POWSTAJE RDZA

Tak więc nasz układ słoneczny został zauważony przez międzygalaktycznych terraformerów w momencie zapłonu naszego słońca i początku formowania się planet. Każdą z planet spryskują całą gamą dwóch typów jednokomórkowych bakterii, o których wiedzą, że przetrwają w każdych warunkach środowiska (ekstremofile). Bakterie mają za zadanie wytworzenie tlenu jako produktu przemiany materii. Po co? Ponieważ jest niemal pewne, że na życie w całym kosmosie składają się te same podstawowe składniki i funkcje. Tą podstawą jest DNA, zaś „wyższe” organizmy zawsze będą potrzebowały tlenu do napędzania swojego metabolizmu. Jak z tego wynika, złożonych form życia nie da się „wszczepić”, dopóki na planecie nie pojawi się odpowiedni poziom tlenu.

Wszędzie, gdzie ten proces zostaje zapoczątkowany, głównym problemem, z którym muszą borykać się terraformerzy, jest żelazo. Żelazo jest obficie występującym we wszechświecie pierwiastkiem, również na planetach i w meteorytach. Żelazo bardzo chętnie wchodzi w reakcję z tlenem, stąd bierze się rdza. Tak więc na żadnej z planet dowolnego układu słonecznego nie mogą zadomowić się wyższe żywe organizmy, dopóki do ich atmosfer nie zostanie wpompowana taka ilość tlenu, która doprowadzi do utlenienia większości wolnego żelaza. Nie ma w tym nic dziwnego, jest to dokładnie to, co prokarionty czyniły w czasie dwóch pierwszych miliardów lat swojego bytowania na Ziemi. Musiał to być jednak proces dwufazowy.

Proto-Ziemia miała stygnąć cały czas. Załóżmy, że pełne ochłodzenie zajęło jeden miliard lat, stąd pierwszym rodzajem prokariontów zaszczepionych na Ziemi musiały być ekstremofile, ponieważ tylko one mogły na niej przetrwać. Następnie po około miliardzie lat terraformerzy powracają i zrzucają resztę prokariontów, które są zdolne do bytowania w łagodniejszych warunkach. Muszą ponadto wracać w ustalonych terminach, ponieważ każda z planet stygnie we właściwym dla siebie tempie wynikającym z konkretnych wymiarów i różnego składu fizycznego.

Konieczne są również wyprawy „kontrolne” i po dwóch miliardach lat od pierwszego zasiewu terraformerzy dochodzą do wniosku, że jedyną rozkwitającą planetą jest trzecia planeta od słońca. Nie są tym zdziwieni, ponieważ wiedzą, że wokół wszystkich słońc istnieje „strefa życia”, bez względu na ich wielkość lub typ. Znając parametry słońca mogli przewidzieć, która planeta lub planety rozkwitną. W naszym układzie trzecia robi dobre postępy, zaś czwarta zmaga się z trudnościami. Ma ona swoje prokarionty i wodę, lecz obfitość żelaza (czerwona planeta) powoduje wydłużenie czasu jego neutralizacji ponad okres konieczny do ostudzenia planety i z tego powodu traci swoją atmosferę, która rozprasza się w przestrzeni, zanim dochodzi do równowagi. Czwarta planeta staje się pustynią.

Terraformerzy realizują następną fazę formowania planety na trzeciej z nich, tej rozkwitającej, depozytując na niej większe, bardziej złożone i bardziej biologicznie aktywne eukarionty, aby przyspieszyć proces natleniania. Eukarionty są znacznie delikatniejsze od prokariontów i nie mogą być umieszczone na formującej się planecie, dopóki dostatecznie nie ostygnie, tak aby była zdolna do udźwignięcia odpowiedniej ilości lądów i wód. Kiedy już eukarionty znajdą się na swoim miejscu, ich duże rozmiary (w porównaniu do prokariontów) sprawiają, że ich jednostkowa zdolność wytwarzania tlenu jest znacznie większa. Będące w pełni zdolności rozrodczych eukarionty i prokarionty są zdolne do wyrzucenia z siebie tyle tlenu, że wystarcza go na utlenienie całości wolnego żelaza w skorupie ziemskiej oraz w morzach i w niezbyt długim czasie nasycają nim atmosferę.

Jest pewne, że kiedy terraformerzy wracają po następnych 1,4 miliarda lat okazuje się, że Ziemia poczyna sobie zupełnie dobrze, natomiast sytuacja Marsa nie uległa poprawie – rdza wszędzie jak okiem sięgnąć. (Mars prawdopodobnie posiada życie, przynajmniej w formie prokariontów, w przeciwnym przypadku nie byłoby wystarczającej ilości tlenu w jego wodach powierzchniowych, które niegdyś posiadał, lub w zmarzlinie, którą wciąż posiada, aby zamienić całość powierzchniowego żelaza w rdzę). Ziemia robi natomiast ogromne postępy. Większość jej powierzchniowego żelaza została związana w postaci rdzy (tlenku żelaza) i poziom tlenu w atmosferze wyraźnie rośnie. Wciąż jednak jest jeszcze za wcześnie na umieszczenie na niej wyższych form życia, lecz moment ten nie jest już zbyt odległy w czasie i rozpiętość tego okresu należy mierzyć już tylko w dziesiątkach milionów lat a nie setkach. W tym momencie Ziemia jest gotowa do przyjęcia pierwszego zrzutu organizmów wielokomórkowych i tak się staje – pojawia się fauna ediakarańska.

Chociaż naukowcy do dzisiaj nie ustalili ostatecznie, czym były organizmy ediakarańskie ani jakie były ich zadania (ponieważ już od dawna nie istnieją), nie od rzeczy będzie przyjęcie, że były to jeszcze bardziej wydajne od eukariontów generatory tlenu.

Jeśli za rozwojem życia na Ziemi rzeczywiście kryją się terraformerzy, to jest to jedyny logicznie uzasadniony bieg wydarzeń. Z drugiej strony, jeśli wszystko, co się wydarzyło na Ziemi, stało się za sprawą ślepego trafu, zbiegu okoliczności, to jest to najdziwniejszy ze splotów szczęśliwych okoliczności, jaki można sobie wymarzyć. Do wszystkich wydarzeń doszło akurat wtedy, kiedy powinno było dojść, i jednocześnie tam, gdzie było to najodpowiedniejsze, a także dokładnie tak, jak należało.

Jeśli to nie jest nadzwyczajny cud, to w takim razie co to takiego.

 

DOCHODZENIE DO LEPSZEGO ZROZUMIENIA

Zakładając, że terraformerzy byli/są odpowiedzialni za zasianie i rozwój życia na Ziemi, możemy pójść dalej i przyjąć, że 550 milionów lat temu przynajmniej wczesne oceany były wystarczająco natlenione, aby mogły podtrzymać prawdziwie skomplikowane formy życia, które zostały dostarczone en masse podczas – w innym przypadku niewytłumaczalnej – eksplozji kambryjskiej, po której na Ziemi, jak już wiemy, pojawiła się cała gama „wyższych” organizmów. (Przyczyny tego procesu wykraczają, niestety, poza ramy tego artykułu, niemniej istnieją nań równie wyraziste i oczywiste uzasadnienia jak na to, co już zostało omówione).

Podczas owych 550 milionów lat doszło do pięciu zasadniczych wydarzeń o charakterze katastroficznym i wielu podobnych, ale o mniejszym znaczeniu. Po każdym z nich musiało upłynąć kilka milionów lat, w czasie których zmodyfikowane w wyniku katastrofy środowisko ziemskie osiągało stabilizację. Niektóre organizmy istniejące przed katastrofami przetrwały je i zasiedlały nowe środowisko wraz z nowym ładunkiem dostarczonym arkami przez terraformerów, którzy analizowali sytuację powstałą na liżącej rany planecie i dostarczali gatunki, o których wiedzieli, że przetrwają w nowych warunkach i pozostaną w równowadze z tymi, które ocalały z katastrofy (to interwencjonistyczna wersja sterowanej równowagi).

Znamy już trudności darwinistów, jakie napotykają oni w swoich próbach wyjaśnienia biegu życia na Ziemi zapisanego w skamielinach. Istnieje możliwość wyjaśnienia tego zapisu przy pomocy obecnego paradygmatu darwinizmu, lecz otaczająca go fasada „uczoności” niewiele różni się od boskiego zamysłu kreacjonistów. Można to również wyjaśnić posługując się regułami inteligentnego planu, zgodnie z którymi wszystko jest tak niewiarygodnie skomplikowane, że jest niemożliwe, aby mogło powstać bez udziału jakiejś nadrzędnej, jednoczącej inteligencji, którą zwolennicy tej koncepcji przestali nazywać Bogiem, aby uniknąć zarzutu o kreacjonizm.

Biorąc pod uwagę wszystko, co zostało wyżej opisane, my, interwencjoniści, uważamy, że scenariusz z udziałem terraformerów jaśniej tłumaczy to, co zostało na temat życia na Ziemi zapisane w skamielinach, bardziej logicznie niż inne tłumaczenia, i sądzimy, że z czasem okaże się, że to my mamy rację. Nie zawracamy sobie przy tym głowy próbami ustalenia, kim są terraformerzy, i nawet nie próbujemy dyskutować na ten temat. Nie usiłujemy również zgadywać, w jaki sposób się tu dostali, ponieważ obie sprawy nie są istotne i zupełnie niemożliwe do ustalenia, dopóki oni sami nie zdecydują się nam tego powiedzieć. Poza tym spekulowanie na temat ich pochodzenia odciąga od znacznie istotniejszego zadania, które polega na dowiedzeniu, że nasz pogląd na temat początku życia jest bardziej sensowny od innych.

Będziemy nadal ignorowani przez media głównego nurtu z tego prostego powodu, że pomysł inteligentnego życia istniejącego poza Ziemią jest wręcz przerażający dla wszystkich związanych z tymi mediami. Pośród wielu przyczyn tego strachu najważniejszym może być nasz niefortunny nawyk odfiltrowywania wszystkiego, co nie pasuje do rzeczywistości, która nas otacza, i co wykracza poza nasze możliwości percepcji. W ten sposób przypisujemy wszystkim innym nasze własne cechy. Kolejny zły nawyk objawia się, kiedy odkrywamy jakąś nową technologię. Pierwszą myślą, jaka przychodzi nam w takim przypadku do głowy, jest: „Jak można by tego użyć do zabicia jak największej liczby wrogów?” Wszyscy mamy jakichś wrogów, których chcemy wyeliminować, wykończyć, rozwiązując w ten sposób wiążący się z nimi problem. Bez względu na to, czy to się nam podoba, czy nie, tak przedstawia się dominujący aspekt ludzkiej natury.

Ponieważ z takim uporem rzutujemy na innych ciemne strony naszego charakteru, automatycznie zakładamy – wbrew takim postaciom, jak „ET”, „Alf” i inne sympatyczne wytwory naszej kultury – że prawdziwe obce istoty chcą nas skrzywdzić. Dlatego wszelkimi sposobami unikamy stanięcia przed możliwością ich rzeczywistego istnienia. (Jako przykład mogę przytoczyć przypadek zajadłego oporu, z jakim spotkałem się, kiedy zaproponowałem poważne zbadanie czaszki Starchild, któremu powinna była ona być poddana już trzy lata temu).

Tak więc kierunek interwencjnizmu jest ignorowany, ponieważ niebezpiecznie zbliża się do zjawiska UFO, kręgów zbożowych, wzięć przez obce istoty i innych tematów mogących wskazywać, że my, ludzie, możemy okazać się zupełnie nieistotni w ogromnym schemacie życia we wszechświecie. Jest, oczywiście, dużo więcej do powiedzenia na ten temat, zwłaszcza że dotyczy to pochodzenia człowieka, lecz aby to poznać, musicie państwo poczekać na drugą część tego artykułu.

Kończąc, pozwalam sobie stwierdzić, że postawienie ostatniego słowa w sprawie pochodzenia życia i człowieka jest jeszcze bardzo, bardzo odległe. Ale kiedy już do tego dojdzie, to będzie ono, jak podejrzewam, brzmiało... Interwencja.

 

O autorze:

Urodzony w roku 1946 w Luizjanie w USA Lloyd Pye jest badaczem i pisarzem. Jego niezależne, trwające ponad trzydzieści lat badania dotyczące wszystkich aspektów ewolucji doprowadziły go do wniosku, że człowiek nie rozwinął się na Ziemi albo jest produktem pozaziemskiej interwencji. Jego książkę Everything You Know Is Wrong – Book One: Human Origins (Wszystko, co wiecie, jest błędne – Księga pierwsza: Pochodzenie człowieka) można zamówić pod adresem internetowym http://www.iUniverse.com lub w firmie Barnes & Noble pod adresem http://www.bn.com. Lloyd Pye prowadzi własną stronę internetową pod adresem http://www.lloydpye.com, do której odwiedzenia zachęcamy.

 

Przełożył Jerzy Florczykowski

 

Przypisy:

1. Kreacjonizm, zwany również nauką o stworzeniu lub kreacjonizmem naukowym, to fudamentalistyczna teoria przeciwstawiająca się ewolucjonizmowi, która postuluje powstanie materii i różnych form życia w wyniku boskiego aktu stworzenia z niczego. Kreacjonizm powstał w odpowiedzi na upowszechnianie się ewolucjonizmu. – Przyp. red.

2. Fred Hoyle (ur. 1915), brytyjski matematyk i astronom, współtwórca i zwolennik teorii stałego stanu wszechświata, która mówi, że wszechświat stale się poszerza i że bez przerwy tworzona jest w nim nowa materia, tak że jej gęstość utrzymuje się na stałym poziomie. Jest autorem znanych książek popularnonaukowych, w tym The Nature of the Universe (Natura wszechświata), Astronomy and Cosmology (Astronomia i kosmologia) i The Origin of the Universe and the Origin of Religion (Pochodzenie wszechświata i religii), oraz science fiction, spośród których najgłośniejsza jest jego powieść The Black Cloud (Czarna chmura). – Przyp. red.

3. Nazwa organizmów o pierwotnej najstarszej filogenetycznie strukturze komórkowej nie mających wyodrębnionego jądra komórkowego należących do grupy organizmów zwanej prokariota. – Przyp. tłum.

4. Nazwa organizmów zbudowanych z komórek o wyższym stopniu organizacji – jądro komórkowe jest oddzielone od cytoplazmy błoną komórkową, a na jego terenie występują chromosomy, w których DNA jest powiązane z białkami, tworząc chromatynę. Należą do grupy organizmów eukariotycznych. (Podobno są praprzodkami zwierząt). – Przyp. tłum.

5. Według środków masowego przekazu istnieją cztery główne hipotezy dotyczące pochodzenia życia na Ziemi: (1) źródłem życia na Ziemi jest wydarzenie o charakterze nadprzyrodzonym, które pozostaje poza możliwością naukowego opisu; (2) życie, a zwłaszcza jego proste formy, powstają spontanicznie z materii nieożywionej w stosunkowo krótkim czasie; (3) życie jest tak stare jak materia i nie ma początku, zaś na Ziemi pojawiło się w okresie jej formowania się; (4) życie pojawiło się na Ziemi w rezultacie całej serii następujących po sobie reakcji chemicznych, których zaistnienie było możliwe dzięki nadzwyczajnym zbiegom okoliczności. Pod koniec XIX wieku na popularności zyskała 3 hipoteza, uzupełniona przez szwedzkiego chemika S.A. Arrheniusa, który głosił, że życie powstało za sprawą panspermii, to znaczy z mikroorganizmów lub sporów niesionych poprzez kosmos przy pomocy ciśnienia radiacyjnego od planety do planety i od jednego układu planetarnego do drugiego. – Przyp. red.

6. Fauna najwcześniejszej fazy późnego prekambru sprzed 650 milionów lat. – Przyp. red.

 

Script logo
Do góry