Gdy to sobie uświadomiłem, zrozumiałem, że harmonika rzeczywiście może wyjaśnić strukturę naszego ciała. Mamy maksymalnie dziesięć palców u rąk i tyle samo u nóg (tam gdzie komórkowe tłumienie jest przypuszczalnie największe), jednocześnie mamy w ciele 12 głównych połączeń stawowych i 24 kręgi w kręgosłupie (gdzie komórkowy rezonans musi być największy).

Idąc tym tokiem rozumowania dodałem do siatki rekurencyjny wymiar wzrostu, tworząc w ten sposób coś, co nosi nazwę „przestrzeni Hilberta”3. Było to niezwykle dokładne w przewidywaniu każdego z kluczowych punktów splotu w modelu witruwiańskim, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nasze ciała (i całe życie) muszą rezonować lub wrastać w ograniczającą geometrię przestrzeni. Aby to potwierdzić, odtworzyłem model witruwiański, budując go od wewnątrz poprzez rekurencyjne tworzenie każdej części ciała matematycznie, tak jakby rosła w przestrzeni! Implikacje okazały się fantastyczne, ponieważ ten model zdawał się potwierdzać, że przestrzeń współdziała w jakiś sposób ze strukturą życia. Ale to był dopiero początek.

 

Ukryte symbole, skrywana wiedza

Zacząłem dostrzegać, że harmoniczna siatka może obejmować również inne rzeczy, takie jak starożytne religijne ikony, święte geometryczne wzory i tajemnicze symbole wykorzystywane przez różne ezoteryczne bractwa. Ponieważ nie jestem członkiem żadnej tego typu grupy, przedzierałem się przez poświęconą tym zagadnieniom literaturę, aby zrozumieć, skąd te tajne stowarzyszenia wzięły swoje symbole i co mogą one oznaczać.

Odkryłem płynący z nich wszystkich nieprzerwany ciąg wiedzy, który sięga w czasie egipskiego wzoru Kwiatu Życia (VI wiek p.n.e.) i jego składników, szczególnie sześcianu Metatrona i Vesica Piscis4, które doskonale pasują do harmonicznego witruwiańskiego modelu. Moją uwagę zwróciło także hebrajskie Drzewo Życia5 z jego muzyczną siatką zgodną z siedmioma punktami hinduskiego układu czakr6. Nawet krzyż gnostyczny (sześcian rozłożony na 3 × 4 kwadraty) doskonale wpasowuje się w tę siatkę, transformując witruwiańskiego człowieka w swego rodzaju archetypowy krucyfiks. Czy coś takiego mogło być przedchrześcijańskim symbolem krzyża?

Gdy moja wiara w naukę Zachodu zaczęła słabnąć, zadałem sobie pytanie, jak to możliwe, że ta prosta harmoniczna siatka jest zupełnie nieobecna w ogólnej świadomości społecznej. Dlaczego nie stała się pojęciem należącym do wspólnej wiedzy? Dlaczego nie jest częścią nauki, muzyki, historii i naszego systemu kształcenia? Dlaczego nie stała się choćby „ciekawostką” opisaną w dodatku do Popular Science (Popularna nauka – magazyn popularnonaukowy) lub zamieszczoną na plakacie anatomicznym wiszącym w gabinecie lekarskim? Co więcej, dlaczego kościół nie chce, aby ludzie cokolwiek o tym wiedzieli? Ostatecznie, można by ją uznać za świętą porządkującą zasadę natury, dowód na istnienie kosmicznej inteligencji (jakkolwiek byśmy ją nazwali).

Tak więc przeorientowałem moje poszukiwania w zakresie historii na tę nową perspektywę i bardzo szybko zrozumiałem, dlaczego dosłownie nic nie wiemy o tej zagubionej wiedzy.

Odkryłem, że filozofia harmoniczna jest od dawna wiązana z pogaństwem (wiarą w Boga przejawiającego się w naturze) i że Kościół Rzymskokatolicki ciężko pracował przez ponad tysiąc lat, aby ukryć ją za pośrednictwem kanonicznego prawa. Właśnie dlatego trytonowy interwał połowy oktawy, ochrzczony mianem Diabolus in Musica (Diabeł w Muzyce), został usunięty z kościelnej muzyki w roku 1234 przez papieża Grzegorza IX (zakaz ten obowiązuje do dzisiaj). Kościół najwyraźniej dobrze wiedział, że tryton może ujawnić symetrię w muzycznej harmonii i otworzyć wrota do „cielesnej wiedzy” o występujących w ciele i przyrodzie harmonikach.

Będąc najpotężniejszą siłą w średniowieczu, Kościół Rzymskokatolicki z powodzeniem ustanowił i rozpowszechniał system franszyzy, zgodnie z którym wierny mógł dotrzeć do Boga jedynie poprzez Kościół (i jego ikoniczne symbole) a nie poprzez studia nad samym sobą i naturą. Wykorzystując tę marketingową i dystrybucyjną sieć, Kościół mógł manipulować ogromnymi populacjami, zarządzając dostępem do życia pozagrobowego.

Wykorzystując potęgę winy, strachu, tortur i wojny z pogaństwem na Środkowym Wschodzie, średniowieczny Kościół walczył o ujarzmienie gwałtownej i buntowniczej Europy. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było odrodzenie egipskiego gnostycyzmu lub neopitagorianizmu, które mogłyby zakłócić jego plany. Takie pogańskie teozofie stanowiły wyraźne zagrożenie dla Kościoła i jego zamysłu społecznej kontroli. Harmoniczne idee, reprezentowane często pod postacią pitagorejskiego pentagramu lub hebrajskiego heksagramu, zostały odrzucone przez Kościół jako pogańskie symbole zła związane z kultem szatana, czarami i okultystycznymi rytuałami.

Ci, którzy badali harmoniczne własności w liczbach, geometrii i astronomii, jak na przykład dualistyczni i gnostyczni katarzy w południowej Europie w XI i XII wieku, byli zastraszani, traceni lub skazywani na wygnanie. Wielu tych, którzy ocaleli, zostało zmuszonych do włóczenia się jako „Cyganie” (pejoratywna forma określenia „Egipcjanie”). Templariusze, główni strażnicy tajemnic egipskich świątyń, zostali wyłapani i w piątek 13 października 1307 roku zamordowani przez Kościół Rzymskokatolicki. Nielicznym z nich udało się uciec do odległych miejsc, takich jak północna Szkocja. Te niedobitki egipskich gnostyków dały początek różokrzyżowcom, masonom i innym „tajnym stowarzyszeniom” – podstawą ich wszystkich były badania harmoniczności w liczbach i geometrii. Dzisiaj tylko nieliczni ich członkowie są świadomi lub zainteresowani nauką harmoniki. Ich uwaga skupiona jest głównie na korzyściach, jakie stwarzają takie sieci bractw, i okazjonalnym podejmowaniu służby na rzecz społeczeństwa.

Podczas gdy uczciwe spojrzenie na historię Europy zdaje się wyjaśniać, jak i dlaczego zasady harmoniki zniknęły z religii Zachodu, wciąż pozostaje zagadką, dlaczego nauka, jako uznany na świecie filar empirycznej prawdy, nie zwróciła się do tej pory do harmoniki jako pola unifikującego badania. W rezultacie zacząłem drążyć głębiej i oto, do czego doszedłem.

 

Kampania wymierzona przeciwko harmonice

W okresie poprzedzającym oświecenie (schyłek XVII i XVIII wiek) opracowano „metodę naukową”, która miała w rzeczywistości zniechęcić do studiowania harmoniki i związanej z nią filozofii natury znanej jako musica universalis lub „muzyka sfer”.

Dowiedziałem się, że wykluczenie z nowoczesnej nauki muzyki i pogańskich zasad harmonii po raz pierwszy zasugerował w swoim liście do córki astronom Galileusz, najprawdopodobniej w obawie przed grożącymi mu torturami i uwięzieniem przez Inkwizycję.

Popierane przez Newtona, Kartezjusza i innych, którzy chcieli koegzystować w tym czasie w zgodzie z Kościołem, oddzielenie badań nad harmonikami od matematyki i nauk ścisłych i włączenie ich do „nauk humanistycznych” stawało się coraz bardziej zinstytucjonalizowane wraz z akceptacją metody naukowej. Po pewnym czasie nowe pokolenia zapomniały zupełnie o harmonice jako unifikującej sile w przyrodzie i obecnie poczuwają się w obowiązku naukowo dyskredytować wszelkie pozostałe harmoniczne teorie jako „tchnące klerykalizmem” (niezły żart).

Na początku XX wieku ta antyharmoniczna kampania osiągnęła apogeum w postaci doświadczenia Michelsona-Morleya7, które „dowiodło”, że przestrzeń kosmiczna jest pustą otchłanią bez jakiejkolwiek wewnętrznej struktury lub mierzalnego wpływu na materię. To przekonanie zostało bardzo szybko przyjęte jako kamień węgielny dwudziestowiecznego naukowego myślenia i kształcenia, a teoria doboru naturalnego Darwina (z przypadkowymi okazjonalnymi mutacjami) została wyniesiona do rangi wyjaśnienia, dlaczego życie przybiera takie formy, jakie widzimy. Dopiero ostatnimi laty wykazano, że ten słynny eksperyment jest mylący, wręcz fałszywy – dokonano tego posługując się bardziej wyrafinowanymi przyrządami, które wykazują, że przestrzeń kosmiczna wywiera mierzalny wpływ na materię.

Script logo
Do góry