CHORY SYSTEM PAŃSTWOWEJ SŁUŻBY ZDROWIA

Stany Zjednoczone mają najgorszy system państwowej służby zdrowia wśród państw uprzemysłowionych mimo wydawania ogromnych pieniędzy na badania i opiekę lekarską. Kraj ten pozostaje w tyle w wielu obszarach wiedzy medycznej, szczególnie gdy ci, którzy czerpią zyski ze złej nauki, wzywani są do obrony przed efektywniejszymi i tańszymi lekami oraz metodami, takimi jak skromna, ale żywa oceaniczna woda Quintona.

Spójrzmy na międzynarodowy przemysł farmaceutyczny. Ma on taką siłę i bogactwo, że kontroluje nie tylko FDA, ale i amerykańskie prawodawstwo oraz politykę związaną ze służbą zdrowia. Weźmy dla przykładu przekręt z cholesterolem. Dawniej federalne wytyczne w odniesieniu do cholesterolu mówiły, że ktoś z 300 mg cholesterolu w dziennej diecie, z poziomem HDL (dobrego cholesterolu) we krwi wynoszącym 35 mg na decylitr był traktowany jako osoba z nienormalnym jego poziomem wymagająca leczenia. Jednak za „poradą” potężnego przemysłu farmaceutycznego wytyczne te niedawno zmieniono. Obecnie za akceptowalne uważa się mniej niż 200 mg cholesterolu w dziennej diecie i mniej niż 40 mg dobrego cholesterolu (HDL) na decylitr (Journal of the American Medical Association, 2001; 285:2486-2497). Mówiąc prościej, oznacza to, że zgodnie ze starymi zaleceniami 13 milionów ludzi zmuszano do stosowania obniżających cholesterol leków, a zgodnie z nowymi – 36 milionów ludzi, co przekłada się na miliardy dolarów dodatkowych zysków dla firm farmaceutycznych.

Jednocześnie ci sami producenci leków byli bardzo wstrzemięźliwi w publikowaniu czegokolwiek mówiącego o skutkach wywoływanych przez leki obniżające poziom cholesterolu, czyli depresjach, agresywnych zachowaniach, samobójstwach, wzroście ryzyka zawału i, jak wynika z badań, obniżeniu efektywności układu odpornościowego. Wygląda na to, że robi się nam pranie mózgów przy pomocy swego rodzaju mitologii lekowej, która wmawia nam, że choroby są skutkiem niedostatku leków i że można je wyleczyć jedynie zwiększając ich konsumpcję.

Co stałoby się z międzynarodowymi kartelami farmaceutycznymi, gdyby na rynku pojawił się nagle lek na raka i to poza ich kontrolą? Ponieważ istnieją one wyłącznie po to, aby „uśmierzać objawy” (kontrolować chorobę), a nie by cokolwiek leczyć, nietrudno sobie wyobrazić, że cała nasza finansowa/medyczna infrastruktura mogłaby się z tego powodu załamać. Posiadacze akcji firm farmaceutycznych chcą dywidend, a nie leczenia i położenia kresu ludzkiej niedoli, co ograniczyłoby zyski. Podobne historie można usłyszeć o substytutach paliw kopalnych i innych mogących zmienić ludzkie życie odkryciach i wynalazkach, które w rezultacie interwencji konkurencji nigdy nie trafiły na wolny rynek.

Podobnie jest z bezpiecznym substytutem krwi do transfuzji, który może zagrozić wielu bogatym i potężnym działom rynku medycznego, i dlatego są niewielkie szanse, że kiedykolwiek ujrzy on szerzej światło dzienne... w rezultacie możemy to sobie tylko wyobrażać. A „wizualizacja bez rzeczywistego działania jest jedynie marzeniem”, jak twierdzi dr Buche. Proszę traktować ten artykuł jako początek działania – być może waszego działania!

 

SZUKANIE „ŻYWOTNEGO” ROZWIĄZANIA

Wodę morską można podawać doustnie bądź w zastrzykach, jednak pozyskiwanie jej do konsumpcji nie jest rzeczą łatwą – wymaga wiedzy, ostrożności i właściwego sprzętu. Woda morska ma różny skład i nie można jej pozyskiwać w sposób przypadkowy. Jej skład zmienia się w zależności od odległości od wybrzeża, klimatu oraz morskiej flory i fauny. W drodze z oceanu do butelki nie może zetknąć się z metalem, musi pozostawać w niskiej temperaturze, ponieważ podgrzewanie bezpowrotnie niszczy jej ożywcze właściwości. Musi być transportowana i przechowywana w naczyniach wykonanych ze szkła lub plastyku przeznaczonego do przetrzymywania żywności. Wreszcie musi być sprawdzona i oczyszczona na zimno, tak by nie spowodowało to zmiany jej cech i żeby zachowany został stan żywego roztworu. (Więcej szczegółów na temat pozyskiwania wody morskiej można znaleźć na stronie internetowej zamieszczonej pod adresem www.truthquest2.com).

Woda morska w jej oryginalnym pierwotnym stanie zawierała zaledwie jedną trzecią ilości soli, jaką zawiera obecnie i ten fakt wciąż znajduje odzwierciedlenie w zawartości soli we krwi i łzach. Po latach oceany uległy koncentracji i ich woda jest obecnie za słona, aby można ją było pić w dużych ilościach. Aby stosować wodę oceaniczną jako plazmę krwi, musi być ona rozcieńczona ultraczystą wodą do takiego samego stężenia, jakie występuje w plazmie krwi, a konkretnie do dziewięciu gramów soli na litr. Może być spożywana w formie rozcieńczonej lub nie rozcieńczonej jako doskonały mineralny suplement, ale jedynie przez tych, którzy nie mają uczulenia na sód, i to wyłącznie w niewielkich ilościach, na przykład jednorazowo w ilości jednej uncji (0,03 litra) kilka razy dziennie, jeśli zachodzi taka potrzeba.

Niezmiernie ważną sprawą jest rozcieńczanie jej czystą wodą źródlaną, ponieważ, czego dowodzi wiele badań, chlorowana woda ma ten sam niszczący wpływ na wodę oceaniczną, jak na organizm człowieka. Francuzi rozwiązali to właściwie – zamiast dodawać do wody przeznaczonej do picia tańszy wybielacz (chlorek) ozonują ją.

Dokładne własności morskiej wody stanowią dla współczesnej nauki zagadkę. Mimo ogromu naszej technicznej biegłości pełna natura morskiej wody nie poddaje się analizie. Zawiera ona jakąś cechę żywotności nie wynikającą z sumy jej poszczególnych części. Nie da się jej odparować i zrekonstruować lub zsyntetyzować w chemicznym laboratorium. Wielki francuski naukowiec Antoine Béchamp traktował krew bardziej jako rodzaj płynnej tkanki niż ciecz.

Woda morska ma też w sobie coś, co czyni ją czymś więcej niż „tylko wodą”. Podtrzymuje życie, czego dowiódł laureat Nagrody Nobla Alexis Carroll, który utrzymywał w niej przy życiu przez 26 lat kawałek tkanki z serca kurczaka, zmieniając ją codziennie tylko po to, aby usunąć produkty odpadowe metabolizmu.

W rzeczywistości można by powiedzieć, że nosimy w sobie ocean i że to bogate w odżywki medium jest źródłem życia. Każda komórka ludzkiego organizmu kąpie się w nim i odżywia. Wychwytuje ono i odprowadza z komórki produkty odpadowe metabolizmu. Zawiera żywotną siłę w przeciwieństwie do roztworu soli, jaki oglądamy w znanych pojemnikach w każdym szpitalu, który jest niczym innym jak roztworem soli kuchennej w zwykłej wodzie. Przetworzona sól kuchenna niewiele przypomina surową, nie przetworzoną, bogatą w substancje mineralne sól morską, której powinniśmy używać, i nasze zubożone organizmy ponoszą tego konsekwencje.

Gdybym musiała poddać się zabiegowi chirurgicznemu, chciałabym przez zaśnięciem zobaczyć w worku z kroplówką nad swoją głową „oceaniczna plazmę”. Świat potrzebuje kogoś odważnego i z wyobraźnią, kto miałby odwagę zainicjować pierwsze próby na człowieku z transfuzją wody morskiej. Świat potrzebuje kogoś, kto rozszerzyłby próby przeprowadzone przez René Quintona na zwierzętach i dokonał stanowiącego prawdziwy postęp skoku w przyszłość.

 

O autorce:

Dianne Jacobs Thompson jest absolwentką Western Washington State University (Uniwerytet Stanowy Zachodniego Waszyngtonu), w którym w roku 1976 uzyskała stopień naukowy ze sztuki, po czym ukończyła Central Washington State University (Uniwersytet Stanowy Środkowego Waszyngtonu), gdzie zdobyła kwalifikacje nauczyciela sztuki ze specjalizacją w zakresie dziennikarstwa. Przez ostatnie 20 lat uczyła w szkole publicznej, a od roku 1981 zajmuje się badaniami i pisaniem na tematy z zakresu medycyny alternatywnej. Większość jej artykułów dotyczy zagrożeń kryjących się w konwencjonalnej medycynie oraz alternatywnych możliwości uzdrawiania. Ma stronę internetową zamieszczoną pod adresem www.truthquest2.com. Skontaktować się z nią można pisząc na adres poczty elektronicznej t_ospeaks@yahoo.com.

 

Przełożył Jerzy Florczykowski

 

Script logo
Do góry