Wzdłuż całej objętości władowania jarzeniowego plazma jest prawie neutralna z niemal równą liczbą protonów i elektronów. To oznacza, że różnica potencjałów między Słońcem i Ziemią jest tak mała, że przekracza nasze obecne zdolności pomiarowe – jest przypuszczalnie rzędu jednego lub dwóch elektronów na metr sześcienny.

Im jednak bliżej Słońca, tym bardziej wzrasta gęstość ładunku i na słonecznej koronie i jego powierzchni elektryczne pole ma już moc wystarczającą na generowanie wszelkich zjawisk energetycznych, jakie obserwujemy.

Obecnie teoretycy elektryczności Wallace Thornhill i Donald Scott zachęcają do krytycznych porównań termojądrowego i elektrycznego modelu Słońca. Biorąc pod uwagę to, co wiemy o Słońcu, który model spełnia test zgodności, prostoty i przewidywalności? Dlaczego tak wiele odkryć dziwi badaczy, a nawet pozostaje w sprzeczności z wnioskami wypływającymi z modelu syntezy jądrowej? Czy istnieje jakaś fundamentalna własność Słońca, która przeczy hipotezie wyładowania jarzeniowego?

Dokładniejsze przyjrzenie się Słońcu ujawnia wszechobecny wpływ pól magnetycznych, które są wynikiem prądów elektrycznych. Plamy słoneczne, protuberancje, wyrzuty materii z korony i szereg innych zjawisk wymaga w przypadku stosowania modelu syntezy jądrowej jeszcze bardziej skomplikowanej zgadywanki, a przecież to nic innego jak zachowanie anody w koronowych wyładowaniach jarzeniowych!

W modelu elektrycznym Słońce jest „anodą”, czyli dodatnio naładowanym ciałem w procesie elektrycznej wymiany, z kolei „katodą” nie jest żaden wyraźny obiekt – jest nią niewidzialna „wirtualna katoda” położona na granicy słonecznego wyładowania koronowego. (Koronowe wyładowania są czasami widoczne jako świecenie otaczające przewody wysokiego napięcia, podczas których przewody przekazują ładunek otaczającemu je powietrzu). Ta wirtualna katoda leży daleko za granicą planet. W leksykonie astronomii nosi ona nazwę „heliopauzy”. W terminologii elektrycznej jest to powłoka komórkowa lub „podwójna warstwa”, która oddziela otaczający Słońce plazmocyt (heliosferę) od otaczającej plazmy galaktycznej.

W świecie elektryczności takich form komórkowych należy spodziewać się w regionach o odmiennych własnościach plazmy. Według modelu wyładowania jarzeniowego Słońca niemal cała różnica napięć między Słońcem i jego galaktycznym środowiskiem występuje na cienkiej granicy powłoki heliopauzy.

Wewnątrz heliopauzy istnieje słabe, ale stałe, radialne pole elektryczne z centrum w postaci Słońca. Obecnie posiadany sprzęt uniemożliwia zmierzenie słabego pola elektrycznego, które skumulowane wewnątrz ogromnej przestrzeni heliosfery ma jednak wystarczającą moc do zasilania słonecznych wyładowań.

Widzialny komponent koronowego wyładowania jarzeniowego występuje ponad anodą, często w postaci warstwowej. Częścią tego wyładowania jest czerwona chromosfera Słońca (w zupełnie niezamierzony – jak się wydaje – sposób w stosunku do korony słonecznej został zastosowany właściwy termin z zakresu inżynierii elektrycznej). I tak cząsteczki o największej energii nie znajdują się w fotosferze, ale ponad nią.

 

Słoneczne temperatury

Teoretycy elektryczności postrzegają Słońce jako doskonały przykład tej charakterystycznej cechy wyładowań jarzeniowych – radykalne przeciwieństwo w stosunku do oczekiwanego rozpraszania energii z jądra na zewnątrz, które jest opisywane w modelu syntezy jądrowej.

Jakieś 500 kilometrów nad fotosferą lub widzialną powierzchnią znajdujemy najniższe mierzalne temperatury wynoszące około 4400 stopni kelwina. Przenosząc się ku górze, odkrywamy, że temperatura podnosi się stale do około 20 000 stopni kelwina na szczycie chromosfery, czyli na wysokości około 2200 kilometrów nad powierzchnią Słońca. Tu skacze ona nagle o setki tysięcy stopni, a następnie powoli rośnie, by osiągnąć w koronie dwa miliony stopni. Nawet w odległości jednej, a nawet dwóch średnic, zjonizowane atomy tlenu mają temperaturę 200 milionów stopni!

Innymi słowy, mamy tu do czynienia z „odwrotnym gradientem temperatury”, który zgada się ze wszystkimi założeniami modelu wyładowania jarzeniowego i pozostaje jednocześnie w sprzeczności ze wszystkimi przewidywaniami modelu syntezy jądrowej.

Jest to jednak dopiero pierwsza z wielu zagadek i sprzeczności, które zawiera w sobie hipoteza syntezy jądrowej. Jak podkreślał już wiele lat temu astronom Fred Hoyle, przy silnej grawitacji i temperaturze zaledwie 5800 stopni na powierzchni, atmosfera Słońca, zgodnie z „prawami gazów”, które zazwyczaj astrofizycy stosują do takich ciał, powinna mieć grubość zaledwie kilku tysięcy kilometrów, natomiast rozdyma się ona na wysokość 100 000 kilometrów, gdzie podgrzewa się do temperatury milionów stopni, a nawet wyższej. Z tego miejsca cząsteczki przesuwają się ruchem przyspieszonym między planetami i to wbrew sile grawitacji. Stąd o planetach, w tym i o Ziemi, można powiedzieć, że orbitują wewnątrz rozproszonej słonecznej atmosfery.

Odkrycie, że grupy cząsteczek uciekają ze Słońca z szacunkową prędkością 400-700 kilometrów na sekundę stało się bardzo kłopotliwą niespodzianką dla zwolenników modelu syntezy jądrowej. Tych przyspieszeń słonecznego „wiatru” nie da się oczywiście wyjaśnić „ciśnieniem” słonecznego światła. W elektrycznie obojętnym, napędzanym grawitacją wszechświecie cząsteczki nie są wystarczająco gorące, aby móc uciec od tak potężnych mas, które są (teoretycznie) jedynymi, które przyciągają. A mimo to cząsteczki wiatru słonecznego nabierają prędkości mijając Wenus, Ziemię i Marsa. Ponieważ te cząsteczki nie są miniaturowymi „pojazdami rakietowymi”, to przyspieszenie jest ostatnią rzeczą, jakiej można się po nich spodziewać!

Według teoretyków elektryczności słabe pole elektryczne zogniskowane na Słońcu lepiej tłumaczy przyspieszenie naładowanych cząsteczek wiatru słonecznego. Elektryczne pola przyspieszają naładowane cząstki i podobnie jak pola magnetyczne świadczą o obecności prądów elektrycznych – przyspieszenie cząsteczek stanowi dobrą miarę siły pola elektrycznego.

Popularną pomyłką krytyków modelu elektrycznego jest założenie, że radialne pole elektryczne Słońca powinno być nie tylko mierzalne, ale i wystarczająco silne, aby móc przyspieszać elektrony w kierunku Słońca z „relatywistycznymi” prędkościami (do 300 000 kilometrów na sekundę). Na podstawie tego argumentu powinniśmy wykrywać elektrony nie tylko pędzące obok naszych instrumentów pomiarowych, ale również kreujące dramatycznie wyglądające widowiska na ziemskim nocnym niebie.

Ale jak już zostało wspomniane, w modelu wyładowania jarzeniowego plazmy międzyplanetarne pole elektryczne jest niezmiernie słabe. Żaden instrument umieszczony w przestrzeni kosmicznej nie jest w stanie zmierzyć różnicy radialnego potencjału ani też przyspieszenia wiatru słonecznego na odległości kilkudziesięciu metrów.

Jesteśmy jednak w stanie zaobserwować przyspieszenie na odległościach dziesiątków milionów kilometrów, co potwierdza, że pole elektryczne Słońca, aczkolwiek nieuchwytne w kategoriach woltów na metr, jest jednak wystarczające do podtrzymania potężnego prądu przemieszczającego się w przestrzeni kosmicznej. Znając ogrom objętości tej przestrzeni, prąd ten jest całkowicie wystarczający do napędzania Słońca.

Dalsze szczegóły dotyczące prądów, słonecznych pól magnetycznych, reakcji jądrowych i wielu innych cech Słońca znaleźć można w Obrazach Dnia (Pictures of the Day) zamieszczonych na stronie internetowej pod adresem www.thunderbolts.info. ;

(Pełny tekst tego artykułu znaleźć można na stronie internetowej pod adresem www.thunderbolts.info)

 

Przełożył Jerzy Florczykowski

 

Dodatkowe lektury:

Proszę również zajrzeć do następujących pozycji Obrazów Dnia (Pictures of the Day):

• Arc Lamp in the Sky (Lampa łukowa na niebie), www.thunderbolts.info

• Stellar Nurseries (Gwiezdne żłobki), www.thunderbolts.info

• Electric Stars (Elektryczne gwiazdy), www.thunderbolts.info

• The Iron Sun (Żelazne Słońce), www.thunderbolts.info

• Solar Tornadoes (Słoneczne tornada), www.thunderbolts.info

• Kepler Supernova Remnant (Pozostałość po supernowej Keplera), www.thunderbolts.info

 

Script logo
Do góry