Powstaje „wirus”

Opierając się na teorii, która została już obalona przez naukę jako nieprawdziwa, autorytety medyczne postanowiły kontynuować opowieść o inwazji poprzez wykoncypowanie nowego „niewidzialnego” czynnika zakaźnego – wirusa.

No i go znaleźli. Wiele badań medycznych poświęcono na znalezienie tego nieuchwytnego drobnoustroju wywołującego chorobę. Krążyło wiele teorii dotyczących miejsca pobytu, metod działania i morfologii wirusów – przewidywanych nowych niewidzialnych czynników zakaźnych. Pojawienie się mikroskopu elektronowego na początku lat 1930. sprawiło, że w końcu „dostrzegli” owego winowajcę, a przynajmniej zobaczyli maleńkie plamki w komórkach i wokół nich, które szybko nazwali wirusem, ponieważ musiało to być to, czego od tak dawna szukali.

Sekwencja zdarzeń była taka, że najpierw połączyli określone atrybuty z nieuchwytnym mikrobem. Następnie zdecydowali, kiedy i gdzie ten mikrob powinien być obecny, a kiedy zobaczyli coś na miejscu zbrodni, szybko nazwali to wirusem, którego szukali. Mamy cię! A więc tak wyglądasz!

Ponieważ już dużo wcześniej zrezygnowali z pomysłu udowodnienia związku przyczynowego między wymienionym czynnikiem chorobotwórczym i samą chorobą, nikogo w środowisku medycznym nie dziwiło, że nie próbowano powiązać obrazu z obserwowaną fizjologią choroby.

Najpierw wskazywano winowajcę i wszystko, co pojawiło się na tym obszarze w tych okolicznościach, musiało „nim” być. Profesja lekarska nie stara się dowieść, że to, co znaleziono, jest zgodne z charakterystyką tego, czego szukano. Zastosowano znacznie prostszą metodę ustalenia prawdy: coś znaleźliśmy, więc to musi być to!

Następnie postanowiono oddzielić badanie tych niezwykle małych jednostek od informacji klinicznych. Stworzono specjalizację znaną jako wirusologia, która nie dotyczy pacjentów, ale wirusów, które istnieją w komórkach i które można znaleźć we wszelkiego rodzaju pozostałościach komórkowych. W rezultacie ów „specjalista” zostaje zamknięty w laboratorium odizolowanym od jakiegokolwiek środowiska klinicznego, aby zagłębić się w wirtualnym świecie tego, co niewidzialne.

Podczas gdy nauka, obserwując świat przyrody, udowadnia, że bakterie, które mają wywoływać choroby zakaźne, prawie zawsze znajdują się w naszych ciałach nie wywołując chorób, a także udowadnia, że bakterie są absolutnie niezbędne, aby każdy organizm mógł żyć, nauka medyczna wręcz przeciwnie, rozwiązuje ten problem, proponując teorię, że te bakterie w pewnych okolicznościach (które pozostają tajemnicą!) zamieniają się w bezwzględne maszyny do zabijania. Jest to teoria, której nie udowadniają i nie zachęcają nikogo do obalenia takiej możliwości. Ponieważ nauka wie, że w zasadzie należy wziąć pod uwagę możliwość, że wszystko jest możliwe, w konsekwencji nikt nie może obalić żadnego stwierdzenia, które zawiera „możliwość”. Gdybyś powiedział, że w pewnych okolicznościach woda może płynąć pod górę, nauka oznajmiłaby ci, że możesz mieć rację, ale obecnie nie jest w stanie tego udowodnić, co jednak nie wyklucza „takiej możliwości”. I wtedy pojawia się retoryczne pytanie, czy rozważyłbyś taką możliwość.

Innym problemem, z którym borykają się lekarze, jest przenoszenie infekcji. Według nich musi istnieć jakiś fizyczny kontakt pomiędzy zakażonym obszarem, w którym obecny jest wspomniany czynnik zakaźny, a osobą, która później zachoruje. Nauki medyczne nie zawsze mogą wykryć źródło infekcji. Rozwiązują ten problem, zakładając, że można było „złapać” czynnik zakaźny dawno temu i że w jakiś sposób przeżył on w ciele zakażonej osoby, nie powodując żadnych problemów. W określonym czasie (z powodu nieznanych okoliczności i czynników wyzwalających!) przystępuje do działania i infekcja się manifestuje. Tym sposobem wynaleźli tajemniczego zdrowego nosiciela. Nie można tego udowodnić, ale co ważniejsze, nie można też tego obalić!

Ponadto wysuwają sugestię, że te czynniki zakaźne mogą być „przenoszone”, co oznacza, że nie trzeba już mieć bezpośredniego kontaktu. Być może przejęło się go za pośrednictwem powietrza, wody lub stałej powierzchni, którą może być gleba lub inna powierzchnia spełniająca odpowiednie wymagania. A ponieważ bakterie istnieją wszędzie, można faktycznie wykazać ich obecność wszędzie tam, gdzie są potrzebne. Tej sugestii przeniesienia również nie można obalić, ponieważ nauka ustaliła, że całe życie na Ziemi zależy od istnienia niewidzialnych żywych organizmów, takich jak bakterie, grzyby i pasożyty. Oznacza to, że ich obecność w pobliżu chorych rzeczywiście można zademonstrować. A jeśli założy się, tak jak to robią autorytety medyczne, że bycie obecnym jest równoznaczne z byciem winnym, to mamy odpowiedź na pytanie „czyja to wina?”, której nikt nie może obalić.

A ponieważ ignorowali potrzebę ustanowienia związku przyczynowego od samego początku dojścia do władzy i odkąd oderwali się od akceptowanych praktyk naukowych, żaden z ich praktykantów, lekarzy i innych pracowników medycznych nie może dostrzec popełnionych błędów. Nie są w stanie rozpoznać braku tego podstawowego wymogu, jako że z ich doświadczenia wynika, że nie ma takiego wymogu. Nie są w stanie dostrzec sprzeczności w czynniku zakaźnym atakującym z zewnątrz i jednocześnie będącym istotną częścią struktury całego życia, odkąd w trakcie szkolenia powiedziano im, że te dwie rzeczy nie są takie same, że „coś się zmieniło!”.

Obserwacje naukowe i eksperymenty nie dostarczają dowodów na poparcie tych teorii, ale to nie przeszkadza autorytetom medycznym ściśle ich przestrzegać.

Pierwotne informacje na temat cech wirusów mówiły, że te jednostki nie są żywe.

• Struktura wirusa jest tak prosta, nie ma żadnych organelli wewnętrznych, co oznacza, że wirus nie ma metabolizmu lub nie jest w stanie nic zrobić. To potwierdza, że wirus nie jest żywym organizmem.

• Wirus jest „aktywny” tylko w żywej komórce; aktywizuje się w żywej komórce i może „przeżyć” tylko w żywej komórce. Jak coś, co nie żyje, może być aktywne? Jak w ogóle nieżywa istota może przetrwać?

• Mówi się, że pojedyncza nić, bardzo krótki kod genetyczny zawarty wewnątrz wirusa, infiltruje DNA komórki i „zmusza” ją do tworzenia jego kopii. Ani słowa o tym, jak mógłby to osiągnąć – po prostu robi to i już!

Ta opowieść głosi, że zainfekowana komórka jest zmuszona produkować wirusy do czasu, aż zostanie całkowicie nimi wypełniona (kopiami oryginału) i otworzy się, wypuszczając swoją zawartość na zewnątrz do swojego środowiska, gdzie infekuje sąsiednie komórki, powodując choroby.

 

Dowody naukowe nie są wymagane

Ponieważ wirusów nie da się zademonstrować w warunkach klinicznych, nie ma żadnych naukowych dowodów na rzeczywistą aktywność wirusa w komórce ani też nie ma żadnych naukowych dowodów na zachowanie wirusa poza komórką. Aby wypełnić te luki, autorytety medyczne po prostu powieliły koncepcję infekcji bakteryjnej, którą same stworzyły bez żadnych dowodów, wspartą tym, że ludzie do tej pory akceptowali argument, że musi być ona prawdziwa, ponieważ nie można jej obalić. Takie podejście sprawia, że prawie każda teoria spiskowa jest akceptowalna.

Tak więc, jeśli obecność czynników zakaźnych, nawet tych niewidocznych, oznacza, że są one odpowiedzialne za chorobę zakaźną, jeśli mogą one mutować z miłych i pomocnych w nieprzyjemne i destrukcyjne, jeśli mogą być przenoszone poprzez powietrze, wodę oraz powierzchnie i jeśli mogą być obecne w stanie uśpienia u zdrowego osobnika, to kto staje się bezwiednym siewcą choroby. Takie myślenie stworzyło podstawy, które pozwalają manewrować we wszystkich kierunkach, aby móc „wyjaśniać” bez konieczności udowadniania czegokolwiek. Trzymamy się teorii. Rozwijamy niesprawdzoną teorię. Dodajemy wyjątek umożliwiający ekspansję niesprawdzonej teorii. A wszelkie uwagi i pytania odrzucamy retorycznym pytaniem: „Czy nie sądzisz, że jest możliwe, że…?”

Teraz gdy uwolnili się od ciężaru udowodnienia teorii i przerzucili obowiązek jej obalenia na jej przeciwników, czują się na tyle pewni, że uznają wszystkie swoje teorie za prawdy, dopóki nie zostaną one obalone ich własnymi metodami. Mogą teraz użyć dowolnej ze swoich teorii, aby dodać dalsze założenia, wierząc, że stanowi ona prawdziwą podstawę do działań.

Na początku tej historii medycyna zaproponowała okres inkubacji dla każdej infekcji. Może on trwać od pięciu dni do dwóch tygodni. Jest to czas pomiędzy „złapaniem” infekcji przez osobę (innymi słowy, kiedy napastnik z zewnątrz infiltruje organizm) a momentem zniszczenia komórek. W tym czasie napastnik znajduje odpowiednie miejsce, rozmnaża się i wykorzystuje zasoby komórki, aby wyżywić siebie i swoich towarzyszy. Prowadzi to do śmierci komórki, a fizyczną manifestację tego procesu nazwano „infekcją”.

Na początku powiedziano także, że musi się ujawnić infekcja, aby stała się nowym jej źródłem. Innymi słowy, nie można rozprzestrzenić inwazji, dopóki własne tkanki nie ulegną zniszczeniu w wyniku infekcji. Mówiono, że aby inna osoba mogła się zarazić, musi mieć bezpośredni kontakt z zakażonym materiałem pochodzącym od zakażonej osoby. Samo przebywanie w jego obecności nie wystarczyło, aby zarazić się daną chorobą.

Script logo
Do góry