Nasi ludzie przyprowadzili osiemnastu gigantów, zarówno kobiety, jak i mężczyzn, których umieścili w dwóch grupach – połowę po jednej stronie portu, a drugą połowę po drugiej, aby polowali na wspomniane zwierzęta.
Sześć dni później nasi ludzie, wybierając się na rąbanie drewna, ujrzeli innego giganta z pomalowaną twarzą i ubranego podobnie jak jego pobratymcy; w ręku miał łuk i strzały. Podchodząc do naszych ludzi, wykonał pewne gesty, dotykając głowy i ciała, po czym to samo zrobił naszym ludziom i na koniec wzniósł obie ręce do nieba.
Kiedy kapitan dowiedział się o tym, posłał po niego swoją łódź i przyprowadził go na jedną z małych wysp znajdujących się w porcie, w którym cumowały statki.
Na tej wyspie kapitan nakazał zbudować dom, w którym na czas przestoju można by umieścić niektóre rzeczy ze statku.
Ten gigant był lepiej usposobiony od pozostałych, był uprzejmą i życzliwą osobą, która lubiła tańczyć i skakać. Gdy skoczył, w miejscu, w którym lądowały jego stopy, ziemia zagłębiała się na głębokość dłoni.

Towarzyszył nam przez długi czas i na koniec ochrzciliśmy go nadając mu imię Jan.
Ten gigant wymawiał imię Jezusa i odmawiał Pater noster (Ojcze nasz) i Ave Maria tak wyraźnie, jak my, rycząc przy tym swoim donośnym głosem. Kapitan dał mu koszulę, tunikę z materiału i marynarskie spodnie, czapkę, grzebień, dzwonki i inne rzeczy, po czym odesłał go tam, skąd przybył.
Odszedł bardzo radosny i zadowolony. Następnego dnia wrócił, przyprowadzając jedno z tych dużych wspomnianych wcześniej zwierząt, za które kapitan dał mu inne rzeczy, mówiąc, aby przyprowadził ich więcej. Nie wrócił już jednak i należy przypuszczać, że został zabity przez pozostałych gigantów, ponieważ zaprzyjaźnił się z nami.
Piętnaście dni później ujrzeliśmy czterech innych gigantów, którzy nie mieli przy sobie strzał, ponieważ ukryli je w krzakach, jak pokazało nam dwóch z nich, gdy przyjęliśmy wszystkich czterech na pokład. Każdy z nich był inaczej pomalowany.
Kapitan zatrzymał dwóch młodszych, aby wracając zabrać ich ze sobą do Hiszpanii. Uczyniono to delikatnymi i przebiegłymi środkami, aby nie wyrządzili krzywdy niektórym z naszych ludzi. Zatrzymano ich, dając im wiele noży, widelców, luster, dzwonków i szkła, ci zaś trzymali wszystkie te rzeczy w swoich rękach. Następnie kapitan przyniósł kajdany, jakie zakłada się na nogach złoczyńców. Giganci czerpali przyjemność z ich oglądania, ale nie wiedzieli, gdzie je położyć, i smuciło ich, że nie mogą ich wziąć w ręce, ponieważ przeszkadzały im w tym inne rzeczy, które już w nich trzymali.
Byli tam też dwaj inni giganci, którzy chcieli im pomóc, ale kapitan nie pozwolił im, dając znak dwóm, których pragnął zatrzymać, aby założyli kajdany na nogach i odeszli. W odpowiedzi uczynili znak głowami, że są zadowoleni.
Kapitan natychmiast kazał założyć im kajdany, a gdy zobaczyli, że są one przy pomocy młotka i śruby nitowane, co uniemożliwia ich otwarcie, giganci ci przestraszyli się, ale kapitan dał im znak, żeby się nie bali.
Widząc jednak podstęp, który zastosowano wobec nich, zaczęli się wściekać i pienić jak byki, krzycząc głośno „Setebos” – wzywając w ten sposób wielkiego diabła, żeby im pomógł. Ręce pozostałych dwóch gigantów zostały związane, ale z wielkim trudem. Następnie kapitan odesłał tych dwóch z powrotem na brzeg razem z dziewięcioma swoimi ludźmi, żeby ich odprowadzili i przyprowadzili żonę jednego z tych, którzy zostali zakuci, ponieważ bardzo za nią tęsknił, co widzieliśmy po jego znakach.
Odchodząc, jeden z tych dwóch, którzy zostali odesłani, uwolnił swoje ręce i uciekł, biegnąc z taką lekkością, że nasi ludzie stracili go z oczu. Pobiegł tam, gdzie przebywali jego współplemieńcy, ale nie znalazł żadnego z tych, którzy pozostali z kobietami, ponieważ udali się na polowanie. Poszedł jednak ich szukać i kiedy ich odnalazł, opowiedział im wszystko, co im zrobiono.
Drugi gigant, któremu skrępowano ręce, starał się ze wszystkich sił uwolnić. Aby temu zapobiec, jeden z naszych ludzi uderzył go i zranił w głowę, co go bardzo rozsierdziło. Jednak zaprowadził naszych ludzi do miejsca, w którym przebywały ich żony. Wtedy sternik John Cavagio, główny przewodnik tych dwóch gigantów, zamiast zabrać żonę jednego z gigantów, którzy tego wieczora zostali zakuci w kajdany, uznał, że powinni przespać się w tamtym miejscu, ponieważ była już prawie noc.
W tym czasie ten, który uwolnił swoje ręce, wrócił razem z innym gigantem z miejsca, w którym przebywali. Widząc swojego rannego towarzysza, nic nie powiedzieli, tylko następnego ranka odezwali się do kobiet w swoim języku, po czym wszyscy razem natychmiast uciekli. Najmniejsi biegli szybciej niż najwięksi, porzuciwszy wszystkie swoje rzeczy.
Dwóch z tych gigantów, którzy byli dość daleko, strzelało w naszych ludzi strzałami. Walcząc w ten sposób, jeden z gigantów przebił strzałą udo jednego z naszych ludzi, który natychmiast zmarł. Widząc, że nie żyje, wszyscy oni uciekli.
Nasi ludzie mieli kusze i pistolety, ale żadnemu nie udało się trafić któregokolwiek z gigantów, ponieważ nie stali oni w miejscu, tylko skakali tu i tam. Potem nasi ludzie pochowali zabitego towarzysza i podpalili miejsce, w którym giganci zostawili swój dobytek. Ci giganci biegają szybciej niż konie i są zazdrośni o swoje żony.
Kiedy zakuci giganci mieli bóle brzucha, zamiast przyjmować lekarstwa wkładali sobie do gardła strzałę długości około dwóch stóp [0,6 m], po czym wymiotowali zieloną żółcią zmieszaną z krwią. Wymiotowali tą zieloną wydzieliną, ponieważ czasami jedli osty. Kiedy mieli bóle głowy, robili nacięcie na czole oraz na rękach i nogach, aby upuścić krew z kilku części ciała. Jeden z tych dwóch, których zabraliśmy i trzymaliśmy na naszym statku, powiedział, że krew nie chce pozostawać w miejscu, w którym ciało odczuwa ból. Ci ludzie mają krótkie włosy obcięte jak mnisi noszący tonsurę. Noszą bawełniany sznurek wokół głowy, na którym zawieszają strzały, gdy idą polować.
Kiedy jeden z nich umiera, pojawia się dziesięć lub dwanaście diabłów, którzy tańczą wokół zmarłego. Wygląda na to, że są one pomalowane i jeden z nich jest wyższy od pozostałych, czyni większy hałas i raduje się bardziej od reszty. To stąd wziął się zwyczaj tych ludzie malowania twarzy i ciał, o czym wcześniej wspomniano.
Największy z tych diabłów jest nazywany w ich języku Setebos, a pozostałe Cheleule. Oprócz wyżej wymienionych rzeczy ten, który był z nami na statku, powiedział nam, używając znaków, że widział diabły z dwoma rogami na głowach i włosami długimi do stóp, które ziały ogniem z ust i zadów.
Kapitan nazwał ten lud „Pataghom” – nie mają domów, ale mają chaty zrobione ze skór zwierząt, w które sami się przyodziewają. Razem ze swoimi chatami przenoszą się z miejsca na miejsce, podobnie jak Cyganie. Żywią się surowym mięsem i jedzą pewien słodki korzeń, który nazywają capac.
Ci dwaj giganci, których trzymaliśmy na statku, zjedli ogromny kosz sucharów i szczurów razem ze skórą, za każdym razem pijąc pół wiadra wody.
◈
Te słowa przekazał mi gigant, którego mieliśmy na statku, ponieważ poprosił mnie o capac, czyli chleb, bo tak nazywają ten korzeń, którego używają jako chleba, oraz o oli, to jest wodę. Gdy zobaczył, jak zapisuję te słowa, prosząc o następne rzeczy, zrozumiał, co robiłem z piórem w dłoni. Innym razem zrobiłem krzyż i ucałowałem go, pokazując mu go, ale nagle wykrzyknął „Setebos!” i pokazał mi znakami, że jeśli ponownie zrobię krzyż, to wejdzie do mojego żołądka i sprawi, że umrę. Gdy gigant był chory, poprosił o krzyż, objął go i ucałował. Przed śmiercią chciał zostać chrześcijaninem i spełniając jego prośbę nazwaliśmy go Paweł. Gdy ci ludzie chcą rozpalić ogień, biorą zaostrzony kij i pocierają go o inny, aż rozpalą ogień w drzewie, które jest umieszczone pomiędzy tymi kijami.
◈
W środę 28 listopada 1520 roku wyszliśmy z tej cieśniny i wypłynęliśmy na Pacyfik, gdzie spędziliśmy trzy miesiące i dwadzieścia dni bez odnawiania zaopatrzenia i innych napojów, jedliśmy jedynie stare suchary starte na proszek, pełne larw i śmierdzące od brudu, który pozostał po szczurach, które jadły suchary, gdy te były jeszcze dobre. Woda, którą piliśmy, była żółta i cuchnąca. Jedliśmy także skóry wołów, które znajdowały się pod główną reją, aby reja nie zniszczyła olinowania – były bardzo twarde przez działanie słońca, deszczu i wiatru. Zostawiliśmy je na cztery lub pięć dni w morzu, a potem położyliśmy je na trochę na żarze i je zjedliśmy. Zjedliśmy także trociny i szczury, które kosztowały pół korony za sztukę, i co więcej, nie można było ich zdobyć wystarczająco dużo.
Poza wyżej wymienionym złem to nieszczęście, o którym wspomnę, było najgorsze – górne i dolne dziąsła naszych ludzi spuchły tak bardzo, że nie mogli jeść. Wielu cierpiało, dziewiętnastu zmarło, zmarł także drugi gigant oraz Indianin z kraju Verzin (wybrzeże Brazylii). Oprócz tych, którzy umarli, dwudziestu pięciu lub trzydziestu zachorowało na różne choroby, zarówno rąk i nóg, jak i pozostałych miejsc, w taki sposób, że bardzo niewielu pozostało zdrowych. Jednak ja dzięki Bogu nie zachorowałem.
O autorze:
Antonio Pigafetta należał do bogatej weneckiej rodziny. W młodości studiował astronomię, geografię i kartografię, po czym na początku XVI wieku służył na statkach Szpitalników. Przed rokiem 1519 wraz z nuncjuszem apostolskim Francesco Chieregatim udał się do Hiszpanii, gdzie usłyszał o planowanej przez Magellana wyprawie, do której postanowił dołączyć jako dodatkowy uczestnik. Podczas wyprawy Pigafetta zbierał obszerne dane dotyczące geografii, klimatu, flory, fauny oraz rdzennych mieszkańców miejsc, które odwiedziła ekspedycja. Jego skrupulatne zapiski okazały się bezcenne dla przyszłych odkrywców i kartografów, głównie z uwagi na uwzględnienie informacji dotyczących żeglugi i języka. Pigafetta został ranny na wyspie Mactan na Filipinach, na której w kwietniu 1521 roku zabito Magellana. Był wśród 18 osób, które towarzyszyły Juanowi Sebastiánowi Elcano na pokładzie statku Victoria w drodze powrotnej do Hiszpanii.
Przełożył Mateusz Szemiot
Od redakcji:
Źródło: Antonio Pigafetta, „The First Voyage Round the World” („Pierwsza podróż dookoła świata”), przekład lord Stanley z Alderley, Londyn, Wielka Brytania, 1874. (WikiSource.org)