Rasy gigantów wciąż żyją na Wyspach Salomona
Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 32 (6/2003)
Tytuł oryginalny: „Giant Races Still Exist in the Solomon Islands”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 10, nr 5
Marius Boirayon
Copyright © 2003
Nauka to szereg następujących po sobie odkryć, zaś to, o którym traktuje ten artykuł, jest z pewnością jednym z większych. Zanim przedstawię fakty na temat gigantów z Wysp Salomona, najpierw przybliżę fakty dotyczące gigantów z Guadalcanal1.
Giganci z Guadalcanal zamieszkują ogromne górskie połacie podzwrotnikowej dżungli pokrywającej tę wyspę. Wykorzystują rozległy system jaskiń ciągnących się pod całą wyspą. Natknąłem się na wielu ludzi z Guadalcanal, którzy uważają, że mogą oni przechodzić nimi ze wschodu na zachód wyspy bez oglądania światła dziennego. Co więcej, wielu z nich uważa, że są ich tysiące.
Tubylcy z Guadalcanal wierzą również, że giganci mają pod górami wyspy ogromne miasto, do którego jedno z wejść prowadzi przez górę Tatuva. Jeśli ktoś chciałby ich sfilmować, to najlepszym miejscem, w którym można by to zrobić, są położone w pobliżu tej góry wsie, gdzie widuje się ich regularnie. Gwoli prawdy, nie ma jednak takiej konieczności, ponieważ przebywają wszędzie i widuje się ich w ciągu dnia na całej wyspie.
Według mojej wiedzy są trzy różne typy gigantów. Więksi i częściej widywani mierzą ponad 3 metry wzrostu, ale spotkałem się z relacjami mówiącymi, że spotyka się wśród nich jeszcze wyższe osobniki. Mają długie brązowe lub rudawe włosy i kiedy chcą się komuś dobrze przyjrzeć, odgarniają je ręką z twarzy. Mają sterczące podwójne brwi, wyłupiaste czerwone oczy, płaski nos i szerokie usta.
Oprócz tego dużego owłosionego typu są jeszcze mniejsze, różniące się wzrostem i bardziej skąpym owłosieniem ciała. Mniejsze wersje, aczkolwiek wyższe od normalnych ludzi, przypominają dzikich ludzi mieszkających w dżungli i są mniej owłosione. Te opisy pochodzą od mieszkańców Guadalcanal. Ilekroć tybulcy natykają się na mniejszych gigantów, półludzi, usiłują ich zabić. Te mniejsze wersje gigantów stoją niżej w społecznej hierarchii gigantów i mieszkają głównie w dżungli, poza systemem jaskiń. Mimo to przedstawicieli wszystkich trzech rodzajów można spotkać w dżungli.
Muszę tu podkreślić, że tubylcy z Guadalcanal nie rozumieją, że giganci stanowią coś bardzo cennego z punktu widzenia całego świata. Powiedzenie stwierdzające, że Wyspy Salomona są „miejscem zagubionym w czasie”, niewiele odbiega od prawdy.
Guadalcanal obfituje w złoto, co Europejczycy odkryli już wiele wieków temu. Trzydzieści lat temu różne spółki zajmujące się wydobywaniem złota rozpoczęły negocjacje z miejscowymi właścicielami ziem, aby uzgodnić z nimi warunki, na jakich mogliby wydobywać złoto. Nastąpił cały szereg nieudanych prób i dopiero niedawno spółce Ross Mining udało się dokonać przełomu poprzez zaoferowanie tybulcom 3 procent z dochodu.
W roku 1998 na położonej na północy środkowej części Guadalcanal Złotej Przełęczy, gdzie budowano kopalnię, wprowadzono duże spycharki górnicze przeznaczone do równania pasów pod drogi i karczowania terenu przeznaczonego pod kopalnię. Kopalnia graniczy z terenami gigantów i wygląda na to, że mają oni silne poczucie własności swojego terytorium. Pewnego razu jedna z tych wielkich spycharek odmówiła posłuszeństwa, kiedy zepsuł się jej lemiesz. Ponieważ było już późne popołudnie, robotnicy postanowili zostawić lemiesz, zaś spycharkę zabrać do warsztatu w celu usunięcia w ciągu nocy usterki, aby nazajutrz rano móc kontynuować pracę.
Kiedy rano wrócili na miejsce, w którym zostawili lemiesz, okazało się, że go nie ma. Robotnicy nie wiedzieli, co się mogło z nim stać, zwłaszcza że ważył ponad 10 ton! Zaczęli przeszukiwać okolicę i niedaleko miejsca, gdzie zostawili lemiesz, natknęli się na ślady stóp gigantycznych rozmiarów, długości około metra. Niedługo potem odnaleźli lemiesz, który leżał porzucony około 100 metrów dalej na małym pagórku. Analiza śladów wykazała, że giganci wcale go nie nieśli, ale rzucili bądź przetransportowali jakimś innym, trudnym do ustalenia, sposobem.
Kilka lat temu szef zespołu pilotów helikopterów amerykańskiej floty rybackiej poprosił mnie, emerytowanego inżyniera i pilota helikoptera, abym zajął się dostarczaniem im części zapasowych, ponieważ Australia jest bliżej Wysp Salomona niż Guam2. Praca trwała sześć tygodni i szczodrze zapłacono mi za mój niewielki wysiłek.
Założyłem sobie biuro w budynku, który stał naprzeciwko siedziby władz Guadalcanal i w porze lunchu zdarzało się, że wpadałem tam i wypijaliśmy razem z premierem i ministrem finansów Guadalcanal, Victorem, po kilka piw. W czasie jednego z takich lunchów opowiedzieli mi o spotkaniu z gigantami, które przeżyli kilka miesięcy wcześniej. Zarówno premier, który jest teraz ministrem w rządzie federalnym, jak i Victor, który jest nadal ministrem, postanowili wybrać się na Złotą Przełęcz w celu obejrzenia terenów przeznaczonych pod kopalnię. Wsiedli wczesnym popołudniem do samochodu terenowego marki Toyota Hilux i ruszyli w drogę.
Była to pełna przygód przejażdżka. Po minięciu kilku wsi przybyli na miejsce. Spychacze usypały drogę, ale ponieważ często pada tam deszcz, droga wokół wzgórza była bardzo śliska. Samochód zsunął się z jej krawędzi i ugrzązł w błocie. Usiłowali wepchnąć go z powrotem na nią, ale mimo iż miał napęd na cztery koła, nie udało się im. W rezultacie musieli wrócić piechotą do ostatniej wsi, którą minęli po drodze, i zwerbować ludzi do pomocy.
Po skrzyknięciu 30 robotników wynajmujących się do prac dorywczych, poszli z powrotem. Kiedy mijali ostatni zakręt, za którym znajdował się ich zagrzebany w błocie samochód, zobaczyli, że znowu stoi on na niej, a obok niego potężni giganci, jeden przed a drugi za samochodem. W pierwszym odruchu wszyscy rzucili się z potwornym wrzaskiem do ucieczki. Po około pół godzinie doszli nieco do siebie i wrócili w pobliże samochodu, ale gigantów już nie było.