Manuskrypt ten przetłumaczył na angielski G.R. Josyer, zaś jego pełny tekst znaleźć można obecnie w mojej książce Vimana Aircraft of Ancient India & Atlantis2. G.R. Josyer jest dyrektorem International Academy of Sanskrit Investigation (Międzynarodowa Akademia Badań Sanskrytu) z siedzibą w Mysore w Indiach. Raczej oczywiste wydaje się, że wimany posiadały jakiegoś rodzaju napęd antygrawitacyjny. Pojazdy te startowały pionowo i mogły unosić się nieruchomo w powietrzu, podobnie jak współczesne helikoptery lub sterowce. Maharshi Bharadwaaja wspomina o co najmniej 70 starożytnych dostojnikach i 10 ekspertach latających wimanami.
Wimany trzymane były w Wimana Griha, swego rodzaju hangarze. Czasami mówi się, że były napędzane żółtobiałą cieczą, a czasami, że jakimś związkiem rtęci. Niestety, autorzy opisów napędu wiman różnią się między sobą w tej kwestii. Przypuszczalnie późniejsi autorzy opisów wiman sporządzali je z pozycji czytelników starszych tekstów i ze zrozumiałych względów pogubili się w sprawie zasady ich napędu. „Żółtobiała ciecz” brzmi podejrzanie i nasuwa skojarzenie z benzyną, niemniej nie można wykluczyć, że wimany miały różne napędy, włącznie z silnikami spalinowymi i pulsacyjno-odrzutowymi3. Warto w tym miejscu zauważyć, że pierwszy silnik do nazistowskich rakiet V-8, tak zwanych „brzęczących bomb”, miał charakter pulsacyjno-odrzutowy. Hitler i jego nazistowski aparat bardzo interesowali się starożytnymi Indiami i Tybetem i już w latach trzydziestych XX wieku wysłali w te rejony szereg ekspedycji, które miały za zadanie zbierać informacje i dowody o charakterze ezoterycznym, i być może właśnie stąd pochodzi pewna część ich naukowej wiedzy!
Według Dronaparvy (część Mahabharaty i Ramajany) jedna z wiman miała kształt kulisty i poruszała się z ogromną prędkością przy pomocy potężnego wichru generowanego przez rtęć. Poruszała się jak współcześnie obserwowane UFO: w górę, w dół, do tyłu i do przodu. Według innego hinduskiego źródła, Samar, wimany to „żelazne maszyny, dobrze zespolone i gładkie, z ładunkiem rtęci, która wylatuje z tyłu w postaci ryczącego płomienia”. W Samarangana Sutradhara znajduje się opis budowy wiman. Możliwe że rtęć była elementem napędu lub, co bardziej prawdopodobne, systemu nawigacyjnego. Jako ciekawostkę można tu podać, że radzieccy uczeni odkryli w jaskiniach Turkiestanu na Pustyni Gobi coś, co nazwali „starożytnymi przyrządami do nawigacji kosmicznej”. Te wykonane ze szkła lub porcelany „przyrządy” mają kształt półkuli i zakończone są stożkiem z odrobiną rtęci wewnątrz.
Szkic wimany sporządzony przez T.K. Ellappa z Bangalore w roku 1923
Jest oczywiste, że starożytni Hindusi latali tymi pojazdami po całej Azji, a także być może na Atlantydę i, co jest wielce prawdopodobne, do Południowej Ameryki. Odnalezione w Mohenjo-Daro w Pakistanie (przypuszczalnie to jedno z „Siedmiu Miast Rishi” należących do Imperium Ramy) napisy do dziś nie zostały odczytane. Podobne do nich napisy zwane Rongo-Rongo – również do dzisiaj nie odczytane – znaleziono na Wyspie Wielkanocnej. Czyżby Wyspa Wielkanocna była powietrzną bazą na trasie wiman z Imperium Ramy? (Na wimanadromie Mohenjo-Daro pasażer idący holem słyszy słodki, melodyjny głos spikerki zapowiadający przez megafon: „Pasażerowie Linii Lotniczych Rama, lot numer 7 na Bali, Wyspę Wielkanocną, Nazca i Atlantydę proszeni są do wejścia numer...) Znaleziony w Tybecie tekst mówiący o „ognistym rydwanie” podaje: „Bhima nadleciał swoim pojazdem, dostojnym jak słońce i głośnym jak grom... Lecący rydwan lśnił jak płomień na nocnym niebie... przemknął jak kometa... Było tak, jakby dwa słońca świeciły. Potem rydwan uniósł się i całe niebo pojaśniało”.
W Mahawirze z Bhavabhuti, dżinizmicznym4 tekście z VIII wieku, którego treść została zaczerpnięta ze starszych tekstów i tradycji, czytamy:
Powietrzny rydwan, Puśpaka, przewozi wielu ludzi do stolicy Ajodźa. Niebo wypełniło się zadziwiająco wielkimi maszynami latającymi, ciemnymi jak noc, ale rozpoznawalnymi za sprawą świateł o żółtawej poświacie.
Starożytne poematy hinduskie, Wedy, uważane za najstarsze teksty z tego terenu opisują wimany o różnych kształtach i wielkości: „agnihotrawimanę” o dwóch silnikach, „słoniową wimanę” z jeszcze większą liczbą silników i wiele innych typów o nazwach pochodzących od zimorodka, ibisa i innych zwierząt.
Niestety, wimany, podobnie jak wiele innych wynalazków, zostały w końcu zastosowane do celów wojennych. Jak podają starohinduskie teksty, Atlantydzi użyli swoich latających pojazdów zwanych „vailixami”, podobnych do wiman, do podboju i podporządkowania sobie świata. Atlantydzi, nazywani w nich Asvinami, byli najwidoczniej jeszcze bardziej zaawansowani technologicznie niż Hindusi i z pewnością mieli bardziej wojowniczą naturę. Chociaż nie są znane żadne starożytne teksty dotyczące atlantydzkich vailixów, pewne informacje na ich temat zostały przekazane poprzez ezoteryczne, tajemne źródła.
Niemal identyczne do wiman vailixy miały z reguły kształt cygar i mogły poruszać się, zarówno w wodzie, jak i w atmosferze, a nawet w przestrzeni kosmicznej. Inne pojazdy miały kształt talerza i tak jak wimany mogły zanurzać się w wodzie. Eklal Kueshana, autor The Ultimate Frontier (Ostateczna granica), w artykule, który ukazał się w roku 1996, pisze, że wynaleziono je na Atlantydzie około 20 000 lat temu i najpopularniejszymi z nich były pojazdy w kształcie „talerza o trapezoidalnym przekroju i trzech półkolistych pojemnikach na silniki umieszczonych pod spodem”5. „Posiadają mechaniczne urządzenie antygrawitacyjne napędzane silnikami o mocy około 80 000 koni mechanicznych”6. Ramajana, Mahabharata oraz inne teksty donoszą o strasznej wojnie, która wybuchła między Atlantydą i Imperium Ramy około 10 do 12 tysięcy lat temu i była prowadzona przy pomocy broni, których nie bylibyśmy sobie nawet w stanie wyobrazić jeszcze w pierwszej połowie XX wieku.
Mahabharata, jedno ze źródeł informacji na temat wiman, tak opisuje budzący grozę niszczycielski charakter tej wojny:
...[bronią był] pojedynczy pocisk uzbrojony w całą moc tego wszechświata. Oślepiająco jasna kolumna dymu i ognia, tak jasna jak dziesięć tysięcy słońc, wzniosła się w całej okazałości... Żelazny Piorun, gigantyczny posłaniec śmierci, który obrócił całą rasę Wariśiów i Andźaków w proch... ciała przezeń zabitych były tak spalone, że nie można było ich zidentyfikować. Wypadły im włosy i paznokcie; naczynia gliniane rozsypały się bez widocznej przyczyny, ptaki straciły kolory – zbielały... po kilku godzinach cała żywność została zatruta... aby uciec od skutków tego pożaru, żołnierze rzucali się do strumieni w celu obmycia swoich ciał i ekwipunku...
Wygląda na to, że Mahabharata podaje opis atomowej wojny! Tego rodzaju informacje nie są czymś wyjątkowym; opisy bitw z zastosowaniem fantastycznego arsenału broni i pojazdów latających bardzo często pojawiają się w hinduskich epopejach. Jedna z nich podaje nawet opis bitwy między wimanami i vailixami na Księżycu! Opis podany w poprzednim akapicie odzwierciedla opis wojny atomowej oraz efekty napromieniowania radioaktywnego ludzi. Skok do wody może przynieść jedynie odroczenie wyroku. W czasie prowadzonych w ubiegłym wieku prac wykopaliskowych w Mohenjo-Daro znaleziono liczne szkielety leżące na ulicach. Niektóre z nich trzymały się za ręce, tak jakby tych ludzi uśmierciła jakaś nagła katastrofa. Poziom ich radioaktywności należy do najwyższych spośród wszystkich, jakie kiedykolwiek znaleziono – jest porównywalny z radioaktywnością szkieletów znalezionych w Hiroszimie i Nagasaki. Starożytne miasta, których kamienne i ceglane ściany zostały zeszklone, to znaczy stopione w jeden monolit, można znaleźć w Indiach, Szkocji, Francji, Turcji i innych miejscach na Ziemi. Przyczyn zeszklenia kamiennych fortów i miast nie da się wyjaśnić inaczej niż wybuchem atomowym.
Co więcej, w Mohenjo-Daro, którego doskonały plan oparto na siatce kartograficznej i które posiadało znacznie lepszy system kanalizacji niż obecnie stosowane w Indiach i Pakistanie, znaleziono na ulicach stosy „czarnych szklanych bryłek”. Okazało się, że są to gliniane naczynia, które stopiły się pod wpływem wysokiej temperatury! Po kataklizmie, w wyniku którego zatonęła Atlantyda, i po zmieceniu z powierzchni ziemi przy pomocy broni atomowej Imperium Ramy, świat cofnął się do „epoki kamiennej” i kilka tysięcy lat temu narodziła się współczesna historia. Wydaje się jednak, że mimo tego kataklizmu nie wszystkie wimany z Imperium Ramy i vailixy z Atlantydy uległy zniszczeniu. Zbudowane tak, aby możne było je używać przez tysiące lat, mogą służyć dalej, jak podaje „Dzięsięciu Nieznanych Mędrców” Aśoki oraz manuskrypt z Lhasy.
To, że tajne „bractwa” skupiające wyjątkowe, „oświecone” jednostki ludzkie mogły przechować te wszystkie osiągnięcia nauki, historię etc., nie powinno nikogo dziwić. Wiele znanych postaci historycznych, takich jak Jezus, Budda, Laozi, Konfucjusz, Kriszna, Zaratusztra, Wardhamana Mahawira, Quetzalcoatl, Echnaton, Mojżesz oraz bardziej współcześni wynalazcy, jak również wielu innych ludzi, którzy pozostają anonimowi, było prawdopodobnie członkami takich organizacji. Warto podkreślić, że kiedy Aleksander Wielki najechał ponad dwa tysiące lat temu Indie, jego kronikarze odnotowali, że w pewnym miejscu zostali zaatakowani przez „ogniste, latające tarcze”, które zanurkowały na ich armię i przestraszyły kawalerię. Te „latające talerze” nie użyły jednak żadnych bomb atomowych ani broni promienistych przeciwko armii Aleksandra i w rezultacie pomaszerował on na Indie. Wielu autorów sugeruje, że te „bractwa” trzymają swoje wimany i vailixy w tajnych grotach w Tybecie lub jakimś innym miejscu w Środkowej Azji. Co ciekawe, położona w zachodniej części Chin pustynia Lop Nor jest od dłuższego czasu miejscem ożywionej aktywności UFO. Być może to właśnie tam przechowuje się w podziemnych bazach, podobnych do tych, jakie Amerykanie, Brytyjczycy i Sowieci wybudowali w ostatnich kilku dziesięcioleciach na całym świecie, owe tajemnicze pojazdy latające. Tak czy inaczej, nie da się całej aktywności UFO przypisać wysłużonym wimanom latającym tam i z powrotem na Księżyc w bliżej nie określonym celu.