Do nieskończoności i poza nią
Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 73 (5/2010)
Tytuł oryginalny: „To Infinity and Beyond – Transcending Our Limits”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 17, nr 4
Nassim Haramein
Copyright © 2010
Eksplorując naturę rzeczywistości
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad strukturą rzeczywistości? Skąd się wzięła? Jak się tu znalazła? I jak się samozorganizowała, tak byśmy mogli ją obserwować? Tak przedstawiają się fundamentalne pytania, jakie większość ludzi zadaje sobie w którymś momencie życia. Mogą formułować te pytania na wiele różnych sposobów, niekoniecznie w takiej formie, jak je wyraziłem, tym niemniej większość ludzi zastanawia się nad źródłem istnienia, nad początkiem i końcem lub odwieczną dynamiką.
Te pytania od najmłodszych lat wydawały się mi najbardziej godne dociekań i tak się złożyło, że moje wcześniejsze przygody w różnych dyscyplinach sportu stały się narzędziami, których mogłem używać do badania rzeczywistości, w jakiej się znalazłem, moich wzajemnych z nią oddziaływań i mojej zdolności do jej modyfikowania bądź sondowania jej granic. Jej granice badałem uprawiając narciarstwo, wspinaczki i głębokowodne nurkowanie. Za każdym razem starałem się sprawdzić, jak daleko mogę przesunąć granicę struktury rzeczywistości przy pomocy moich intencji i zdolności do pokonywania fizycznych ograniczeń. Był to test umysłu i materii i w każdym przypadku czułem, że można utworzyć pole rezonansowe sprzężone ze strukturą rzeczywistości, co sportowcy nazywają zwykle „zoną”. Czułem wówczas swego rodzaju przepływ, rodzaj harmonii z wszelkiego rodzaju dynamicznymi procesami, na jakie natykałem się w tych ekstremalnych sytuacjach.
Czy były to siły, takie jak grawitacja, czy też odczucie, że materialny świat stara się napełnić moje ciało informacją, na którą ono odpowiada, na przykład gdy krawędź mojej narty tnie zlodowaciałą powierzchnię lub koniuszki moich palców wczepiają się w ostre kryształy podczas wspinaczki po wysokiej na tysiąc stóp ścianie skalnej, te momenty silnego złączenia z naturą nauczyły mnie, że musi istnieć jakaś funtamentalna więź. W końcu opisałem to jako sprzężenie zwrotne w strukturze czasoprzestrzeni obejmujące odczucie pełnej integracji z mechanizmami natury, którego sam doświadczyłem, oraz jako samoorganizujące własności materialnego świata, które obserwuję wszędzie w naturalnym środowisku obfitującym w wysoce zorganizowane i złożone systemy.
Było jednak coś jeszcze. Moje wczesne zainteresowania eksploracją tej bardziej mistycznej strony naszych doświadczeń zawiodły mnie ku badaniom wewnętrznego świata medytacji, świata, który odnosi się do kwestii świadomości, głębokiego i fundamentalnego odkrywania samego siebie oraz eksploracji obserwatora doświadczającego rzeczywistości. Była to zarówno eksploracja zewnętrzna, w ramach której mogłem przesuwać granice moich wpływów na świat zewnętrzny (to co nazywamy światem materialnym), jak i eksploracja tego, jak daleko mogę przesunąć granice wewnętrznego świata, by zidentyfikować źródło obserwacji. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu obie zdawały się być ze sobą sprzężone. Na przykład w owych stanach „zony”, w czasie szczytowych przeżyć podczas zawodów sportowych, natura zdawała się przemawiać do mnie poza receptorami moich pięciu zmysłów, w głębszym, bardziej wnikliwym sensie, tak jakby moja fizyczność i fizyczność otaczającego mnie świata stanowiły jedność. Podobnych odczuć jedności z materialnym światem wokół i wewnątrz mnie doznawałem w stanach głębokiej kontemplacji i w momentach zachwytu. W rezultacie zrodziło się pytanie: jaki jest mechanizm tego wyraźnego sprzężenia zwrotnego między mną jako obserwatorem i materialnym światem i czy istnieje ośrodek, który umożliwia zachodzenie tej więzi i jednoczy wszystko co możliwe?
Aby uzyskać właściwe odpowiedzi na te pytania i lepiej zrozumieć zależności między obserwatorem i materialnym światem, musiałem przeprowadzić dogłębne studia w zakresie fizyki naszego świata i obyczajów (zwyczajów i rytuałów) różnych społeczności. Oba aspekty były według mnie równie ważne, aczkolwiek zadanie studiowania ich obu równolegle – od fizyki stosowanej począwszy, przez kosmologię i mechanikę kwantową po archeologię, psychologię i duchowość – wydawało się nie do pogodzenia. W rezultacie z opóźnieniem i z niechęcią, z jaką porzuciłem karierę sportową, poświęciłem cały swój czas i energię na studia mające doprowadzić mnie do odpowiedzi na te pytania.
Efektem był długi okres życia w izolacji. Mieszkałem w przyczepie kempingowej ograniczając swoje potrzeby do minimum umożliwiającego przeżycie, prowadząc jak najprostsze życie, aby poświęcić każdą jego sekundę na studiowanie tych różnych zagadnień. I właśnie ten okres uważam do dzisiaj za najcudowniejszy, najproduktywniejszy i najbardziej mistyczny w moim życiu. Byłem całkowicie wolny – wolny od telefonów, spotkań i wpływów zewnętrznego świata. Mogłem myśleć, co mi się podobało, studiować to, co chciałem, i udawać się tam, gdzie zapragnąłem – wystarczyło tylko włożyć kluczyk do stacyjki, przycisnąć pedał gazu, by przeprowadzić się w nowe miejsce. Mój dom był tam, gdzie się zatrzymywałem. Miałem szczęście przebywać w szeregu najpiękniejszych i najniezwyklejszych naturalnych środowisk naszej planety. Przebywając wśród górskich łąk Brytyjskiej Kolumbii i Alberty w Kanadzie oraz w wysoko położonych pustyniach amerykańskiego Południowego Zachodu, a także w całej gamie innych miejsc pomiędzy nimi, obcowałem z naturalnym światem, kontemplując jego fizyczność i związek tej fizyczności z moim jej obserwowaniem.
W celu zrównoważenia czasu spędzanego codziennie na studiowaniu rzeczywistości wykonywałem różne fizyczne czynności, których większość sprowadzała się do wspinania na skały. Dzień rozpoczynałem zwykle wspinaczką o wschodzie słońca po krótkiej medytacji lub od wyjścia z przyczepy o brzasku i wdychania świeżego powietrza a następnie krótkiej wspinaczki w celu pobudzenia krwi do szybszego krążenia. Ponieważ zwykle byłem sam, wspinanie odbywało się bez niepokoju o kompanów i ich zdrowie.
Na skraju tych doświadczeń, gdzie mój błąd spowodowałby z pewnością upadek ciała i brutalne zetknięcie się go z ziemią, wnikałem do strefy, gdzie mimo ekstremalnego doświadczania rzeczywistości odczuwałem pełny komfort, gdzie czułem pełne zaufanie, harmonię z całą naturą i całkowite odprężenie, i było to bardzo uzależniające. Byłem zakochany w naturze i czułem, że natura kocha mnie.
Doskonale pamiętam, jak mój policzek przywierał do urwistych skalnych ścian na wysokości kilku tysięcy stóp nad ziemią i jak wpatrywałem się w maleńkie kryształy lśniące w promieniach wschodzącego Słońca, rozmyślając o molekułach, atomach i subatomowych cząstkach, które je tworzyły. Gdzie się narodziły i gdzie zakończą swoje istnienie? W końcu są częścią większego kryształu, wielkiej geody zwanej Ziemią, zaś Ziemia częścią układu słonecznego, który jest z kolei częścią galaktyki, a galaktyka częścią gromady galaktyk, która jest najprawdopodobniej częścią supergromady itd. Czy myśl, że Wszechświat kończy się gdzieś, jest właściwa, zarówno w nieskończenie dużej, jak i nieskończenie małej skali?
W tych chwilach, często występujących w stanach przypominających trans, całkowicie traciłem poczucie tego, gdzie jestem, i nurkowałem w dół króliczej nory, w molekularne struktury tych kryształów, albo ekspandowałem w galaktyczne i uniwersalne struktury z pomocą wyobraźni i kontemplacji.