Kiedy rozdzieliliśmy się, aby przeszukać bazę, ktoś zawadził o drut-pułapkę. Nastąpił wybuch i zawyła syrena przeszywając ciszę z całą mocą. Usłyszeliśmy okrzyk żądający podania, kim jesteśmy, ale nie można było zlokalizować, skąd dochodzi głos. Z podniesioną bronią major przedstawił nas głosowi i, dzięki Bogu, głos się ucieleśnił. Należał do jedynego, który ocalał. To, co nam opowiedział, jeszcze bardziej nas zaniepokoiło i każdy z nas żałował, że nie jest nas więcej.
Ocalony twierdził, że w Bunkrze Jeden jest drugi ocalały z „tunelu” razem z jednym z tajemniczych polarnych ludzi, o których słyszeliśmy w komunikacie radiowym. Mimo protestów ocalonego, dowódca kazał otworzyć Bunkier Jeden. Ocalonego trzeba było trzymać siłą, zaś jego strach udzielił się również nam, tak że nikt z nas nie chciał wejść do bunkra pierwszy.
Na szczęście, podczas losowania, kto ma wejść do niego pierwszy, nie padło mnie. Ten wątpliwy zaszczyt przypadł w udziale najmłodszemu członkowi oddziału. Wszedł do środka wahając się trochę i szarpiąc z drzwiami. Kiedy już wszedł do środka, w bazie zapadła cisza, po czym rozległy się dwa strzały. Drzwi otworzyły się i na zewnątrz wybiegł polarny człowiek. Nikt z nas nie spodziewał się tego, co zobaczyliśmy. Polarny człowiek zbiegł na otaczający bazę teren tak szybko, że zdołaliśmy oddać za nim tylko kilka pojedynczych strzałów.
Kiedy ochłonęliśmy ze strachu i zaskoczenia tym, co zobaczyliśmy, postanowiliśmy wejść do bunkra. Wewnątrz znaleźliśmy dwa ciała. Żołnierz, który wyciągnął krótką zapałkę, leżał z rozerwanym gardłem, a ocalały został, o zgrozo, odarty z ciała do kości.
To, czego byliśmy świadkami, wymagało wyjaśnienia i winą za śmierć jednego z nas w zaledwie kilka godzin po wylądowaniu obarczyliśmy ocalałego człowieka, który ostrzegał nas przed otwieraniem Bunkra Jeden.
Cały oddział przysłuchiwał się pytaniom majora i intrygującym odpowiedziom ocalonego. Pierwsze skierowane do niego pytanie dotyczyło tego, co się stało z drugim ocalonym i w jaki sposób znalazł się w bunkrze z polarnym człowiekiem, jednak on wolał opowiedzieć wszystko od początku, od momentu odkrycia „tunelu”. Całą jego wypowiedź szczegółowo notował towarzyszący nam naukowiec.
Okazało się, że teren w pobliżu tunelu był jedną z unikalnych na Antarktydzie suchych dolin i dlatego łatwo znaleźli ten tunel. Wszystkim członkom trzydziestoosobowej załogi bazy w Maudheim polecono go zbadać i jeśli to możliwe, ustalić, dokąd prowadzi.
Szli tunelem kilometrami, aż w końcu dotarli do olbrzymiej jaskini, w której było nienaturalnie ciepło. Naukowcy przypuszczali, że jest ogrzewana geotermicznie. W jaskini były podziemne jeziora, zaś jej tajemnica jeszcze bardziej się spotęgowała, kiedy okazało się, że jest sztucznie oświetlana. Okazała się tak rozległa, że aby ją zbadać, musieli się rozdzielić.
Okazało się, że naziści zbudowali w jaskiniach ogromną bazę z dokami dla łodzi podwodnych, z których jedną podobno odnaleziono. Im dalej się posuwali, tym dziwniejsze widoki roztaczały się przed ich oczami. Ocalały człowiek podał, że odkryto „hangary dla dziwnych samolotów i mnóstwo wykopów”.
Ich obecność nie przeszła jednak nie zauważona. Dwaj ocalali widzieli, jak pojmano ich towarzyszy i po kolei stracono. Po szóstej egzekucji uciekli do tunelu, żeby nie dać się złapać i zablokować tunel, jednak „było już za późno, ponieważ nadeszli polarni ludzie”.
Ścigani przez depczącego im po piętach nieprzyjaciela nie mieli wyboru, musieli dostać się do bazy, aby poinformować swoich przełożonych o tym, co odkryli. Kiedy wrócili do niej, uznali, że z powodu nadchodzącej zimy mają niewielką szansą na ratunek. Aby powiadomić o tej nazistowskiej bazie, rozdzielili się. Każdy z nich wziął radio i zamknął się w osobnym bunkrze. Jeden z nich zwabił polarnego człowieka do bunkra, licząc, że w ten sposób przekona pozostałych, że tylko on ocalał. Plan powiódł się, jednak kosztem utraty radia i jego życia. Niestety, tylko ten odważny z Bunkra Jeden posiadał w pełni sprawne radio, które w trakcie walki zostało zniszczone. Drugi z nich nie miał innej alternatywy, jak siedzieć i czekać, starając się nie zwariować.
Tajemnica, kim lub czym są polarni ludzie, została wyjaśniona, aczkolwiek nie zadowalająco, jako wytwór nazistowskiej nauki. Podobnie zostało wyjaśnione, skąd naziści czerpali energię. Energia, którą wykorzystywali, pochodziła podobno z wulkanu, który umożliwiał im uzyskiwanie pary do wytwarzania elektryczności. Co więcej, opanowali również jakieś inne źródło energii, co wynikało ze słów ocalałego, który powiedział: „...na podstawie tego, co widziałem, sądzę, że ilość elektryczności, jaką wykorzystywali, była większa do tej, jaką można by uzyskać z pary”.
Naukowiec, który był członkiem naszej grupy, odrzucił większość z tego, co zostało powiedziane, i zganił opowiadającego za brak naukowego wykształcenia, sugerując, że jego rewelacje „w żadnym wypadku nie mogą być prawdziwe”. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej na temat nieprzyjaciela, któremu mamy stawić czoło, i co zrobi teraz polarny człowiek. Odpowiedź ocalonego człowieka nie zadowoliła nas i sprowokowała naukowca do określenia go jako „umysłowo chorego”. Zakłopotanie to zbyt słabe słowo, aby określić to, jak się czuliśmy, kiedy ten człowiek odpowiedział na pytanie majora dotyczące intencji zbiegłego polarnego człowieka: „Będzie czekał, obserwował i zastanawiał się, na ile różnimy się w smaku”.
Słysząc to, major wydał bojowy okrzyk i wystawiono warty. Potem major i naukowiec dyskutowali ze sobą, co mamy dalej robić, mimo iż dla całej reszty było to oczywiste.
Nazajutrz rano polecono nam „zbadać tunel” i przez 48 godzin maszerowaliśmy do suchej doliny i rzekomo „starożytnego tunelu”. Po przybyciu na miejsce byliśmy bardzo zdziwieni, ponieważ poinformowano nas, że Antarktyda jest całkowicie skuta lodem, tymczasem to, co znaleźliśmy w tamtym miejscu, przypominało mi północno-afrykańską Saharę. Zabroniono nam zbliżać się do tunelu, dopóki nie zostanie zbudowany prowizoryczny obóz-baza. W czasie gdy ludzie go budowali, major z naukowcem badali tunel. Po kilku godzinach wrócili do gotowego już obozu, aby zrelacjonować to, co zobaczyli. Naukowiec stwierdził, że tunel wcale nie był starożytnym przejściem, aczkolwiek major dodał, że ściany były wykonane z gładkiego granitu. Poinformował nas, że decyzję podejmiemy po nocnym odpoczynku.
Zaśnięcie na Antarktydzie w czasie letnich miesięcy jest trudne, ponieważ dzień trwa tam 24 godziny. Zaśnięcie tej nocy było jeszcze trudniejsze z powodu myśli, jakie kłębiły się nam w głowach, dotyczących tego, co znajdziemy oraz kiedy i gdzie ponownie natkniemy się na polarnego człowieka.
Tuż przed podaniem nam czasów zmian warty poinformowano nas, że pójdziemy tunelem, „... aż do Führera, jeśli będzie trzeba”.
Nasze obawy potwierdziły się tej nocy i polarny człowiek powrócił. Tym razem jednak obeszło się bez ofiar [po naszej stronie], natomiast znęcony obozem polarny człowiek został zabity. Naukowiec zdecydował, że polarny człowiek jest „człowiekiem”, ale wyglądało na to, że jest on zdolny do wytwarzania większej liczby włosów i znacznie odporniejszy na zimno. Po dokonaniu pospiesznej sekcji ciało włożono do worka, w którym można je było przechować przy niskich temperaturach aż do momentu, kiedy będzie możliwe wykonanie bardziej profesjonalnej sekcji.
Nazajutrz rano zadecydowano, że dwie osoby pozostaną przy wejściu do tunelu z ciałem, traktorami, sprzętem i, co najważniejsze, radiem. Dowodzący ekspedycją major zabrał ze sobą Norwega, ze względu na jego doświadczenie, oraz naukowca i ocalałego z tunelu, którego wiedza była najważniejsza dla powodzenia misji. Pozostali chcieli się do nich przyłączyć. Ja i czterej inni ochotnicy zostaliśmy wytypowani do udziału w tej jednej z najbardziej ekscytujących ekspedycji w historii ludzkości.