Dwaj, którzy mieli zostać, byli rozczarowani, ale ich rola była równie ważna dla powodzenia naszej wyprawy, jak pozostałej dziewiątki, która miała udać się w nieznane.

Przygotowując się do wejścia do tunelu, zadbaliśmy o to, aby zabrać ze sobą odpowiednią ilość amunicji i materiałów wybuchowych, których wystarczyłoby do przeprowadzenia małej wojny i, jak mieliśmy nadzieję, doszczętnego zniszczenia bazy nazistów, taki bowiem był cel naszej misji. Wkroczyliśmy w ciemność i po czterech godzinach marszu zaczęliśmy dostrzegać w oddali światło. Okazało się jednak, że dzieli nas od niego jeszcze godzina drogi.

W końcu dotarliśmy do ogromnej, sztucznie oświetlonej groty. Ocalały z poprzedniej wyprawy zaprowadził nas w miejsce, z którego obserwował egzekucję swoich kompanów.

Kiedy obserwowaliśmy całą sieć pomieszczeń pieczary, zaskoczyła nas liczba obecnego tam personelu. Jednak największe na nas wrażenie zrobiła wielka konstrukcja, którą tam wznoszono. Z tego, co widzieliśmy, wynikało, że naziści są na Antarktydzie od dłuższego czasu. Naukowiec notował wszystko, co się tylko dało – robił szkice, pobierał próbki skał i pstrykał zdjęcia. Z kolei major zastanawiał się, w jaki sposób zniszczyć bazę i jednocześnie nie dać się złapać.

Po dwóch dniach czujnego rekonesansu naukowiec i major podjęli decyzję, gdzie podłożyć ładunki wybuchowe. Miały być umieszczone wokół sklepienia groty i dodatkowo w kluczowych miejscach, takich jak generator i zbiorniki paliwa, oraz, jeśli się uda, w składach amunicji.

W ciągu dnia rozmieszczono ładunki i wykonano dalsze zdjęcia, i, uważając, aby nie zostać zdemaskowanym, wzięto zakładnika oraz dowody na istnienie nazistowskiej bazy w postaci „polarnego człowieka” i zdjęć nowej, bardzo zaawansowanej techniki nazistów.

Kiedy zakończono rozmieszczanie ładunków przeznaczonych do zniszczenia bazy oraz zbieranie dowodów rzeczowych na istnienie bazy, skierowaliśmy się do tunelu i właśnie wtedy zostaliśmy odkryci. W pościg za nami razem z nazistami ruszyli polarni ludzie. Po dotarciu do tunelu postanowiliśmy ustawić przeszkodę, która miała opóźnić pościg na tyle, aby ładunki zdążyły wybuchnąć. Kilka ładunków umieszczono przy wejściu do tunelu i kiedy usłyszeliśmy eksplozje, wyraziliśmy nadzieję, że nie tylko baza została zupełnie zniszczona, ale również siły nieprzyjaciela.

Okazało się jednak, że się myliliśmy. Ładunki rzeczywiście zamknęły tunel, ale naziści i polarni ludzie, którzy byli za nami nadal nas ścigali. W wyniku walki, jaka się wywiązała, z naszego oddziału ocalało tylko trzech ludzi: Norweg, naukowiec i ja. Reszta poległa, mężnie walcząc.

Po dotarciu do suchej doliny założyliśmy tyle ładunków, aby zamknąć ten tunel na zawsze. Po ich zdetonowaniu nie zostało po nim żadnego śladu.

Co wydaje się podejrzane, ocalało bardzo mało dowodów na istnienie bazy. To, czy zostały zgubione przypadkowo, czy też celowo, nie grało wielkiej roli, ponieważ naukowiec już wcześniej ustalił co i jak.

Obóz został rozformowany i wróciliśmy do bazy w Maudheim, skąd zostaliśmy ewakuowani i zabrani drogą powietrzną na Falklandy. Po dotarciu na Południową Georgię otrzymaliśmy rozkaz, który zabraniał nam ujawniać cokolwiek z tego, co widzieliśmy lub słyszeliśmy.

Tunel został scharakteryzowany jako wytwór „glacjalnej erozji” – tego właśnie zwrotu użył naukowiec. „Polarni ludzie” okazali się „rozwydrzonym żołnierzami, którzy zwariowali”, zaś fakt, że byli Niemcami, w ogóle nie znalazł się w raporcie. Każdej pogłosce o tej misji, która przedostawała się do wiadomości publicznej, stanowczo zaprzeczano. Do tej misji nigdy oficjalnie się nie przyznano, aczkolwiek pewne jej szczegóły przekazano w formie przecieku Rosjanom i Amerykanom.

Tak więc moje ostatnie Boże Narodzenie drugiej wojny światowej w roku 1945 spędziłem na Antarktydzie, walcząc z tymi samymi nazistami, z którym walczyłem od roku 1940. Najgorsze było jednak to, że ta ekspedycja nigdy nie została oficjalnie uznana, a tym, którzy ją przeżyli, nigdy nie dano żadnej satysfakcji. Zamiast tego jej brytyjscy uczestnicy zostali zwolnieni z wojska, zaś naukowiec i jego raport wkrótce potem zaginęli. I tak nasza misja odejdzie w zapomnienie, z wyjątkiem kilku wtajemniczonych osób.

Misja ta nigdy nie trafiła do podręczników historii, w przeciwieństwie do następnej z lutego 1950 roku, przeprowadzonej przez połączony brytyjsko-szwedzko-norweski zespół, która przeciągnęła się aż do stycznia 1952 roku i została ujawniona. Głównym celem tej ekspedycji była weryfikacja i zbadanie niektórych odkryć nazistowskich ekspedycji do Nowej Szwabii z lat 1938–1939.

Pięć lat po naszej misji baza w Maudheim doczekała się rewizyty i tym razem ekspedycja miała ścisły związek z kampanią w Nowej Szwabii, a, co ważniejsze, z tym, co zniszczyliśmy. W latach między kolejnymi misjami samoloty RAF-u [Royal Air Force – Królewskie Siły Lotnicze] nieustannie patrolowały obszar powietrzny nad tym regionem. Dowództwo RAF-u jako oficjalny cel tych lotów podawało poszukiwanie odpowiednich miejsc pod budowę baz, jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wcale nie o to chodziło.6

 

SKĄD BRYTANIA UZYSKAŁA „WIEDZĘ”?

Moi podwodniacy, mamy za sobą sześć lat podwodnej wojny. Walczyliście jak lwy. Miażdżąca przewaga ścisnęła nas na wąskim obszarze. Dalsza kontynuacja walki z baz, które nam pozostały, jest niemożliwa. Podwodniacy, wy o niezłomnej odwadze, składacie broń po heroicznej walce, która nie ma sobie równych. W nabożnym skupieniu wspomnijmy naszych towarzyszy broni, którzy przypieczętowali swoją lojalność do Führera i Ojczyzny własnym życiem. Towarzysze broni, utrzymujcie w przyszłości swojego podwodniackiego ducha, odwagę i nieugiętość, które okazywaliście w walce na morzu w czasie długiej wojny naszej Ojczyzny. Niech żyją Niemcy!

Wasz Wielki Admirał

 

Rozkaz wielkiego admirała Karla Dönitza z 4 maja 1945 roku nakazujący powrót niemieckim łodziom podwodnym

 

Zatopiwszy 16 niemieckich łodzi podwodnych w południowej części Atlantyku w okresie między październikiem 1942 a wrześniem 1944 roku, z których większość brała udział w tajnych działaniach, Wielka Brytania od dawna zdawała sobie sprawę, że Nowa Szwabia jest najprawdopodobniej ich bazą, jednak świat zdał sobie sprawę z tej możliwości dopiero, kiedy wojna w Europie dobiegła końca.

18 lipca 1945 roku uwaga gazet na całym świecie skupiła się na Antarktydzie. Dziennik New York Times zamieścił artykuł zatytułowany „Doniesienia o antarktycznej przystani”, natomiast inne dzienniki sugerowały, że „Hitler był na biegunie południowym”.7 Te tytuły, które wstrząsnęły światem, częściowo mówiły prawdę. Doniesienia prasy i to, co się działo w Ameryce Południowej, postawiły świat na nogi, a przynajmniej siły zbrojne Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

10 czerwca 1945 roku nie oznakowana niemiecka łódź podwodna poddała się marynarce wojennej Argentyny, jednak żadnych dalszych szczegółów tego wydarzenia nie podano. Wciąż nie wiedziano, co się stało z co najmniej setką innych łodzi podwodnych. Znany brytyjski historyk Basil Liddell Hart podał: „W pierwszych miesiącach 1945 roku flota podwodna wciąż się rozrastała i w marcu osiągnęła swoją szczytową potęgę w liczbie 463 jednostek”. (Podkreślenie autora).8

Tajemnica spotęgowała się jeszcze bardziej, kiedy 10 lipca 1945 roku niemiecka łódź podwodna o numerze taktycznym U-530 poddała się w Mar del Plata9, o czym świat dowiedział się po ośmiu dniach. Jednak tajemnica nie zakończyła się na U-530, ponieważ zaledwie miesiąc później, 17 sierpnia 1945 roku, w Mar del Plata poddała się kolejna łódź podwodna U-977. Jeszcze bardziej kuriozalny był fakt, że w tym samym miesiącu u wybrzeży Patagonii zatopiono inną łódź podwodną – U-465.

Script logo
Do góry