Z miejsca poczuliśmy szacunek, pokorę i cześć dla tego miejsca śmierci i jednocześnie byliśmy zdziwieni łatwością, z jaką Dziadek je odnalazł. Byłem przekonany, że nikt z nas nie był tu przedtem, zaś Dziadek nigdy o tym cmentarzysku nie mówił, jednak z jakiegoś powodu zdawał się być z nim związany. Wiedział i to na jakimś duchowym, niepostrzegalnym dla nas poziomie wiedzy, że tam jest. Teraz, kiedy wspominam ten dzień, sądzę, że wiedział, iż będzie to dla nas szczególna lekcja.
Dziadek podszedł do nagrobka, który był częściowo ukryty pośród dzikiej winorośli i delikatnie odsunął ją na bok. Po dłuższej chwili gestem przywołał nas. Imię i data były ledwie widoczne, lecz na dole wyraźnie odcinał się napis: „...w wieku 12 lat”.
— Kim byli ci ludzie, kim jest ten chłopiec? — zapytał nas Dziadek. — Co starali się osiągnąć, jakie były ich nadzieje, marzenia i wizje? Czy pracowali wyłącznie fizycznie, czy też robili coś na rzecz spraw mieszczących się poza ciałem, dla wielkiego celu? Z pewnością mieli wpływ na Ducha, który znajduje się we wszystkim, lecz czy naprawdę pracowali z całym poświęceniem, tak aby polepszyć przyszłość swoich wnuków, czy też nie robili nic poza zachowaniem mitu o społeczeństwie? Czy byli szczęśliwi, radośni i wypełnieni duchowym uniesieniem, czy też prowadzili życie pełne trudu i przeciętności? A czy ten chłopczyk żył w bliskości Ziemi i Stwórcy, czy też oddał swoje życie, swoją chęć przeżycia przygód, na rzecz mozołu, jak to czynili jego rodzice i rodzice jego rodziców? Ten chłopczyk był dokładnie w waszym wieku i sądzę, że jego nadzieje i marzenia były bardzo podobne do waszych. I oto, co po nim pozostało – zapomniany grób.
— Dziadku — zapytałem — czyż nie wystarczy być szczęśliwym i żyć pełną życia?
— Nie wystarczy, aby człowiek był szczęśliwy cieleśnie — odrzekł po długiej chwili milczenia Dziadek. — Musi być również szczęśliwy i radosny w duszy, bo bez szczęścia i zachwytu duszy życie jest płytkie. Bez poszukiwania wartości Ducha życie jest przeżywane jedynie w połowie i puste. Przez życie duchowe nie rozumiem spędzania jednej godziny dziennie na modlitwie, lecz poszukiwanie wartości duchowych w każdej chwili każdego dnia. Pytam więc was: Co ci ludzie zrobili, aby odnaleźć duchowe oświecenie i zachwyt? Czy poświęcili swoje życie czemuś, co było czymś więcej niż pracą? Każdego dnia ich życia dana im była szansa, podobnie jak wam będzie dana szansa odnalezienia zachwytu nad Duchem lub rezygnacji z tego na rzecz życia złożonego z nic nie znaczącej pracy. Końcowy rezultat jest zawsze taki sam – zapomniane groby i zapomniane marzenia zapomnianych ludzi. Nie jest ważne, że ktoś będzie pamiętał, lecz to, że pracuje się, by dotknąć Boga i wpłynąć dodatnio na świadomość Ducha, który przenika wszystko, co oznacza zbliżenie świadomości człowieka do Stwórcy.
Odeszliśmy z cmentarzyska bez słowa i skierowaliśmy się na miejsce obozowiska na wzgórzu. Kiedy tam dotarliśmy, znacznie się ochłodziło, zaś Słońce dawno już zaszło. Gdy budowaliśmy szałasy i zbieraliśmy pożywienie, czas zdawał się umykać niepostrzeżenie. Moje myśli cały czas krążyły wokół lekcji, jaką otrzymaliśmy na cmentarzysku. Zastanawiałem się, do jakiego stopnia przypominam tego bezimiennego chłopca leżącego w tym zapomnianym grobie. Czy ja również poszukiwałem jedynie rozkoszy cielesnych i nie poświęcałem wystarczająco dużo uwagi sprawom Ducha?
Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, co oznaczała głębia lekcji udzielanych nam przez Dziadka. Zrozumiałem, że powinienem tak żyć, jakbym miał jutro umrzeć, bowiem właśnie to przydarzyło się temu chłopcu. Nikt nie jest pewny swojego jutra i dlatego każdy dzień powinien być przeżywany w pełni, zarówno cieleśnie, jak i – przede wszystkim – duchowo. Nie jest ważne, czy ktokolwiek będzie pamiętał, kim byliśmy, lecz to, że dokonaliśmy dodatniej zmiany w Duchu, który przenika wszystko, w sile życiowej Ziemi, i czyniąc to wzbogaciliśmy się duchowo oraz zbliżyliśmy do Stwórcy.
Po zakończeniu pracy siedziałem przy ognisku odpoczywając, lecz moje myśli wciąż krążyły wokół chłopca z cmentarzyska. Dziadek usiadł dość daleko od ognia. Oczy miał zamknięte, lecz wydawało mi się, że nie śpi. W świetle ogniska jego twarz wydawała się należeć do ducha a nie człowieka. Powoli pochylił się do przodu i odpowiedział na wiele pytań, które cisnęły mi się na usta. Od czasu do czasu jego zdolność czytania moich myśli była wręcz denerwująca i czasami złościło mnie, że wie wszystko, co zdołam pomyśleć.
— Czy obserwowałeś kiedykolwiek stado brodźców na plaży, w jaki sposób odpływają i przypływają wraz z pływami, stając się od czasu do czasu niemal jednym organizmem, a nie zbiorowiskiem indywidualności, organizmem poruszającym się jak jedna całość wraz z falami przybijającymi do brzegu? Kiedy zrywają się do lotu ich spójność jest jeszcze bardziej zadziwiająca, wręcz zdumiewająca. Wszystkie lecą w jednym kierunku, a następnie w jednej chwili całe stado zawraca i leci w innym kierunku. Przyglądając się uważnie zauważymy, że nie ma ptaka, który podejmuje decyzję o zmianie kierunku lotu stada. Wydaje się, że czyni to Duch, zbiorowa świadomość, która przenika nagle całe stado. Kiedy przyjrzeć się im z daleka, całe stado zdaje się być jednym organizmem, jedną świadomością rządzoną przez wspólną siłę i ducha wszystkich jednostek. Jest to ta sama świadomość, która przenika człowieka, Naturę i Ziemię – to świadomość, którą nazywamy „Duchem przenikającym wszystko” lub „siłą życiową”. Przypuszczam jednak, że to u jednego z ptaków powstaje myśl o zmianie kierunku lotu i że pojawia się ona z miejsca u wszystkich pozostałych. Jednostka wykracza poza swoje granice i jednoczy się z całością. Tak więc w pewnej chwili ptak porusza się razem ze stadem i jednocześnie całe stado z nim. Nie pytajcie więc mnie, co należy zrobić, aby wpłynąć dodatnio na siłę życiową, ponieważ ten sam Duch, który przenika ptaki, przenika również was. Jedna osoba, jedna idea, jedna myśl mogą zawrócić stado społeczeństwa ze współczesnej drogi prowadzącej ku destrukcji. Problem nie polega na tym, czy coś zmienimy, ponieważ wszyscy wszystko zmieniamy, każdy z nas na swój sposób. Ważna jest owa zmiana, której dokonujemy.
— Jeśli więc prowadzimy życie, które jest tak blisko Ducha, poszukujemy duchowej radości i jedności, i już samo to powinno wpływać na życie — powiedziałem, przy czym te słowa były bardziej pytaniem niż stwierdzeniem.
— To nie wystarczy — odrzekł Dziadek. — To jedynie poszukiwanie spraw duchowych na poziomie indywidualnym. Ten, kto tak czyni, jest samolubem. Ci, którzy poszukują duchowych wartości tylko dla siebie samych, nie pracują na rzecz zmiany Ducha, który kieruje świadomością człowieka. Tacy ludzie uciekają, chcą uniknąć odpowiedzialności, używają swojej mądrości w celu gloryfikacji samych siebie. Człowiek ducha musi pracować na rzecz zasad, celu, powinien poszukiwać rzeczy znacznie ważniejszych od gloryfikacji samego siebie, aby zmienić ducha, który może zawrócić ludzi z drogi destrukcji.
Długo siedziałem w ciszy nocy, usiłując desperacko zrozumieć to, co powiedział mi Dziadek. Chodziło więc o to, że nie wystarczy pracować na rzecz swojego własnego oświecenia, ale o to, by pracować na rzecz duchowego oświecenia ludzkości. Praca wyłącznie dla siebie, odseparowanie się w poszukiwaniu ekstazy ducha jest ucieczką od odpowiedzialności. Dziadek powiedział, że osoba uduchowiona musi wziąć mądrość i filozofię Ziemi i przekazać ją współczesnemu społeczeństwu.
Po chwili Dziadek przemówił znowu.
— Próba prowadzenia duchowego życia we współczesnym społeczeństwie jest najtrudniejszą ścieżką, jaką można sobie obrać. Jest to ścieżka bólu, izolacji i zachwianej wiary, lecz jest to jedyny sposób na to, aby nasza Wizja stała się rzeczywistością. Zatem prawdziwe Poszukiwania w życiu polegają na prowadzeniu życia zgodnie z filozofią Ziemi w ramach ograniczeń, jakim podlega człowiek. Nie ma kościoła, świątyni, które byłyby niezbędne do znalezienia pokoju, ponieważ naszymi są świątynie głuszy. Nie ma przywódców duchowych, jako że jedynymi przywódcami są nasze serca i Stwórca. Jest nas niewielu i bardzo niewielu dane jest rozumienie naszego języka i zrozumienie spraw, którymi żyjemy. Idziemy więc tą ścieżką samotnie, ponieważ Wizja i Ścieżka każdego z nas są wyjątkowe i indywidualne. Musimy jednak iść razem ze społeczeństwem, w przeciwnym razie nasza Wizja zginie, jako że człowiek nie żyjący swoją Wizją, żyje śmiercią.
Przez długi czas nikt nie odezwał się słowem. Oddałem się swoim własnym myślom i wątpliwościom. Nie chciałem żyć w społeczeństwie, ponieważ głusza była moim domem, moją miłością, moim życiem i radością mego ducha. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego człowiek nie może przeżywać swojej Wizji w czystości głuszy, z dala od uciech społeczeństwa. Nie widziałem powodu do pośpiechu ani jakiegokolwiek powodu, dla którego miałbym obdarzyć społeczeństwo tym, czego się nauczyłem.