi informatorzy. Po prostu, brak mi środków na czołganie się setki i tysiące metrów pod ziemią w Massachusetts, Nowym Meksyku czy też Kalifornii, aby zweryfikować istotne szczegóły wszystkiego, co mi opowiedziano. To jest, po prostu, niemożliwe do wykonania, zarówno przeze mnie, jak i kogokolwiek innego. Szczegóły tej historii są bardzo bliskie w treści do innych odprysków informacji, jakie wydłubałem tu i tam z setek różnych rozmów i niezliczonych fragmentów dokumentacji.
WYDRĄŻONE GÓRY W NORWEGII
Większość moich badań w sprawie podziemnych i podwodnych baz i tuneli koncentruje się na amerykańskich planach, projektach, możliwościach i obiektach. Takie zogniskowanie uwagi wynika głównie z dwóch powodów: po pierwsze, jestem rodowitym Amerykaninem, a, po drugie, mieszkając w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych jest mi wygodniej prowadzić badania amerykańskich poczynań w tym zakresie.
Z tego względu nie przyszło mi w trakcie moich badań do głowy, że Skandynawowie są jednymi z najlepszych na świecie podziemnych kopaczy i inżynierów. Jakość i wyrafinowanie ich prac są naprawdę bardzo wysokie.