Biały proszek złota

Artykuł po raz pierwszy w języku polskim ukazał się w dwumiesięczniku Nexus w numerze 25 (5/2002)
Tytuł oryginalny: „White Powder Gold: A Miracle of Modern Alchemy”, Nexus (wydanie angielskie), vol. 3, nr 5

David Hudson

część 1

część 2  część 3  część 4

Poniższy artykuł jest zapisem prelekcji, jaką David Hudson wygłosił 28 lipca 1995 roku w Portland w stanie Oregon w USA. Jest to niezwykła opowieść o ludzkiej pasji i geniuszu, do której chętnie wracam, uważając ją za wartą jak najszerszego rozpropagowania.

Ryszard Z. Fiejtek

 

Nazywam się David Hudson. Jestem od trzech pokoleń mieszkańcem Phoenix1 wywodzącym się ze starej osiadłej w jego okolicach rodziny. Jesteśmy rodziną o bardzo konserwatywnych poglądach i nigdy nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek będę robił to, co teraz robię. W latach 1975–1976 bardzo rozczarowałem się amerykańskim systemem bankowości. Byłem właścicielem mającej 70‍ 000 akrów (28‍ 350 hektarów) powierzchni farmy położonej w dolinie Yuma w pobliżu Phoenix. Byłem facetem dużego formatu. Do uprawy tej ziemi zatrudniałem około 40 robotników. Miałem w banku otwartą linię kredytową do wysokości 4 milionów dolarów. Jeździłem Mercedesem i miałem dom o powierzchni 15‍ 000 stóp kwadratowych (1394 m2). Byłem Kimś przez duże „K”.

W roku 1975 zająłem się analizą naturalnych produktów pochodzących z terenów, na których położona była moja farma. Musicie państwo wiedzieć, że w Arizonie mamy problem ze zbyt dużą zawartością sodu w glebie. Gleba ta, przypominająca kolorem czekoladowe lody, wygląda z wierzchu jak chrzęszczący pod nogami czarnoziem. Nie wchłania wody i sód nie jest z niej wypłukiwany. Nazywamy ją tu czarną ziemią alkaliczną.

Radziliśmy sobie z tym problemem w ten sposób, że w arizońskich kopalniach miedzi kupowaliśmy dziewięćdziesięciotrzyprocentowy kwas siarkowy. Dla ciekawości podaję, że stężenie kwasu w akumulatorach samochodowych wynosi od 40 do 60 procent. Stężenie używanego przez nas kwasu wynosiło 93 procent, czyli było bardzo wysokie. Przywoziliśmy ten kwas na farmę cysternami i zakwaszaliśmy nim ziemię w ilości 30 ton na jeden akr. Następnie układaliśmy na gruncie sześciocalowe (15 cm) taśmy, które zagłębiały się weń na głębokość od 3 do 4 cali (7,5–10,0 cm). Po nawodnieniu – w Arizonie nic nie wyrośnie bez nawodnienia – grunt ulegał w wyniku działania kwasu spienieniu – musował. Prowadziło to do przekształcenia czarnych gruntów alkalicznych w rozpuszczalne w wodzie białe grunty alkaliczne. W ten sposób można było w ciągu półtora lub dwóch lat doprowadzić ziemię do stanu umożliwiającego uprawę.

W czasie przekształcania tego gruntu w ziemię uprawną ważne było utrzymanie wysokiej zawartości wapnia w postaci węglanu wapnia. Węglan wapnia buforuje działanie kwasu siarkowego. Jeśli nie ma wystarczającej ilości węglanu wapnia kwasowość gleby spada, pH wzrasta do 4–4,5, co powoduje związanie wszystkich śladowych mikroelementów, i jeśli uprawia się na przykład bawełnę, to wyrasta ona do pewnej wysokości, a następnie przestaje rosnąć. W czasie aplikowania tych środków do ziemi bardzo ważne jest pamiętanie o wszystkich elementach, które się w niej znajdują – ile jest w niej żelaza, wapnia etc.

W trakcie badania składu gruntu natknęliśmy się na pewien materiał, którego nikt nie potrafił zidentyfikować. Zaczęliśmy badać jego pochodzenie i stwierdziliśmy, że bierze się on z pewnych tworów geologicznych. Doszliśmy do wniosku, że, czymkolwiek on jest, najlepiej będzie badać go w miejscu, gdzie jest go najwięcej.

Zabraliśmy go do laboratorium chemicznego, rozpuściliśmy i otrzymaliśmy krwistoczerwony roztwór. Kiedy jednak doprowadziliśmy go do strącenia za pomocą sproszkowanego cynku, otrzymaliśmy czarny osad, którego należało się spodziewać w przypadku pierwiastka szlachetnego, który po chemicznym wyizolowaniu go z kwasu nie podlega powtórnemu w nim rozpuszczeniu.

Wyizolowawszy tę substancję z czarnej ziemi alkalicznej, wysuszyliśmy ją. Użyliśmy do tego celu dużego porcelanowego lejka Buchnera wysłanego papierowym filtrem. Substancja osiadła na filtrze tworząc warstwę grubości około 1/4 cala (6,35 mm). Nie miałem wtedy do dyspozycji pieca suszarniczego, więc skorzystałem z ciepła dostarczanego przez arizońskie słońce, które podgrzało ją do temperatury około 115 stopni, dzięki czemu przy wilgotności powietrza wynoszącej 5 procent wyschła bardzo szybko.

Po wyschnięciu substancja ta nagle wybuchła. Eksplozja ta nie przypominała żadnej z tych, jakie widziałem w swoim życiu, a miałem już do czynieni z różnymi materiałami wybuchowymi. Nie było ani eksplozji ani implozji. Wyglądało to tak jakby ktoś jednocześnie odpalił około 50‍ 000 żarówek błyskowych – puff!... i po wszystkim. Cała substancja zniknęła, podobnie jak i filtr, zaś lejek pękł.

Wziąłem więc nowiutki ołówek, który nie był jeszcze temperowany, postawiłem go pionowo obok lejka i zacząłem suszyć kolejną próbkę tej substancji. Kiedy ponownie nastąpił wybuch, okazało się, że ołówek został spalony w około 30 procentach, ale nie przewrócił się. Cała próbka znowu zniknęła. Nie była to więc ani eksplozja, ani implozja. Było to coś w rodzaju potężnego błysku światła. Wyglądało tak, jakby ktoś postawił ten ołówek obok kominka i po 20 minutach stwierdził, że z jednej strony on dymi i jednocześnie pali się z obu. Tak właśnie wyglądał on tuż po błysku. Najbardziej zastanawiało mnie to nieoczekiwane zachowanie tej substancji. Odkryliśmy, że jeśli wysuszy się ją bez dostępu światła słonecznego, nie wybucha, a jeśli na słońcu – wybucha.

Następnie wzięliśmy trochę tej substancji, wysuszonej bez dostępu światła słonecznego, i poddaliśmy procesowi redukcji w tyglu. Reakcję tę przeprowadziliśmy w porcelanowym tyglu w kształcie filiżanki, do którego włożyliśmy nasz proszek zmieszany z ołowiem i innymi topnikami i podgrzewaliśmy, dopóki ołów nie uległ stopieniu. Dzięki temu zabiegowi metale cięższe od ołowiu pozostają w nim, a lżejsze wypływają na wierzch. Na tej zasadzie opiera się znana od setek lat metoda ogniowego oznaczania metali szlachetnych. W jej wyniku złoto i srebro pozostają w ołowiu, zaś wszystkie pozostałe lekkie pierwiastki wypływają z niego. Jest to wypróbowana metoda analizy metali.

Script logo
Do góry