Elektryczne gwiazdy

Prawdziwie niezwykłym osiągnięciem ThunderboltsProjectu było zainicjowanie skomplikowanego eksperymentu laboratoryjnego, w którym testowano stworzony przez Ralpha Jurgensa elektryczny model Słońca. Według tego modelu w jądrze Słońca nie zachodzą reakcje termojądrowe, lecz jest ono zasilane z zewnątrz. W modelu tym na Słońce spływa ciągły strumień elektronów. Są to elektrony z przestrzeni wokółsłonecznej o średnicy prawie 3 lat świetlnych, które w miarę zbliżania się do Słońca gęstnieją, by nad samą jego powierzchnią uformować sferyczny łuk elektryczny tworzący fotosferę. Zebrano więc zespół naukowców, znaleziono prywatnych sponsorów i badania ruszyły pod nazwą Project SAFIRE (Stellar Atmosferic Function in Regulation Experiment – funkcja atmosfery gwiazdowej w eksperymencie regulacyjnym). W celu symulacji tego procesu w dość dużej komorze próżniowej umieszczono całą baterię ruchomych instrumentów pomiarowych, a w samym środku elektrodę (anodę) w kształcie niewielkiej kuli. Po kilku latach badań zachowania plazmy w takiej konfiguracji naukowcy ogłosili, że przeprowadzone eksperymenty „nie wykazały sprzeczności” obserwacji z przewidywaniami modelu elektrycznego. Co więcej, w czasie eksperymentów na powierzchni anody zaobserwowano pojawianie się pierwiastków, których wcześniej w komorze nie było. Według eksperymentatorów świadczy to o tym, że reakcje przemiany pierwiastków wcale nie muszą zachodzić we wnętrzach gwiazd, lecz dzieje się to w ich fotosferze.

Elektryczny model gwiazd jest o tyle ciekawy, że w prosty sposób wyjaśnia wiele związanych ze Słońcem zagadek. W modelu tym całkiem naturalne jest na przykład to, że temperatura fotosfery jest o wiele niższa niż temperatura korony słonecznej (jest to tak zwana anomalia rozkładu temperatury). Nie ma niczego dziwnego również w tym, że jony wiatru słonecznego mogą przyśpieszać w miarę oddalania się od Słońca, ani w tym, że atmosfera słoneczna na wysokości równika obraca się szybciej niż w pobliżu biegunów. Model grawitacyjny nie dość, że nie przewidywał tego typu efektów, to na dodatek ma duże problemy z wyjaśnieniem tych zagadek. Dla przykładu w celu wyjaśnienia anomalii rozkładu temperatury w sąsiedztwie Słońca model grawitacyjny ucieka się do mechanizmu tak zwanej „rekonekcji” zerwanych linii sił pola magnetycznego. Problem z tym mechanizmem polega na tym, że linie sił pola magnetycznego nie są fizycznymi bytami. Pole magnetyczne zmienia się w sposób ciągły i nie występują w nim żadne „linie”. Wąskie łukowate paski, które obserwujemy na przykład na kartce papieru z wysypanymi na nią opiłkami żelaza, powstają w wyniku samoorganizacji ułożenia tych opiłków w obecności pola magnetycznego. Linie te rysuje się też w celu zobrazowania kształtu magnetosfery wokół magnesu, ale traktowanie ich jako fizycznych bytów świadczy chyba o stopniu desperacji teoretyków.

 

Geologia

Dopuszczenie możliwości występowania wyładowań elektrycznych również w skali kosmicznej w sposób fundamentalny zmienia podejście do zagadnień geologii. Okazuje się bowiem, że wiele wielkoskalowych struktur geologicznych może być wynikiem procesów towarzyszących wyładowaniom elektrycznym uderzającym w powierzchnię planet. Należą do nich: jonizacja (w wyniku której neutralne cząstki zostają rozbite na jony), erozja elektryczna (w wyniku której następuje gwałtowne stopienie i odrzucenie stopionego materiału) i siła elektromotoryczna (która towarzyszy każdemu przepływowi prądu). W wyniku takiego uderzenia w zależności od energii wyładowania część materiału zostaje odparowana, a część stopiona, przeobrażona chemicznie i odrzucona na zewnątrz. W czasie takich uderzeń powstają różnej wielkości zastygłe odpryski stopionego materiału i okruchy skalne. Pod wpływem przepływu silnego prądu elektrycznego w skałach powstają żyły różnych minerałów i konglomeraty metali, a w miejscach kontaktu łuku elektrycznego z gruntem powstają kratery łudząco podobne do kraterów uderzeniowych. Zdaniem propagatorów nowego paradygmatu kratery na innych ciałach niebieskich są w ogromnej większości pochodzenia elektrycznego. Świadczyć ma o tym niemal kompletny brak kraterów owalnych (powstających gdy meteoryt uderza pod pewnym kątem) oraz częste występowanie kraterów wtórnych na krawędziach większych kraterów. Wiemy, że kratery wtórne obserwowane w laboratorium podczas obróbki elektrycznej są zjawiskiem powszechnym i powstają prawie zawsze na krawędziach kraterów głównych. Prawdopodobieństwo uderzenia meteoru w krawędź krateru innego meteoru jest bardzo małe. Prawdopodobieństwo wielu takich uderzeń jest nieporównanie mniejsze. A jednak kratery takie występują na innych planetach i księżycach bardzo często.

Dowodem na nieadekwatność teorii uderzeniowej jest ogromny krater na powierzchni marsjańskiego księżyca Fobosa. Jest on o wiele za duży aby mógł powstać w wyniku uderzenia, które musiałoby w takim wypadku całkowicie zniszczyć Fobosa.

Teoria elektryczna dostarcza też bardzo ciekawą hipotezę na temat powstawania głębokich kanionów. Już Velikovsky zwrócił uwagę, że kształt Wielkiego Kanionu Kolorado jest tzw. wzorem Lichtenberga. Wzory Lichtenberga powstają, gdy prąd elektryczny znajduje sobie drogę przez jakieś ciało stałe. Zdaniem Velikovsky’ego Wielki Kanion powstał w wyniku uderzenia w Ziemię międzyplanetarnego pioruna, do którego doszło podczas bliskiego spotkania Ziemi z Marsem lub z Wenus. Jako dowód, że Wielki Kanion nie został wydrążony przez działanie wody Velikovsky podaje brak gigantycznej delty, jaką powinna utworzyć rzeka Kolorado z materiału wypłukanego z Kanionu. Materiał ten powinien zostać gdzieś zdeponowany, ale nikt nie wie, gdzie on jest. Niewielkie równiny zalewowe spotykane wzdłuż tej rzeki są zbyt małe aby pomieścić ogromne ilości skał, jakie musiałyby być wypłukane z największego kanionu na świecie.

Skutki uderzenia międzyplanetarnego pioruna nie ograniczałyby się do tworzenia Wielkich Kanionów. Wyładowaniom o takiej skali towarzyszyłyby ponaddźwiękowe wiatry oraz długotrwałe wstrząsy sejsmiczne kruszące grunt i zamieniające wszelkie pokłady kruszywa w tańczącą i powyginaną w rytm magnetycznych pulsów ciecz. Porwane przez supersoniczne wiatry cząstki skał, zderzając się z jakimikolwiek przeszkodami, przyklejałyby się do nich, tworząc coraz to nowe warstwy dokładnie posegregowane przez zmieniające się drastycznie pole elektromagnetyczne. Tego typu procesy są gwałtownym zaprzeczeniem powolnej sedymentacji, wypiętrzania i erozji, a jednak jak sprawdzono w laboratorium, prowadzą do tworzenia struktur niemal identycznych z wieloma formacjami geologicznymi (kratery, kaniony, łańcuchy górskie, a nawet struktury znane z kultowej Monument Valley w Arizonie).

 

 

Ryc. 4. Greckie reprezentacje boskiego pioruna.

 

 

Implikacje

W artykule przedstawiony jest tylko wąski wycinek ciągle powiększającego się zbioru nowych idei wynikających z elektrycznego paradygmatu. W rzeczywistości jest ich o wiele więcej i prezentacja całej ich listy byłaby wręcz niemożliwa. Widać jednak wyraźnie, że odrzucenie istniejących dogmatów naukowych stało się silnym bodźcem dla rozwoju wielu ciekawych koncepcji naukowych. Z nowego spojrzenia wyłania się zupełnie inny, spójniejszy i pełniejszy obraz wszechświata. Wszechświata, w którym planety, gwiazdy, galaktyki i gromady galaktyk nie są odrębnymi wyspami, lecz połączonymi prądami Birkelanda złożonymi strukturami przypominającymi komórki żywego organizmu. W ramach elektrycznego wszechświata nie pojawia się rozdźwięk między starożytnymi przekazami różnych kultur, a tym, co wiemy o Ziemi i kosmosie. Wręcz przeciwnie, okazuje się, że mity są cennym źródłem informacji na temat naszej historii, która w rzeczywistości jest o wiele ciekawsza, niż nas uczono w szkole.

Jest rzeczą zrozumiałą, że establishment naukowy w obawie o swoją reputację sprzeciwia się publikowaniu wszystkiego, co wyprodukują niesforni akademicy. Niestety, obiekcje te z czasem sprawiły, że do publikacji dopuszcza się wyłącznie to, co jest zgodne z przekonaniami establishmentu. Żadna teoria nie powinna decydować, które obserwacje warto przeprowadzać, a które można ignorować. Żadna teoria nie powinna też dyktować, jakie inne teorie powinniśmy odrzucić, bo o tym powinny decydować eksperymenty testujące każdą z nich, a nie tylko te wybrane. Dopóki ktoś chce poświęcić swój czas i karierę na jakieś badania, dopóty nie powinno mu się blokować dostępu do instrumentów zbudowanych za pieniądze podatników. Nie powinno być tak, że o kosmologii można rozmawiać tylko w kontekście wielkiego wybuchu albo o geologii tylko w kontekście uniformitaryzmu. Różnice poglądów powinny być w nauce normą, a każdy nacisk na zgodę w jakiejkolwiek kwestii powinien być traktowany z podejrzliwością. Popularyzacja nauki nie musi się przecież skupiać na prezentacji tego, co wiemy, bo to, czego nie wiemy, jest o wiele bardziej interesujące. Natomiast pokora wobec złożoności wszechświata powinna nam ciągle przypominać, że zawsze możemy się mylić.

 

O autorze:

Tomasz Zaborowski jest entuzjastą nauki interesującym się tym, co dzieje się na jej obrzeżach. Od wielu lat śledzi badania nad nowym paradygmatem nauki znanym jako Elektryczny Wszechświat, co zaowocowało napisaniem przez niego niewydanej jeszcze książki na ten temat. Z autorem skontaktować się można pisząc na adres poczty elektronicznej tzaborowskim@gmail.com.

 

Script logo
Do góry