Każdy z transformatorów mógł wytworzyć napięcie od 12 000 do 76 000 woltów. Kiedy Marcum pstryknął włącznikiem, mieszkańcy Stanberry wiedzieli, że coś jest nie tak, jak powinno.

— Kiedy go włączał, w całych kwartałach domów gasło światło — powiedział Lupfer.

Terry Raymond, pracownik służb miejskich Stanberry i jego wieloletni mieszkaniec, był jednym z pierwszych, którzy znaleźli się w domu Marcuma w roku 1995, kiedy jego historia trafiła na pierwsze strony gazet w całym kraju.

— Weszli sąsiedzi. Cud, że nie wysadził całego kwartału domów. W jego frontowym pokoju znajdował się transformator — zeznał Raymond. — Ten, który miał mu podobno posłużyć do budowy wehikułu czasu, znajdował się z tyłu na werandzie. Była tam też zawieszona drabina jakuba.

Obecnie jego dom stoi pusty na rogu ulic Elm i Third. Zdaniem Raymonda Marcum był jego ostatnim mieszkańcem.

W czasie, gdy go aresztowano, szykował się do zakupu podzespołów koniecznych do budowy nowego lasera niezbędnego do działania wehikułu zdolnego zmieścić człowieka.

— Ich uwagę przykuły odprowadzenia mocy na siatce — opowiada Marcum. — Byłem pewny, że zabiorą mnie do więzienia. Kiedy zobaczyli to urządzenie, zapytali mnie, do czego ma ono służyć. Powiedziałem im, co robiłem, przekonany, że nie potraktują tego poważnie.

Kilku funkcjonariuszy potraktowało jednak jego słowa poważnie i tamtej nocy jego życie całkowicie zmieniło się za sprawą ogólnokrajowego rozgłosu, który wciąż odbija się echem w Internecie.

— Wiadomość, że pewien facet budował wehikuł czasu w jakiś sposób dotarła do reporterów AP [Associated Press] — wspomina Marcum. — Wcześniej przypuszczalnie sądzili, że jestem zwykłym złodziejem, który chce zarobić trochę szybkich dolców na sprzedaży miedzi z transformatorów.

Jak podała gazeta St. Joseph News-Press, biuro szeryfa okręgu Gentry aresztowało Marcuma 29 stycznia 1995 roku i oskarżyło o ciężkie przestępstwo. Marcum przyznał się do kradzieży transformatorów i został skazany na pięć lat nadzoru sądowego. Po dwumiesięcznym pobycie w areszcie za popełnienie tego przestępstwa przeniósł się po wyjściu na wolność do pobliskiego St Joseph.

— Myślę, iż sądził, że uda mu się to zrobić — twierdzi Lupfer. — Był bystry. To nie był głupi facet. Chodziło mu to po głowie i wierzył, że potrafi to zrobić.

 

Zalety i wady rozgłosu

W czasie gdy Marcum przebywał w areszcie okręgu Gentry, historia jego zatrzymania w wersji Associated Press przetoczyła się przez łamy gazet, od Kansas City Star począwszy a na New York Timesie skończywszy. Telewizyjne i radiowe stacje przeprowadzały z nim wywiady na temat jego eksperymentów. Jednak prawdziwy ogólnokrajowy rozgłos zyskał dopiero po telefonie od radiowego prezentera Arta Bella, który zaprosił go do nadawanego późnym wieczorem paranormalnego talk-showu Coast to Coast AM.

— Art Bell dowiedział się o mnie od kilku swoich słuchaczy, którzy przesłali mu kilka artykułów prasowych na mój temat. Przed tym występem nigdy o nim nie słyszałem, ponieważ w rzeczy samej nie słuchałem wcześniej audycji radia AM.

Marcum przeniósł się do St Joseph, aby szukać tam po zwolnieniu z aresztu pracy, ponieważ, jak sam mówi, „w Stanberry nie było wiele miejsc pracy, szczególnie dla kogoś, kto pojawił się w telewizji i jest uważany przez większość ludzi za stukniętego”. Właśnie tam znalazł go Bell.

— Zadzwonił, przedstawił się i zapytał, czy chciałbym wystąpić w jego programie. Miałem wówczas za sobą występ w kilku serwisach informacyjnych oraz w programie A Current Affair Extra, więc pomyślałem sobie, dlaczego by nie? Nie miałem pojęcia, że to program o duchach, UFO, Wielkiej Stopie, spiskach rządowych etc.

Art Bell, który obecnie jest już na emeryturze, powiedział, że jego wywiady z Marcumem należą do „największych”, jakie kiedykolwiek poprowadził.

Mieszkając w St Joseph, Marcum zaczął odtwarzać swój wehikuł czasu, tym razem legalnie. Tam też poznał i zaprzyjaźnił się z jego mieszkanką, Claudią Sanderson. Po jakimś czasie pokazał jej swoją nową drabinę jakuba i resztę urządzeń, które trzymał w kuchni swojego mieszkania.

— To robiło wrażenie, biorąc pod uwagę, że wykonał działające urządzenie z zapasowych części innych urządzeń — powiedziała Sanderson. — Włączył to i światła dość mocno przygasły.

I wtedy doszło do wypadku.

— Rozwaliłem znaczną część sieci elektrycznej w St Joseph — wyznaje Marcum. — Gwałtowny skok poboru prądu spowodował załamanie przepustowości transformatora i krótkie spięcie. Jeśli sobie dobrze przypominam, pozbawiło to prądu 20 000 domów. Na szczęście, przypisali to wtedy wysokiej temperaturze. Byłem jeszcze wtedy pod nadzorem sądowym i gdyby się wydało, że to moja sprawka, nie uszłoby mi to na sucho.

Na szczęście, ustalenie, że przyczyna wyłączenia prądu znajdowała się w mieszkaniu Marcuma, było niemożliwe, zaś zainteresowanie, jakie wzbudził wśród słuchaczy audycji Bella po wywiadzie z marca 1995 roku, wciąż rosło.

— Musiałem wynieść się z St Joseph, ponieważ po wyjawieniu przez Arta Bella mojego adresu, nie mogłem wręcz zasnąć — opowiada. — Ludzie pukali do moich drzwi w dzień i w nocy, chcąc udać się w podróż w czasie. Nie uwierzy pan, jak trudno wytłumaczyć ludziom, którzy stoją w pańskich drzwiach i chcą cofnąć się w czasie, aby zapobiec jakiemuś tragicznemu wydarzeniu sprzed iluś tam lat, że to niemożliwe. Ludzie za dużo oglądają hollywoodzkich produkcji, a za rzadko korzystają z bibliotek.

Była też i korzyść z tej popularności. Zaczął otrzymywać datki mające umożliwić mu kontynuację badań w postaci pieniędzy i sprzętu.

— Przed przeniesieniem się [do Kansas City] miałem już kilka kondensatorów, grube kable i licho wie co jeszcze. Prawdę mówiąc, połowa tych rzeczy nie nadawała się do moich eksperymentów, ale przyjąłem je, bo nie chciałem nikogo urazić, zwracając mu jego dar.

Właściciel domu, w którym Marcum wynajmował mieszkanie, wkrótce po przerwie w dostawie prądu wyeksmitował go i Marcum zniknął na kilka miesięcy. Według historii opublikowanej 8 grudnia 1996 roku przez New York Times: „Pod koniec września Marcum zniknął i gazeta St. Joseph News-Press chłodno poinformowała, że został wyeksmitowany ze swojego mieszkania, rzekomo z powodu przeniesienia kota do «oddalonego bloku». Marcum pojawił się w ostatnim miesiącu i stwierdził z oburzeniem, że «ta sprawa z kotem to bzdura». Jeśli chodzi o jego urządzenie, to planuje przetestować je, jak tylko rozwiąże trudne problemy związane z kontrolą czasu i miejsca przesyłu. «Póki co» – stwierdził Marcum – «nadaje się ono tylko na wysypisko śmieci»”.

Kolejny wywiad z Marcumem Art Bell przeprowadził w grudniu 1996 roku. Marcum oznajmił wówczas, że potrzeba mu jeszcze 30 dni na ostateczne skończenie nowego wehikułu czasu. W rzeczywistości, nawet mimo datków, których przyjmowania nie mógł odmówić, dopiero w roku 1998 zdołał poddać swój wehikuł ostatecznemu testowi.

Script logo
Do góry