Farmaceutyczne oszustwo

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 104 (6/2015)
Tytuł oryginalny: „The Pharmaceutical Deception Exposed”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 22, nr 5

Azita Vind

 

Droga farmaceuty do odkrycia

Przez większość swojego zawodowego życia spełniałam się w roli oddanego adepta branży naukowej i medycznej. Po zdobyciu podwójnego dyplomu z biomedycyny i biologii molekularnej starałam się dokonać znaczących zmian w branży dla dobra ludzkości. Moją pasją była wirusologia i moja uwaga skupiła się na znalezieniu ostatecznego lekarstwa na grypę, z którą borykamy się od wieków. Po złożeniu prac z wirusologii, które doczekały się uznania Uniwersytetu Zachodniej Australii w postaci prestiżowej nagrody za badania z zakresu patologii, zdałam sobie sprawę, że mój trud się opłacił.

Do moich osiągnięć w społeczności naukowej doszłam kosztem życia towarzyskiego, jako że często godzinami pracowałam sama w laboratorium. W celu naprawienia sytuacji, będąc w pewnym sensie zwierzęciem społecznym, zdobyłam stopień magistra farmacji. Farmaceuci należą do najbardziej zaufanych członków środowiska medycznego i wkrótce szczyciłam się tym, że znalazłam się wśród nich. Szybko awansowałam i w ciągu zaledwie sześciu miesięcy od ukończenia nauki zostałam kierowniczką często odwiedzanej apteki komunalnej. Farmacja zawładnęła moim życiem i byłam najgorliwszą profesjonalistką wierzącą w wydawane przeze mnie leki i porady medyczne, których udzielałam kilkuset pacjentom dziennie. Sądziłam wówczas, że istnieje lek na każdą dolegliwość, i byłam dumna z bycia przedstawicielką czegoś, co pomaga milionom ludzi.

Farmacja ugasiła moje głębokie pragnienie bycia bezpośrednio związaną z tymi, którym pomagam. Stworzyłam silne więzi z moimi pacjentami i nic nie mogło zachwiać mojej wiary w pozytywną usługę, jaką świadczyłam społeczności, oraz w leki, które dały mi siłę leczenia pacjentów. Jednak szybko zdałam sobie sprawę z czegoś, co wstrząsnęło fundamentem, na którym opierała się cała moja kariera. Przemysł medyczny, którego byłam dumną częścią, nie tylko nie potrafił pomóc ludziom, ale wydało mi się, że właściwie im szkodzi.

W końcu stałam się królikiem doświadczalnym systemu zażywającym wiele leków – podobnie jak pacjenci, których codziennie leczyłam. Lekarze przyczepili mi szereg etykiet (diagnoz), które nieuchronnie doprowadziły do podawania mi różnych leków mających uleczyć te schorzenia. Jako farmaceutka, a jeszcze bardziej jako kierowniczka, pracowałam ponad 12 godzin dziennie, często przez 5–6 dni w tygodniu. Uwielbiam pomagać ludziom i od wczesnej młodości jest to moja największa pasja. To właśnie przekonanie, że pomagam ludziom, pozwalało mi wstawać wcześnie rano, dzień po dniu, i pracować do późnej nocy. Jednak moje własne zdrowie zaczęło się z tego powodu pogarszać.

Podawano mi leki na tarczycę z powodu choroby autoimmunologicznej, silny steroidowy krem na łysienie plackowate i steroidowy spray do nosa oraz liczne środki zmniejszające przekrwienie przy nieżycie nosa. Cierpiałam również na duszności, kołatanie serca i stałe ataki depresji. W poszukiwaniu torbieli w mojej jamie nosowej poddawano mnie drogim obrazowaniom metodą rezonansu magnetycznego oraz elektrokardiografii ze względu na serce. Czemu, u licha, byłam coraz bardziej chora mimo tych wszystkich leków?

Dopiero po wykonaniu w mojej aptece testu na cholesterol wróciłam do rzeczywistości, zdając sobie sprawę, że naprawdę jest ze mną źle. W czasie mniejszego ruchu w aptece postanowiłam przetestować mój własny cholesterol i okazało się, że jego poziom był zaskakująco wysoki! Przejście na inny lek nie było rozwiązaniem – miałam tylko 26 lat. Musiało tu chodzić o coś więcej niż tylko o „moją genetykę”, jak to często system medyczny próbuje usprawiedliwiać swoją bezradność wobec wszelkich chorób. Natychmiast rzuciłam pracę i zaczęłam robić użytek ze swoich umiejętności naukowca z zakresu biomedycyny, robiąc to, co potrafię robić najlepiej, czyli badania.

To, czego się dowiedziałam, to chyba jeden z największych szwindli, jakie zna ludzkość. Moja misja w życiu się nie zmieniła – nadal staram się, najlepiej jak tylko potrafię, pomagać ludziom osiągnąć zdrowie i szczęście w życiu. Zmiana dotyczy jednak sposobu, w jaki zamierzam to zrobić.

Nie jestem już oddaną medyczną specjalistką – zamiast tego jestem eksfarmaceutką.

 

Zyski, a nie zdrowie

Wartość przemysłu farmaceutycznego szacuje się na wiele miliardów dolarów i należy on do tych, które czerpią zyski z nieszczęść ludzi w postaci różnych chorób i z tego, że one nie przemijają. W samej tylko Australii obroty całej branży farmaceutycznej w latach 2012–2013 wyniosły ponad 23 miliardy dolarów (IBISWorld, 2013)! Byłam ofiarą branży medycznej i zdałam sobie sprawę, że jestem „lekomanką”, indoktrynowaną zbyt mocno, by kwestionować diagnozy i lekarstwa przekazywane mi przez lekarzy.

To jest coś, co widziałam każdego dnia, pracując w aptece. Pacjenci z nadwagą, z depresją i przewlekle chorzy zapełniali codziennie aptekę, by karmić uzależnienie od choroby, na którą nigdy nie będzie znalezione lekarstwo. W końcu zrozumiałam także, że same leki, które oni przyjmują, są truciznami utrzymującymi ich w stanie poważnej choroby.

Po wcieleniu w życie odkryć wynikających z moich badań dotyczących zdrowej żywności i wody byłam w stanie zbadać i wyleczyć każde z moich schorzeń. Jestem wdzięczna, że uwolniłam się od wszystkich leków i wreszcie mogę ubiegać się o miano „zdrowej”.

Mój cholesterol wrócił do normy w ciągu sześciu miesięcy i udało mi się pozbyć wszystkich pozostałych schorzeń, takich jak depresja – choć pozbycie się jej trwało nieco dłużej, około ośmiu miesięcy. Obecnie badania krwi wykazały, że parametry mojej tarczycy, na którą byłam leczona od ponad dziesięciu lat i której stan, jak mi oświadczono, jest nieodwracalny, również wróciły do normy.

Te medyczne „cuda” zawdzięczam znacznym zmianom w stylu życia, jakie wprowadziłam po miesiącach badań informacji na temat „stylu życia”. „Niefortunnym” aspektem tego jest to, że to, co zrobiłam, aby przywrócić swojemu organizmowi jego nieskazitelny, zdrowy stan, prawie nic mnie nie kosztowało.

Nie ma takiego patentu, który jakakolwiek firma farmaceutyczna mogłaby wykupić na wodę, świeże produkty spożywcze i suplementy zdrowej diety. Stąd nie jest w finansowym interesie społeczności medycznej głoszenie tych informacji na arenie międzynarodowej, mimo że są one łatwo dostępne dla tych, którzy ich szukają. Obecnie coraz bardziej pożądane staje się zapobieganie powikłaniom i chorobom, a nie stosowanie leków. Niestety, nasze społeczeństwo nadal bardzo szybko sięga po rady systemu, który w ostateczności wpędza je w choroby.

 

Truciźnie ufamy!

Prawda jest taka, że wszystkie leki są truciznami, a kwestie obrotu nimi i używania ich są regulowane w oparciu o ustawę o truciznach z roku 1964 (w Zachodniej Australii). Smutne jest to, że w wyniku oszustwa jesteśmy nakłaniani do akceptowania wielu toksycznych efektów powodowanych przez te leki pod mniej niepokojącą nazwą „skutków ubocznych”. Gdy zjadamy truciznę, występują tylko skutki – nie ma czegoś takiego, jak efekt uboczny.

Rzeczywiste „leczenie” jest po prostu resztkowym efektem powstającym po spożyciu trucizny, który przesłania systemowy proces wdrożony przez organizm w rezultacie jego wrodzonej inteligencji. Oznacza to, że gdy organizm przechodzi jakiegoś rodzaju stres, musi go przesadnie kompensować w celu przywrócenia prawidłowego działania organizmu. Stres pojawia się w organizmie w różnych formach, w tym jako toksyny, które spożywamy w jedzeniu i piciu, które wchłaniamy przez skórę w postaci kremów do skóry, płynów do włosów i makijażu, i takie, które wytwarzamy w następstwie naszych myśli, a także wiele innych. Te toksyny uszkadzają tkanki i organizm musi zrekompensować straty za pomocą objawów, które widzimy w postaci jego choroby. W rzeczywistości te „stany chorobowe” są wywoływane przez mechanizmy ochronne organizmu w celu powstrzymania ciągłych ataków ze strony tych toksyn.

Machina medyczna szybko nauczyła się, jak wykorzystywać ludzką ignorancję w tej kwestii w celu czerpania z tego zysku. Zamiast zastanowić się, dlaczego organizm rekompensuje szkody w sposób taki, a nie inny, medycyna po prostu zaleca przyjmowanie toksycznych trucizn, których jednym z efektów jest odwracanie objawów cierpienia organizmu bez zmuszania nas do zmiany toksycznej sytuacji, która stała się pierwotną przyczyną przekształceń w naszym organizmie.

Script logo
Do góry