CO ZATEM Z LUDŹMI?

Ludzie po prostu nie pasują do wzorca rozwoju naczelnych na Ziemi. Proszę zawrócić uwagę, że użyłem słowa rozwoju zamiast ewolucji. Gatunki, które tu się pojawiały, rzeczywiście podlegały w czasie zmianom morfologicznym. Nazywa się to mikroewolucją, ponieważ chodzi o zmiany w częściach ich organizmów. Darwiniści stosują nie dające się zaprzeczyć elementy mikroewolucji do ekstrapolowania prawdziwości makroewolucji, która oznacza zmianę gatunków w bardziej rozwinięte formy, co wcale nie wynika z danych uzyskiwanych z badania sfosylizowanych szczątków, szczególnie gdy chodzi o fizjologię człowieka.

Jak wykazaliśmy, ludzie zostali wpasowani przez darwinistów w sfosylizowane szczątki, w miejsce, które należy nie do nich, ale do żyjących jeszcze dziś hominidów (Wielka Stopa, Człowiek Śniegu etc.). Co więcej, ludzie zostali wpasowani w naczelne, mimo iż jest w nich bardzo mało tego, a właściwie nic istotnego, co by pasowało do wzorca naczelnych. W rzeczywistości, gdyby nie desperacka potrzeba darwinistów utrzymywania ludzi w bliskim związku z naczelnymi, już dawno mielibyśmy swoją własną nawę gatunkową i z całą pewnością będziemy ją mieli, gdy prawda wyzwoli się z puszki oszustw darwinistów.

Inaczej mówiąc, kości naczelnych są znacznie grubsze i cięższe od ludzkich. Mięśnie naczelnych są pięć do dziesięciu razy silniejsze od naszych. (Każdy kto miał do czynienia z małpami człekokształtnymi wie, jak niezwykle silne są one w porównaniu do swoich rozmiarów). Skóra naczelnych pokryta jest sierścią – długim, grubym, wyraźnie widocznym włosem. Nasze włosy są przeważnie niewidoczne. Włosy naczelnych są grube z tyłu a cienkie z przodu, z naszymi jest natomiast zupełnie odwrotnie. Naczelne mają duże okrągłe oczy zdolne do widzenia w ciemnościach, podczas gdy my mamy w porównaniu z nimi tę zdolność bardzo ograniczoną. Naczelne mają małe, bardzo „proste” w porównaniu z naszymi mózgi. Nie posiadają zdolności modulowania głosu w mowę. Seksualność naczelnych bazuje na cyklu rui u samic (aczkolwiek niektóre z nich, na przykład szympansy bonobo, uprawiają seks również poza tym okresem). W przypadku żeńskich osobników człowieka efekty rui są w znacznym stopniu zredukowane.

Listę tę można ciągnąć dalej, wymieniając wiele innych różnic, ale wszystkie one bledną wobec najistotniejszej rozbieżności: wszystkie naczelne mają 48 chromosomów, natomiast ludzie „tylko” 46. Dwa całe chromosomy to kawał DNA usuniętego z ludzkiego genomu, a mimo to to uszczuplenie uczyniło nas „nadrzędnymi” w wielu dziedzinach. Coś tu jest nie tak. Nie ma również sensu to, że nawet mimo dwóch brakujących chromosomów dzielimy z szympansami 95 procent ich genomu a z gorylami około 90 procent. W jaki sposób można by te liczby zinterpretować i wyjaśnić? Otóż, nie ma takiego wyjaśnienia.

Coś tu nie gra. Ktoś zamieszał w genetycznym kotle.

 

ISTOTA ŻYCIA

Dzikie rośliny i zwierzęta mają tendencję do rozmnażania się w obrębie osobników własnego gatunku i właśnie z tego względu zastój (stasis) jest dominującą cechą życia na Ziemi. Gatunki pojawiają się i zasadniczo pozostają takie same (poza powierzchownymi zmianami w wyniku mikroewolucji) aż do momentu, gdy następuje ich zagłada, bez względu na jej przyczynę (katastrofy, niezdolność do konkurowania o zasoby etc.). Kiedy pojawiają się „wadliwe” egzemplarze, prawie zawsze nie są zdolne do przekazania swojej wady do wspólnego dla swojego gatunku genomu. Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo przekazania potomstwu negatywnej mutacji, która nie zabija jednostki, co przeczy temu, co głoszą darwiniści, ponieważ według nich tak właśnie przebiega ewolucja. Wszystkie genomy mają wbudowany mechanizm testowania i równoważenia znaczących zmian jakiegokolwiek rodzaju i właśnie z tego względu zastój jest dominującą cechą całego życia od momentu jego powstania tutaj. Egzemplarze z aberracjami zostają skutecznie usunięte i to jeszcze w trakcie procesu reprodukcji lub tuż po jego zakończeniu (w momencie narodzin). Wadliwe kopie zostają skasowane.

Ta kasacja wadliwych egzemplarzy zachodzi u większości gatunków. Większość genomów jest i pozostanie zadziwiająco czysta, pozbawiona genetycznych defektów. Wszystkie gatunki są podatne na generowanie błędów w trakcie procesu reprodukcyjnego, takich jak na przykład złe połączenia między plemnikiem i jajem. U ssaków wywołuje to zjawisko spontanicznej aborcji, porodów martwych lub przypadków urodzin potomstwa z wadami wrodzonymi. Istnieje jednak kilka cennych ułomności, które „pływają” sobie w zbiorniku genów różnych „dzikich” lub „naturalnych” gatunków. Jedynym miejscem, gdzie można doszukać się istotnych defektów genetycznych rozprzestrzenionych na całe gatunki są udomowione rośliny i zwierzęta i mogą być one, i często bywają, liczne.

Najwyraźniej wygląda na to, że udomowione rośliny i zwierzęta zostały genetycznie ukształtowane przez „zewnętrzną interwencję” w jakimś momencie w odległej przeszłości. (Zainteresowanych tą sprawą odsyłam do mojego artykułu „Kreacja poprzez interwencję z zewnątrz”, gdzie omawiam to zagadnienie w szczegółach).9 Udomowione zwierzęta w tak wielu miejscach odbiegają od dzikich, naturalnych gatunków, że porównywanie ich z tymi ostatnimi nie ma sensu. Jak wynika z powyższych rozważań, to samo dotyczy ludzi i naczelnych, z których rzekomo wyewoluowaliśmy. To tak, jakbyśmy chcieli porównywać jabłka z pomarańczami.

My, ludzie, mamy około 4000 genetycznych defektów rozrzuconych po całym, wspólnym nam, genetycznym zbiorniku. Warto to przemyśleć. Żaden inny gatunek nawet nie zbliża się do tej liczby. Z kolei obraz naszego mitochondrialnego DNA dowodzi, że jako gatunek istniejemy dopiero od około 200 000 lat. Przypominacie sobie państwo fosylia pierwszego człowieka z Cro-Magnon zachowane w warstwie sprzed 120 000 lat? To doskonale pasuje do powstania małych „protogrup” około 200 000 lat temu. (Z całą pewnością są fosylia ludzi identycznych z tymi z Cro-Magnon z okresu sprzed 120 000 lat, lecz jest mało prawdopodobne, żeby byli oni szeroko rozproszeni po świecie, w związku z czym znalezienie ich fosyliów w warstwach pochodzących z okresu około 200 000 lat temu jest mało prawdopodobne. Oczywiście ich szczątki mogły ulec fosylizacji, ale nie stawiałbym na to jak na pewniaka. Fosylizacja zachodziła dosyć rzadko).

Jeśli tak było, to w jaki sposób ponad 4000 genetycznych defektów znalazło drogę do genetycznego zasobu człowieka, w sytuacji gdy tak rozprzestrzenione w całym genomie defekty u dzikich i naturalnych gatunków są bardzo rzadkie, a czasami w ogóle nie występują? (Nawet sam Darwin zauważył duże podobieństwo biologicznych i fizycznych cech człowieka do podobnych cech występujących u udomowionych zwierząt). Mogło do tego dojść tylko wtedy, gdy pierwsze egzemplarze (nie więcej niż kilka pierwszych reprodukcyjnych par) miały już cały ładunek wad w swoim genomie. To jedyny sposób na wytłumaczenie tego, dlaczego Eskimosi, Watussi10 i reszta ludzkości może podlegać tym samym genetycznym zaburzeniom.

Gdybyśmy pochodzili od małp człekokształtnych, przy którym to poglądzie upierają się darwiniści, wówczas te małpy musiałyby posiadać bardzo dużą liczbę naszych genetycznych zaburzeń. A tak nie jest. Jeśli istniejemy dopiero od około 200 000 lat, to jedynym wytłumaczeniem występowania w nas tych wszystkich zaburzeń jest umieszczenie ich w naszym genetycznym zasobie w drodze manipulacji genetycznej w założycielskiej generacji naszego gatunku i spowodowanie, że będą one przekazywane kolejnym pokoleniom. Oczywiście, udomowione rośliny i zwierzęta musiały uzyskać swoją nadmierną liczbę genetycznych defektów w ten sam sposób. Po prostu nie mogło być inaczej.

 

OSTATNI GWÓŹDŹ DO TRUMNY...

Kiedy zapytano Einsteina, nawiązując do teorii względności: „Jak pan to zrobił?” – Einstein odrzekł: „Zignorowałem aksjomaty”. Każdy z nas musi zrobić to samo, jeśli chce zbliżyć się do prawdy na temat pochodzenia rodzaju ludzkiego.

Darwiniści żądają, abyśmy uwierzyli w teorię bazującą na aksjomacie: „Istnieją dane świadczące, że nasi przodkowie żyli w lasach. Istnieją równie dobre dane świadczące, że nasi przodkowie żyli na afrykańskich sawannach, żywiąc się upolowaną tam zwierzyną. Tak więc, można założyć, że jakoś przeszli z lasów na sawanny”. Sztuczka darwinistów polega na zręcznym wyjaśnieniu tego faktu.

Teoretycy sawanny żądają, abyśmy uwierzyli, że 5 do 10 milionów lat temu kilka grup mioceńskich małp człekokształtnych żyjących w lasach, zmuszonych przez warunki panujące w środowisku, w którym bytowały, zaryzykowało wyjście na sawanny i rozpoczęło tam wspólne bytowanie. Oznacza to, że musiały przejść z zakładanego u wszystkich mioceńskich małp poruszania się na czterech kończynach do postawy pionowej, rezygnując w ten sposób z łatwości i szybkości poruszania się na czterech łapach. Te pierwsze grupy musiały dawać sobie radę z nie zmodyfikowanymi jeszcze miednicami, nie dostosowanymi jednołukowymi kręgosłupami, absurdalnie umięśnionymi udami i pośladkami, głowami osadzonymi pod niewłaściwym kątem, wlokąc się na krawędziach długopalczastych, źle przystosowanych stóp i stanowiąc w ten sposób dla drapieżników sawanny smakowite skórzane worki wypełnione zakąskami. Jeśli jakikolwiek idiotyczny wzorzec zasługiwałby na ponowne przemyślenie przez swojego twórcę/ twórców, ten byłby pierwszy w kolejności.

Script logo
Do góry