Przez całe dzieje Stanów Zjednoczonych walka o prawo do emisji pieniądza stopniowo przybierała na sile. Od roku 1694 prawo to w rzeczywistości przechodziło z rąk do rąk osiem razy w pięciu okresach przejściowych, które można nazwać „Wojnami Banków”, a dokładniej „Wojnami Prywatnego Banku Centralnego z obywatelami Ameryki”. Mimo to sprawa ta zniknęła zupełnie z zasięgu wzroku opinii publicznej na przeciąg trzech pokoleń za zasłoną dymną postawioną przez klakierów w mediach opłacanych przez Fed.

Dopóki nie przestaniemy mówić o „deficytach” i „wydatkach rządowych” i nie zaczniemy mówić o tym, kto emituje pieniądze i sprawuje kontrolę nad tym, ile ich mamy, będzie to gra w trzy karty, czyli pełne oszustwo. Nawet uchwalenie poprawki do Konstytucji nakazującej zrównoważony budżet nie będzie miało żadnego znaczenia. Nasza sytuacja nadal będzie się pogarszała i będzie to trwało dopóty, dopóki nie wyrwiemy z korzeniami przyczyny u źródła.

Nasi przywódcy i politycy, ci nieliczni, którzy nie są częścią tego problemu, muszą zrozumieć, co się dzieje i dlaczego, oraz gdzie szukać rozwiązania tego problemu. Rząd musi przywrócić sobie prawo emisji pieniądza nie obciążonego długiem.

Emisja wolnych od zadłużenia pieniędzy nie jest nowym radykalnym rozwiązaniem. Już wcześniej proponowali to tacy ludzie, jak Benjamin Franklin, Thomas Jefferson, Andrew Jackson, Martin van Buren, Abraham Lincoln, William Jennings Bryan, Henry Ford, Thomas Edison oraz wielu innych kongresmanów i ekonomistów.

Mimo iż Fed jest obecnie jednym z dwóch najpotężniejszych banków centralnych świata, nie był pierwszy. Gdzie zatem narodził się ten pomysł? Aby w pełni zrozumieć to zagadnienie, musimy udać się za ocean.

 

2. JEROZOLIMSCY ZMIENIACZE PIENIĄDZA

Kim właściwie są „Zmieniacze Pieniądza”, o których mówił James Madison? Biblia mówi, że 2000 lat temu Jezus dwukrotnie wyrzucał „Zmieniaczy Pieniądza” ze świątyni w Jerozolimie. Poza przypadkiem, kiedy straże świątyni były zmuszone paść na ziemię w ogrodzie Getsemani, były to jedyne zdarzenia, gdy użył on przemocy. Co Zmieniacze Pieniądza robili w świątyni? (Ewangelia wg św. Marka mówi, 11,15: „I przyszli do Jerozolimy. Wszedłszy do świątyni, zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni, powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie...”).

Kiedy żydzi przybywali do Jerozolimy, aby zapłacić podatek dla świątyni, mogli to uczynić jedynie przy pomocy specjalnej monety – półszekla świątynnego. Była to moneta o wadze pół uncji czystego srebra – jedyna w owych czasach moneta wykonana z czystego srebra, która miała gwarantowaną wagę i była wolna od wizerunku pogańskiego cesarza. Dlatego owa półszeklowa moneta była w przekonaniu żydów jedyną, którą można było ofiarować Bogu. Tych monet nie było jednak zbyt wiele. „Zmieniacze Pieniądza” lub według terminologii biblijnej „zmieniający pieniądze” opanowali rynek tych monet i podnosili maksymalnie, jak się dało, ich cenę, tak jak to ma zwykle miejsce w przypadku wszystkich produktów, których podaż jest zmonopolizowana.

Innymi słowy Zmieniacze Pieniądza mieli niesamowite zyski, ponieważ mieli monopol na te monety. I żydzi musieli płacić ceny, jakich oni od nich zażądali. Jezus uważał, że ta niegodziwość obraża świętość Domu Bożego.

 

3. WYMIANA PIENIĄDZA W RZYMSKIM IMPERIUM

Ów niecny proceder wymiany pieniądza nie zaczął się w czasach Jezusa. Dwieście lat przed nim Rzym również przyżywał kłopoty związane ze „Zmieniaczami Pieniądza”.

Dwaj cesarze z wczesnego okresu Cesarstwa Rzymskiego próbowali osłabić potęgę Zmieniaczy Pieniądza zmieniając prawa lichwy i ograniczając własność ziemską do 500 akrów (202,5 ha). Obu ich zamordowano. W roku 48 p.n.e. Juliusz Cezar odebrał Zmieniaczom Pieniądza prawo bicia monet, po czym sam zaczął je bić z korzyścią dla wszystkich. Dzięki temu obfitemu źródłu pieniędzy wykonał wiele robót publicznych, co przysporzyło mu ogromnej popularności wśród zwykłych ludzi. Zmieniacze Pieniądza nienawidzili go z całego serca. Niektórzy uważają, że był to istotny czynnik, który przyczynił się do jego zabójstwa.

Wraz ze śmiercią Cezara nadeszły czasy charakteryzujące się brakiem pieniędzy w Rzymie. Wzrosły podatki, a w ślad za tym korupcja. Ostatecznie ilość pieniędzy zmniejszyła się o 90 procent. W rezultacie zwykli ludzie zaczęli tracić swoje domy i ziemię, tak jak to się działo, dzieje i będzie działo w Ameryce. Wkrótce dotknie to również tych nielicznych, którzy mają jeszcze własne domy i ziemię.

 

4. ZŁOTNICY ŚREDNIOWIECZNEJ ANGLII

Pierwszymi, którzy wprowadzili do obiegu papierowe pieniądze, byli Chińczycy. Było to w latach 618–907 n.e. Nazywano je wówczas „fruwającymi pieniędzmi” (były to swego rodzaju kwity bankierskie). Około roku 1000 n.e. prywatni kupcy chińscy z prowincji Sichuan wypuścili papierowe pieniądze zwane jiao zi. Z powodu oszustw w roku 1024 dynastia Song odebrała im prawo do ich emisji i sama zaczęła wypuszczać pierwsze państwowe pieniądze papierowe.

Mniej więcej w tym samym czasie podobną aktywnością wykazywali się Zmieniacze Pieniądza – ci, którzy go wymieniali, emitowali i manipulowali jego ilością – w średniowiecznej Anglii. Byli oni tak potężni, że kiedy działali razem, byli w stanie wpływać na sytuację ekonomiczną kraju. Nie byli to bankierzy w pełnym tego słowa znaczeniu. Owymi Zmieniaczami Pieniądza byli najczęściej złotnicy. Byli oni pierwszymi bankierami, ponieważ mając odpowiednie zabezpieczenia – skarbce i odpowiednio chronione pomieszczenia – zaczęli przechowywać złoto innych ludzi.

Pierwszym papierowym pieniądzem w Zachodniej Europie było pokwitowanie na złoto zostawione w depozycie u złotnika wystawione na skrawku szmacianego papieru. Jak mówi śpiewka:

 

Szmaty czynią papier, papier czyni pieniądz, pieniądz czyni banki, banki czynią pożyczki, pożyczki czynią żebraków, żebracy czynią łachmany.

 

Papierowy pieniądz przyjął się, ponieważ był wygodniejszy i bezpieczniejszy przy przenoszeniu niż duża ilość złotych i srebrnych monet. W celu uniknięcia niepotrzebnych wypraw do złotników depozytariusze zaczęli przekazywać pokwitowania depozytów złota innym podpisując je.

Po pewnym czasie w celu uproszczenia tego procesu pokwitowania zaczęto wystawiać na okaziciela a nie na poszczególnych depozytariuszy, co sprawiało, że można je było przekazywać bez potrzeby ich podpisywania. Proces ten zerwał jednak więzy istniejące dotąd między tymi pokwitowaniami i przekazanym w depozyt złotem.

W końcu złotnicy zauważyli, że tylko niewielka liczba depozytariuszy lub posiadaczy pokwitowań na okaziciela zgłasza się po złożone w depozyt złoto i zaczęli oszukiwać. Potajemnie pożyczali część powierzonego im złota i przywłaszczali sobie odsetki uzyskane z tych pożyczek. Następnie odkryli, że mogą drukować więcej pieniędzy (to znaczy pokwitowań na zdeponowane złoto), niż mają złota, wiedząc, że nikt tego nie będzie sprawdzał. Później odkryli, że mogą pożyczać te dodatkowo wypuszczone pieniądze i pobierać od nich odsetki. Był to początek procesu o nazwie „pożyczanie frakcyjnej rezerwy” oznaczającego pożyczanie takiej ilości pieniędzy, która przekraczała istniejące na nie pokrycie. Było to ewidentne oszustwo, które zaczęto traktować jako szczególnego rodzaju przestępstwo, kiedy ludzie zorientowali się, o co chodzi.

Złotnicy zaczęli od stosunkowo skromnych oszustw, pożyczając w postaci pokwitowań na depozyty złota jedynie dwukrotną lub trzykrotną równowartość faktycznie posiadanych w swoich skarbcach depozytów tego kruszcu. Ich pewność siebie i chciwość wkrótce wzrosły i zaczęli pożyczać cztero-, pięcio-, a nawet dziesięciokrotną równowartość posiadanych zapasów złota.

Tak więc, jeśli na przykład ktoś zdeponował u nich złoto o wartości 1000 dolarów, to pożyczali powołując się na nie 10‍ 000 dolarów w papierowych pieniądzach i zarabiali odsetki od tej sumy. I nikt nie mógł wykryć tego oszustwa. Tym sposobem złotnicy gromadzili coraz więcej bogactw i używali ich do gromadzenia coraz większej ilości złota. To właśnie to nadużycie zaufania – ewidentne oszustwo – po zaakceptowaniu go jako czegoś normalnego przeobraziło się w nowoczesny system bankowy. Jest to nadal to samo oszustwo i do tego połączone z bezprawnym, niczym nie uzasadnionym odstąpieniem prywatnym bankom prawa do druku pieniądza, które winno należeć wyłącznie do rządu.

Dzisiaj ta praktyka pożyczania więcej, niż się ma, nosi nazwę „bankowania frakcyjnej rezerwy” („fractional reserve banking”). Innymi słowy, banki mają do dyspozycji jedynie niewielką część rezerw, których potrzeba do pokrycia ich zobowiązań. Gdyby wszyscy posiadacze kont bankowych zgłosili się i zażądali jednocześnie swoich wkładów, okazałoby się, że pieniądze wyczerpałyby się im, zanim zdążyliby wypłacić 3 procent zobowiązań. Z tego właśnie względu banki stale obawiają się „runu na bank”. Jest to podstawowa przyczyna wręcz wrodzonej niestabilności banków, rynków papierów wartościowych i ekonomii poszczególnych krajów.

Bankom w Stanach Zjednoczonych wolno pożyczać maksymalnie dziesięć razy tyle, ile same posiadają. Dlatego wychodzą tak dobrze na pożyczkach dawanych na, powiedzmy, 8 procent. Lecz to nie te 8 procent rocznie stanowi ich zysk od pieniądza emitowanego przez rząd, ale 80 procent. To dlatego budynki banków są zazwyczaj największe w mieście. Każdy bank jest bowiem w rzeczywistości prywatną mennicą (w samych Stanach Zjednoczonych jest ich ponad 10‍ 000) wypuszczającą pieniądze w postaci pożyczek bez pokrycia przy jednoczesnym braku kosztów, nie licząc odsetek, które płacą depozytariuszom.

Script logo
Do góry