Mimo iż Crosse był amatorem, nie był durniem i zaczął podejrzewać, że jego aparatura została w jakiś sposób skażona jajami zwykłych Acari. Po dokładnym jej sprawdzeniu, a także pomieszczenia, Crosse z ulgą stwierdził, że nie może być mowy o skażeniu z jakiegokolwiek źródła bądź powietrza. Mimo to ten sumienny i rzetelny badacz, za jakiego uchodził, podjął kroki, których celem było wyeliminowanie możliwości jakiegokolwiek skażenia.
W tym czasie Crosse stracił zainteresowanie swoimi poprzednimi eksperymentami dotyczącymi wytwarzania kryształów i rozpoczął przygotowania do prowadzenia dalszych doświadczeń w tej nowej interesującej dziedzinie. Tego samego roku napisał dwa sprawozdania z tego doświadczenia. Jedno z nich zostało opublikowane w Transactions of the London Electrical Society (Protokoły Londyńskiego Towarzystwa Elektrycznego), a drugie w Annals of Electricity (Annały Elektryczności).
Wraz z rozchodzeniem się wieści o tym odkryciu miejscowi ludzie, w większości prości wieśniacy, doszli do przekonania, że Crosse albo zwariował, albo został opętany i pod koniec roku został wyklęty w całej Anglii. Często go obrażano, zaś wielu niegodziwców określało go mianem „bluźniercy” oraz obrazoburcy „naszej świętej religii”. Nieliczni okrzyknęli go „współczesnym Prometeuszem”.
20 lat wcześniej ukazała się drukiem książka Mary Shelley Frankenstein i wrogowie Crosse’a porównywali go do szalonego naukowca z tej powieści, któremu udało się „stworzyć życie przy pomocy elektryczności”.
Zirytowany tą formą ataku na swoją osobę napisał do swojego kolegi, żaląc się:
Spotykam się z tak olbrzymią dozą złośliwości i zniewag... w wyniku eksperymentów, że wygląda na to, iż ich wykonanie było przestępstwem.
Crosse’owi ulżyło nieco, kiedy dowiedział się, że inny, badacz amator, niejaki Weeks z Sandwich, powtórzył niektóre z jego eksperymentów z pomyślnym skutkiem stosując jeszcze bardziej rygorystyczne zabezpieczenia przed skażeniem.
Przed rozpoczęciem pracy Weeks wygrzewał całe wyposażenie w piekarniku w wysokiej temperaturze i używał wyłącznie wody destylowanej. Wszystkie naczynia napełniał pod osłoną rtęci używając „powietrza produkowanego” (chodzi o tlen). Wygrzewał nawet roztwory krzemionki. Acari pokazały się po półtora roku. W eksperymentach kontrolnych, w których stosowano wszystko z wyjątkiem elektryczności, żadne Acari nie pojawiły się.
Podbudowany tym faktem Crosse powrócił do swoich badań z nowym zapałem. Wprowadził innowacje – pozbył się porowatych kamieni i zaczął używać szklanych cylindrów wypełnionych skondensowanymi roztworami azotanu miedzi, siarczanu miedzi i siarczanu cynku. Acari pojawiły się ponownie, tyle że tym razem na ściance i pięć centymetrów pod powierzchnią roztworu. Zauważył przy tym, że jeśli wynurzyły się z roztworu i następnie przypadkowo do niego z powrotem wpadły, z miejsca ulegały „zniszczeniu”.
To bardzo intrygująca sprawa. Siarczan cynku, podobnie jak pozostałe związki cynku, jest bardzo trujący, zaś siarczan miedzi i azotan miedzi są stosowane jako środki przeciw insektom. Najwidoczniej macica Acari jest jednocześnie ich grobem! To niezwykłe, że rodzą się w tym płynie i nie mogą do niego wrócić!
Następnie Crosse zastosował jeszcze silniejszą substancję – kwas wodorofluorowy (HF), który jest tak silny, że do jego przechowywania stosuje się woskowane butelki, ponieważ rozpuszcza on szkło. Do kwasu zawierającego roztwór krzemionki (H2SiF6) był zanurzany na głębokość 5 centymetrów mały kawałek kwarcu. Kwarc był ciągle poddawany „ujemnej elektryfikacji”. Po ponad 12 miesiącach pojawiły się na nim trzy Acari. W kolejnym eksperymencie Crosse zastosował roztwór krzemionki przygotowany tak samo jak poprzednio. Tym razem użył hermetycznie zamkniętych naczyń. Po podłączeniu baterii z roztworu zaczęły uwalniać się wodór i tlen, zaś w 140 dniu zobaczył jedno z malutkich stworzeń czołgające się po ściance retorty. W tym momencie zdał sobie sprawę, że zapomniał włożyć do niej coś, na czym ten insekt mógłby spocząć, i nie minęło wiele czasu, kiedy insekt wpadł z powrotem do kwasu i rozpuścił się w nim! Eksperymentator był bardzo zdziwiony, że w tak kaustycznym roztworze mogło się coś narodzić!
Crosse z uwagą podsumował swoje obserwacje z poprzednich eksperymentów z Acari i stwierdził, że:
• Na samym początku Acari pojawia się „w bardzo malutkiej, białawej półkuli”, która formuje się na powierzchni elektryfikowanej substancji. Czasami pokazuje się w pobliżu dodatniego, a czasami ujemnego bieguna, niekiedy zaś między dwoma lub w środku elektryfikowanego płynu, a czasami wszędzie.
• Po kilku dniach drobinka zaczyna powiększać się, wydłużając w kierunku pionowym, a następnie zaczyna wypuszczać białawe, falujące odnóżki, które bardzo łatwo zauważyć przez lupę o małym powiększeniu.
• Następnie pojawiają się pierwsze oznaki życia. Dotknięte czymś ostrym, wypustki te, twierdzi Crosse, natychmiast kurczą się i opadają „jak zoofity na mchu”, lecz po usunięciu obcego ciała ponownie się prostują.
• Po kilku dniach wypustki te stają się odnóżami i szczecinkami i ostatecznie powstaje doskonały Acarus electricus. Odczepia się on od miejsca narodzenia i jeśli znajduje się pod powierzchnią płynu, wspina się po drucie, którym płynie prąd, a następnie ucieka z naczynia. Jeśli którykolwiek z nich zostanie później wrzucony z powrotem do cieczy, w której się narodził, z miejsca tonie.
Crosse podaje również, że nigdy nie słyszał, aby jakikolwiek Acarus został stworzony pod powierzchnią cieczy bądź z jajeczek wyrzucających na zewnątrz wypustki, lub by kiedykolwiek udało się komukolwiek zaobserwować jajeczka przed „elektryzacją, z wyjątkiem przypadku kiedy pewna liczba tych insektów osiągnąwszy dojrzałość, gromadziła się i zaczynała produkować jajeczka”.
Jedynym uznaniem, jakie kiedykolwiek spotkało Crosse’a ze strony luminarzy nauki, było pismo od Faradaya, które odczytano w Królewskim Instytucie. Faraday stwierdza w nim, że podobne zjawiska występowały w czasie jego własnych eksperymentów, lecz nie potrafił rozstrzygnąć, czy traktować je „jako przypadek stworzenia, czy też ożywienia”.
Najwidoczniej cienka linia oddzielająca zwierzęta od minerałów i roślin jest lekko zamazana.
Innym, mało znanym pionierem nauki, który odważył się przekroczyć tę linię, był hinduski naukowiec Jagadis Chandra Bose. Podobnie jak Crosse nie był on w dobrych stosunkach z akademią nauk i znaczna część jego prac została zignorowana i zlekceważona. Był to ten sam człowiek, który w roku 1895 miał pokaz naukowy w ratuszu Kalkuty, któremu przewodniczył gubernator Bengalu, Alexander Mackenzie.
W czasie tego pokazu Bose przesłał przy pomocy swojego „metalicznego coherera” fale radiowe z sali, w której odbywał się pokaz, do pomieszczenia położonego w odległości 75 stóp (22,5 m), w którym na trójnogu znajdował się odbiornik wystrzeliwujący ciężką kulę w powietrze, odpalający pistolet i niewielką minę. (Wszystko to działo się w czasie, gdy Marconi, uważany powszechnie za wynalazcę radia, przebywał jeszcze w Bolonii i biedził się przy próbach przesyłania fal elektrycznych bez drutu. Dopiero rok później udzielono mu patentu na bezprzewodowe przesyłanie fal elektrycznych).
To właśnie w czasie prac nad swoim metalicznym cohererem Bose zauważył, że po dłuższym okresie używania staje się on mniej czuły, a po pewnym okresie nieużywania, jakby się regeneruje. Bose przeprowadził badania dotyczące zmęczenia metalu i w końcu opracował urządzenie, które nazwał Crescographem. Urządzenie było równie doskonałe w użyciu, jak proste w budowie. Jego działanie opierało się na zastosowaniu prostej „optycznej dźwigni”. Kiedy na jednym końcu następował najmniejszy, niedostrzegalny gołym okiem ruch, drugi koniec odbijał wiązkę świetlną przy zastosowaniu małego lusterka i wyświetlał ją na usytuowanym kilka metrów dalej ekranie. Wynikowe ruchy świetlnej wiązki były powiększone „dziesięć milionów razy”.
Stosując to urządzenie Bose’owi udało się wykazać, że poddane zewnętrznej stymulacji zwierzęta, rośliny i metale reagują dokładnie w ten sam sposób. Kiedy metale i rośliny były poddawane działaniu chloroformu i innych środków odurzających, ich ruchy, wzmocnione przez wyżej opisane urządzenie, wykazywały reakcje podobne do tych, jakie uzyskujemy znieczulając zwierzęta. Kiedy stosowano ogień, zarówno rośliny, jak i minerały doznawały urazu z powodu bólu, po czym następował, jeśli były nadal trzymane w ogniu, nagły dreszcz, a następnie znieruchomienie – prosta linia będąca zapisem śmierci. Działanie trucizn, kwasów i innych stymulantów wywoływało podobne reakcje.
Można by się zastanawiać, biorąc pod uwagę wyżej opisane obserwacje, czy naukowy establishment nie pospieszył się trochę odrzucając teorię abiogenezy – powstawania istot żywych z materii nieorganicznej lub z organicznej materii nieożywionej.
Powtórzenie eksperymentów Crosse’a wymagałoby poświęcenia dużej ilości czasu, gdyby ktoś chciał to zrobić, niemniej można by było dzięki temu dojść do ostatecznych wniosków, a może i do czegoś więcej.
Co by nie mówić, ostateczne słowo należy do Crosse’a:
Tworzenie jest formowaniem czegoś z niczego. Anihilacja jest redukcją czegoś do niczego. Oba te akty są oczywiście wyłącznym atrybutem Wszechmogącego.
Dziwnym zbiegiem okoliczności Crosse zmarł podobnie jak jego Acari w tym samym pokoju, w którym się urodził. Stało się to 6 lipca 1855 roku; miał wówczas 71 lat.
Przełożył Jerzy Florczykowski
Przypisy:
1. Chodzi o teoretyczną uniwersalną emanację wszelkich form życia, którą można rzekomo zbierać przy pomocy odpowiedniego urządzenia, a następnie używać do przywracania zdrowia psychicznego. – Przyp. tłum.
Bibliografia:
1. Rupert T. Gould, Oddities: A Book of Unexplained Facts (Osobliwości: księga niewytłumaczalnych faktów), P. Allen & Co., Londyn, 1928.
2. Peter Tompkins, The Secret Life of Plants (Tajemnice życia roślin), Penguin, Middlesex, 1974.
3. S.W. Tromp, Psychical Physics (Psychiczna fizyka) Elsvier Publishing Co., Londyn, 1949.