Wilson kopie głębiej

Sposób, w jaki Wilson doszedł do tego, jest warty wspomnienia. Otóż generał Ward podpowiedział mu, aby przeszukał akta grupowe w Biurze Podsekretarza Departamentu Obrony do spraw Przejęć i Technologii (Office of the Under Secretary of Defense for Acquisition and Technology; w skrócie OUSDAT). Po wyszukaniu kilku informacji jestem przekonany, że chodzi o generała Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych H. Marshala Warda, który faktycznie wkrótce potem został dyrektorem programów specjalnych w OUSDAT w Pentagonie.

Co jeszcze ciekawsze, w tamtym czasie Wilson napotkał Williama Perry’ego, który właśnie opuścił stanowisko Sekretarza Obrony USA. Perry jest niezwykle ważną i wpływową osobą i ma już 91 lat. Cechuje się wyjątkową inteligencją i zdolnościami, zna wszystkich odpowiednich ludzi, od zawsze sprawiając takie wrażenie.

Fascynująca informacja jest taka, że Wilson powiedział Davisowi, iż wpadł na Perry’ego w maju 1997 roku i „rozmawiali o tym po cichu”. I Perry zasugerował mu to samo, co generał Ward, to znaczy przejrzenie akt w OUSDAT. To kolejna wskazówka mówiąca o aktach Departamentu Obrony dotyczących „pozyskiwania i technologii”. To ma sens.

Wilson powiedział wtedy: „Oni powiedzieli mi…” (nie jestem jednak pewny w tym wypadku, kim są ci „oni”, ale wydaje się, że Ward i Perry) „…o grupie akt projektów specjalnych nienależącej do zwykłego SAP – specjalnego podzbioru nieuznanych /wykreślonych/odrzuconych programów – nienależącej do zwykłych działów SAP zorganizowanych w roku 1994 przez samego Perry’ego – oddzielonych od reszty, ale schowanych/ukrytych w konwencjonalnych SAP-ach”.

To bardzo istotny fakt. SAP-y, czyli Special Access Programs (Programy o Specjalnym Dostępie), to pierwotne osławione programy z kategorii „czarnego budżetu”, które pozostają niemal całkowicie poza nadzorem Kongresu. Od dawna wiadomo, że w takim środowisku wiele z tych programów znajduje się poza nadzorem nie tylko Kongresu, ale także sił zbrojnych zdominowanych przez prywatnych wykonawców stojących czasami nawet ponad urzędnikami Departamentu Obrony. Tutaj Wilson opowiada Davisowi, że dowiedział się, iż program przejmowania wraków UFO wydaje się schowany wewnątrz innych SAP-ów z pominięciem obowiązujących procedur i zarazem pozostając poza nimi.

Wilson wspomniał następnie kilka innych nazwisk, takich jak Paul Kaminski, generał Michael Kostenik i Judith Daly, która była asystentką zastępcy Podsekretarza Departamentu Obrony do spraw Zaawansowanego Rozwoju. To tam znalazł tę nietypową grupę akt. Informacje budżetowe, które zawierały wielkie liczby, o których sądził, że mogły być po prostu błędami w sposobie zgłaszania budżetów.

Davis próbował potem dotrzeć do głównej kwestii, pytając: W jakim pojemniku SAP je znalazłeś?

Odpowiedź Wilsona brzmiała: „Kluczowa tajemnica – nie powiem”.

Davis: „Kryptonim?”

Wilson: „Mówiłem już, nie powiem – kluczowa tajemnica”.

Davis: „Kto był wykonawcą projektu lub agencją rządową kierującą programem?”

Wilson: „Wykonawca technologii lotniczej…”

Davis: „Kto?”

Wilson: „Kluczowa tajemnica – nie mogę powiedzieć”.

Davis pyta o wskazówki.

Wilson: „Przepraszam, nie mogę”.

 

Odmowa dostępu wicedyrektorowi wywiadu w Kolegium Połączonych Szefów Sztabów

W tym momencie historia dochodzi do punktu kulminacyjnego. Wilson powiedział, że „zadzwonił trzy razy do kierownika programu… jedną z tych rozmów odbył z dyrektorem do spraw bezpieczeństwa oraz korporacyjnym prawnikiem”.

Osoby te nie były zadowolone, słysząc Wilsona. Powiedział, że u wszystkich z nich dało się słyszeć rozdrażnienie w głosie, co więcej, byli zakłopotani tym, że się do nich odezwał, i tym, co chciał się od nich dowiedzieć. Wilson stwierdził, że byli „poruszeni” i „zaskoczeni”.

Poinformował ich, że przeczytał ich zapisy programowe w specjalnej grupie akt OUSDAT „i chciał się dowiedzieć o ich programie rozbitych UFO, jaka jest ich rola w nim, co posiadają itd.” Ponadto „zapytał, czy słyszeli o MJ-12 lub kodzie organizacji związanej z rozbitymi/przejętymi pojazdami UFO”.

To doprawdy zapierająca dech w piersiach chwila. Oto wicedyrektor wywiadu w Kolegium Połączonych Szefów Sztabów usiłuje zdobyć informacje o programie przejmowania rozbitych UFO, kontaktując się z prywatną firmą wykonawczą, która zdawała się tym zajmować. Proszę pamiętać, że rozmawiał z kierownikiem programu, dyrektorem do spraw bezpieczeństwa i korporacyjnym prawnikiem.

Wilson powiedział całej trójce, że żąda formalnej narady na temat tego programu i że robi to w ramach swoich kompetencji jako wicedyrektor DIA i J2 Połączonych Szefów Sztabu. Powiedział, że to było niedopatrzenie z ich strony, które muszą naprawić.

Ich odpowiedź była ciekawa. Stwierdzili, że muszą to omówić i że odezwą się do niego. Zwołają spotkanie twarzą w twarz i w ten sposób załatwią sprawę.

Jak podaje Wilson, spotkanie odbyło się jakieś dziesięć dni później, w połowie czerwca 1997 roku. „Poleciał na nie”, po czym zaprowadzono go do pokoju konferencyjnego w „tajnej krypcie”. Tam spotkał trzy osoby – kierownika programu, prawnika korporacyjnego i dyrektora do spraw bezpieczeństwa, który, jak zauważył, był emerytowanym pracownikiem Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Agency; w skrócie NSA) i ekspertem od kontrwywiadu.

Nazywali siebie „Komisją Nadzoru” albo „Strażnikami Bram”. Było to następstwo tego, że ileś lat wcześniej cały program został prawie odrzucony w trakcie audytu Pentagonu. Ich zadaniem było zapewnienie, żeby ten program pozostał ściśle tajny. W tamtym czasie byli zmuszeni zapoznać z nim rządowego audytora. W wyniku tego incydentu w jakiś sposób zawarli formalne porozumienie z Pentagonem, aby zapobiec podobnej sytuacji w przyszłości.

To oznaczało wyjątkowo ścisłą kontrolę nad dopuszczaniem jakichkolwiek przedstawicieli amerykańskiego rządu do tego programu. Ich publiczny status lub stopień były bez znaczenia. Można było uzyskać dostęp tylko po spełnieniu niejasnych kryteriów ustalanych przez Komisję Nadzoru.

Jak to ujął Wilson: „Albo cię zaakceptują, albo wykopią”.

Był wściekły. Ta grupa działała bez właściwego nadzoru ze strony legalnych amerykańskich agencji rządowych. Co więcej, dowiedział się, że celem tego spotkania było poinformowanie go o odmówieniu mu dostępu. Jego referencje i autorytet funkcjonariusza były zasadne i właściwe, ale nie znajdował się na „liście wtajemniczonych”. („Lista wtajemniczonych” to lista osób posiadających odpowiednie certyfikaty bezpieczeństwa, które dają dostęp do szczegółów poszczególnych operacji albo innych wrażliwych informacji).

To wywołało pewne agresywne przepychanki. Prawdę mówiąc, Wilson rzeczywiście miał właściwe uprawnienia do domagania się tego, czego chciał. To jednak nie miało dla nich znaczenia.

Teraz robi się interesująco. W odpowiedzi na argumenty Wilsona wyciągnęli swoją listę wtajemniczonych, zaktualizowaną po raz ostatni w roku 1993, czyli cztery lata wcześniej. Wilson nie podał Davisowi żadnych nazwisk, ale powiedział, że na liście byli prawie wszyscy pracownicy firmy. Nie znalazł na niej żadnych nazwisk wojskowych, żadnych polityków, nikogo z Białego Domu, nikogo z Kongresu ani nawet z jego personelu. Nie było tam nikogo z administracji Clintona ani Busha seniora. Rozpoznał jedynie kilka nazwisk urzędników Pentagonu.

Script logo
Do góry