Konkurencyjne interesy

JR: Czy kiedykolwiek rozmawiał pan ze swoimi kolegami o tym, o czym tu mówimy, kiedy należał pan do „kręgu” związanego ze szczepionkami?

MR: Tak, rozmawiałem.

JR: I co się działo?

MR: Kilka razy powiedziano mi, żebym siedział cicho. Stawiano sprawę jasno – mam wracać do pracy i zapomnieć o swoich obawach. W kilku przypadkach zetknąłem się ze strachem. Koledzy próbowali mnie unikać. Czułem, że uważają, iż mogą być uznani za winnych z powodu znajomości ze mną. Jednak w ostatecznym rachunku zachowywałem się poprawnie, starałem się nie stwarzać sobie problemów.

JR: Jeśli szczepionki rzeczywiście szkodzą, dlaczego się je podaje?

MR: Po pierwsze, nie ma mowy o żadnym „jeśli” – one na pewno szkodzą. To pytanie staje się trudne jedynie w przypadku tych ludzi, u których brak wyraźnych oznak uszkodzeń. Chodzi o rodzaj badań, które należy wykonać, a których się nie robi. Badacze powinni starać się utworzyć swego rodzaju mapę lub diagram dokładnie przedstawiający działanie szczepionki w organizmie od momentu jej podania. Jak dotąd takich badań nie przeprowadzono. Przyczyn ich podawania możemy doszukiwać się przez dwa dni i omawiać różne ich wersje. Jak pan kilka razy zauważył, ludzie na różnych poziomach systemu mają różne motywy: pieniądze, lęk przed utracą pracy, chęć zdobycia punktów, prestiżu, nagród, promocji, źle ukierunkowany idealizm, nie przemyślane przyzwyczajenia itp.

JR: Zachwyt nad szczepionką przeciwko żółtaczce typu B wydaje się być dobrym przykładem.

MR: Też tak uważam. Powiadają, że dzieci muszą dostać tę szczepionkę i po chwili przyznają, że ktoś zaraził się żółtaczką typu B w następstwie kontaktu seksualnego lub poprzez wspólną igłę. To naprawdę zabawne zestawienie. Władze służby zdrowia starają się zabezpieczyć, mówiąc, że co roku około 20 000 dzieci w Stanach Zjednoczonych zaraża się żółtaczką typu B z „nieznanych powodów”, i dlatego każde niemowlę musi być przeciwko niej zaszczepione. Uważam, że te 20 000 i tak zwane potwierdzające tę liczbę badania są wyssane z palca.

JR: Andrew Wakefield, brytyjski doktor medycyny, który odkrył związek między szczepionką MMR i autyzmem, został niedawno wyrzucony z pracy w londyńskim szpitalu.

MR: Tak. Wakefield dokonał wielkiej rzeczy. Przedstawione przez niego korelacje między tą szczepionką i autyzmem są szokujące.

JR: Wiem, że pewna znakomitość z Hollywood, która oświadczyła publicznie, że nie podda się szczepieniu, popełniła zawodowe samobójstwo.

MR: Hollywood ma bardzo silne związki z kartelem medycznym. Wynika to z całego szeregu przyczyn. Jedną z nich jest to, że sławny aktor przemawiając może przyciągnąć uwagę dużej liczby ludzi. W roku 1992 byłem w centrum Los Angeles na demonstracji przeciwko FDA. Jeden lub dwóch aktorów przemawiało przeciwko tej agencji. Od tamtego czasu byłoby bardzo trudno znaleźć aktora, który chciałby występować przeciwko medycznemu kartelowi.

JR: Jakie są nastroje w Krajowych Instytutach Zdrowia? Co myślą pracujący w nich ludzie?

MR: Konkurują o pieniądze na badania. Ostatnia rzecz, o jakiej myślą, to zmiana istniejącego status quo. Toczą wewnętrzną wojnę o pieniądze. Nie chcą dodatkowych kłopotów. To bardzo izolowany układ. Tkwią w przekonaniu, że współczesna medycyna odnosi sukcesy w każdej dziedzinie. Przyznanie, że gdzieś w tym układzie coś zgrzyta, oznacza rozbudzenie wątpliwości co do wartości całego przedsięwzięcia. Stąd NIH jest ostatnim miejscem, w którym należałoby szukać gotowych do sprzeciwu i demonstracji. Jest wręcz przeciwnie. Gdyby pojawiło się tam pięć tysięcy ludzi i zażądało rozliczenia faktycznych korzyści z prowadzonych przez nich badań, zażądało podania konkretnych korzyści zdrowotnych, jakie odniosło społeczeństwo w wyniku przekazania tej instytucji i zmarnowania przez nią miliardów dolarów, to może coś by się zaczęło. I może ta iskra przeskoczyłaby dalej. Być może wraz z tą falą doszłoby do kolejnych demonstracji, całego szeregu efektów ubocznych. I może w końcu niektórzy badacze zaczęliby mówić prawdę.

JR: Dobry pomysł.

MR: Ludzie w garniturach stojący tak blisko budynków, jak tylko pozwoli na to policja. Ludzie w eleganckich garniturach, w dresach, matki z dziećmi na ręku. Ludzie zamożni i biedni. Wszelkiego rodzaju.

JR: A co z połączoną niszczącą siłą wielu szczepionek podawanych obecnie niemowlętom?

MR: To farsa i zbrodnia. Nie ma żadnych prawdziwych badań. Znowu wychodzi się z założenia, że szczepionki są bezpieczne, a więc dowolna liczba podanych razem szczepionek jest również bezpieczna, ale prawda jest taka, że szczepionki nie są bezpieczne i stąd podając ich większą liczbę w krótkim czasie zwiększa się potencjalne ryzyko uszkodzeń z ich powodu.

JR: Potem mamy sezon jesiennej grypy.

MR: Tak, jakby zarazki przenosiły się z Azji do Stanów Zjednoczonych tylko jesienią. Społeczeństwo stale się na to nabiera. Jeśli do epidemii dochodzi w kwietniu, wówczas chodzi o silne przeziębienie, a jeśli w październiku, to jest to grypa.

JR: Nie żałuje pan tych lat przepracowanych przy szczepionkach?

MR: Owszem, żałuję. Ale po tym wywiadzie będzie mi trochę lżej. Pracuję też nad tym w inny sposób. Przekazuję informacje pewnym ludziom i myślę, że zrobią z nich właściwy użytek.

 

Brzemię dowodu i potrzeba badań bezpieczeństwa szczepionek

JR: Co chciałby pan przekazać społeczeństwu?

MR: To, że brzemię dowodu koniecznego do ustalenia bezpieczeństwa i skuteczności szczepionek spoczywa na ludziach, którzy je produkują i posiadają licencje na wprowadzenie ich do obiegu. Tylko tyle. Brzemię dowodu nie spoczywa ani na panu, ani na mnie. Aby uzyskać taki dowód, trzeba prowadzić dobrze zaplanowane, długoterminowe badania. Potrzeba rozległych badań potwierdzających. Istnieje konieczność prowadzenia wywiadów z matkami i zwracania uwagi na to, co mówią o swoich dzieciach, i to, co się z nimi dzieje po szczepieniu. To wręcz niezbędne, ale nikt tego nie robi.

JR: Nikt tego nie robi.

MR: Tak.

JR: Aby uniknąć nieporozumień, chciałbym, żeby wyszczególnił pan jeszcze raz problemy chorobowe, jakie mogą powstawać z powodu szczepionek – jakie choroby i jak to się dzieje...

MR: W zasadzie chodzi o dwa potencjalnie groźne skutki. Pierwszy z nich to zapadnięcie osoby szczepionej na chorobą, przeciwko której jest szczepiona, ponieważ pewna jej wersja jest w szczepionce. Drugi to niezachorowanie na chorobę, przeciwko której ma chronić szczepionka, ale rozwinięcie się u szczepionego jakiś czas później, a możliwe że natychmiast, innego procesu patologicznego spowodowanego przez szczepionkę. Ten proces może być na przykład autyzmem lub zapaleniem opon mózgowych, w wyniku którego ofiara może stać się umysłowo upośledzona, albo jeszcze inną chorobą.

JR: Czy jest jakiś sposób umożliwiający porównanie częstotliwości występowania tych dwóch skutków?

MR: Nie, ponieważ brak jest dalszych obserwacji. Możemy tylko zgadywać. Brak na przykład wiarygodnej odpowiedzi na pytanie, ile ze stu tysięcy szczepionych przeciwko odrze dzieci zapadnie na tę chorobę, a u ilu pojawią się inne problemy będące skutkiem szczepienia. Szczepionki są przesądami, a w przypadku przesądów nie można uzyskać faktów, którymi można się posługiwać. Można uzyskać tylko opowieści, z których większość jest tak pomyślana, by wzmocnić przesądy. Niemniej możemy zestawić wyniki wielu kampanii szczepień, które ujawniają bardzo niepokojące sprawy. Ludzie doznali uszkodzeń. Uszkodzenia są realne i bywają bardzo głębokie, a nawet śmiertelne. I nie są ograniczone do kilku przypadków, jak się usiłuje nam wmawiać. W Stanach Zjednoczonych są grupy matek, które zeznają w sprawie autyzmu i szczepionek. Występują otwarcie w czasie spotkań. Starają się wypełnić pustkę stworzoną przez naukowców i lekarzy, którzy odwrócili się plecami do tego problemu.

JR: Pozwali pan, że zapytam o następującą sytuację. Wyobraźmy sobie dziecko, powiedzmy z Bostonu. Dziecko to jest chowane w dobrych warunkach, jest dobrze odżywiane, codziennie wykonuje odpowiednią porcję ćwiczeń, jest kochane przez rodziców i nie zostało zaszczepione przeciwko odrze. Jaki będzie stan jego zdrowia w porównaniu z przeciętnym dzieckiem z Bostonu, które źle się odżywia, przez pięć godzin dziennie ogląda telewizję i jest szczepione przeciwko odrze?

MR: To zależy od wielu czynników, ale osobiście stawiałbym na lepszy stan zdrowia pierwszego dziecka. Jeśli zapadnie na odrę, powiedzmy w wieku dziewięciu lat, istnieją duże szanse na to, że jej przebieg będzie znacznie lżejszy od odry, jaką może zarazić się drugie dziecko. Zawsze stawiałbym na pierwsze dziecko.

JR: Ile czasu pracował pan przy szczepionkach?

MR: Bardzo długo. Ponad dziesięć lat.

JR: Czy spoglądając wstecz, może pan wskazać jakiś fakt, który by świadczył, że szczepionki są udanym pomysłem?

MR: Nie, nie mogę. Gdybym miał teraz dziecko, to ostatnią rzeczą, na jaką bym zezwolił, byłoby poddanie go szczepieniom. Gdybym musiał, wyniósłbym się nawet z tego stanu. Zmieniłbym nazwisko. Zniknąłbym z całą rodziną. Nie twierdzę, że do tego by doszło, ponieważ są inne zgrabniejsze sposoby ominięcia systemu, jeśli ktoś wie, jak to zrobić. W każdym stanie są respektowane wyjątki ze względu na religię i wyznawany światopogląd, ale gdyby przyszło co do czego, to poszedłbym na całość.

JR: Mimo to wszędzie są dzieci, które są szczepione i wydają się być zdrowe.

MR: Słusznie pan podkreślił – „wydają się być”. A co pan powie o dzieciach niezdolnych do skupienia uwagi na nauce? Co z dziećmi, które od czasu do czasu mają napady szału? I co z tymi, które są nie całkiem przy zdrowych zmysłach? Wiem, że jest wiele przyczyn tego stanu rzeczy, lecz jedną z nich są szczepionki. Nie ryzykowałbym. Nie widzę powodu do ryzykowania i, prawdę powiedziawszy, nie widzę powodu, dla którego miałbym pozwolić, aby rząd miał w tej sprawie ostatnie słowo. Jak wynika z mojego doświadczenia, rządowa medycyna jest często sprzeczna w swoich poglądach. Raz jest głoszony jeden, a raz drugi.

JR: I tak doszliśmy do układu równych szans.

MR: Tak. Niech ci, którzy chcą się szczepić, szczepią się, a ci, którzy nie chcą, niech się nie szczepią. Ale jak już wcześniej wspomniałem, nie ma układu równych szans, gdy głosi się kłamstwa. Kiedy sprawa dotyczy małych dzieci, wszystkie decyzje podejmują ich rodzice, a ci potrzebują solidnej dawki prawdy. Co z dzieckiem, o którym opowiadałem i które zmarło z powodu szczepionki DPT? W oparciu o jakie informacje działali jego rodzice? Mogę ręczyć, że były sfałszowane. To nie były prawdziwe informacje.

JR: Medyczni specjaliści od public relations i środki masowego przekazu doprowadzają wspólnie rodziców do skrajnej paniki, epatując ich scenariuszami przedstawiającymi, co się stanie z ich dziećmi, jeśli nie zostaną zaszczepione.

MR: Nadają odmowie szczepienia cechy przestępstwa. Przyrównują to do niewypełnienia obowiązków rodzicielskich. Pan walczy z tym przy pomocy lepszych informacji. Buntowanie się przeciwko władzy zawsze stanowi wyzwanie i tylko pan może zdecydować, czy to zrobić. Każdy decyduje się na swoją własną odpowiedzialność. Medyczny kartel lubi się zakładać i zakłada się, że strach wygra.

 

O prowadzącym wywiad:

Jon Rappoport jest absolwentem college’u Amherst w Massachusetts i posiadaczem licencjatu z filozofii. Ma 63 lata i mieszka razem z żoną, dr Laurą Thompson, w San Diego w Kalifornii. Od 20 lat pracuje jako niezależny dziennikarz dochodzeniowy. Występował jako gość w ponad 200 programach radiowych i telewizyjnych, w tym w programie stacji ABC Nightline, Journal Tony’ego Browna i Hard Copy. Od 30 lat prowadzi niezależnie dochodzenia dotyczące polityki, spisków, alternatywnej medycyny, kontroli umysłów, medycznego kartelu, symbologii i globalizacji. W roku 1996 zainicjował Wielki Bojkot ośmiu chemicznych gigantów, takich jak Monsanto, Dow, DuPont, Bayer, Hoechst, Rhône-Poulenc, Imperial Chemical Industries i Ciba-Geigy, który jest kontynuowany do dziś. Jest autorem książki Oklahoma City Bombing (Atak bombowy w Oklahoma City). Skontaktować się z nim można za pośrednictwem poczty elektronicznej, pisząc na adres rappoportjon@hotmail.com, lub poprzez jego stronę internetową zamieszczoną pod adresem www.nomorefakenews.com.

 

Przełożył Jerzy Florczykowski

 

Script logo
Do góry